{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Z bieżni do... freak fightów. Zaskakujące nowe zajęcie Jakuba Krzewiny
Filip Kołodziejski /
Halowy mistrz świata z Birmingham, Jakub Krzewina, został zdyskwalifikowany na 15 miesięcy. Taką decyzję 17 października podjął Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie. 33-latek nie zamierza jeszcze ogłaszać zakończenia kariery. Być może spróbuje sił w... sportach walki.
Szef Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA) Michał Rynkowski nie daje większych szans Krzewinie na odwołanie od decyzji, która zapadła kilka dni temu. – Bardzo wiele wskazuje, że jest to decyzja ostateczna. Żeby sytuacja uległa zmianie musiałyby wystąpić naprawdę poważne argumenty: rażące naruszenie procedur, udowodniona niezależność arbitra. Nie zapowiada się na to – przekazał.
Dla Krzewiny ostatnie dni są najtrudniejszymi w karierze. 33-latek od lat zmaga się również z urazami. Nie został powołany do składu reprezentacji na mistrzostwa świata w Eugene i mistrzostwa Europy w Monachium. Jak podkreśla nie ma zamiaru się poddawać.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Kilka dni temu w świat poszła wieść o twoim zawieszeniu. Jak się trzymasz?
Jakub Krzewina: – Nie wiem, co robić dalej. Czekanie piętnaście miesięcy jest przerażające. Mam już 33 lata. Nadal nie podjąłem żadnej wiążącej decyzji. Jestem w kropce.
– Jaki jest twój stan psychiczny?
– Jest trudno. Wiem, że popełniłem błąd. Moja wina. Kwestie papierkowe i przepisowe dały o sobie znać. Ze spokojną głową poleciałem do Tokio. Potem była sprawa w Lozannie. Byłem przekonany, że wszystko skończy się pozytywnie. Myliłem się. Boli, że w tych czasach ludzie czytają przede wszystkim tytuły i nagłówki. Nie to, co jest w artykułach. Nie pozwolę, by nazywano mnie "dopingowiczem", "krętaczem" czy "koksiarzem". Napisałem oficjalne oświadczenie na Facebooku. Nie chcę wchodzić w dyskusję z ludźmi. Nie tłumaczę własnego zachowania, chcę jedynie pokazać, iż nie ma tam mowy o dopingowej wpadce i celowym unikaniu kontroli. Było, jak było. Za błędy się płaci. W środku dominuje złość. Ta sytuacja męczy też moją rodzinę.
– Nie wierzę, że zawiesisz kolce na kołku i powiesz: "Dobra, odpuszczam i rezygnuję…".
– Przeszły mnie dreszcze i mam gęsią skórkę, gdy to mówisz. Trudno będzie się poddać. Mimo wszystko jestem na rozdrożu. Kocham sport, chociaż za coś trzeba się utrzymać. Procesy też kosztowały dużo pieniędzy. Wynajęcie adwokata podobnie. Zawieszenie wiążę się z brakiem możliwości profesjonalnych treningów. Mam nadzieję, że jak pójdę na boks, to nikt się nie przyczepi. Muszę się zagłębić w szczegóły. Na tę chwilę nie wiem czy ogłaszać koniec kariery w lekkiej, czy brać się za sporty walki. Codziennie biję się z myślami.
– System ADAMS napsuł ci najwięcej zdrowia w życiu?
– Ludzie myślą, że działa ze mną sztab osób, które wszystkiego pilnują. Tak nie jest. Lekkoatleci mają ograniczone możliwości. Nie jesteśmy milionerami. Wpadki się zdarzają. Miałem trudny okres w życiu. Wiele na głowie: najpierw operacja, potem ślub. W oświadczeniu tłumaczę, jak było. Siedzi w głowie, że przez własne niedopatrzenie mam kompilacje. Nie zmienia to jednak faktu, że POLADA też zawiodła. Pojawiły się proceduralne błędy. Dostałem pismo po pierwszym kwartale, że mam pierwszy błąd, a był już drugi. Wprowadzili zamieszanie. Nie dotrzymywali terminów pism. W Lozannie podjęto taką, nie inną decyzję.
– Jak widzisz przyszłość 400-metrowców w Polsce?
– Obawiam się. Oby niesłusznie. W Tokio pokazaliśmy moc, chociaż czegoś zabrakło. Pojawiają się na szczęście młodzi zdolni. Bardzo poprawiła się infrastruktura. Liczę, że za kilka lat to dzieci, które szkolę będą cieszyły się z wygranych.
– Ostatnie kilkanaście miesięcy w twoim życiu to istny rollercoaster.
– Zdecydowanie. Wszystkie historie wymęczyły mnie, ale również rodzinę. Chciałbym tego uniknąć w przyszłości. Raz się jest u góry, raz się spada. Liczę, że odbiję się i wskoczę na wyższy poziom. Wierzę, że wiele kwestii w życiu się wyprostuje. Może spróbuję sił w sportach walki. Jestem pasjonatem mieszanych sztuk walki. Szkolę się w tym kierunku od dłuższego czasu. Znam podstawy. Jak będzie więcej czasu, to mogę się temu poświęcić.
– Spotkaliśmy się na konferencji przed galą FAME MMA 16. Co robisz na tym wydarzeniu?
– Jestem w nowej roli, jako ochroniarz. Potrzebuję odbudować się finansowo. Poprzednie źródła dochodu się wyczerpały. Radzę sobie. Poza tym skończyłem niedawno kurs trenerski. Prowadzę sekcję lekkiej atletyki drużyny Wiary Lecha w Poznaniu. Są też zajęcia indywidualne. Korzystam z doświadczenia. Pomagam innym. Nie wyobrażam sobie życia bez sportu.
– Czekasz na propozycję walki?
– Od osiemnastu lat jestem w lekkiej atletyce. Nie mogłem się na maksa poświęcić sportom walki. Mimo wszystko w przerwach pomiędzy zgrupowaniami chodziłem na boks. Najczęściej był to jeden trening w tygodniu. W moim trybie życia trudno było wygospodarować więcej czasu. Zdarzały się jednak sparingi. Nie ćwiczyłem parteru. Nie chciałem ryzykować. Miałem kłopoty z kręgosłupem i kolanem. Omijałem dźwignie. Teraz, gdy mam wolne, być może pójdę w kierunku tej dyscypliny. Jestem aktywny przez całe życie. W gronie przyjaciół prawie każdy trenuje sporty walki. Nie jest to dla mnie nic nowego.
– Dostałeś już rady od profesjonalnych zawodników?
– Nie pcham się na afisz. Rad udzielają bliscy koledzy. Poznań ma mocną sekcję sportów walki. Chcę z tego skorzystać.
– Jak zapatrujesz się na freak fighty?
– Rozumiem plan na biznes. Nie kręcą mnie jednak dymy. Obowiązuje tu inna gadka. Amerykański styl. Jeszcze nie mój klimat, ale cieszę się, że obserwuję to od środka. Nie jestem showmanem przed kamerami. Liczy się przede wszystkim sportowy szacunek.