Grał z Henrichem Mchitarjanem, "kręcił" na boisku Benjaminem Mendym. Z Pjunikiem Erywań zdobywał Puchar Armenii. A urodził się w Łodzi, na Bałutach, choć jest Ormianinem z krwi i kości. – Umiem obsługiwać broń, ale mam nadzieję, że ta umiejętność nigdy mi się nie przyda – wierzy Agwan Papikyan.
Co powiedział o nim Willy Sagnol? Czy naprawdę Steven Gerrard kazał na niego polować? Jakie obrazki znalazłyby się na pocztówce z Bałut? Czym dla Ormian jest gra Pjuniku Erywań w Lidze Konferencji? Jakim brandy oblewał puchar Armenii? Ile kosztuje gra w Realu Madryt? I dlaczego nie mógłby mieszkać w Moskwie?
Nie tylko odpowiedzi na te pytania zna piłkarz Wisły Puławy, który pod meczową koszulką nosi jeszcze biały t-shirt z napisem "Stop War". Bardzo ważny, bo w nocy z 12 na 13 września Azerbejdżan zaatakował Armenię. Zginęło 135 Ormian.
To jest rozmowa o strachu i służbie wojskowej. O łzach i atakach rakietowych. O niepewności i o wstydzie. O życiu i śmierci. O Armenii i jej cierpieniu. A nie tylko o piłce.
Krystian Juźwiak (TVP SPORT): – Czym jest Góra Ararat?
Agwan Papikyan (Wisła Puławy): – Trudne pytanie, bo urodziłem się w Polsce. A dla rodziców, dla Ormian jest symbolem. To nasza góra, choć teraz po tureckiej stronie granicy. Ale widać ją z Erywania. Nawet nie trzeba się nigdzie wspinać. Piękny widok. Szczególnie przy słonecznej pogodzie.
– Ararat górujący nad Erywaniem to widokówka z Armenii. A pocztówka z Bałut?
– Nie było wtedy Manufaktury, więc czas spędzało się na osiedlu. Na pewno na łódzkiej widokówce byłoby dużo boisk. Betonowych i asfaltowych, a nie orlików, bo wtedy ich nie było.
– Łódzkie Bałuty dorobiły się opinii jednej wielkiej mordowni. Jak dorastający obcokrajowiec odnajdywał się w takiej rzeczywistości?
– Nie czułem się obcokrajowcem. Mówiłem po polsku, wychowałem się tutaj. Nigdy nie było problemów z narodowością. Dopiero jak ktoś usłyszał imię i nazwisko, to dopytywał, skąd jestem. Mieszkaliśmy w spokojnej części Bałut. Czasami w nocy było słychać jakieś okrzyki. Częściej krzyczano "Widzew" niż "ŁKS", bo Stare Bałuty są w większości za Widzewem. Dobrze wspominam dzieciństwo. Do dzisiaj tu jest mój dom. Określenie "Jestem z Bałut" nadal pasuje. Trochę znanych osób się tu wychowało. Najpierw Bałuty, potem Łódź.
– W tym województwie mieszka około czterech tysięcy Ormian. Z bratem Wołodią byliście spoiwem diaspory.
– To prawda. Ormian jest sporo w Łodzi. Będąc dziećmi, spotykaliśmy się na boisku. Teraz łączą nas wspólne obiady. Gdy występowałem w ŁKS-ie, to rzeczywiście dużo Ormian przyjeżdżało na stadion. Cieszyli się, że ich rodak gra na takim poziomie.
– Saganowski, Wyparło, Bykowski. Pachniało starą szatnią...
– Tak się tylko może wydawać. Dla mnie to było duże i przede wszystkim cenne doświadczenie. Teraz jak młody wchodzi do szatni, to ma dwóch, może trzech, od których może się uczyć. Ja miałem ich piętnastu. Saganowski, Bykowski, Mięciel i Łobodziński. Każdy mi pomagał i radził. A sytuacja finansowa ŁKS-u dodatkowo nas cementowała.
– Łódź przytłacza wielu młodych piłkarzy. A ty jako nastolatek wyjechałeś grać w dużo większej Moskwie.
– Po dobrych meczach w reprezentacji Armenii pojawił się menedżer. Ormianin, z kontaktami w Rosji. Załatwił trzydniowe testy w Spartaku, który akurat przebywał na obozie w Turcji. ŁKS był w trudnej sytuacji, więc dostałem zgodę na transfer. Zacząłem trenować z zespołem młodej ekstraklasy. Dostawałem swoje szanse. Byłem nawet zapraszany na treningi pierwszego zespołu. Często schodzili do nas zawodnicy "jedynki". Z perspektywy czasu, to popełniłem jednak błąd. Nie powinienem aż tak ufać menedżerowi. Trzeba było zostać w Spartaku.
– Blisko dwunastomilionowa Moskwa pewnie robiła wrażenie?
– Byłem w szoku. Spartak miał dwie bazy – jedną w centrum, drugą 15 kilometrów od Moskwy. Młodzi mieszkali w tej poza miastem. Pewnego razu jechaliśmy na mecz do centrum treningowego w środku miasta. W przeliczeniu na kilometry to pół godziny drogi, a wjechaliśmy trzy godziny przed meczem. I spóźniliśmy się... trzydzieści minut! Na szczęście tamta drużyna zgodziła się rozegrać opóźniony mecz. Nie mógłbym mieszkać w Moskwie. Zatory są gigantyczne. Nawet jak jechałem na lotnisko w środku nocy, to stałem w korku.
– W Spartaku grali wtedy dwaj Ormianie – Jura Mowsisjan i Aras Özbiliz. Pomagali ci odnaleźć się w Rosji?
– Aras akurat strzelił gola w Lidze Konferencji Europy przeciwko Żalgirisowi Wilno, ale to z Jurą mam trochę lepszy kontakt. Kiedyś dostaliśmy powołanie do reprezentacji. On do pierwszej, ja do młodzieżowej. Miałem lecieć samolotem rejsowym, ale Jura się o tym dowiedział i zaprosił mnie na pokład swojego czarteru. To zrobiło na mnie wrażenie. Wynajął samolot dla czterech osób! Zarabiał miliony w Spartaku. Dla niego to nie był duży wydatek.
– Wcześniej, gdzie nie trafiałeś to wszędzie z bratem. Nie było ci trudno bez Wołodii?
– Na pewno. Brakowało brata i rodziców. Pierwszy raz byłem za granicą. Do tego nie mówiłem po rosyjsku. Tylko jak Aras i Jura byli w klubie to mogłem z nimi porozmawiać. A tak to byłem sam.
– Debiutowałeś w reprezentacji jako nastolatek. Dostawałeś rady od Heinricha Mchitrajana i uznawanego za legendę w Armenii Romana Berezowskiego?
– Miałem, zdaje się, 18 lat. Pierwsza reprezentacja grała sparing z moją kadrą do lat 21. Zaprezentowałem się na tyle dobrze, że zostałem przesunięty do seniorskiej reprezentacji. Nagle zacząłem trenować z piłkarzami, których znałem z telewizji. Henrich Mchitarjan i Jura Mowsisjan podpowiadali mi często. Szczególnie Jura, bo już znaliśmy się. Roman Berezowski, wiadomo, jest legendą, ale ma inną mentalność. Nie pcha się do przodu. Jest spokojny, stonowany.
Przed meczem z Albanią miałem obietnicę trenera, że zagram. Słowa dotrzymał i wszedłem na 30 minut. Niestety, dwa razy zagrałem w reprezentacji i dwa razy przegraliśmy 2:0 – z Rosją i Albanią. Marzenie spełnione, ale niedosyt pozostał.
– À propos Mchitarajana. Yannick Carrasco, Aleksandr Kokorin, Florian Thauvin, Alphonse Areola – nie każdy piłkarz Wisły Puławy może się pochwalić...
– Jest dwóch zawodników, którzy zrobili na mnie gigantyczne wrażenie. Dziś grają w Sevilli. Pierwszy to Suso. Poznaliśmy się przy okazji meczu z kadrą Hiszpanii U-19. To, co on wyprawiał z piłką, było nieprawdopodobne! Fantastyczna lewa noga. Mógł krawaty wiązać. Piłkę miał chyba przyklejoną do butów! Drugim jest Geoffrey Kondogbia. Silny zawodnik. Atleta. Już go prawie mijałeś i nagle między tobą a piłką pojawiała się noga. Robił takie duże kroki, że nawet nie wiedziałeś, kiedy ci odbierał.
Pamiętam mecz z Francją U-21. Przegraliśmy 1:5 Tam oprócz Kondogbii grali tacy jak Anthony Martial, Lucas Digne i Florian Thauvin. Pojedynkowałem się z Benjaminem Mendym, który trafił do Manchesteru City. Myślę, że mógł mnie zapamiętać, bo parę razy nieźle nim "pokręciłem". A Willy Sagnol, selekcjoner Francuzów, powiedział wywiadzie pomeczowym, że ten Papikyan powinien grać w dużym, europejskim klubie.
– Ostatnio byłem w Sewan i odniosłem wrażenie, że dla wielu ormiańskich dzieci piłka to po prostu droga do lepszego jutra.
– W Armenii jest dość biednie, ale będąc piłkarzem, zarabia się więcej niż średnia krajowa. Dlatego dzieci chcą być jak Mchitarjan. Widać to szczególnie poza Erywaniem. Graliśmy w miasteczkach i tam wszyscy przychodzili pod stadion. Brali autografy nawet tych mniej znanych rezerwowych. Było widać, że znaczy to dla nich coś więcej.
– Czy korupcja to duży problem w Armenii?
– Kiedyś może tak było...
– Pytam, bo wiem, że proponowano ci grę w Southampton za jedyne tysiąc dolarów.
– Na Facebooku napisał do mnie jakiś menedżer, Anglik. Mówił, że za tysiąc dolarów załatwi mi grę w Southampton. Od razu mi to śmierdziało. Zapytał jeszcze, co jest moim największym marzeniem. Odpisałem, że gra w Realu Madryt. Na co on powiedział, że za trzy tysiące dolarów może to załatwić. O ile na początku może była iskierka nadziei, to potem ja zacząłem go wkręcać.
– Co czułeś, debiutując w reprezentacji?
– Pamiętam, jakby to było wczoraj. Czułem się niesamowicie. Jakbym miał otwarte drzwi do wielkiej kariery. Oczywiście, tak nie było, ale mam wciąż nadzieję, że wrócę do reprezentacji.
– To był mecz akurat z Rosją. Miało to specjalne znaczenie? Coś jak spotkania Polski z Niemcami?
– Patrząc przez pryzmat historii Armenii i Rosji to było raczej koleżeńskie starcie. Coś bardziej jak mecz Polski z Węgrami.
– A co czujesz, gdy słyszysz dźwięki Mazurka Dąbrowskiego?
– To jest fajne uczucie. W pewnej części jestem Polakiem i mam z tego dumę. Oglądałem MŚ w siatkówce kobiet i się wzruszyłem. No i ci polscy kibice! Cieszy, że są tacy, którzy w taki sposób wspierają reprezentację.
– Reprezentację, której chyba mogłeś być częścią.
– Nie mogłem, bo nie miałem polskiego paszportu, ale rzeczywiście, kiedyś było zainteresowanie. Miałem chyba 14 lat. To był sparing SMS-u Łódź z ŁKS-em i wpadłem w oko selekcjonerowi młodzieżówki. Nie miałem obywatelstwa, więc nie brałem pod uwagę gry dla Polski. Wychowałem się tu, ale sprawa jest prosta. Jedyne moje obywatelstwo to ormiańskie. Dostałem powołanie do reprezentacji U-17 Armenii, więc się nie zastanawiałem.
– Po ŁKS-ie i Spartaku trafiłeś do Pjunika Erywań, a twój pierwszy sezon w seniorskiej piłce zakończył się pucharem Armenii.
– Przyznam, że trochę odpuściliśmy ligę. To na pewno miłe wspomnienie, aczkolwiek Puchar Polski a Puchar Armenii to dwa inne światy. W Polsce gra cały kraj. Duże, silne kluby. A wtedy w Armenii w rozgrywkach pucharowych brało udział 8 drużyn.
– Dwie wielkie fabryki brandy są po obu stronach Mostu Zwycięstwa w Erywaniu. Oblewaliście zdobyty puchar marką Noy czy Ararat?
– Z tego, co pamiętam to było brandy marki Noy, ale to wyglądało inaczej niż w Polsce. Nie było wielkiej fety z kibicami. Po prostu pojechaliśmy na kolację po meczu.
– Co zadecydowało o tym, że trafiłeś do Armenii prosto ze Spartaka?
– Zostałem wezwany do wojska i za bardzo zaufałem menedżerowi. Mogłem zostać w Spartaku i później odbyć służbę wojskową, choć z drugiej strony chciałem mieć to za sobą.
Pjunik nie jest klubem armii, ale od razu trafiłem do oddziału sportowego w Erywaniu. Tak naprawdę mogłem wrócić do domu i normalnie trenować. Od czasu do czasu dostawałem telefon z jednostki, że muszę się zameldować, bo akurat jest generał, ale żyłem poza koszarami. Niemniej jednak musiałem się związać z Pjunikiem na dwa lata.
– Jak wyglądały te wizyty generała?
– Szedłem na 6 rano do oddziału. Następnie zbiórka. Trzeba było potwierdzić obecność. A potem wystarczyło posiedzieć do momentu, po którym generał odjeżdżał. Gdy już wyjechał te ci z oddziału sportowego, którzy zawodowo uprawiali sport, mogli opuścić koszary.
– Miałeś w ręku karabin?
– To był oddział sportowy, ale umiem jako tako posługiwać się bronią. Może nie jakoś specjalnie, ale potrafię. Mam wciąż nadzieję, że nigdy nie będę musiał korzystać z tych umiejętności.
– W Sewan poznałem chłopaków, którzy zostali powołani do wojska. Bali się, że zostaną wysłani do Arcachu [ormiańska nazwa Górskiego Karabachu – przyp. KJ]. Ty nie miałeś takich obaw?
– Wiedziałem, że zostanę przydzielony do oddziału sportowego. Ale też musiałem przyjść na miejsce zbiórki. W każdym mieście są takie punkty, gdzie zbiera się młodzież i tam jest rozdzielana do jednostek wojskowych. Przychodzą też rodziny. Ze mną była ciocia. Wiele osób płakało. Matki nie wiedziały bowiem, czy ich dzieci wrócą. Strach był, dlatego że mogli cię wysłać właśnie do Arcachu. Tam jest najtrudniejsza sytuacja.
Najpierw przechodzi się testy sprawnościowe. Potem, około godziny 22, chłopcy są rozdzielani na oddziały. Było mi wtedy po prostu głupio, bo cieszyłem się, że będę miał służbę za sobą, a oni mogli przecież trafić na front. Dużo chłopaków mnie rozpoznawało. Czułem się niekomfortowo. Jedni się radowali, że uniknęli Arcachu, a drudzy płakali.
– Zasadnicza służba to nie jest zabawa. W 2020 w tzw. wojnie 44-dniowej między Armenią a Azerbejdżanem zginęło 2718 ormiańskich żołnierzy.
– Dwa tygodnie szkolenia i front, z którego nie wszyscy wracają.
– Czy to prawda, że podczas gry w Olimpii Grudziądz wprowadziłeś zwyczaj chodzenia na kebaba po zwycięstwie.
– Lubię zjeść kebaba, nie ukrywam. A kto nie lubi. I tak piłkarze po meczu odwiedzają fast foody. Wyczaiłem w Grudziądzu taki naprawdę fajny kebab. Z reguły w środę mieliśmy bardzo ciężkie treningi, więc zabierałem chłopaków. I tak już się przyjęło, że po trudnym, środowym treningu chodziliśmy na kebsa.
– A dlaczego nie próbowałeś zaszczepić w kolegach miłości do lawaszy i lahmacunów?
– Nie wszędzie są ormiańskie restauracje. W Łodzi jest jedna, naprawdę świetna, którą mogę każdemu polecić. Lahmacun jest mega. Często kupuje też chleb lawasz i jemy go w domu.
– Po pobytach w Bełchatowie, Częstochowie i Grudziądzu znowu odnalazłeś się pięknie w Armenii. Jeden mecz w Alaszkierice Erywań i od razu mistrzostwo kraju!
– Byłem tam dwa miesiące. Pojawiła się szansa gry w europejskich pucharach, więc podpisałem kontrakt, ale szybko odpadliśmy z macedońskim zespołem. Trudno było się dogadać z właścicielem. A przyszły trudne czasy korony. Potem jeszcze raz zagrałem w lidze, ale dostałem jasny sygnał z Araratu Erywań. Chcieli mnie dużo bardziej niż Alaszkiert, więc rozwiązałem kontrakt i dołączyłem do nowego zespołu. Potem się śmiałem, że jestem jedynym piłkarzem, który w sezonie został mistrzem kraju i zdobywcą pucharu z dwoma różnymi klubami.
A latem dostałem ofertę… z Alaszkiertu. Europejskie puchary kuszą, a mistrz Armenii ma dość prostą drogę. Najpierw trzeba wyeliminować jakiegoś słabeusza, a potem masz trzy mecze eliminacyjne. Wystarczy jeden wygrać i jesteś w Lidze Konferencji Europy.
1:0⚽️Jose Embalo ��️Aghvan Papikyan ����������
— Papikyan International Agency (@papikyan_agency) August 18, 2021
video: Qazaqstan pic.twitter.com/EnFPRtLyzs
– Byłeś już po zasadniczej służbie i groziła ci mobilizacja i wysyłka na front?
– Groziła jak każdemu mężczyźnie. Choćby Dawit Manojan, który grał wcześniej w Sandecji, dostał powołanie. Jeździł od federacji do związku. Pukał od drzwi do drzwi, żeby tylko nie jechać na front. O tym, kto został zmobilizowany, decydował przypadek. Sześciu chłopaków z pierwszej drużyny Araratu zostało wezwanych do wojska, ale dzięki interwencji klubu nie musieli jechać na front. To były bardzo trudne tygodnie.
– Nie zostałeś zmobilizowany, ale też nie stałeś z założonymi rękoma.
– To był taki czas, że w Erywaniu trudno było zobaczyć faceta na ulicy. Wszyscy bili się na granicy. Bronili kraju. Mieliśmy to szczęście, że byliśmy w stolicy, a nie na froncie, ale nie mogliśmy się z tego cieszyć. To byłoby nie fair. Trzeba było dać coś od siebie. Nasz klub włączył się w organizowanie darów dla żołnierzy. Dołączyłem do tej pomocy.
Agwan Papikyan, wychowanek ŁKS-u, byly pilkarz https://t.co/SqkLtvcCGB. GKSu Bełchatów, obecnie w Araracie. Caly klub przygotowuje wsparcie dla żołnierzy na froncie. Trzymajcie się, @VolodyaPapikyan @apapikyan94. pic.twitter.com/sSfKfEpnD4
— Jakub Olkiewicz (@JOlkiewicz) October 3, 2020
Dziś w nocy #Azerbejdżan rozpoczął zmasowany ostrzał artyleryjski i lotniczy południowo-wschodniej części terytorium #Armenii (sic! nie w#GórskiKarabach), którego skala i charakter nie miały wcześniej precedensu
— Arkadiusz Legieć (@ArkadiuszLegiec) September 13, 2022
Podsumuję co wiadomo po 8 godzinach.#THREAD 1/n
Mapa: @NKobserver pic.twitter.com/33Ob6juCnK
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1012 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.