| Piłka ręczna / ORLEN Superliga

Tomasz Strząbała i jego historia. Choroba zmieniła go jako trenera i człowieka. "Jestem szczęśliwy"

Tomasz Strząbała
Tomasz Strząbała, trener piłkarzy ręcznych Unii Tarnów (fot. Kacper Pacocha/400mm.pl)

Dziesięć lat temu w życiu Tomasza Strząbały pojawił się ból. Okazało się, że cierpi na nowotwór układu krwiotwórczego. Pracował wtedy jako drugi trener piłkarzy ręcznych w Kielcach. Długo ukrywał chorobę, nie chciał prosić o pomoc. Gdy zmienił zdanie, ruszyła jedna z największych akcji charytatywnych w Polsce. Choroba zmieniła go nie tylko jako trenera, ale też człowieka. Zamiast o cierpieniu woli jednak rozmawiać o szczęściu. Taki paradoks. Mimo życiowych zakrętów, uważa się za szczęśliwego człowieka.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Damian Pechman, TVP Sport: – Naprawdę jest pan człowiekiem o kamiennym sercu?
Tomasz Strząbała, Unia Tarnów:
– Niektórzy tak mnie postrzegają. Dlaczego? Bo poradziłem sobie z bardzo wieloma sytuacjami, z którymi ludzie zwykle nie dają sobie rady. Ale ja zacisnąłem zęby. Bardzo chciałem wygrać ten mecz. Mecz o życie

– Zatem to tylko pozory? Chce pan sprawiać wrażenie, że jest twardy, silny i nie okazuje emocji?
– Bez przesady, nie zakładam w życiu żadnej maski. Na pewno staram się być twardy, ale są sytuacje, gdy nie wstydzę się łez, potrafię też wyciągnąć rękę do ludzi, którzy potrzebują pomocy.

– Potrafi pan pochwalić? Na przykład swoich zawodników. 

– Myślę, że robię to bardzo często. A oni mówią inaczej?

– Nie mogę zdradzić, co mówili mi w prywatnych rozmowach. Pytam o pana ocenę.

– Łatwo o miłe słowa, gdy się wygrywa, gdy wszystko wychodzi. Może pana zaskoczę, ale gdy mój zespół przegrywa, gra poniżej oczekiwań, to zawsze winy szukam najpierw u siebie. Zastanawiam się, co mogłem zrobić lepiej i gdzie popełniłem błąd. Na pewno każdy zespół składa się z różnych zawodników. Jednego trzeba mocniej pochwalić, bo jeśli będę go tylko krytykował, to nie podniesie nigdy swojego poziomu. Na drugiego muszę mocniej krzyknąć, ale... wszystko w granicach rozsądku. Nie można przeginać. 

– Tylko żeby to wiedzieć, to musi ich pan poznać. Na to potrzeba wielu miesięcy. 

– To najważniejsze i najtrudniejsze zadanie każdego trenera. Niektórych mogę dobrze poznać już po dwóch-trzech tygodniach, innych dopiero po kilku miesiącach, ale będą też tacy, którzy będą mnie nadal zaskakiwać po kilku latach. Nie można pominąć też jednej kwestii – trener musi wszystkich jak najszybciej przekonać do wspólnego celu. Jeśli mu się to uda, to praca jest przyjemnością.

– Podobno najtrudniej poznać i dotrzeć do młodych...

– Coś w tym jest. Młode pokolenie zupełnie inaczej patrzy na pewne sprawy. Ale wie pan, akurat posiadam duże doświadczenie – w domu mam dwie dorastające córki. Czasami trudno jest z nimi znaleźć wspólny język, ale... łatwo się nie poddaję.  

Następne

PGNiG Superliga: Piotrkowianin – Grupa Azoty Unia (fot. PGNiG Superliga)
00:07:33

PGNiG Superliga, 4. seria: Piotrkowianin – Grupa Azoty Unia [SKRÓT]

(fot. TVP)
00:07:33

PGNiG Superliga, 4. seria: Piotrkowianin – Grupa Azoty Unia [RZUTY KARNE]

PGNiG Superliga, 4. seria: Piotrkowianin – Grupa Azoty Unia [SKRÓT]
PGNiG Superliga: Piotrkowianin – Grupa Azoty Unia (fot. PGNiG Superliga)
PGNiG Superliga, 4. seria: Piotrkowianin – Grupa Azoty Unia [SKRÓT]

(fot. TVP)
PGNiG Superliga, 4. seria: Piotrkowianin – Grupa Azoty Unia [RZUTY KARNE]

– W domu córki, a w zespole przyszywany syn – Paweł Podsiadło, którego prawie ćwierć wieku temu przekonał pan do piłki ręcznej.
– Paweł ma bardzo fajnych rodziców i drugiego ojca nie potrzebuje (śmiech). Chociaż bardzo go lubię. Odkąd zaczął biegać za piłką, to szybko dostrzeżono jego talent. Nie tylko ja, ale wielu innych trenerów, w tym mój ojciec, śp. Edward Strząbała. Mówił, że Paweł będzie w przyszłości bardzo dobrym zawodnikiem. Nie pomylił się. Paweł bardzo wiele zrobił dla piłki ręcznej, najpierw w Kielcach i drużynach juniorów, a później w kolejnych zespołach, w których grał. Cieszę się, że mam go teraz w Tarnowie – wspiera mnie i ma na boisku bardzo dobre momenty. 

Na pewno staram się być twardy, ale są sytuacje, gdy nie wstydzę się łez, potrafię też wyciągnąć rękę do ludzi, którzy potrzebują pomocy.

Tomasz Strząbała

– On sam podkreśla, że to dzięki panu wybrał piłkę ręczną zamiast nożnej.
– To było bardzo dawno temu. Aż nie wypada mówić, ile mamy już lat – i ja, i Paweł. Byłem zupełnie innym trenerem, zupełnie inaczej widziałem piłkę ręczną. Przez lata nastąpiła spora ewolucja. Wracając do pytania... Czym go przekonałem? Zawsze bardzo poważnie podchodziłem do mojej pracy. Mieliśmy w Kielcach naprawdę dobry zespół. Oprócz Pawła, grali u mnie Paweł Gawęcki czy Kamil Sadowski, którzy później pokazali się w dorosłej piłce ręcznej. Myślę, że to pierwsze sukcesy i świetna atmosfera w drużynie sprawiły, że Paweł porzucił ostatecznie marzenia, aby zostać piłkarzem.

– Wspomniał pan już o córkach... Jak odnajduje się pan w domu, w którym królują kobiety?
– Żartuję, że skoro w zespole mam tylko mężczyzn, to w domu muszę mieć kobiety. Z drugiej strony, starsza córka rozpocznie zaraz studia, młodsza jest w szkole średniej i za chwilę zostaniemy z żoną sami w domu. Na szczęście dobrze się dogadujemy i świetnie się czujemy w swoim towarzystwie.

– Córki nigdy nie zakochały się w piłce ręcznej?
– No właśnie nie... Chociaż pamiętam, że mój ojciec wielokrotnie powtarzał, żebym wybrał inną drogę, ale go nie posłuchałem. Ciężko jest trenerowi – zwłaszcza takiemu, który pracuje w profesjonalnych klubach – poświęcić rodzinie dużo czasu. Zwykle mieszka daleko od domu, jego czas pochłaniają treningi, mecze, wyjazdy. Żona musiała mnie więc często zastępować w wychowaniu dzieci. Do pewnego momentu córki miały bardzo wiele wspólnego ze sportem, później postawiły jednak na naukę. Uważam, że podjęły dobrą decyzję.

Trener Kalisza do swoich graczy. "To, że nie szanujecie swojej pracy, to..."
(fot. TVP)
Trener Kalisza do swoich graczy. "To, że nie szanujecie swojej pracy, to..."

– Panie w kwiaciarni znają podobno pana doskonale. Tyle okazji, aby wręczyć bukiet swoim kobietom.
– Może pana zaskoczę, ale pamiętam o wszystkich ważniejszych datach w mojej rodzinie! Staram się, aby każda kobieta poczuła się doceniona. Nie zawsze są to kwiaty, często inne prezenty. Nie tylko dla żony czy córek. Tak się złożyło, że mój ojciec nie żyje, ale żyje moja mama... Nie żyje też mój teść, ale żyje teściowa... W mojej rodzinie do obdarowania mam dużo więcej kobiet.

– Czy oprócz pamiętania o rocznicach w domu czekają na pana inne obowiązki?
– Oczywiście. Nie ma takiej rzeczy, której bym nie lubił. Może poza gotowaniem, bo to się zawsze kończy wielkim dramatem. Lepiej, żeby nikt nigdy tego nie spróbował. Mamy obok domu niewielki ogródek i praca w nim sprawia mi wielką frajdę. Gdy wracam do Kielc, to lubię również wspólne spacery z żoną i psem, który cztery lata temu dołączył do naszej rodziny.

– A okna potrafi pan umyć?
– Mam w Tarnowie bardzo przytulne mieszkanie. Ze sprzątaniem nie mam kłopotów, ale zostały mi do umycia cztery okna. Zbieram się już kilka tygodni, chciałbym zdążyć przed pierwszym śniegiem...

– Skoro ma pan w domu tyle kobiet, to czy myślał pan kiedyś, aby poprowadzić żeńską drużynę?
– Oczywiście, że tak. Powiem więcej: myślę, że poradziłbym sobie. Chociaż musiałbym mocno zmienić podejście. Na przykład przekazywanie pewnych informacji... Pracując z mężczyznami można pewne rzeczy powiedzieć sobie prosto w oczy. Z kobietami potrzeba więcej dyplomacji. Inaczej też wyglądają treningi. Potrzeba naprawdę dużej wiedzy i musiałbym się mocno doszkolić. Nie zamykam się na taką pracę, ale to melodia przyszłości. Na razie dobrze się czuję w Tarnowie.  

Kilka lat temu otrzymał pan jednak ofertę pracy z kobiecym zespołem ze Szczecina.
– To były luźne rozmowy. Nie doszliśmy wtedy z prezesem do żadnych konkretów.

Tomasz Strząbała
Tomasz Strząbała (fot. AP/Adam Warżawa)

Tak się zastanawiam, dlaczego w ogóle w 2018 roku odszedł pan z Kielc? Musiał czy chciał?
– Proszę nie szukać żadnych sensacji. Nie było między mną a Tałantem Dujszebajewem żadnego konfliktu. Pracowaliśmy przez kilka lat i myślę, że dobrze się rozumieliśmy. Nie był to zresztą mój pierwszy raz w roli asystenta. Wcześniej miałem okazję współpracować na przykład z Bogdanem Wentą. Doszedłem jednak do wniosku, że chciałbym już pracować sam, jako pierwszy trener. Wtedy większość decyzji podejmujesz samodzielnie, a nie tylko realizujesz założenia pierwszego trenera.

– Z zespołu, który walczył o sukces w Lidze Mistrzów, trafił pan do Kwidzyna. Łatwo było zejść piętro niżej?
– Powiedziałbym, że nawet dwa piętra. Pod względem sportowym to była przepaść. Inna była też organizacja klubu. Ale nie narzekam. Trener musi sobie radzić w każdych warunkach. Dobrym trenerem można być też w klubie, który się buduje i rozwija. Fajnie, gdy można się postawić w meczu bardziej utytułowanym rywalom. To daje zawsze dużą satysfakcję. 

– I nigdy nie żałował pan tej decyzji? Na przykład oglądając mecze w Lidze Mistrzów?
– Czasami się zastanawiałem, czy to była dobra decyzja... Ale takie myśli towarzyszyły mi krótko. Rzadko w moim życiu żałuję decyzji, które kiedyś podjąłem. Co do Kielc, to sporo meczów Ligi Mistrzów oglądałem z ławki. Pamiętam pierwsze sukcesy, pierwszy awans z Bogdanem Wentą do Final Four, a później, w 2016 roku z Tałantem Dujszebajewem, pierwszy puchar. To były piękne chwile. Zawsze będą kibicował tej drużynie w Lidze Mistrzów. To się już nie zmieni. 

Tałant Dujszebajew
Tałant Dujszebajew. Piłkarze ręczni z Kielc wygrali Ligę Mistrzów 2016 (fot. Getty Images)

– Dujszebajew będzie świętował niebawem 10. rocznicę pracy w Kielcach. Dlaczego pan tak szybko ucieka z klubów?
– Nie uciekam. Moim pierwszym klubem, w którym zacząłem samodzielną pracę był MMTS Kwidzyn. To była przepaść w porównaniu z Kielcami. Z perspektywy czasu uważam, że nie potrafiłem docenić pewnych spraw. Za bardzo zwracałem uwagę na różnicę między klubami. Za bardzo i za szybko chciałem to zmienić. Niepotrzebnie. Powinienem się bardziej skupić na zespole, który tam miałem. Zwłaszcza, że była to fantastyczna grupa ludzi. Kiedy trafiłem do Kwidzyna, to klub był w podobnej sytuacji jak teraz. Na trybunach nie było kibiców, panowała fatalna atmosfera... W trakcie sezonu się to zmieniło. Kiedy odchodziłem, to w kasie brakowało biletów.

Zobacz film "Orły Wenty"! "Takiej drużyny nie będzie"

Czytaj też

Bogdan Wenta, Marcin Lijewski, Karol Bielecki, Artur Siódmiak i Krzysztof Lijewski (fot. Getty Images)

Zobacz film "Orły Wenty"! "Takiej drużyny nie będzie"

– Nic dziwnego, pod względem sportowym było lepiej niż dobrze.
– Zakończyliśmy sezon na czwartym miejscu. Wtedy nie umiałem tego docenić. Chciałem więcej. Uważałem, że mogliśmy bardziej powalczyć o brąz, spróbować też swoich sił w pucharach. Dla zawodników byłby to ważny impuls do pracy.

– Nie spalił pan za sobą wszystkich mostów, skoro później aż trzy razy dzwonili do pana.
– Prezes i główny sponsor klubu, Robert Olszewski, był tym, który najbardziej chciał, abym został. Mamy podobny charakter. Zawsze zrobimy wszystko dla zespołu. Naprawdę nie muszę się przed nikim chować, gdy przyjeżdżam z moimi drużynami do Kwidzyna. Z każdym mogę usiąść, napić się kawy, porozmawiać.

– Do Kalisza też pan może wracać z podniesioną głową.
– W Kaliszu nie było łatwo, bo pierwszy sezon wypadł w trakcie pandemii. Starałem się przebudować zespół, wprowadzić do niego młodzież. Szukając nowych zawodników, nie mogłem brać pod uwagę tych z zagranicy. Cóż, taka była polityka klubu i musiałem to uszanować. Z drugiej strony, może dzięki temu zostałem tam zatrudniony. W następnym sezonie musiałem zrezygnować, ale nie zrobiłem tego ze względów sportowych czy przez jakieś konflikty. Po prostu nie umiem działać na "pół gwizdka", a zdrowie nie pozwalało mi na więcej. Musiałem podjąć leczenie w Kielcach... Nie chciałem dłużej oszukiwać ani siebie, ani zawodników. Zespół zasługiwał na trenera, który poświęci mu się w 100 procentach.

Zobacz film "Orły Wenty"! "Takiej drużyny nie będzie"

Czytaj też

Bogdan Wenta, Marcin Lijewski, Karol Bielecki, Artur Siódmiak i Krzysztof Lijewski (fot. Getty Images)

Zobacz film "Orły Wenty"! "Takiej drużyny nie będzie"

Bogdan Wenta i Tomasz Strząbała
Drużyna Vive Targi Kielce 2012. Na ławce Bogdan Wenta i Tomasz Strząbała (fot. PAP/Michał Walczak)

– Słyszałem opinie, że jest pan zbyt ambitny. Że chce wycisnąć z drużyny jak najwięcej... Tylko, czy zawodnicy mają zawsze tyle samo ambicji?
– To pytanie, które zadaje sobie każdy trener. Czy rotacja w składzie zawsze wszystkim odpowiada? Czy jesteśmy na tyle wygodni, że pasuje nam miejsce w środku tabeli, czy mamy w sobie ambicję i chcemy być co sezon wyżej i wyżej? Nie znam trenera, który nie chce wygrywać i zdobywać pucharów. Czy podobnie jest ze wszystkimi zawodnikami? Chciałbym odpowiedzieć: "tak". Każdy z nich musi jednak sam spojrzeć w lustro i zadać sobie to pytanie.

– A nie jest tak, że pana metody działają na krótką metę? I że trudno byłoby powtórzyć wyniki w drugim, trzecim, czwartym sezonie?
– Nie zgadzam się. Zdaję sobie sprawę, że moje treningi w pierwszym sezonie mogą się wydawać bardzo ciężkie. Ale jeśli zawodnikom uda się już zaaklimatyzować, to później mają o wiele łatwiej. Wystarczy, że utrzymają odpowiedni poziom sportowy i koncentrację, a wyniki mogą być jeszcze lepsze.

To, że jestem trenerem na pewno zawdzięczam ojcu, chociaż on chciał, żebym wybrał inny zawód. Ale czy mogłem to zrobić, jeśli pierwszym obrazem z dzieciństwa jest hala w Mielcu? No nie mogłem. Los trenera był mi pisany.

Tomasz Strząbała

– Czy w pana drużynach zawodnicy mają w ogóle prawo głosu?
– Pewnie! Uważam, że demokracja w szatni jest potrzebna. Zwłaszcza ci najstarsi mogą do mnie przyjść, wyrazić swoje opinie, a ja ich wysłucham. Zawsze dokładnie przeanalizuję ich sugestie, ale na końcu decyzja i tak będzie należała do mnie.

– Wspomniał pan wcześniej, że zmienił się jako trener. W jakim wymiarze?
– Ostatnie lata były dla mnie bardzo trudne... Ale to one ukształtowały mnie jako trenera, dorosłem do pewnych rzeczy. Myślę, że sprawiła to jednak przede wszystkim współpraca z najlepszymi trenerami na świecie. Zrozumiałem, że można inaczej prowadzić zespół, inaczej zajmować się zawodnikami. Że na pewne sprawy trzeba zwrócić większą uwagę, a inne warto odpuścić.

– A jako człowiek? Może choroba sprawiła, że stał się pan bardziej otwarty dla innych?
– Oj, nie. Kiedyś byłem bardziej otwarty i bardziej wesoły. Moje życiowe perturbacje sprawiły, że się zamknąłem... Teraz próbuję wrócić do dawnych czasów. Chciałbym być znowu tamtym Tomkiem.

– Zdarza się panu obudzić z myślą: "mam dość, nic mi się nie chce"?
– Nie, absolutnie. Nigdy w życiu nie miałem momentu, że nie chciałem pojechać do klubu, na trening, mecz. Myślę, że to zasługa ludzi, z którymi miałem okazję pracować.

To wszystko, co mnie po drodze spotkało... Cóż, widocznie ktoś miał taki plan na moje życie. Cieszy mnie teraz wiele rzeczy. To, że mogę być trenerem; to, że mam cudowną rodzinę; to, że mogę jeździć na nartach; to, że mogę rano wstać i mnie nic nie boli. W porównaniu z innymi uważam się za szczęśliwego człowieka.

Tomasz Strząbała

– Mam świadomość, że znając pana historię, to pytanie zabrzmi dziwnie, ale spróbuję. Nie ma pan wrażenia, że jest pan – mimo życiowych zakrętów – szczęśliwym człowiekiem? Wykonuje pan pracę, która była pana marzeniem, ma pan wspaniałą rodzinę, która zawsze była przy panu, wreszcie mogę ciągle wybrać w telefonie pana numer, zadzwonić i usłyszeć pana głos. 
– To chyba najważniejsze pytanie, które mi pan zadał... Tak, jestem szczęśliwym człowiekiem. To wszystko, co mnie po drodze spotkało... Cóż, widocznie ktoś miał taki plan na moje życie... Cieszy mnie teraz wiele rzeczy. To, że mogę być trenerem; to, że mam cudowną rodzinę; to, że mogę jeździć na nartach; to, że mogę rano wstać i mnie nic nie boli. W porównaniu z innymi mogę się uważać za szczęśliwego człowieka.

– Każdy ojciec marzy o tym, aby syn był jego dumą. Myśli pan, że pana ojciec byłby teraz dumny?
– Na pewno nie jestem trenerem z uwagi na pamięć mojego ojca. Mam świadomość, że był świetnym szkoleniowcem i trudno mi będzie mu dorównać. Zdobył trzy tytuły mistrza Polski, to on rozpoczął budowę mocnego klubu w Kielcach... Jego wielkim marzeniem było to, aby Tałant Dujszebajew trafił kiedyś do Kielc. Może wiem o tym tylko ja, ale tak naprawdę było. Szkoda, że nie doczekał tego momentu... Byłby bardzo dumny. Ostatnio w Opolu ktoś skomentował, że zachowuję się przy ławce jak śp. Edek. Genów nie da się oszukać. Mamy podobne gesty, podobnie też reagujemy na to, co dzieje się na boisku. To, że jestem trenerem na pewno zawdzięczam ojcu, chociaż – o czym już mówiłem – on chciał, żebym wybrał inny zawód. Ale czy mogłem to zrobić, jeśli moim pierwszym obrazem z dzieciństwa jest hala w Mielcu? No nie mogłem. Los trenera był mi pisany. 


Zobacz też
Kielce nie zwalniają! Sprowadzą jeszcze jednego Polaka
Zawodnicy Industrii Kielce (fot. ORLEN Superliga / Industria Kielce)
tylko u nas

Kielce nie zwalniają! Sprowadzą jeszcze jednego Polaka

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Z wicelidera Bundesligi do Kielc! Hitowy transfer Polaka!
Adam Morawski przeniesie się z niemieckiego Melsungen do Industrii Kielce (fot. Paweł Bejnarowicz / ZPRP)

Z wicelidera Bundesligi do Kielc! Hitowy transfer Polaka!

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Transferowy hit! Drugi strzelec IO zagra w Polsce
Aleks Vlah dołączy do Industrii Kielce w lipcu 2025 (fot. Getty Images)

Transferowy hit! Drugi strzelec IO zagra w Polsce

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Wisła zatrzymała bramkarza! Nowa umowa wicemistrza świata
Mirko Alilović, bramkarz Orlen Wisły Płock (fot. Orlen Superliga)

Wisła zatrzymała bramkarza! Nowa umowa wicemistrza świata

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Bohater Wisły: wygram Ligę Mistrzów i zakończę karierę
MIrko Alilović i piłkarze ręczni Orlen Wisły Płock (fot. Jerzy Stankowski / Orlen Wisła Płock)
tylko u nas

Bohater Wisły: wygram Ligę Mistrzów i zakończę karierę

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
wyniki
terminarz
tabela
Wyniki
20 marca 2025
Piłka ręczna
19 marca 2025
Piłka ręczna

Zepter KPR Legionowo

Energa MKS Kalisz

Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wlkp.

Energa MMTS Kwidzyn

Industria Kielce

WKS Śląsk Wrocław

17 marca 2025
09 marca 2025
08 marca 2025
Terminarz
dzisiaj
Piłka ręczna

Corotop Gwardia Opole

15:00

Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wlkp.

jutro
24 marca 2025
Piłka ręczna

WKS Śląsk Wrocław

17:00

Zepter KPR Legionowo

29 marca 2025
Piłka ręczna

Orlen Wisła Płock

17:00

WKS Śląsk Wrocław

Zepter KPR Legionowo

17:00

P. Piotrków Tryb.

Tabela
ORLEN Superliga
 
Drużyna
M
+/-
Pkt
2
23
289
66
3
Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wlkp.
Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wlkp.
23
45
48
7
23
-1
35
8
23
-27
31
9
23
-69
30
11
23
-44
25
13
Zepter KPR Legionowo
Zepter KPR Legionowo
23
-89
11
14
WKS Śląsk Wrocław
WKS Śląsk Wrocław
23
-140
7
Rozwiń
Najnowsze
Wielgosz w euforii po awansie! "Jestem wśród najlepszych" [WIDEO]
nowe
Wielgosz w euforii po awansie! "Jestem wśród najlepszych" [WIDEO]
| Lekkoatletyka 
fot. TVP Sport
Wielgosz w finale MŚ! Bardzo trudny bieg [WIDEO]
fot. TVP Sport
nowe
Wielgosz w finale MŚ! Bardzo trudny bieg [WIDEO]
| Lekkoatletyka 
Trudny bój Wielgosz. Polka w finale mistrzostw świata! [WIDEO]
Anna Wielgosz (fot. Getty Images)
nowe
Trudny bój Wielgosz. Polka w finale mistrzostw świata! [WIDEO]
| Lekkoatletyka 
Ewa Swoboda o wyjściu z bloków: to był dramat [WIDEO]
fot. TVP Sport
Ewa Swoboda o wyjściu z bloków: to był dramat [WIDEO]
| Lekkoatletyka 
Drugi czas w eliminacjach! Swoboda w półfinale [WIDEO]
fot. TVP Sport
Drugi czas w eliminacjach! Swoboda w półfinale [WIDEO]
| Lekkoatletyka 
Szymański o finale: pobiec w granicach swoich możliwości [WIDEO]
fot. TVP Sport
Szymański o finale: pobiec w granicach swoich możliwości [WIDEO]
| Lekkoatletyka 
Szymański wygrywa bieg! 7.55 i pewny awans [WIDEO]
fot. TVP Sport
Szymański wygrywa bieg! 7.55 i pewny awans [WIDEO]
| Lekkoatletyka 
Do góry