Przejdź do pełnej wersji artykułu

Skoki. Stoch u Gonciarza o poprzednich trenerach: "byliśmy jak 80-latkowie"

/ Kamil Stoch. (fot. PAP) Kamil Stoch. (fot. PAP)

W Pucharze Świata skoczków narciarskich trwa najdłuższa przerwa między konkursami od 2000 roku. Kadra Polski skończyła właśnie ostatnie zgrupowanie na igelicie, zawodnicy – poza treningami – jak nigdy w karierze mają w trakcie sezonu czas wolny. Kamil Stoch zaprosił do Zakopanego Krzysztofa Gonciarza. Mistrz olimpijski przed kamerą youtubera wypowiedział słowa, które dobitnie mówią, jak duża zmiana zaszła w naszej kadrze od zwolnienia Michala Doleżala. Pół roku po burzy w Planicy w kadrze nie ma już nikogo, kto tęskniłby za poprzednią ekipą.

Wcześniej były ćwiczenia rozciągające, ale poprawiające mobilność? Nie było nigdy. Gdy zaczynaliśmy [z Thomasem Thurnbichlerem] wiosną, śmialiśmy się, że mamy mobilność 80-latków. W biodrach to już w ogóle – przyznał Kamil Stoch przed kamerą popularnego youtubera Krzysztofa Gonciarza. Autor filmów opublikował niedawno nagranie z jednego dnia spędzonego z trzykrotnym mistrzem olimpijskim.

Film to zbiór codziennych scen z życia skoczka. Ale wątek trenerów – sięgając wstecz pamięcią – daje do myślenia bardziej niż być może Kamil przypuszczał.

Czytaj też:

Falun. Rok temu o tej porze odbył się tu cykl FIS Cup dla juniorów. Tej zimy Szwedzi już go nie chcieli, zresztą nie tylko oni. (fot. PAP)

Skoczkowie na lodzie! FIS zaorała cykl, w którym juniorzy uczą się dorosłego sportu

Kadra skoczków 2022/23: ci sami ludzie, tylko głowy odświeżone. I metody


Dla kibiców skoków materiał niewątpliwie jest ciekawy. Stoch odsłania się przed Gonciarzem tak, jak być może nigdy nie zrobiłby tego przed reporterami ze "swojej bajki", czyli tymi, którzy interesują się dyscypliną na co dzień. Jest swobodny, zrelaksowany, pozwala się poznać od innej strony. Ktokolwiek zna życie kadry bliżej, po drodze znajdzie tam sporo interesujących wątków. Niektóre są mniej poważne – jak m.in. cytat o "graniu w Małysza", czyli słynne Deluxe Ski Jump. Inne jednak zdradzają więcej. Jak właśnie wspomniane słowa o treningu mobilności. Stoch na nagraniu wypowiada je, siedząc w nienaturalnej pozycji na macie. Poszerza zakres pracy nóg w okolicach miednicy, chwilę później bierze do ręki specjalny masujący pistolet i przykłada go do bioder. W następnej scenie naciąga stawy skokowe. Przez uszkodzenie jednego z nich ubiegłej zimy nie wystąpił na Pucharze Świata w Zakopanem.

Taki trening, to są dwie godziny tylko dla mnie. I tego też uczę dzieci u nas w klubie: że tu nie przychodzi się odbębnić, tylko zrobić wszystko precyzyjnie i doskonale – podkreśla bohater materiału.

Nie wiemy, czy poza fizjoterapeutą Łukaszem Gębalą ktokolwiek w kadrze skoczków miał wcześniej do czynienia z masującymi pistoletami. Wcześniej, czyli w domyśle: za rządów Michala Doleżala i Grzegorza Sobczyka. Choć zapewne nie tak miało to brzmieć z ust Stocha – zwykle ostrożnego dyplomaty – to od wiosny nie pierwszy raz któryś z kadrowiczów daje sygnały, że Thurnbichler i jego ekipa zadziałali jak nowa miotła. Cytaty o tym, jak bardzo zmieniła się praca drużyny, można by przypisać dowolnemu skoczkowi. Jedynie Piotr Żyła stwierdził, że od wiosny wszystko jest bez zmian: – u Doda było dźwiganie ciężarów, u Thomasa też. U Doda było skakanie, u Thomasa też skaczemy – zbywał po swojemu, gdy go o to pytaliśmy. Ale w końcu i on zaczął mówić – o śpiewaniu na rozbiegu i rozwiązywaniu w locie zagadek matematycznych. Dawid Kubacki opowiadał z kolei o wizytach w wyjątkowym tunelu aerodynamicznym w Sztokholmie, do którego wcześniej zawodników nie zabierał żaden trener. I tak dalej, i tak dalej.

Enigmatyczne hasło "mobilność" pojawiało się jednak najczęściej. Chociaż Stoch, porównując się u Gonciarza do 80-latka, powiedział o wcześniejszych zaniedbaniach chyba najgłośniej.

Czytaj też:

Skoki. Maciej Maciusiak o obnażającym memie: "cykl życia b-kadry"? Nie znam

Mobilność jak abecadło sportu. Wykształcenie Thurnbichlera – tutaj klucz widzi Tajner


Trenerzy przygotowania motorycznego, u których zasięgnęliśmy informacji, mówią, że pod hasłem mobilności kryje się ogólny zakres ruchomości ciała. Musi być na tyle duży, aby stawy były w stanie układać się bez trudu w pozycjach, jakie bez pracy nad tym zagadnieniem byłyby niemożliwe.

Mogliśmy skupić się na tym oraz koordynacji, ponieważ polscy skoczkowie są silni. Ten fundament już mieli, ale chcieliśmy dołożyć kolejny i tę siłę jakoś uzupełnić – tłumaczy Thurnbichler.

Austriak przekonuje, że dzięki mobilności biało-czerwoni lepiej mogą odczuwać skok. Wiosną po analizie każdego z zawodników miał zrozumieć, że musi u nich sporo zmienić w kwestiach pozycji najazdowej. Dlatego te zagadnienia stały się szalenie istotne. – One się po prostu uzupełniają, bo mówimy choćby o takich detalach jak dokładne wyprostowanie pleców na dojeździe. Oni powinni być gotowi na zmiany, nie odczuwając żadnych dyskomfortów. Trzeba ich było uplastycznić – wyjaśnia szkoleniowiec.

Nawet dla laików te słowa brzmią jak abecadło zawodowego sportu. Tym mocniej bije w uszy, gdy lider kadry z perspektywy czasu niemal wprost przyznaje, że do wiosny 2022 roku tych liter w zespole nie znano.

Stoch jest zdania, że trenerzy nowego pokolenia mają lepszą świadomość, większą znajomość ćwiczeń, poszerzone fundamenty teorii. I coraz częściej porządne wykształcenie – niezależnie czy mowa o tych, którzy pracują z dziećmi w klubach, czy z ekipami bijącymi się na igrzyskach. Dość powiedzieć, że Thurnbichler – zanim rozpoczął pracę w austriackim sztabie – ukończył studia na uniwersytecie w Innsbrucku. Bronił pracę z nauk o zdrowiu i sporcie, zahaczając m.in. o biomechanikę. Dopiero później chwycił za flagę. Dla porównania, eks-prezes PZN Apoloniusz Tajner wspominał niedawno wyraźnie o konieczności dokształcania polskich szkoleniowców. Mimo że wielu ceni, to jest zdania, że błyskawiczne przejście do struktur (czasem prosto do tych centralnych) po zakończonej karierze jest de facto drogą na skróty. Tajner dał do zrozumienia, że praktyka ze skoczni albo tras, której nie uzupełnia się wiedzą naukową i teorią, bywa nieskuteczna. A niekiedy w ogóle niewiele warta, co później ma przełożenie na wyniki młodszego pokolenia.

Czytaj też:

Skoczkowie skurczyli się na potęgę. "Nowe przepisy to furtka do manipulacji"

Pół roku po wojnie temat Planicy stał się tabu. Dawni bohaterowie mają nowe życia


Pokolenie Sobczyka i Doleżala z tym Thurnbichlera (to 33-latek) dzieli raptem dekada. I choć pewnie nigdy nie usłyszymy tego z ust skoczków, to wiele wskazuje, że tyle wystarcza, aby Polacy odczuli różnicę w podejściu do treningu. Pytanie tylko, czy powinno się porównywać ten duet, czy może jeszcze starszego dra Haralda Pernitscha? Niezależnie od tego, zaznaczmy, że dziś nie trzeba narzucać narracji, iż nowy trener jest dobry, a tamci byli źli. W końcu Czech i jego asystent również zdążyli z tą ekipą napisać kawał historii. Ale im dłużej słuchamy skoczków po rewolucji, tym większe mamy poczucie, że dziś w tej ekipie jest po prostu inaczej. A prawdopodobnie tego najbardziej bał się Kamil, Dawid i Piotr, którzy w marcu w Planicy zdetonowali medialną bombę, jakiej polskie skoki nie widziały od lat. Znamienne, że po połowie roku pracy Austriaka temat tamtego konfliktu stał się środowiskowym tabu. Na szczęście, choć złośliwi równie dobrze mogliby przez kolejne miesiące wypominać bohaterom tamtej wolty, że popełnili błąd. Fakt faktem, wówczas – gdy tzw. grupa "Big 3" stanęła murem za poprzednią ekipą – nie miała jeszcze porównania tego, jak jest z tym, jak może być w innym układzie. Ale nie musiało minąć aż kilka miesięcy, żeby emocje i odczucia odmieniły się o 180 stopni. To stało się błyskawicznie. I chociaż niektóre rany po stronach tamtej wojenki pewnie jeszcze będą się bliźnić, to koniec końców wyszło na to, że trzęsienie ziemi miało sens.

Każdy nowy trener daje jakieś odświeżenie formuły. Po to się czasem ich zmienia – komentował Adam Małysz.

Doleżal po przegranym pożegnalnym sezonie w Polsce wrócił tam, skąd wyszedł – do asystentury Stefanowi Horngacherowi i zdaje się, że w tej roli czuje się bardziej komfortowo. To fachowiec od konkretów, a nie od świecenia nazwiskiem przed kamerami. Grzegorz Sobczyk w końcu przejął formalnie pełną odpowiedzialność za jakiś projekt, podejmując się pracy z Bułgarem Władimirem Zografskim. Ich letnie wyniki wskazują, że się dogadują. Powinni, bo ten trener z pewnością szybko chciałby dowieść swojej rynkowej wartości.

Jak rewolucję ocenią skoczkowie po pierwszej zimie z Thomasem, pokaże czas. Ale nawet, jeśli w kwietniu nie wrócą do domów z tuzinem pucharów, to przynajmniej zyskają większą mobilność. Choć tak naprawdę, to już dziś czuć, że zysków będzie więcej.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także