Coraz większa liczba profesjonalnych sportowców trafia do świata freak fightów. Kolejnym przykładem jest Ewa Piątkowska. Mistrzyni świata w boksie chce spróbować sił w mieszanych sztukach walki. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedziała o przygotowaniach i oczekiwaniach.
Przygodę ze sportem zaczynała od koszykówki. Po drodze było jeszcze rugby, ale największą pasją pozostały sporty walki. Piątkowska niedługo zawalczy w Szczecinie w trakcie gali Prime MMA 4: Królestwo. Do długiej listy zwycięstw chce dopisać kolejne.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Dlaczego mistrzyni świata WBC trafiła do freak fightów?
Ewa Piątkowska: – Chciałam spróbować czegoś nowego. Czuję się dobrze. Aklimatyzacja poszła w miarę gładko. Nie doznałam żadnego szoku.
– Jest pani czymś zaskoczona?
– Dobrze się bawię w trakcie konferencji. Nie występuję tam – póki co – w roli głównej. Są więksi showmani. Nie jestem jednak cichą myszką. Odnajdę się tam. Kasjusz Życiński jest dobrym przykładem, jak poprowadzić swoje życie w kierunku freaków. Jest bardzo zadowolony, że nie zdecydował się na pięściarską zawodową karierę. Nie było jednak tak, że namówił mnie na tę walkę. Najpierw zaczęłam trenować MMA, dopiero potem zdecydowałam się przyjąć walkę.
– Nigdy nie uciekała pan z "wielkiego świata". Udało się być komentatorką, ekspertem telewizyjnym. Wystąpiła pani także w krótkometrażowym filmi "Ksiądz". Jest ciągła potrzeba podwyższania adrenaliny?
– Muszę mieć ciekawe życie. Najbardziej nie lubię nudy, stagnacji. Nie mogłabym siedzieć za biurkiem i cały czas robić to samo. Łapię nowe propozycje, które są wyzwaniem. Kolejną kwestią jest MMA.
– Coraz więcej mistrzów będziemy oglądać na rynku freak fightów?
– Wygląda na to, że tak. Coraz więcej pięściarzy, kickboxerów, zawodników MMA idzie tą drogą. Światy profesjonalnego sportu i freaków naturalnie się wymieszają. Najlepsi z grona influencerów być może w przyszłości zawitają do gal sportowego MMA, natomiast sportowcy wykorzystają okazję i pójdą drogą, o którą pan pytał.
– Jest tak, że niektórzy krzywo patrzą?
– Nie. Bardziej podpytują o szczegóły. Są bardzo ciekawi, Jak żyje się w tym środowisku. Jakie są zarobki. Gdy słyszą kwoty, pojawia się temat, że być może po zakończeniu sportowej kariery i oni zawitają w tym świecie.
– Kilka dni temu rozmawiałem z medalistą olimpijskim – Damianem Janikowskim. Jego też czeka walka we freakach i jest bardzo zadowolony z kwoty, którą otrzyma. Możemy usłyszeć w jakich granicach oscylują zarobki?
– Dokładnych kwot nie mogę zdradzić. Są zdecydowanie lepsze niż w profesjonalnym sporcie. Ta tendencja zostanie podtrzymana.
– Podejmie pani wyzwanie w nowej dla siebie dyscyplinie. Były kłopoty w trakcie przygotowań?
– Były zupełnie inne niż poprzednie. Zawsze przygotowywałam się tylko i wyłącznie do boksu. Teraz musiałam opanować nową dyscyplinę. Pojawiły się w moim życiu zapasy, kopanie, ju-jitsu.
– Co okazało się najtrudniejsze?
– Zapasy, ale bardzo je polubiłam. Z radością chodziłam na treningi.
– Jaka jest intensywność treningów?
– Musiałam ćwiczyć więcej niż w boksie. W ostatnich latach trenowałam raz dziennie. Teraz się to nieco zmieniło. Musiałam opanować tyle nowości, iż pojawiałam się na sali dwukrotnie.
– W życiu imała się pani różnych dyscyplin. Pojawiały się koszykówka oraz rugby. W jakikolwiek sposób doświadczenie w tych dziedzinach pomaga w MMA?
– Dzięki temu, że nigdy nie siedziałam w miejscu ciało było zawsze wytrenowane. W rugby, biegnąc, byłam przewracana. W trakcie kolejnej walki może być podobnie, chociaż w nieco innych okolicznościach. Tęsknię za tymi sportami. Nie da się jednak łączyć wszystkiego. Musiałam postawić na jedną dyscyplinę. Nie żałuję.
– Ostatnią walkę stoczyła pani półtora roku temu. Kenijka Judy Waguthii nie miała większych szans. Wygrała pani jednogłośną decyzją sędziów po sześciu rundach. Jest już tęsknota za pojedynkami?
– Chciałabym już walczyć. Przez ostatnie pół roku jestem w treningu. Nie spodziewam się, że będę "zardzewiała".
– Ma pani siedemnaście starć. Rekord 16-1. Która walka zmieniła najbardziej?
– Oj, zdecydowanie najlepiej wspominam tę, która zapewniła mi mistrzowski pas WBC w wadze junior średniej. Ten triumf zostanie ze mną na zawsze. Poza tym przez całe życie się rozwijam. Nie osiadam na laurach. Długa przerwa w pracy to niebezpieczny pomysł. Można się rozleniwić. Mam dużo celów. Jest do czego dążyć.
– W 2015 roku doznała pani jedynej porażki z Ewą Brodnicką. Media nadal wałkują ten temat. To męczy?
– Minęło siedem lat, a ja nadal dostaję te same pytania. Temat już się przejadł. Trudno kreatywnie odpowiadać non stop na jedną kwestię. Ewa nie chce ze mną walczyć. Boi się konfrontacji. Jestem przekonana, że do tej walki nie dojdzie. Nie ma po co rozmawiać o tej rywalce.
– Po największych sukcesach wkradły się poważne kontuzje. To był najtrudniejszy moment w karierze?
– Urazy i choroby bardzo przeszkadzają. Mało jest zawodników w sportach walki, którzy czują się w pełni gotowi przed starciem. Zawsze coś boli i doskwiera. W moim życiu musiałam już sobie radzić z kontuzjami. Nie ma opcji, by po tylu latach ciągłych przygotowań nie było dolegliwości, które co chwilę się odnawiają. Na szczęście nigdy nie miałam psychicznego dołka. Otaczały mnie dobre osoby. Zawsze wiedziałam, że wrócę.
– Jak teraz wygląda zdrowotna sytuacja?
– Jest w porządku. Przygotowania obyły się bez większych bólów.
– Trenerzy, na czele z Mirosławem Oknińskim, dają wycisk?
– Bywa trudno. Na zapasach też nie jest łatwo. Gdy ma się kilku trenerów to każdy chce, żebym dawała z siebie wszystko. Często wyciskają ze mnie maksimum. Czuję, że wykonuję bardzo dobrą pracę. Wieczory są trudne. Im bliżej walki, tym więcej ćwiczeń. Dopiero teraz pojawiły się dni, w których mogę trochę odpocząć i zregenerować organizm.
– Pani rywalką w trakcie gali Prime MMA 4: Królestwo będzie Anna Andrzejewska. Może czymś zaskoczyć?
– Nie sądzę. Jestem spokojna. Będzie chciała sprowadzać walkę do parteru. Być może jej się to uda, ale nie czuję przed tym żadnej obawy. Od kilku miesięcy rozmawiałyśmy o tej walce. To była kwestia czasu. Nie ma między nami złej krwi. W tych federacjach konflikty są często sztucznie pompowane. Nie idę tą drogą. Nie chcę przekraczać granicy dobrego smaku.