| Piłka nożna / MŚ 2022 / Taktyczny mundial
Nie tak to miało wyglądać. Reprezentacja Polski rozpoczęła mundial od bezbramkowego remisu. W starciu z Meksykiem skupiała się głównie na defensywie, niemal całkowicie zapominając o ataku. Choć ostatecznie osiągnęła zadowalający rezultat, to zrobiła to w nie najlepszym stylu.
Czesław Michniewicz zaskoczył składem. W pierwszej "jedenastce" postawił na jednego defensywnego pomocnika — Grzegorza Krychowiaka — drugiego — Krystiana Bielika — zostawił na ławce rezerwowych.
Dwa kolejne miejsca w środku pola przydzielił Piotrowi Zielińskiemu i Sebastianowi Szymańskiemu. Na skrzydłach zdecydował się na Nicolę Zalewskiego i Jakuba Kamińskiego, a na szpicy — co oczywiste — na Roberta Lewandowskiego.
W linii obrony ustawił za to Matty'ego Casha, Kamila Glika, Jakuba Kiwiora i Bartosza Bereszyńskiego, a pozycję między słupkami obsadził Wojciechem Szczęsnym. W takim składzie Polacy rozpoczęli swój pierwszy mecz tegorocznego mundialu w Katarze.
Choć realizator transmisji zasugerował, że biało-czerwoni zagrają w formacji 5-3-2, to na murawie wyglądało to inaczej. W rzeczywistości zaczęli w ustawieniu z czterema obrońcami — 4-3-3. Korzystali z niego jednak dość rzadko — jedynie przy długich wznowieniach Szczęsnego.
W pozostałych fragmentach meczu ustawiali się zwykle w 4-1-4-1. Krychowiak zabezpieczał przestrzeń między liniami obrony i pomocy, a Zieliński i Szymański — zamiennie — wspierali Lewandowskiego w nieco wyższych próbach odbioru. Skrzydłowi grali za to nisko, ograniczając swobodę meksykańskich bocznych obrońców.
Zarówno Zalewski, jak i Kamiński, w pierwszej kolejności dbali o to, by wspomóc Bereszyńskiego i Casha. Nierzadko zdarzało się więc, że któryś z nich (a czasem nawet obaj) cofał się do linii obrony, by zachować równowagę w bocznym sektorze. Polacy grali wtedy w 5-4-1 (lub 6-3-1).
Defensywne nastawienie charakteryzowało jednak nie tylko skrzydłowych. Pozostali polscy piłkarze byli skupieni na tym samym celu. Robili wszystko, by nie stracić gola. Dlatego też bronili głównie w niskim pressingu, chcąc zniwelować przewagę rywala.
Gdy Meksykanie decydowali się na atak bocznymi sektorami, napotykali opór ze strony polskich skrzydłowych i bocznych obrońców. Gdy zaś próbowali przedrzeć się środkiem, musieli zmierzyć się z trójką pomocników i dwójką stoperów.
Nie mając wyjścia, przerzucali piłki wszerz boiska, licząc na to, że Polacy nie nadążą za akcją i nie zdążą przesunąć się do atakowanej flanki. Przed przerwą kilka razy zaskoczyli biało-czerwonych takimi zagraniami.
Po przerwie nie udawało im się to już tak często. Michniewicz zdjął bowiem z boiska Zalewskiego, zastępując go Bielikiem. Chwilę później za Szymańskiego wpuścił też Przemysława Frankowskiego. Ustawienie Polaków nie uległo zmianie — pozostali w 4-1-4-1 — ale zmienił się nieco sposób bronienia.
Od początku drugiej połowy biało-czerwoni coraz częściej korzystali ze średniego pressingu. Grali wówczas w formacji 4-4-2, z Lewandowskim i Zielińskim na szpicy. Bielik i Krychowiak zabezpieczali wtedy środek pola, a Frankowski i Kamiński wspierali bocznych obrońców.
Gdy rywale zbliżali się jednak do polskiej bramki, obaj skrzydłowi obniżali swoje pozycje, schodząc do linii obrony. Polacy, raz jeszcze, modyfikowali formację. Blisko własnego pola karnego ustawiali się w 6-3-1.
Pomimo tak defensywnej filozofii Meksykanie znajdowali sposób na to, by przedostać się pod bramkę. Zagrożenie stwarzali głównie wtedy, gdy udawało im się minąć Polaków ustawionych w średnim bloku. Gracze Gerardo Martino oddali po przerwie siedem strzałów, co dało im łącznie jedenaście uderzeń w całym meczu.
Polacy nie mogli pochwalić się takimi statystykami. Przez większość spotkania skupiali się bowiem na grze obronnej. Gdy (rzadko) decydowali się na atak, wychodziło im to dość mizernie.
Z sześciu strzałów oddanych na bramkę Guillermo Ochoi cztery były po stałych fragmentach. W tym po rzucie karnym Lewandowskiego. Pozostałe dwie próby były za to kopnięciami Krychowiaka i Kamińskiego z doliczonego czasu gry.
Stwarzając tak mało zagrożenia, nie dało się wygrać spotkania. Można je było bezbramkowo zremisować, co też udało się graczom Michniewicza. Selekcjoner miał jednak pomysł na to, by zaskoczyć rywali. Problem w tym, że ten nie wypalił.
Biało-czerwoni mieli błyskawicznie przechodzić do ataku po odbiorze piłki. Lewandowski był jedynym graczem niezaangażowanym w niską obronę. Ustawiał się wyżej, licząc na podania od obrońców. Po przyjęciu miał utrzymać się w posiadaniu, dając przy tym czas nadbiegającym z głębi skrzydłowym.
Takie akcje były jednak rzadkością. Podobnie jak udane ataki pozycyjne – tych nie było prawie wcale. Polacy rozpoczynali grę krótkimi podaniami tylko wtedy, gdy musieli to zrobić. Zazwyczaj stosowali wówczas jeden wariant.
Bereszyński ustawiał się wysoko na połowie rywala, a jego pozycję zabezpieczał lewoskrzydłowy. W tyłach pozostawali wówczas Cash, Glik i Kiwior, formując trzyosobowy blok defensywny. Polacy grali wtedy w 3-3-4.
Po kilku krótkich podaniach futbolówka była zagrywana bezpośrednio do ustawionego wysoko lewego obrońcy. Choć ten robił co mógł, to partnerzy mu nie pomagali. Zarówno Szymański, jak i Zieliński, nie radzili sobie ze stanowczymi rywalami, szybko tracąc piłkę.
Podobnie wyglądało to wtedy, gdy Szczęsny wznawiał grę długim wykopem od bramki. Lewandowski walczył w powietrzu, Zieliński czekał na zgranie, a finalnie z takiego rozwiązania cieszyli się tylko Meksykanie.
Nie radząc sobie w budowaniu akcji, Polacy całą wiarę pokładali w stałe fragmenty gry. Mając w składzie jednego z najlepszych kreatorów w Europie — Zielińskiego — i jednego z najskuteczniejszych napastników świata — Lewandowskiego — ograniczyli się do dośrodkowań ze stojącej piłki, długich wykopów i nieudolnych kontrataków.
Nic dziwnego, że nie wygrali. Gol Lewandowskiego z rzutu karnego tylko zakłamałby rzeczywistość. Polacy nie chcieli we wtorek grać w piłkę. Skupili się na przeszkadzaniu, marnotrawiąc swój własny potencjał. A jeśli tak zagrali z Meksykiem, to strach pomyśleć, co pokażą przeciwko Argentynie…
Następne