Wnioski po Pekinie? Takie, żeby na mistrzostwach świata w Planicy nie biegać znowu wszystkich dystansów. To wariactwo. Cele? Ścigać się z najlepszymi. Chciałabym. Po to przecież ciągałam latem tę oponę – mówi Izabela Marcisz, liderka polskiej kadry biegaczek narciarskich przed zawodami Pucharu Świata w Ruce. W piątek oficjalnie zaczyna się czterolecie, którego finałem będą igrzyska olimpijskie we Włoszech. To te, w których "zdolna dziewczyna" ma zostać klasową seniorką.
Puchar Świata w Ruce jak zwykle będzie pierwszym przystankiem sezonu biegaczy narciarskich. Izabela Marcisz i pozostali kadrowicze wcześniej zaliczyli jeden sprawdzian – na zgrupowaniu w Muonio – i z nadziejami spoglądają na poolimpijską zimę. Drużynę narodową, już wspólną dla kobiet i mężczyzn – wiosną przejął Czech Lukas Bauer. 22-latka, która w Pekinie otwarcie przyznała, że w rozwoju jej kariery pomaga legendarna Justyna Kowalczyk, także przed sezonem 2022/23 wybrała trochę inną ścieżkę przygotowań. Kluczowym momentem, w którym ciężka praca ma jej "oddać" na trasach, powinny być mistrzostwa świata seniorów. Na przełomie lutego i marca odbędą się w Planicy. Na razie jednak pierwszy występ w pucharowym światku. Zespół dotarł do Finlandii we wtorek.
MICHAŁ CHMIELEWSKI, TVPSPORT.PL: – Szczerze mówiąc, wiosną sądziłem, że teraz będę rozmawiał z Izabelą-biathlonistką.
IZABELA MARCISZ, MISTRZYNI ŚWIATA U23 Z 2021 ROKU: – Cóż, do mnie też od tamtej pory dochodziło mnóstwo plotek na ten temat. Ale są nieprawdziwe. Pomimo pogłosek, czuję się wciąż biegaczką, karabinów na plecy nie zakładam.
– Co w takim razie robiłaś na treningach z tymi, którzy go noszą?
– Trenowałam.
– Opowiesz?
– Cieszę się, że Justyna zgodziła się mnie nadal prowadzić. Uznałyśmy, że z nimi poza strzelaniem w lecie mamy bardzo podobny trening, dlatego do nich dołączyłam. Razem ciągnęliśmy oponę – zwykle w duetach, więc dochodził element współpracy, razem wychodziliśmy na marszobiegi, a dla mnie gonienie za nimi to też świetna forma urozmaicenia zajęć. Przyznam szczerze, że dawno nie czułam tak fajnego klimatu na treningach. Oczywiście, chociaż nie rozwijają stylu klasycznego i z racji, że w zawodach zatrzymują się na strzelnicy, więc mają swoje metody przygotowań do tego elementu, to ogólnie są mocniejsi w wielu elementach. Jednak ja gdzieniegdzie nie odstawałam, na przykład w tej oponie. A jeśli nawet odrobinę, to przynajmniej miałam kogo ścigać. Oni od jakiegoś czasu też pracowali już z Aleksandrem Wierietielnym, zdążyli zrozumieć, że nie ma miejsca na obijanie się. Wspólnie się nakręcaliśmy. Była harówka poprzez dobrą zabawę, pełną dobrej energii. Czułam się świetnie w ich towarzystwie, schodziłam do szatni z uśmiechem.
– Twoja trenerka też miała męskiego sparingpartnera: Macieja Kreczmera. Faceci mają aż taki wpływ na rozwój sportowy zawodniczki?
– Zgadza się. Tu generalnie chodzi o grupę, nie o płci. Trochę rywalizowaliśmy, oni trochę patrzyli, gdzie jestem i czy ich przypadkiem nie wyprzedzam. To była obopólna motywacja.
– Dobrze, że sama opowiadasz o tym lecie. Chociaż Polska od nowa zna biegi narciarskie od dobrych 16 lat, to ogólny obraz waszej pracy wygląda tak: wiosną znikają, zimą wracają i potem znowu ich nie ma. Tymczasem u was chyba sporo się wtedy dzieje?
– W zimie jesteśmy na świecznikach, bo ludzi interesują wyniki i starty. Są transmisje, pokazują nas, ktoś opisze, jak nam poszło w gazecie albo na portalu. Można porównać, kto wygrywa, gdzie my finiszujemy i tak dalej. Tyle tylko, że dla biegacza to właśnie lato jest ważniejsze. Wtedy decyduje się, o ile pójdziesz naprzód lub czy w ogóle dasz radę. Treningi bywają nużące, długie i ciężkie, ale takie mają być. Te przygotowania mają ogromną objętość, czasami dużo większą niż bieg o stawkę w zawodach. Po to, żeby takie wyścigi po prostu wytrzymywać. Tego się nie pokazuje ani o tym nie mówi, bo to dla kibica przecież nie jest ciekawe. Jednak dla nas jest kluczowe.
– To dlatego kiedy rusza sezon, cieszy was nawet minus 20 stopni i wiatr.
– I zamarzające dziurki w nosie, bąble na stopach, a czasami nawet na uszach, do tego przemarznięte policzki. O, albo taśma, która je chroni, a której nie da się ściągnąć inaczej niż dopiero w saunie. Zdecydowanie, to jest nasz świat. A wiosną, po czterech miesiącach takich trudności, wszyscy cieszą się na lato i spokój. I tak to się kręci.
– Miewasz czasami dość?
– Wiedzieliśmy, jaki sport wybieramy. Każdy, kto doszedł do poziomu występowania w Pucharze Świata, znał już wszystkie plusy i minusy uprawiania biegów wyczynowo. Zgodziliśmy się na to świadomie.
– Czyli nie miewasz.
– Na pewno nie częściej niż ludzie, którzy wykonują jakikolwiek inny zawód. Huśtawki nastrojów, przesyt, zniechęcenie i tego typu uczucia są normalne, niezależnie czy pracujesz w banku, czy ciągniesz oponę. Poza tym, w ciągu roku jest trochę miejsca, żeby od tego odpocząć. Jestem szeregową Wojska Polskiego i mam z tego tytułu konkretne obowiązki. A po drodze cały czas studiuję w indywidualnym roku na AWF Kraków na kierunku sport. Kończę drugi rok i bardzo chcę zdać dyplom. Przykładam się do tego. To pozwala odciążyć głowę od biegów.
– Będziesz pisała pracę o sobie?
– Wierzę, że znajdę inny, równie ciekawy temat. Chociaż na pewno będę czerpać z własnego doświadczenia. Kierunek już mi się klaruje.
– Co stało się z twoją przynależnością do biathlonistów, odkąd z pracy w PZBiath zrezygnowała Justyna Kowalczyk? Dalej z nimi pracujesz?
– Jestem w tej chwili w Finlandii, rusza PŚ. To naturalne, że nie mogę mieć tutaj wsparcia z ich strony. W sezonie zimowym ich serwismeni nie robią nart klasycznych, to połączenie byłoby karykaturalne. Nasze drogi na najbliższy czas się rozeszły, tak to nazwijmy. Natomiast przyjaźnie, które zawarłam i kontakt, który z nimi utrzymuję pomimo odległości, pozostanie. Bardzo bym tego chciała, to wartościowi ludzie.
– Wiesz, że mijają już cztery lata od twojego debiutu w PŚ? Gdy to sprawdziłem, uznałem, że jakoś szybko zleciało. Czy to już nie jest pomału czas, gdy trzeba zwijać parasol ochronny? Funkcja "zdolnej dziewczynki" się unieważnia.
– Z pewnością. Ale czy to presja, żeby teraz nagle musieć coś udowadniać? Absolutnie nie. Jeżeli wszystko byłoby zgodne z moją wizją, to każdy kolejny sezon będzie mi przynosił postępy.
– Czego ci jeszcze najbardziej brakuje?
– Czasu. Robię wszystko, żeby osiągnąć wyniki, jestem – według mnie – pracowita i chętna do treningów. Mam nadzieję, że konsekwentne kilka lat sprawi, że dojdę tam, gdzie bym chciała, bo interesują mnie sukcesy. Chcę się poprawiać, chcę iść w górę. Ale to się nie stanie ot tak. Tego lata poświęciłam mnóstwo czasu na poprawienie się w klasyku i technice bezkroku, tzw. pchania. Igrzyska pokazały mi, że w tej technice też da się nieźle występować. I w niej mam wielkie rezerwy. Poza tym poprawiałam mobilność ciała, zwracałam uwagę na stabilizację itd. Uważam, że to w konsekwencji pozwoli mi robić dłuższe i cięższe treningi.
– A jakie masz najmocniejsze strony?
– Ha, długo by wymieniać!
– Biorę długopis i notuję.
– Zacząć od sportowych czy prywatnych?
– Jeśli mowa o tych drugich, to rozmawiamy już parę minut i mam wrażenie, że jesteś jak nigdy wyciszona. Nie znałem cię wcześniej od tej strony.
– Coś w tym jest. Ale wiesz, co? Powiedziałam sobie, że chcę w sobie mieć spokój. Nie chodzi mi o to, że się już wyszalałam i tak dalej, tylko że tak chyba jest rozsądniej. Myślę, że trochę dojrzałam, do tego po drodze kilka spraw mocno sprowadziło mnie na ziemię. Po ich przepracowaniu doszłam do wniosku, że chcieć nie zawsze znaczy móc i odwrotnie. Dlatego próbowałam przetrenować lato z chłodną głową i mimo wszystko nie tracić motywacji. Przekonamy się, jaki będzie efekt, ale w takim stanie na dziś mi zdecydowanie lepiej.
– Przypominam sobie bieg na 30 kilometrów w Pekinie. Oprócz tego, że wiatr zdmuchnął ci tam na trasie jakąś tablicę na głowę, nawet ciekawsze było to, co mi po nim powiedziałaś: że przyjechałaś tu po naukę i właśnie ten start był prawdziwą lekcją. To było ładne. Ale interesuje mnie, jak z perspektywy czasu patrzysz na tamte doświadczenia.
– Że na MŚ w Planicy nie chcę znów biegać wszystkich dystansów. To by było wariactwo.
– A jednak dałaś radę.
– Ale dużym kosztem. Okej, jadąc tam, wiedziałam, że będzie ciężko. Miałam na starcie duży zapas pokory, ale pierwszy start mnie podbudował. Od tamtej pory aż tak się nie bałam, do kolejnych biegów podchodziłam na większym luzie. Tak, po Pekinie zostało sporo niedosytu, na przykład po sprincie, gdzie nie awansowałam do ćwierćfinałów. Z drugiej strony, przed wyjazdem nigdy bym nie powiedziała, że wyjadę stamtąd z takimi wynikami i takim bagażem doświadczeń. Pamiętam, że jak wracałam do domu, powiedziałam sobie: chciałaś mieć tam najwyższą formę i miałaś. To było dobre uczucie. Mistrzostwa świata U23, na które pojechałam prawie od razu z Chin, były już po tym szczycie.
– Teraz MŚ U23 będą przed seniorskimi. Jak to rozwiążesz?
– Jeszcze nie wiem. Dobre pytanie, na które nie mam jeszcze odpowiedzi.
– Czy dajesz właśnie cichy sygnał, że możesz w ogóle na nie nie pojechać? Bo jeśli tak, to nic w tym dziwnego. Wiele mocnych młodzieżówek rezygnuje z występu w tej imprezie, jeżeli liczy się już w PŚ.
– Może tak, ale ja naprawdę jeszcze nie wiem. Tutaj także decyzje będą po stronie trenera. Rozmawiamy przed rozpoczęciem sezonu. Poczekam na pierwsze starty i zobaczę, w którym miejscu w ogóle jestem. Chciałabym startować, bo jak jest gaz, to jest i ochota.
– Czyli tego ci życzyć tej zimy?
– Można.
– A z czego wiosną ty sama będziesz zadowolona?
– Nie chcę rzucać jakichś liczb na wiatr. Takie cele zostawię dla siebie. Chcę po prostu walczyć z dziewczynami ramię w ramie.
– Stać cię na to już teraz?
– Chciałabym.