Hajime Moriyasu, selekcjoner reprezentacji Japonii, został bohaterem narodowym. Nikt nie spodziewał się, że awans do 1/8 finału mundialu wywalczy akurat po ograniu Niemców i Hiszpanów. I to w miejscu, w którym niegdyś poniósł z kadrą najbardziej bolesną porażkę w historii Niebieskich Samurajów.
28 października 1993, przed chwilą minęła godzina osiemnasta miejscowego czasu. Druga doliczona minuta do meczu Japonia – Irak w eliminacjach MŚ w USA. Irakijczycy krótko rozgrywają rzut rożny i Jaffar Omran głową wykańcza dośrodkowanie z prawej strony.
Załamani Japończycy padają na murawę, ponieważ to bramka na 2:2, która eliminuje ich z turnieju finałowego. Nie mają już czasu na strzelenie zwycięskiego gola, a więc w tabeli będą mieli tyle samo punktów, co druga Korea Południowa, tyle że ta ma lepszy bilans bramek.
Spotkanie do historii przeszło pod różnymi nazwami. W Japonii znane jest jako "Agonia w Dosze", z kolei Koreańczycy z południa nazywają je "Cudem w Dosze".
Kraj Kwitnącej Wiśni nigdy wcześniej nie był tak bliski awansu na mundial. Piłka nożna stawała się w nim coraz bardziej popularna, w dużej mierze dzięki powstaniu profesjonalnej J League, która wystartowała w tamtym roku. O tym, w jakim tempie zaczął rozwijać się tamtejszy futbol niech świadczy choćby fakt, że Japonia trochę ponad dwa lata później sprała 5:0 Polskę, a od kolejnego mundialu gra nieprzerwanie w turniejach finałowych.
Zawodnicy, którzy ulegli amatorom z Iraku, wciąż nazywani są w kraju "Doha Gumi", czyli mniej więcej "Grupą z Dohy", a powiedzenie "Doha o wasureruna" ("Nigdy nie zapomnij o Dosze") funkcjonuje wśród kibiców jako wspomnienie bolesnego momentu. Ale może wreszcie to się zmieni i to przede wszystkim dzięki jednemu z bohaterów nieszczęsnego meczu.
Hajime Moriyasu z Irakiem rozegrał całe spotkanie w środku pola. Nie dane mu było wystąpić w niebieskiej koszulce na którymś z mundiali, bo w 1996 roku zakończył karierę reprezentacyjną. Ale smak mistrzostw świata zna już dobrze i będzie miał okazję jeszcze się nim podelektować.
Z kadrą był już cztery lata temu na turnieju w Rosji. Wtedy jeszcze jako asystent, ale po turnieju Akira Nishino zrezygnował i federacja zdecydowała się postawić na Moriyasu. Ten co prawda rok później dość niespodziewanie przegrał w finale Pucharu Azji z Katarem, ale teraz zrobił coś, czego nie udało się jeszcze żadnemu jego rodakowi.
Faza grupowa, 1/8 finału, faza grupowa, 1/8 finału, faza grupowa, 1/8 finału – w taki regularnie naprzemienny sposób Japończycy kończyli jak dotąd swój udział w mundialach. Po sześciu turniejach tę prawidłowość udało się przełamać i to w stylu, którego nikt nie mógł się spodziewać.
Że Japonia w grupie wyprzedzi Kostarykę – to można było śmiało zakładać. Ale że wygra grupę akurat po porażce z nią, za to ogrywając i Niemców, i Hiszpanów? Jeśli ktoś postawił na takie rozstrzygnięcie, jest bogaczem. A to wciąż może nie być wszystko, bo w poniedziałek powalczy o ćwierćfinał z Chorwacją.
I w Japonii tylko żałują pewnie, że ten mecz nie zostanie rozegrany na Stadionie Międzynarodowym Chalifa, na którym udało się ograć Niemcy i Hiszpanię. Rzut kamieniem od Stadionu Al-Ahli, na którym 29 lat wcześniej Japończykom w tak bolesny sposób wymknął się z garści ich pierwszy mundial.
Kontenery się przydały. Katar pomaga ofiarom trzęsienia ziemi
Meksykanie ukarani przez FIFA za mecz z Polską na MŚ
Rywale ukarani. Muszą zapłacić za zachowanie w trakcie meczu z Polakami
Argentyńczyk ujawnia: przy 0:1 Polak poprosił mnie, by więcej nie strzelać
Ale numer! Messi pozował do zdjęć z... podróbką pucharu
Nagroda nie dla Marciniaka! Na mundialu najlepszy był inny sędzia
Szał na punkcie koszulek Argentyny. Chcesz kupić? Poczekasz długo
"Aż spadłem z łóżka..." Francuski sędzia ocenił pracę Marciniaka
Każdy będzie mógł zobaczyć... łóżko Messiego. Gratka dla kibiców!