W nocy z czwartku na piątek Orlando Magic, którego barw broni Marcin Gortat, rozegra pierwszy mecz z LA Lakers. Za naszego koszykarza mocno ściska kciuku jego ojciec Janusz Gortat. W rozmowie ze sport.tvp.pl dwukrotny brązowy medalista olimpijski w boksie zdradza tajemnicę sukcesu swojego syna.
Przez lata nazwisko Gortat kojarzone było tylko z jedną dyscypliną. Teraz powoli się to zmienia...
- To prawda. Powiem uczciwie, że do tej pory w ogóle nie zajmowałem się NBA. Nie interesowały mnie te rozgrywki. Teraz muszę kibicować i ściskać kciuki, skoro gra tam mój syn.
Jest pan na bieżąco z wynikami? Zrywa się pan w nocy, żeby oglądać mecze z udziałem Marcina?
- Nie mam kanału, który transmituje te rozgrywki. Niestety, nie mam też internetu. Marcin obiecał, że jak przyjedzie, to się tym zajmie. Ale póki co wszystkie wyniki śledzę na Telegazecie.
NBA to dla większości koszykarzy cel nieosiągalny, a Marcin wdarł się tam przebojem. Zdążył się już przyzwyczaić do gry wśród najlepszych?
- Pamiętam jak w wieku 18 lat Marcin wyjeżdżał na swój pierwszy kontrakt do Niemiec (w 2003 roku trafił do RheinEnergie Kolonia - przyp. red.). Już wtedy mówił, że jego celem jest gra w NBA. I wszystko podporządkował temu, aby swoje marzenie zrealizować. Marcin nie czuje się jeszcze w drużynie tak pewnie, jakby tego chciał. Na razie jest zmiennikiem Howarda i ciągle musi walczyć o miejsce w składzie.
Chyba nie zamierza być zmiennikiem Dwighta Howarda do końca kariery. Jakie są jego ambicje?
- Wielu, mówiąc o NBA, myśli o pieniądzach. Marcin powiedział jednak krótko: "ja mogę zarabiać mniej, ale chcę grać. Nie chcę obserwować swoich kolegów z ławki rezerwowych". Na początku swojego pobytu w Niemczech dzwonił do mnie i niemal płakał do słuchawki. Dlatego, że długo nie występował w pierwszym składzie. A ja go pytam: ile ty trenujesz koszykówkę, dwa lata? Na wszystko przyjdzie czas. No i doczekał się. Zaczął grać regularnie w pierwszym składzie, a potem wszystko potoczyło się już szybko.
I pomyśleć, że Marcin Gortat mógł nie zostać koszykarzem...
- Marcin często jeździł ze mną na obozy bokserskie, które prowadziłem. Próbował zajmować się boksem, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Ciągle marzył o piłce nożnej. Mówił, że chce być drugim Peterem Schmeichelem. Trenował jednak dyscypliny ogólnorozwojowe. Zawsze mu powtarzałem, że oprócz talentu, trzeba mieć jeszcze wytrzymałość. To na niej możemy budować wszelkie inne elementy. W każdej dyscyplinie.
Marcin ma 214 cm wzrostu. Zawsze był wyższy od swoich kolegów?
- Tak. W pewnym momencie zaczęliśmy mieć problem z kupowaniem butów. Trzeba było się dużo nabiegać, głównie po bazarach. Już w wieku 14-15 lat Marcin miał 1.80 metra wzrostu, a może i więcej. Dlatego namawiałem go, żeby wybrał dyscyplinę, w której będzie mógł wykorzystać te warunki.
Jak wyglądają teraz wasze kontakty. Rodzina w Polsce, a on za Oceanem...
- Kiedy mieszkał w Niemczech, bardzo często telefonował. Teraz ma z tym problem. Wszystko przez to, że muszą grać bardzo często, a do tego muszą pokonywać ogromne odległości. Czasem dzwonił i mówił: "tata, mam już serdecznie dosyć tych podróży. Wracam do domu, a za chwilę muszę już wyjeżdżać. Nawet nie mam czasu, żeby do ciebie zadzwonić".
A co z reprezentacją Polski? Czy gra w narodowej kadrze jest ważna dla Marcina?
- Kiedy grał w Niemczech, miał wątpliwości. Bał się, że może wypaść ze składu, kiedy przyjedzie na zgrupowanie do Polski. Ale ja przypomniałem: twój najważniejszy cel to orzełek na piersi. I dla tego orzełka masz walczyć. Możesz robić co chcesz, ale jeśli będziesz powołany do reprezentacji, masz grać.
Czyli nie ma możliwości, żeby Marcin nie pojawił się na Eurobaskecie...
- Nie ma o tym mowy.
103 - 91
Indiana Pacers
108 - 91
Oklahoma City
120 - 109
Indiana Pacers
104 - 111
Oklahoma City
116 - 107
Oklahoma City
123 - 107
Indiana Pacers
110 - 111
Indiana Pacers
125 - 108
New York Knicks
111 - 94
Indiana Pacers
124 - 94
Minnesota