Od lat trwa dyskusja, który polski skoczek jest najlepszy w historii. W tym momencie zarówno Adam Małysz, jak i Kamil Stocha mają po 39. triumfu w zawodach Pucharu Świata. Czy wreszcie pęknie magiczna bariera 40. zwycięstw? Zapytaliśmy ekspertów.
Do odniesienia 39 zwycięstw Stoch potrzebował 352 konkursów, trzech więcej niż Małysz. "Orzeł z Wisły" częściej niż młodszy kolega stawał jednak na podium pucharowym, gdyż w "trójce" zakończył 92 zawody, wobec 80 Stocha.
– Od lat skacze mi ciśnienie, gdy mądre głowy chcą porównywać tych wielkich mistrzów. Zamiast cieszyć się, że żyjemy w takich pięknych czasach, pojawia się bezsensowna debata publiczna. To są świetni goście. W gablotach mają medale wszystkich największych imprez. Swego czasu dominowali w Pucharze Świata. Wielkie kozaki tej dyscypliny. Obserwujmy do końca karierę Stocha, bo na pewno nas jeszcze czymś zaskoczy. Małysz ma nowe obowiązki, w których świetnie się spisuje. Oni kochają sport, a sport kocha ich – mówił Wojciech Fortuna, mistrz olimpijski z Sapporo z 1972 roku.
Indywidualnie Małysz ma w kolekcji cztery medale olimpijskie, ale żadnego złotego. Stoch ma również cztery, ale trzy z najcenniejszego kruszcu i jeden brązowy z drużynowej rywalizacji. Małysz wciąż wyprzedza Stocha w liczbie wywalczonych Kryształowych Kul za triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata – ma cztery, a Stoch dwie.
– Uważam, że Małysz trzy lata za wcześnie powiedział "pas". Mógł kontynuować karierę! Zawsze mu to powtarzam. Soczi to była jego skocznia. Warunki idealne dla Adama. Ogromne doświadczenie mogłoby mu pomóc w zdobyciu kolejnego olimpijskiego medalu. Kto wie, czy nie złotego. Gdyby nie "Małyszomania" to raczej teraz byśmy nie rozmawiali. Być może nigdy nie pojawiłby się kompleks Średnich Krokwi. Pewnie nie zbudowalibyśmy też obiektu w Wiśle-Malince i Szczyrku. Być może skoki w Polsce by "umarły", podobnie jak na Słowacji. Ratują nas jednak wielkie tradycje, związane z tą dyscypliną. Wiele pokoleń zawdzięcza Małyszowi możliwość startowania. Teraz kontynuują to Stoch, Kubacki, Żyła i reszta. Skoczki mają swoje piękne czasy. I dobrze! – stwierdził Apoloniusz Tajner, były prezes PZN-u oraz były trener.
Młodszy z wybitnych skoczków ma w dorobku trzy statuetki "Złotego Orła" za końcowy triumf w Turnieju Czterech Skoczni. Małysz dokonał tego tylko raz, za to z przewagą ponad 100 punktów nad drugim w klasyfikacji Janne Ahonenem. Prezes PZN nie może pochwalić się zdobyczą medalu z mistrzostw świata w lotach. Stoch ma je trzy: srebro indywidualnie i dwa brązowe drużynowo. – Nie kłóćmy się o to, kto jest lepszy. Każdy ma w sobie coś wyjątkowego. Debaty zostawmy kibicom. My podziwiajmy ich cudne skoki i róbmy zdjęcia statuetek za zwycięstwa – podsumował Kazimierz Długopolski, trener skoczków.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Stoch i Małysz mają po 39. triumfów w zawodach Pucharu Świata. Czy Kamil doczeka się zwycięstwa numer 40?
Rafał Kot: – Jestem przekonany, że wróci do dalekiego skakania i pojawi się w czołowej trójce. Trudno jednak stwierdzić, czy stanie na najwyższym stopniu podium. Przełamie się – to pewne. Wie, co ma poprawić. Sztab szkoleniowy działa na najwyższych obrotach. Nie są jak dzieci we mgle. Wszystko jest zaplanowane. W Stocha wkradł się błąd, który jest mocno akcentowany przy nieudanych próbach. Powoduje to momentami wypadanie z konkursu po pierwszej serii, ale widzieliśmy już jego miejsca w TOP 10. Cierpliwość popłaca. Nawet, jeśli wróci to może nie być już "kilerem", jak to bywało w poprzednich latach. Nerwowe ruchy nie pomagają. Niekiedy dwa kroki w przód powodują trzy kroki w tył. Kamil jest na to zbyt doświadczony. Jego największą przeszkodą jest frustracja. Na pewno narasta. To nie jest skoczek, który będzie skakał ze szczęścia po miejscach, które osiąga. Zdobył już niemal wszystko. Miejsca w drugiej dziesiątce go nie zadowalają, a mamy przecież takich zawodników w kadrze, dla których taki rezultat byłby spełnieniem marzenia.
– Stoch przez dwanaście lat z rzędu wygrywał chociaż jeden konkurs w roku kalendarzowym. Ma szansę przedłużyć tę serię?
– Będzie bardzo trudno, ale już od kilki lat wydawało się to niemożliwe, a on się tylko uśmiechał pod nosem i robił swoje.
– Co panu imponuje u Stocha?
– Jego styl jest znany wszystkim na świecie. Nie brakuje zachwytów, gdy Kamil jest w powietrzu. Od lat doceniają go również sędziowie. Przyznają wysokie noty. Jest kilku takich zawodników, których każdy lot powinno się pokazywać początkującym zawodnikom i go analizować. Stoch znajduje się w tym gronie. Szkoleniowa sztampa to Stoch, Stefan Kraft czy Simon Ammann. Latają pięknie. Często powtarzałem, że Kamil w locie jest jak posąg – chociaż może nie do końca to określenie pasuje do tak dynamicznej dyscypliny. U naszego mistrza nie ma żadnych zbędnych ruchów. Ostatnio porównywałem skoczka z Zębu do Andersa Jacobsena. Niby osiągali te samy odległości, ale u Norwega narty i postawa falowały jak szalone. Nie było spokoju, ładu i składu. U Polaka wręcz przeciwnie.
– Miewał pan zastrzeżenia do pozycji w locie Adama Małysza?
– Technika niby nie była idealna, ale to było spowodowane innymi nartami, kombinezonami i nartami. Trudno porównywać tamte próby z tymi z 2022 roku.
– Czy można się szybko pozbyć złych nawyków?
– Starsi zawodnicy mają już bagaż doświadczeń. To duża przewaga. Jest przegląd wydarzeń w głowie. Wystarczy raz puścić im nagranie wideo z danej próby i od razu wiedzą, gdzie popełniają błąd. Wyciągają bardzo trafne wnioski. Młodszy skoczek nie będzie w stanie tak szybko analizować. Rozłoży ręce i powie: "No kurde, mam dość. Gdzie te błędy?". Wiekowi zawodnicy mają zakodowany dany styl najazdu, daną pozycję w powietrzu. Wiemy sami po sobie, jak trudno zmienić nawyki. Trzeba wprowadzać kosmetyczne zmiany, by nie rozbić całej formy zawodnika. Decydują detale, widoczne gołym okiem. Trudniej reagować, gdy Kamil od czasu do czasu odbija się za progiem. Z tym musi sobie poradzić sam, by nie spóźniać odbicie. Sztab szkoleniowy może jedynie szukać przyczyny takiego działania.
– Kibice zdają sobie sprawę, w jak dobrych czasach dla polskich skoków teraz funkcjonujemy?
– Wystarczy się trochę cofnąć. Niby zawsze mieliśmy dobrego skoczka: Stanisław Marusarz, Stanisław Bobak, Piotr Fijas, ale brakowało zaplecza. Za czasów Małysza było podobnie. Czekaliśmy, czy ktoś poza Adamem wejdzie do drugiej serii. To był rzadki obrazek. Prezes PZN niesamowicie rozwinął skoki w kraju. Całe rodziny oglądały jego występy przy rosole i kotlecie. Wtedy nie liczyły się już tylko same wygrane. Każdy chciał rekordów skoczni. Dochodziło do sytuacji, w których ludzie byli niezadowoleni z pierwszych miejsc. Małyszomania to był zwariowany okres. Potem była wielka obawa w głowie, co wydarzy się z polskimi skokami. Na szczęście szybko zaskoczył Stoch. Zdominował Puchar Świata. Zdobywał złote medale olimpijskie. Powoli pojawiały się osoby obok: Piotr Żyła, Stefan Hula, Dawid Kubacki, Maciej Kot. Karuzela się rozkręcała. Po kilku Polaków punktowało w zawodach Pucharu Świata. Wygraliśmy klasyfikację Pucharu Narodów. Nadeszły złote czasy za Stefana Horngachera. Za kadencji Michala Doleżala i Grzegorza Sobczyka nie dało się myśleć o triumfach. Rozłożyli na pewien czas polskie skoki. Teraz wszystko wraca do normy. Nie będzie magicznego dotknięcia czarodziejskiej różdżki, ale za kilka miesięcy znowu będziemy próbowali zwojować świata.
– Gdyby miał pan wybrać lepszego z duetu Małysz – Stoch, kto to by był?
– Nie powinno się ich porównywać. Kamil zawsze od tego uciekał. Zawsze powtarzał, że chce być Stochem, nie drugim Małyszem. Adam ma podobnie. To dwie wielkie postacie polskiego sportu. Wspólnie osiągnęli wszystko, co było do zgarnięcia w skokach. Stawiam między nimi znak równości. Nie gloryfikujmy żadnego z nich. Gdyby nie Małysz, mogłoby nie być Kamila. Gdyby nie Stoch, mogłoby nie być jego następców. Pięknie się uzupełniają. To wielcy skoczkowie. Małysz to wielka osobowość, z ogromnym zaufaniem w opinii publicznej. Stoch już na zawsze zostanie zapamiętany jako mistrz olimpijski. Cieszmy się, że żyliśmy w czasach ikon sportu.