Przejdź do pełnej wersji artykułu

Skoki w Turcji. Trener Nejc Frank: jest ramadan i co zrobisz? [WYWIAD]

/ Fatih Arda Ipcioglu z trenerem Nejcem Frankiem. To on dźwignął tureckie skoki narciarskie, pomimo wielu przeszkód. (fot. Getty/Facebook) Fatih Arda Ipcioglu z trenerem Nejcem Frankiem. To on dźwignął tureckie skoki narciarskie, pomimo wielu przeszkód. (fot. Getty/Facebook)

Na jedynych skoczniach w kraju nie ma człowieka, który umie jeździć ratrakiem. Nie działa wyciąg, zeskok jest pełen wybrzuszeń, a w federacji nie rozumieją skoków. Bywa, że na wypłaty czekam pół roku. Ale wiecie, co? Chcę tutaj coś zbudować. Uważam, że skoki narciarskie w Turcji kiedyś będą ważne – mówi TVPSPORT.PL Nejc Frank, Słoweniec, który po rezygnacji w pracy w ojczyźnie podjął się szalonej misji i wyjechał nad Bosfor. To on machał flagą w Oberstdorfie, gdzie Fatih Arda Ipcioglu w parze KO pokonał Markusa Eisenbichlera. A to – marzy trener – ma być dopiero dopiero początek.

Czytaj też:

Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła walczą w TCS. (fot. Getty)

TCS: Dawid Kubacki najlepszy w kwalifikacjach w Garmisch-Partenkirchen!

MICHAŁ CHMIELEWSKI, TVPSPORT.PL: – Czy w Erzurum, na jedynych tureckich skoczniach, też brakuje śniegu tak jak w trakcie Turnieju Czterech Skoczni?
NEJC FRANK, TRENER TURECKICH SKOCZKÓW: – Nie ma, wszędzie wiosna. Ale to akurat nie ma znaczenia, bo ostatni raz skakaliśmy na tamtych obiektach trzy lata temu.

– Żartuje pan?
– Nie. Za to wtedy było -30 stopni Celsjusza, piękne czasy. Mówimy o sezonie 2019/20, moim pierwszym w tej reprezentacji.

– To co się później stało z tymi skoczniami?
– Po tym, jak naprawiono je po pierwszym trzęsieniu ziemi, przyszło drugie. Łagodniejsze, ale dwie największe skocznie – dużą i normalną – znowu należało wyłączyć. Zabrali się za odbudowę zeskoków, niestety użyto złego betonu. Popękał i porobiły się wybrzuszenia, dziury itd. Trening w tym miejscu to proszenie się o kłopoty. Działają tylko juniorskie obiekty, te olimpijskie stoją i czekają. Zresztą, rozbiegi też są do naprawy. System chłodzenia do niczego się nie nadaje, bo pracownicy nie wiedzieli, że trzeba tam wlać specjalny płyn, aby działał. Więc włączyli i zrobili mokrą ciapę. Ale nawet gdyby wszystko działało, to jest kolejna rzecz: ludzie. W Erzurum mają frezarkę do torów najazdowych, mają też dwa piękne ratraki. Tylko że nie mają nikogo, kto w ogóle umie je włączyć. Był jeden facet, ale nie płacili, więc zatrudnił się gdzieś indziej.

A panu płacą?
– Raz czekam pół roku na wypłatę, raz osiem miesięcy, czasem trzy. Ale w końcu płacą.

Skąd pan się w ogóle wziął w Turcji?
– Bo chciałem wyzwania.

– No to pan ma.
– Spędziłem osiem lat w słoweńskiej kadrze A jako asystent Gorana Janusa, potem jeszcze rok z Gorazdem Bertonceljem. Uciekłem stamtąd tuż przed słynną aferą z Timim Zajcem na MŚ w lotach, po której Gorazd zrezygnował z funkcji.

Fart.
– Żaden fart. Ostrzegałem ich, że tak to się skończy, ale nikt nie słuchał. W końcu zrozumiałem, że trzeba odejść. Chcieli mnie wcisnąć na asystenturę do kadry B, ale odpowiedziałem, żeby się nie martwili. Że coś znajdę. Pojawiła się Turcja, opowiadał mi o tym m.in. Vasja Bajc, który był tam przede mną. Ciekawe, że wciąż chcieli Słoweńca po tym, jak nie bardzo – mówiąc łagodnie – udało im się z Primozem Peterką. Ale chcieli. Kiedy dopinaliśmy szczegóły, byłem już dwa miesiące bez pracy. Powiedziałem więc: okej, biorę najpierw na krótko i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Dzisiaj Fatih Arda Ipcioglu jest solo 11. kadrą Pucharu Narodów i w TCS pokonuje Markusa Eisenbichlera.

– To widzimy. Ale ciekawsze jest, co pan zobaczył, kiedy trafił do Turcji pierwszy raz.
– Że się nieźle wpakowałem. Gdy się dogadaliśmy, zaplanowałem, że najpierw zbiorę chłopaków w Antalyi i potrenujemy fizycznie. Znałem datę, federacja też. Dzień przed wylotem o 10 wieczorem nadal nie miałem biletów lotniczych. Wydzwaniam, wypisuję, mówią: "complicated, complicated". Czekałem i nic, nie poleciałem. Nie był nawet załatwiony hotel. Za mnie zmienili plan i kilka dni później dotarłem jednak prosto do Erzurum. Spędziłem tam miesiąc, głównie na salce, bo do dyspozycji była skocznia 60-metrowa. Też niebezpieczna, więc nie chciałem przesadzać z jej używaniem. Każdy dzień tam był nową przygodą. Raz w zeskoku zrobiły się bąble pełne wody, innego zawiesił się wyciąg, kolejnego nie było ludzi do obsługi. Fajnie, nie?

– Po jakim czasie chciał pan uciekać?
– Jeszcze zanim wyleciałem. A potem było tylko weselej – poszedłem na skocznię i powiedziałem, że moi skoczkowie nie będą tutaj trenowali.

Czytaj też:

Turniej Czterech Skoczni. Thurnbichler: strata Dawida? To może być atut [WYWIAD]

Jak długi był pierwszy kontrakt?
– Mniej niż roczny. Pomyślałem: dobra, zobaczymy, co się stanie. Udało się zabrać kadrę do Słowenii, do mnie. Wszyscy mnie tam znali – pomyślałem – więc będzie łatwiej. Zaczęło się od opłacenia faktur za różne rzeczy datowanymi nawet na kilka lat wstecz. W Planicy mieli dług za skocznię, u Slatnara za narty, u Rassa za buty, gdzie indziej za hotele itd. Trzeba było wszystko posprzątać, żeby pootwierać te drogi z powrotem. Ale okej, muszę powiedzieć, że od razu widziałem w nich potencjał. Ipcioglu to talent, Muhammed Ali Bedir wtedy jeszcze był dopiero czwartym w hierarchii. Ale pracował i dziś ma na koncie 5. miejsce w Pucharze Kontynentalnym i właśnie skacze w TCS. Oni zaakceptowali moje metody. Nigdy wcześniej nie pracowali tak ciężko.

– Przecież dzisiaj pracuje się ponoć krócej?
– Kiedy Ari-Pekka Nikkola był zatrudniony w Słowenii, treningi trwały 45 minut. Tak. Tylko że to dotyczy zawodników, którzy już byli rozwinięci. A Turcy mieli gigantyczne zaległości, na wszystkich szczeblach.

– Nie mieli pana dość?
– Pewnie czasami tak, ale na początku od razu zapytałem: chcecie być poważnymi skoczkami? Chcieli. Nakreśliliśmy plan, a potem się go trzymaliśmy.

– Chyba nieszczególnie, skoro tego lata Fatih opowiadał m.in. w TVPSPORT.PL, że pierwsze skoki oddał pod koniec lata?
– I że w federacji wobec wewnętrznych przetasowań każdy dzień zaczynał się od "mamy problem" zamiast "dzień dobry"? Bo tak było. Przed olimpijskim sezonem 2021/22 zbudowaliśmy coś, z czego byłem dumny. Wtedy było "jasne, w porządku". Dostaliśmy wszystko, bo wszystkim zależało na wyniku w Pekinie, zwłaszcza po przerwie wymuszonej pandemią. Nie widziałem wtedy chłopaków przez dziewięć miesięcy. Trudno, przetrwaliśmy. Jedyne, wobec czego wciąż pozostaję bezradny, to ramadan, którego surowo przestrzegali. Zgadzali się trenować i jeść dopiero wieczorami, ale nie zamierzałem na to wpływać, bo szanuję ich kulturę. Co miałbym innego zrobić? Ale wracając, tamto lato było komfortowe i przyniosło rezultaty, dlatego liczyliśmy na powtórkę. Ponownie wybrano tego samego prezydenta federacji. Naobiecywał mi wiele, m.in. pieniądze na asystenta. Wiedziałem, że przez ramadan zaczniemy treningi dopiero od czerwca, ale że zdążymy na początek Letniego Grand Prix. Nie zdążyliśmy. Zaczęto nas zwodzić, ja nie mogłem doczekać nowej umowy, był kłopot z wyjazdem do Europy. Wszystko, dlatego że wybory w federacji odłożono w czasie i prezes nie mógł wystawić nam zgód na zgrupowania, finansowanie itd. Wszystko nagle zaczęło się walić, a Ipcioglu nie wiedział w ogóle, czy warto kontynuować karierę. Trudno uwierzyć, że to miało miejsce ledwie pół roku temu. Do tej zimy zaczęliśmy trenować w sierpniu.

– I że pan tam został.
– Bo nadal czułem, że mam wyzwanie. To chora ambicja zbudowania czegoś właściwie od początku. A to, że mówimy o skokowo egzotycznym państwie, tylko potęguje te aspiracje. Inna sprawa, że zawinił system na poziomie prawa i ministerstw, a nie wewnętrzny w federacji. Niemniej, zgadzam się, że te wszystkie problemy mają znaczenie – włącznie z tym, że drużyna czasem kruszeje. Ostatnio Muhammed Munir Gungen przeprowadził się do Moskwy, żeby poślubić Rosjankę. Ale powiedziałem: okej, trudno, najwyżej nie wystawię drużyny w mistrzostwach świata w Planicy. Nadal jednak ktoś mi w tej grupie został. Zżyłem się z tymi ludźmi.

– Planica miała być ambicjonalną pieczątką jakości? MŚ na własnym terenie?
– Coś w tym stylu.

– Ale za to są duety, nowa konkurencja. W Lake Placid, z taką formą chłopaków, można by powalczyć o coś naprawdę ciekawego.
– Tylko że do Lake Placid nie pojedziemy, bo tureckie ograniczenia nie pozwolą nam już zdążyć z wyrobieniem pozwoleń na wjazd do USA. Ale zamierzamy pojawić się potem w Rasnovie. Tam też są zawody dwójek.

– Ciekawe, ile osób was obejrzy w przypadku sukcesu, jeśli w Internecie nagrania Fatiha już kręcą liczby w okolicach 1,5 mln odbiorców. A mówimy tylko o nagraniach wrzucanych na Twittera. Zapraszają go do telewizji, piszą o nim artykuły w gazetach. Czy jego kariera i pana praca to już jest w Turcji fenomen?
– Zyskaliśmy popularność, bo w Turcji nie ma żadnego innego zimowego sportowca na tym poziomie. Alpejczycy czy biathloniści występują pół-amatorsko, w niższych ligach. A my w elicie zdobywamy punkty. Tylko że to nie byłoby możliwe, gdyby chłopaki mi nie uwierzyły.

To było trudne?
– Nie, ale wymagało czasu. Jednak kiedy się im przedstawiałem, powiedziałem: słuchajcie, pracowałem latami z takimi gośćmi jak Peter Prevc, Robert Kranjec, Jurij Tepes albo Jernej Damjan. Byliśmy w Słowenii jak rodzina, a mój szef Goran Janus to najlepszy trener na świecie. Mój nauczyciel. Możecie iść w kierunku, w którym oni stali – coś na skokach zarabiać, zostać sławni – tylko traktujmy się poważnie. I zaczęliśmy. Nie przestraszyli się. Zrozumieli, że chcę od pracy w Turcji czegoś więcej niż wypłaty na czas i objeżdżania FIS Cupów, które nikogo nie interesują.

Czytaj też:

TCS. Piotrek, a może teraz? Wielka bitwa Żyły, bo czemu niby nie?

Kiedy rozmawiałem latem z Fatihem, powiedział, że Nejc Frank to najlepsze, co mogło mu się przytrafić w sporcie.
– To miłe. Mi tak nie mówi!

– Nie ma pan wrażenia, że światowe skoki potrzebują Turcji?
– Oczywiście, że potrzebują.

Ale teraz tak: w Słowenii macie 150 działających skoczni, a oni tam ledwie trzy. Nie potrafią jeździć ratrakiem ani frezować torów, o czym pan wspomina. Nie mają wiedzy ani tradycji, a minęła ponad dekada, odkąd zaczęli budowę skoków. Jak to zrobić, żeby ten sport dla Turcji stał się faktycznie sportem, a nie ciekawostką krajoznawczą?
– Musi minąć czas. Obecnie wciąż poruszamy się w realiach telefonów typu: "znowu chcecie przelew na hotele? Po co wam tyle pieniędzy, wysyłaliśmy przecież przed Titisee-Neustadt?" Nawet teraz Fatih miał takie pytanie z federacji, uwierzycie? Ale mam nadzieję, że obecnie startujący zawodnicy po zakończeniu karier staną się budowniczymi systemu. Już teraz jest Samet Karta, który skakał, a dziś jest moim asystentem. Oni z każdym rokiem uczą się czegoś nowego, depczą ścieżki w środowisku, zawierają znajomości, obserwują trening. Popularność Fatiha też otworzy mu kilkoro drzwi w ojczyźnie. Jeśli tutaj ma się udać coś dużego, to my musimy rozkochać Turków w oglądaniu skoków. Tylko tak może odbudują skocznie w Erzurum i postawią kolejne dla dzieci gdzieś indziej. Tylko dzięki temu do klubu przyjdzie więcej dzieci, a ten klub będzie miał za co kupić dla nich sprzęt. I tak dalej. To proces. Jednak jeśli ma być mozolny, to niech będzie. Znacznie lepszy jest taki rozwój niż nagły wybuch – jak w Chinach – który tak samo szybko, jak się pojawia, potem nagle znika.

– Dzieci w Erzurum mają trenera?
– Różnie bywa. Ściągnąłem im wcześniej Martina Bayera, obecnie szefa kadry pań w Czechach. Jednak to też nie jest łatwe, kiedy masz rodzinę, a nie płacą ci przez pół roku. To na razie nie jest miejsce dla wszystkich.

– Ale przynajmniej może pan swobodnie o tym opowiadać.
– Ci, którzy byli w Chinach, nie mają nawet tej możliwości. Zabroniono im.

– Czy któregoś dnia doczekamy się Pucharu Świata w Erzurum? Może to byłby właściwy impuls?
– Marzymy, żeby któregoś dnia to się stało. To byłby znak, że coś w tym kraju zmieniło się na dobre. Rozmawiałem niedawno o tym z Sandro Pertile, jest na tak. Najpierw jednak trzeba wyremontować te skocznie. Zmienił się tam ostatnio szef ośrodka, zaczął prace. Gdy temperatury wzrosną, mają je wznowić i dokończyć do kolejnego sezonu. Mam tu jeszcze zostać przez jakiś czas. Na razie marzenia sięgają nie PŚ, ale tego, żeby w Erzurum po prostu pójść na skocznię i trenować.


Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także