Dawid Kubacki wygrał trzeci konkurs 71. Turnieju Czterech Skoczni! Na Bergisel w Innsbrucku lider klasyfikacji Pucharu Świata prowadził już po pierwszej serii i w finale nie zmarnował przewagi. Szansy nie wykorzystał Kamil Stoch, za to dużo większą zachował Halvor Egner Granerud. Do rozstrzygnięcia imprezy zostały już tylko zawody w Bischofshofen.
Prowadził wyraźnie na półmetku, nie dał sobie tego wyrwać w finale! Dawid Kubacki odczarował Bergisel i w 71. Turnieju Czterech Skoczni odniósł swoje dziesiąte zwycięstwo w karierze! Co równie istotne, to siódme z rzędu podium 32-latka, co do tej pory zdarzało się wyłącznie największym w historii.
Ale ta wygrana ma słodko-gorzki smak. Bo to Halvor Egner Granerud, nawet jeśli bez szans na "Wielkiego Szlema", pozostał głównym kandydatem do końcowego sukcesu w tournee.
TCS w Innsbrucku. Dawid Kubacki wygrywa na Bergisel!
Te zawody dla Polaków już po kwalifikacjach ułożyły się w ciekawy sposób. Po pierwsze, liderujący w TCS Granerud po słabszej próbie uzyskał dopiero 13. rezultat i w 1. serii ruszał w środku stawki. To – spekulowano – może mieć wpływ na fakt, że z najlepszym dzień wcześniej duetem Kubacki-Stoch Norweg będzie mieć inne warunki pogodowe. A na kapryśnej Bergisel ten wątek bywa czasem nawet ważniejszy niż forma zawodników. Żeby było jeszcze ciekawiej, Piotr Żyła i Paweł Wąsek skakali jeszcze wcześniej od Graneruda – niemal na samym początku zawodów. I chociaż najczarniejszy scenariusz dla widowiska się nie sprawdził, bo 1. seria potoczyła się bez zakłóceń, to wiatr rzeczywiście dołożył swoje trzy grosze. A skoro tak, to reagowało także jury, które na ostatnie pary obniżyło najazd. A przed Kubackim zrobiło to ponownie.
Dlatego lot lidera PŚ na 127 metrów przy wcześniejszych 123 m rywala musiał dać prowadzenie. Tym skokiem Polak odrobił wirtualnie 12,8 pkt w "generalce" do Halvora i w tournee na trzy skoki do końca znów zrobiło się szalenie interesująco. A to nie był koniec dobrych wiadomości, bo po pierwszych skokach trzeci był Stoch (127 m). Rozdzielał ich Słoweniec Anze Lanisek (127 m). Niestety, pozostali biało-czerwoni nie błysnęli. Jan Habdas i Stefan Hula, którzy skakali w ostatnich parach przeciwko kolegom z kadry, odpadli w złym stylu. Żyła po skoku na 120,5 metra był 13., a Wąsek, któremu zmierzono 119,5 m, na 18. pozycji.
Dramaturgia gonitwy za Granerudem sama przez siebie zapraszała do tego, na kim w środę skupić uwagę. Temperatura urosła do granic, kiedy postawiony pod ścianą faworyt odpalił w finale bombę – 133 metry, najdalej, odkąd przeniosła się do Innsbrucka turniejowa karawana. Ale najpierw swoje drugie próby wykonali Wąsek i Żyła. Dzień na Bergisel skończyli skokami na 111,5 i 119 metrów. Kiedy wydawało się, że temu drugiemu zakończyła się kapitalna seria miejsc w TOP10 zawodów PŚ, to rywale nieoczekiwanie zaczęli psuć skoki.
Niestety, w tym gronie znalazł się też Stoch. 121 m w finale nie dało powrotu na podium po ponad roku oczekiwania. Żyła skończył zawody 10., Kamila sklasyfikowano na 5. pozycji. Dla mistrza olimpijskiego to i tak najlepszy rezultat w sezonie.
Kubacki, któremu Granerud rzucił rękawicę, nie zawiódł. W trudnych warunkach uzyskał 121,5 metra i wygrał. Obronił się przed Halvorem, choć ten ostatecznie awansował na drugie miejsce, zachowując bardzo dużą przewagę w generalce. Niemniej, styl sięgania po swoje w wykonaniu Polaka jest czymś więcej niż serią. Tak solidnych skoczków w XXI wieku jak Polak można było policzyć na palcach dwóch rąk. Dzień "w pracy", jak sam mawia, w środę zakończył się wspaniałym stemplem jakości.
Teraz wszystkie armaty na bitwę. Bischofshofen jednak często jest tylko stemplem
Po konkursie na Bergisel Kubacki traci do Graneruda 23,3 punktu. Skoczkowie po części nie wrócą już do hoteli. Ekipy wyjeżdżają na skocznię im. Paula Ausserleitnera w Bischofshofen. Wielu będzie miało w samochodach o czym myśleć. Wprawdzie tej zimy karawanie nie grozi blokada dróg w wyniku świeżo osuniętych lawin – a tak niedawno bywało – jednak wszystkim zależy na szybkim transporcie i regeneracji. W czwartek odbędą się już kolejne treningi i kwalifikacje. Finał TCS jak zwykle w Trzech Króli.
– Turniej daje w kość. Po wszystkim byłem "wypruty" tak, że nie miałem ochoty nawet wychodzić z łóżka – przyznawał Sven Hannawald, ostatni niemiecki triumfator tournee.
Granerud do tej pory odpuścił wszystkie drugie treningi na poprzednich skoczniach. Czołówka biało-czerwonych skakała wszystko, czyli obecnie Kubacki, Żyła i Stoch od 28 grudnia mają już w nogach po 18 skoków. Na obozach często zdarza się więcej, ale tu dochodzi stres, obowiązki medialne i podróże. Nic dziwnego, że wielu tego nie wytrzymuje. A każdy skoczek na świecie by chciał.
Najnowsza historia pokazuje, że lider po Innsbrucku odbiera później Złotego Orła. Ostatnim, który tego nie dokonał, był w sezonie 2016/17 Daniel Andre Tande. Na ostatnim obiekcie Norwega pokonał Kamil Stoch, tracąc wcześniej 1,7 pkt. Teraz różnica jest większa. Zresztą, przypadek Tande jest jedynym takim w całym XXI wieku. Cała Polska wierzy, że teraz przydarzy się ten drugi. Niestety, finałowym skokiem w środę Granerud nie dał na to największych nadziei.
– Ja tam punktów przed końcem liczył nie będę – zapowiadał już wcześniej Kubacki.
Pierwsze skoki w Bischofshofen 5 stycznia od 14.30. Kwalifikacje o 16.