| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Po słabej rundzie jesiennej w wykonaniu Jagiellonii Białystok przyszedł czas na analizę. W specjalnej rozmowie z dziennikarzem TVPSPORT.PL trener żółto-czerwonych Maciej Stolarczyk dzieli się spostrzeżeniami na temat występów swojej drużyny. Opowiada też o planach na rundę wiosenną i z fascynacją mówi o przygotowaniu taktycznym trenera Marcelo Bielsy.
Robert Bońkowski, TVPSPORT.PL: – Jest pan człowiekiem, który uczy się na błędach?
Maciej Stolarczyk, trener Jagiellonii Białystok: – W życiu trzeba kroczyć w takim kierunku, by myśleć zarówno nad tym, co było dobre, oraz o tym co było złe. Trzeba w każdej dziedzinie życia robić rachunek sumienia i starać się te niedziałające elementy zmieniać. Nie ma co brnąć w ślepy zaułek. Trudno oczekiwać zmiany, działając ciągle tak samo.
– Czy rok 2022 był dla pana łaskawy?
– Patrzę na niego przez pryzmat tego co mam i co miałem. Jeśli chodzi o kwestie sportowe, to nie ukrywam, że chciałbym więcej. Najpierw nie udało mi się z młodzieżową kadrą zakwalifikować do mistrzostw Europy. Choć byliśmy bardzo blisko i zaprezentowaliśmy ciekawy ofensywny futbol. Później, jeśli chodzi o drugą część roku i nasz klub, to zaczęło się nieźle. W kolejnych tygodniach dopadł nas trudniejszy czas, który nadto się wydłużył. Pod względem poziomu sportowego miniony rok nie był udany, ale wierzę, że nasza praca w klubie przyniesie efekt. Przede wszystkim ciągłość tej pracy da możliwość powrotu na dobre tory z Jagiellonią.
– A pana codzienność pozasportowa?
– Mam super familię. Rodzina jest na co dzień w Szczecinie, ale regularnie odwiedza mnie w Białymstoku. Spędziliśmy wspaniałe święta Bożego Narodzenia w gronie rodzinnym. Było nas w domu kilkanaście osób. To był dla mnie szczególny czas, bo jestem przyzwyczajony do świąt w tak dużym gronie.
– Żonie nie przeszkadza to, że jest pan na drugim końcu Polski?
– Jesteśmy tak skomunikowani, że podróż nie jest dla nas problemem.
– Obrywało się panu w komentarzach kibiców…
– Krytyka przychodzi szybciej i trafia szybciej do uszu, niż pochwały. Nie wygrywaliśmy, więc były nieprzychylne komentarze, to naturalne…
– Żona była wtedy wsparciem?
– Tak, jest zawsze. Mam to szczęście, że najbliżsi są przede wszystkim moim wsparciem. Moi synowie, mama, siostra z mężem i ich córka oraz moi przyjaciele. Są moją pierwszą krytyką, ale przede wszystkim wsparciem. Zresztą w Słupsku, skąd pochodzę, wspiera mnie ponad setka kibiców. Mam tak liczną rodzinę!
– Synowie podpowiadają taktycznie?
– Jasne, że tak. Zwłaszcza że mój młodszy syn zaczął być trenerem, teraz jest asystentem w Akademii Pogoni Szczecin.
– Jak pan reaguje na krytykę syna?
– Każę mu posprzątać pokój… A poważnie, to wiadomo, że każdy ma swoje spostrzeżenia. Na pewno toczymy ciekawe dyskusje przy stole.
– Jakie popełnił pan błędy trenerskie i czego chciałby pan uniknąć w nowym roku?
– Zacznę od czegoś innego. Chciałbym, żeby mój zespół ominęły kontuzje. To, jak wielkiego pecha mieliśmy w rundzie jesiennej, nie sposób opowiedzieć. W swojej karierze trenerskiej chyba nie miałem z kadrą takich problemów, jak jesienią… Ten zespół stać na to, by funkcjonował, jak na początku sezonu. To jest punkt odniesienia dla drużyny i dla mnie. Ma za sobą zły czas, a przyczyną słabej gry drużyny jest kilka elementów…
– Porozmawiajmy o nich.
– Wspomniałem o tym. Po pierwsze to kontuzje. Po drugie to nasza porażka w Pucharze Polski. To miało kolosalny wpływ na psychikę całej drużyny. Na tak dużą krytykę nie byliśmy przygotowani. Zabrało to nam pewność siebie.
– Drużyna nie wytrzymała krytyki?
– To był niewątpliwie trudny dla nas okres. Zadziałało to metodą kuli śnieżnej… Chociaż też byłbym ostrożny i będę bronił naszej postawy, bo w niektórych meczach, w których nie wygrywaliśmy, czyli np. przeciwko Lechowi Poznań, to nie był to mecz, który musieliśmy przegrać. Mieliśmy swoje dogodne sytuacje. Takich strat punktowych było kilka. Zresztą popularny wskaźnik goli oczekiwanych mamy jeden z większych w lidze, gorzej to wyglądało jeśli chodzi o straty bramek. Teraz pracujemy nad tym, by tego unikać wiosną. I nie mówię tu tylko o aspekcie zajęć treningowych, ale również pod względem psychiki.
– Na ostatniej konferencji prasowej po rundzie jesiennej zagrał pan all in? (Trener mówił, że nie wszyscy piłkarze pasują do jego koncepcji. Przyp. red.)
– Wielu zawodnikom kończy się kontrakt. Rozmawiałem o tym z zespołem w szatni. Jeżeli chcemy być razem, to lepszego momentu do zaprezentowania swoich umiejętności ci piłkarze mieć nie będą. Poinformowałem zespół, że to najlepszy dla nich czas, by udowodnić mi i władzom klubu, że są potrzebni Jagiellonii. Jeśli mają jednak inne plany, to mogą do mnie przyjść i mi o tym powiedzieć.
– Słowa z konferencji, to gadka motywacyjna?
– To sygnał. Powiedziałem zawodnikom, że chcę, by w autobusie z nazwą Jagiellonia byli ludzie, którzy są głodni sukcesu sportowego. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkie mecze można wygrać, ale chciałbym, by Jagiellonia była drużyną charakterną… Ponadto jesteśmy obecnie klubem, który musi działać w określonych warunkach…
– Bo nie ma zbyt wiele pieniędzy…
– Tak. Musimy szukać okazji, a zmiany będą ewolucyjne, a nie rewolucyjne. Po prostu nie stać nas na rewolucję, ale mój przekaz z ostatniej konferencji był jasny. Potrzebujemy zawodników, którzy oddadzą temu klubowi serce.
– Nie mówił pan o tych piłkarzach z nazwiska, ale miał pan kogoś na myśli…
– To jest najlepszy czas dla zawodników, by udowodnili, że ja się mylę… Żebyśmy się zrozumieli. To nie jest kwestia presji. To kwestia miejsca, w którym ten klub się znalazł. Mamy w pamięci sukcesy sprzed kilku lat, grę w europejskich pucharach. Wszyscy do tego chcą wrócić, ale ja sobie zdaję sprawę z tego, że to proces. Oczywiście mam w nim duże znaczenie, bo wyznaczam pewien kurs. Z pionem sportowym decyduję się na konkretnych piłkarzy…
– Popełnił pan tu jakieś błędy?
– Tylko ten, kto nic nie robi, nie popełnia błędów. Zmierzam do tego, że pozyskując obecnie nowych piłkarzy, mamy możliwość ściągnięcia dwóch zawodników. Dlatego jesteśmy ostrożni w podejmowaniu decyzji, bo musi być to strzał w dziesiątkę, a dobrze wiemy, jak jest przy transferach piłkarskich. Bywa różnie.
– Jak piłkarze zareagowali na pana słowa o tym, że niektórzy nie pasują do koncepcji klubu?
– Tego nie wiem, ale to naturalne, że piłkarze powinni pasować do koncepcji, a każdy trener ma swoją, która jest odpowiednikiem oczekiwań kibiców i klubu. Od początku mojego pobytu w Białymstoku nie mogłem narzekać na zaangażowanie treningowe któregokolwiek z piłkarzy. Przygotowania przebiegają w taki sposób, w jaki to sobie wyobrażałem. A czas pokaże z kim będziemy dłużej pracować.
– Miał pan jesienią chwilę zwątpienia i myśli, że będzie pan zwolniony?
– Takie momenty ma chyba każdy. Jednak moja praca polega na tym, że mimo jakichkolwiek niepowodzeń, wierzę w to, co robię, a robię to, ponieważ wiem, że praca którą wykonuję, przyniesie efekt. Skupiam się na tym, na co mam wpływ, czyli kolejny mecz, przygotowania, czy pracę z zespołem.
– Po rundzie jesiennej był czas na urlop, odpoczął pan?
– Zaraz po rundzie był czas na analizę całej rundy… To trwało kilka dni. Pracowałem ze swoimi asystentami. Każdy trener odpowiadał za swoją działkę. Ja robiłem część główną, trener Jop skupiał się na grze obronnej przy stałych fragmentach, trener Grzyb pracował nad analizą gry ofensywnej stałych fragmentów gry, a trenerzy przygotowania fizycznego zrobili raport po rundzie.
– Co wynikło z analizy?
– Na przykład to, że więcej bramek traciliśmy przy ataku pozycyjnym rywala, niż z kontry. W teorii więcej bramek powinniśmy tracić z ataku szybkiego, niż z pozycyjnego, bowiem przy tym drugim nasz zespół powinien być lepiej ustawiony. To jest do poprawy. Z analizy wynika też to, że częściej powinniśmy korzystać ze stałych fragmentów w ofensywie, bo rzadko je wykorzystywaliśmy, a mamy do tego potencjał. Jeśli chodzi o motorykę, byliśmy w czołówce ligi pod kątem dystansów oraz biegów o wysokiej intensywności i sprintów.
– Wróćmy jeszcze do urlopu.
– Moja mama skończyła 80 lat i postanowiłem wraz z siostrą zabrać ją na Sycylię. Wszystko nałożyło się na czas mundialu. Mistrzostwa świata w Katarze były dla mnie bardzo inspirujące. Zespoły przyjechały tam bez większych przygotowań. Był to mundial poziomu sportowego poszczególnych graczy, indywidualności i motywacji trenerów. Były tam zespoły gotowe od pierwszych minut do ataku, oraz takie, które czekały na odpowiedni moment. To między innymi Francja, która wyczekiwała rywali i strzelała gole często z kontr. Z kolei Argentyna była bardzo elastyczna pod względem gry. Płynnie przechodziła z ataku do obrony i odwrotnie. Momentami grała wysokim pressingiem, a czasami się wycofywała, by wykorzystać inne przestrzenie.
– Innymi słowy nie odpoczął pan.
– Odpocząłem bardzo, ale piłka to moje życie…
– A Michniewiczem można było się zafascynować?
– Trenera Michniewicza znam i wiem, jaką ma filozofię. Nie jestem od tego, by go rozliczać. Miałem do trenera zaufanie, gdy kadra wylatywała na mundial. Każdy trener ma swoją filozofię i dostrzega inne rzeczy.
– Pewnie to pytanie trener słyszał już wielokrotnie, ale czy pana Jagiellonia zmieni system taktyczny, czy nadal będzie pan ustawiał zespół w systemie z trzema stoperami?
– Jagiellonia będzie wykorzystywała potencjał, jaki ma w szatni i do tego potencjału będzie wykorzystywała odpowiedni system taktyczny.
– Czyli powiedział trener coś, żeby nie było, by nic nie powiedzieć.
– Nie chcę, żebyśmy byli jednostronni. Przytaczany przeze mnie zespół Rakowa Częstochowa funkcjonuje w grze jednym systemem, wykonując podobne rzeczy…
– Wprowadzanie nowości kosztuje?
– Dokładnie.
– Chodzi o to, by nie doprowadziło to do spadku z ligi.
– Mamy piłkarzy w Jagiellonii, którzy potrafią być elastyczni. Będę to wykorzystywał w procesie przygotowań. Uważam, że ustawienia w trakcie rozgrywania meczów są bardzo elastyczne. Przestrzenie, które chce się wykorzystać, można w szybszy sposób zrewidować. Po rundzie jesiennej pojechałem na konferencję do Warszawy. Gościem był tam trener Bielsa. Oprócz ujawniania swojej filozofii opowiedział nam o swoich spostrzeżeniach taktycznych. Ustanowił w swojej głowie jedenaście systemów, wokół których się porusza.
Na każdy system, którym gra przeciwnik, Bielsa stawia antidotum, jeśli mogę to tak określić. To są pozycje wyjściowe, które mają spowodować, że piłkarze po pierwsze niwelują przewagi przeciwnika i stwarzają swoje przewagi. Bielsa wspomniał też o Manchesterze City. Był on prekursorem taktyki dla Guardioli, stał się jego mistrzem. Manchester City, to zespół funkcjonujący najbardziej elastycznie. Dobierający do składu graczy potrafiących grać na kilku pozycjach, a to pozwala im zmieniać systemy w trakcie meczu. Przykładem niech będzie De Bruyne, który jest piłkarzem umiejącym grać na kilku pozycjach. W tym kierunku zmierza futbol. Taki kierunek chcemy obierać w Jagiellonii. Oczywiście, żeby obrać ten kierunek, to trzeba mieć odpowiednich graczy…
– Kiedyś takich elastycznych nazywano inaczej…
– Zapchajdziurą! Dariusz Dudka mi kiedyś w tym kontekście trochę się żalił, bo w kadrze grał na lewej obronie, a w klubie był albo stoperem, albo defensywnym pomocnikiem. Teraz taki piłkarz, to skarb!
– Pięknie to wszystko brzmi, ale da się to przełożyć na nasze podwórko?
– To nie jest tak, że użyję kalki i z Jagiellonii stworzymy Manchester City. Główną sprawą jest to, by poznać swoich piłkarzy i dostrzec w nich przydatność również na innej pozycji…
– System gry z trójką stoperów jest odpowiednim ustawieniem do tej kadry, którą pan ma obecnie?
– Patrząc przez pryzmat poprzedniej rundy, to na początku sezonu funkcjonowaliśmy na dobrym poziomie. Później przez ubytki związane z kontuzjami i zmianami personalnymi ta maszyna nie działała już tak dobrze. Zadaniem dla mnie jest wprowadzenie systemu, który pozwoli im wykorzystać swój potencjał. Znalazłem taki system. Będzie to formacja czwórkowa.
– Będą transfery, mimo pustki w kasie?
– Będą transfery.
– Obrońca…?
– Będą transfery…
– Czego pan sobie życzy w nowym roku?
– Życzę sobie i swojemu zespołowi zdrowia. Reszta w naszych nogach i głowach. Jeśli będzie zdrowie, to będzie…
– … Będzie utrzymanie?
– Piast Gliwice, który jest naszym najbliższym rywalem, często miał trudniejsze rundy jesienne, by wiosną grać dobrze i kończyć albo na podium, albo blisko podium. To jest nasz pewien wyznacznik. Pracujemy na to, by to była nasza ścieżka.
Rozmawiał Robert Bońkowski