Przejdź do pełnej wersji artykułu

Od Kubusia do Kuby, czyli piłkarskie początki Jakuba Kiwiora. "Urodził się z darem od Boga"

/ Jakub Kiwior i jego piłkarskie początki w Gromie Tychy (fot. archiwum prywatne Krzysztofa Bergera) Jakub Kiwior i jego piłkarskie początki w Gromie Tychy (fot. archiwum prywatne Krzysztofa Bergera)

Jeszcze kilka lat temu nikt o nim nie słyszał, a dziś robi piorunującą karierę. Jakub Kiwior niedawno zamienił włoską Spezię na lidera Premier League, Arsenal. Na przyszłego reprezentanta zapowiadał się już w młodzieńczych latach. – Mieliśmy z nim szczęście do wygrywania turniejów. To było dziecko urodzone do uprawiania futbolu – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL, pierwszy trener reprezentanta Polski, Krzysztof Berger.

Co czeka Kiwiora w Premier League? Musi wzorować się na... bramkarzach

Czytaj też:

Jakub Kiwior, Arsenal, transfer, wywiad

Premier League. Paweł Zimończyk, agent Jakuba Kiwiora. "Jeśli przychodzi taki klub jak Arsenal, to się nie odmawia" [WYWIAD]

Droga Jakuba Kiwiora do gwiazd jest niestandardowa jak na historie z udziałem polskich piłkarzy. Nigdy nie zadebiutował w Ekstraklasie, a w międzyczasie próbował swoich sił w Anderlechcie (Belgia), Podbrezovej i Żylinie (Słowacja) i Spezii (Włochy). Ten ostatni przystanek zaprowadził go do Londynu, a konkretnie do drużyny lidera Premier League, Arsenalu.

Kanonierzy za Kiwiora zapłacili 25 milionów euro. 22-latek jest piątym najdrożej sprzedanym polskim piłkarzem w historii. Swoje pierwsze piłkarskie szlify zbierał w Tychach, a konkretnie w miejscowym Chrzcicielu i Tychy. To stamtąd wypłynął na szerokie wody.

***

Czytaj też:

Jakub Kiwior (fot. Getty)

Premier League. Jakub Kiwior: kiedy zobaczyłem swoje nazwisko na koszulce, po prostu się śmiałem

Bartosz Wieczorek, TVPSPORT.PL: – Jak pan zareagował na wiadomość, że Jakub Kiwior będzie grał w Arsenalu?
Krzysztof Berger, prezes UKS Grom Tychy, pierwszy trener Jakuba Kiwiora: – Z dumą odczytałem tą informację. Pierwsze co zrobiłem, to napisałem do taty Kuby, z którym jestem w stałym kontakcie i zapytałem czy to prawda. To słuszny kierunek i świetnie, że trafił do Arsenalu, gdzie będzie mógł dalej się uczyć i rozwijać.

– Był pan zaskoczony, że koniec końców trafił do jednego z najbardziej topowych klubów w Anglii?
– Myślę, że taki był cel. To nie jest przypadek, bo Kubuś jest idealną postacią do gry w lidze angielskiej. Dobrze gra głową i ma świetne podanie, a w Anglii szanuje się te umiejętności. Mikel Arteta woli budować akcje od tyłu, a Kuba doskonale do takiej gry się nadaje.

– Pierwszy piłkarski chrzest przeszedł w wieku czterech lat w Chrzcicielu Tychy.
– Po założeniu grupy przedszkolaków miałem okazję Kubusia trenować dwa lata, później przyszedł ze mną do Gromu Tychy i tak tam pracowaliśmy z nim przez sześć lat. Cieszę się, że mieliśmy tak utalentowanego chłopczyka w grupie, który zawsze wyróżniał się swoją inteligencją i talentem w grze.

– Zauważyłem, że pomimo upływających lat, cały czas mówi pan na Kubę Kubuś.
– Specjalizuję się szkoleniem od wieku przedszkolnego. To jest moja pasja, bo nie widziałem innego sensu pracy, jak tylko pracować od małego z przedszkolakami, szlifować ich od podstaw i wdrożyć odpowiedni system. Cieszę się, że miałem okazję pracować z Kubusiem, ale też z innymi chłopcami, którzy później grali w GKS-ie Tychy. Kubusiowi wielka kariera od początku była pisana, ale sam fakt, że zagra w Arsenalu jest czymś niesamowitym.

Jakub Kiwior w wieku czterech lat i obecnie (fot. Getty)

Czytaj też:

Premier League. Mikel Arteta: Kiwior jest młodym, wszechstronnym obrońcą, który pokazał ogromny potencjał i umiejętności

– Jak wspomina pan treningi z Kubą?
– Grupę przedszkolaków założyłem z myślą o swoim synu. Wówczas istniał bzdurny przepis PZPN-owski, mówiący o tym, że nie wolno było trenować przedszkolaków, a dziecko można było zapisać w wieku 9-10 lat do klubu. W MOSIR-ze Tychy mnie przegoniono, mówiąc, że mam jeszcze pięć lat czasu. Nie chciałem czekać, sprzeciwiłem się i sam założyłem grupę przedszkolaków. Dzięki Marcinowi Kuśmierzowi dostałem świetne materiały z systemu Coervera, na którym oparliśmy metodę treningów dla całej naszej grupy (przyp. red. program nauczania, którego sednem jest mistrzowskie panowanie nad piłką, a ważnymi elementami zwody i dryblingi).

Ta metoda powinna zostać wprowadzona w szkołach podstawowych, gdzie w każdym roku dany rocznik mógłby pracować nad kilkoma trikami czy zwodami. Chciałbym, żebyśmy to wprowadzili, jeśli chcemy, żeby to zaprocentowało w przyszłości. Na ten moment przegrywamy w grze jeden na jeden z światową czołówką. Często oglądam programy piłkarskie, szkoleniowe, uwielbiam się im przysłuchiwać, ale nikt nie podkreśla jak kluczowy jest moment rozwoju piłkarza we wczesnym wieku. Gdyby Kubuś był szkolony w wieku dopiero 10 lat, to do dziś byśmy się o nim nie dowiedzieli. Do dziś nawet pamięta, jak trenowaliśmy "scyzoryki", czyli samby po 1000 razy. Dla osób, które czuły piłkę nożną, była to technika nieodzowna i dawała efekt.

Razem wyjeżdżaliśmy na wiele turniejów halowych jak Puchar Deichmanna, czy Puchar Tymbarku, a Kubuś, który był jednym z najmłodszych zawodników, często jeździł na nie wraz z starszymi o dwa-trzy lata kolegami. To tam nabierał gry szybkiej, kombinacyjnej na małej przestrzeni, co było ważne w jego dalszym rozwoju. Wyjeżdżaliśmy o 8, wracaliśmy o 14 i poszerzaliśmy naszą wiedzę, co dawało później piorunujący efekt. Na początku Kubuś wchodził na kilka minut i dostawał nagrodę dla najmłodszego zawodnika, a z czasem zgarniał statuetki dla najlepszego gracza czy króla strzelców.

– Kuba nominalnie jest środkowym obrońcą, ale w młodzieńczych latach był... napastnikiem.
– Troszkę błędna interpretacja (śmiech). To głównie wynikało z tego, że na turniejach graliśmy czwórkami lub piątkami. Wahadłowy lub obrońca wtedy często zmieniał się w napastnika. Z racji tego, że Kubuś już wtedy miał potężne uderzenie lewą nogą, strzelał dużo goli i zdobywał nagrody dla króla strzelców. Do tego był czujny, bo jak już widział zagrożenie, to wracał na pełnym gazie i blokował.

Z Kubą mieliśmy szczęście do wygrywania turniejów. Pamiętam jak raz wygraliśmy w Pucharze Deichmanna w Tychach w kategorii U9 i U11, i on grał w każdej z tych drużyn. Później triumfowaliśmy w obu kategoriach na turnieju ogólnopolskim we Wrocławiu i w nagrodę ja pojechałem z U11 do Boltonu do patrona rozgrywek, Ebiego Smolarka, a Kuba ze swoim trenerem do Watfordu, gdzie grał Grzegorz Rasiak. Spotkanie z kimś, kto był reprezentantem Polski, grał w Anglii na dobrym poziomie, było dla wszystkich dzieci w tym wieku, w tym dla Kuby wielką rzeczą.

– Dla Kuby liczyła się wtedy przede wszystkim zabawa? Nie załamywał się, jeśli coś nie wyszło mu na boisku?
Grał ze starszymi od siebie kolegami i chciał im dorównać. Dla niego nie była to zabawa, bo chciał szlifować swoje umiejętności. Fajne było jednak to, że się absolutnie nie zrażał, nie deprymował jak mu coś nie wyszło, zawsze miał uśmiech na twarzy. Jak miał coś na uwadze, to przychodził do trenera i uroczo pytał się, czy wszystko wykonał dobrze. To było dziecko urodzone do uprawiania futbolu. Nic go nie interesowało poza piłką nożną. Świetnie układała się nasza współpraca z jego tatą Piotrem, który zawsze nas wspierał, był na tak.

Jakub Kiwior na zdjęciach z Michałem Listkiewiczem, Jerzym Engelem i Grzegorzem Rasiakiem (fot. archiwum prywatne Krzysztofa Bergera)

Czytaj też:

Premier League. Jakub Kiwior w Arsenalu szansą na nowe otwarcie. Polacy walczą o swoje miejsca w Anglii

– Doradca Kuby, Rafał Kędzior w rozmowie z TVPSPORT.PL mówił, że on gra z wyciętym układem nerwowym. Tą cechę zauważył pan na wczesnym etapie?
– Tak (śmiech). Kuba nigdy nie miał w sobie agresji, nerwowości, nigdy się nie stresował. Widziałem spokój w jego prowadzeniu piłki. Zawsze starannie wykonał ćwiczenia, nie obijał się, nigdy nie powiedział, że mu się nie chce. Od najmłodszych lat cechowała go pracowitość i to zaowocowało w przyszłości.

Pamiętam jak zostaliśmy zaproszeni na turniej na Torwarze w 2010 roku przez Dariusza Kubickiego, z okazji organizacji mistrzostw Europy w Polsce i Ukrainie. Na wydarzeniu pojawiło się wielu byłych reprezentantów Polski, w tym Maciej Szczęsny, przeciwko któremu dzieci w zawodach strzelały karne. Wybrałem Kubę, bo raz, że ze względu na wiek był maskotką, a z drugiej strony, miał świetną lewą nogę i potrafił uderzyć. Doszedł nawet do samego finału konkurencji. Był urodzony do tego co robi.

– To ciekawy splot wydarzeń, bo kilka lat później Kuba spotkał się w reprezentacji z synem Macieja Szczęsnego, Wojtkiem.
– Tak, to niesamowite (śmiech). Pamiętam jak rozmawialiśmy przed mistrzostwami świata. Nie zmienił się przez lata – cały czas pozostaje skromny. Za wiele nie musiałem się od niego dowiedzieć w sensie stricte piłkarskim. On sam nie śledzi prasy, nie zagląda w Internet. Patrzy tylko przed siebie, co jest dobre, bo nie stresuje się tym, co inni napiszą. Wszystko zawdzięcza swojej pracy i darowi, który ma od Boga.

– Jak najmłodsi w pańskiej grupie zapatrują się na to, że w Gromie Tychy wychował się przyszły reprezentant Polski, który może być dla nich wzorem, inspiracją, idolem?
– To już się dzieje, a właściwie od momentu, kiedy Kuba trafił do Spezii. Zaskutkowało to tym, że przychodzi więcej dzieci. Ci którzy trenują, tłumaczą im, jak wyglądały piłkarskie początki Kubusia, pokazują jak on trenował. Procentuje to w każdym calu, czy u nas, w tyskich szkółkach i całym regionie. Droga Kuby i sam fakt jaką już zrobił piłkarską karierę spowodowała to, że mamy większą motywację do pracy na treningach.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także