| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Oktawian Moraru w styczniu 2020 roku rozpoczął swoją pracę w Radomiaku Radom. Jest nazywany dyrektorem sportowym, choć pole jego działalności jest zdecydowanie bardziej rozległe. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o tym, dlaczego zaangażował się akurat w ten projekt, zdradził, jaką część budżetu klub przeznacza na pensje piłkarzy, wyjaśnił, dlaczego do Radomia nie są sprowadzani Polacy i jaka przyszłość czekałaby Radomiaka, gdyby godził się na kontrakty, które proponują piłkarzom inne ekstraklasowe kluby.
– Jesteś w klubie dokładnie od dwóch lat. Jak podsumujesz ten czas? Uważasz, że Radomiak może z nadzieją patrzeć w przyszłość i ma dobre perspektywy rozwoju?
– Moim zdaniem przez te dwa lata wykonaliśmy dobrą pracę. Idziemy do przodu krok po kroku. Gdy przychodziłem, graliśmy na drugim poziomie rozgrywkowym. Teraz jesteśmy w Ekstraklasie, ale moim zdaniem musimy się bardziej skupić i pracować ciężej, bo mamy dobre perspektywy do tego, by się dalej rozwijać.
– Zazwyczaj jesteś przedstawiany jako dyrektor sportowy. To odpowiednie określenie funkcji, którą tu sprawujesz?
– Tak. Dyrektor sportowy lub menedżer projektu.
– Czyli masz tutaj troszkę więcej obowiązków niż klasyczny dyrektor sportowy?
– Tak, bo wiesz, jesteśmy małym klubem. Wszyscy ludzie pracujący tutaj nie wykonują tylko jednej pracy. Zajmujemy się jednocześnie dwoma, trzema czy czterema różnymi aspektami działalności klubu. Nie mamy na tę chwilę możliwości i pieniędzy, by zatrudniać w klubie wielu ludzi. Tak to wygląda.
– Jaki jest prawdziwy powód tego, że zdecydowałeś się zainwestować swoją energię, kontakty i możliwości akurat w Radomiaka?
– Pracuje w piłce nożnej od wielu lat. Dzięki temu nawiązałem wiele kontaktów. W Radomiaka inwestuję, bo wierzę w ten projekt. Wierzę, że wspólnymi siłami możemy zajść daleko.
– Czy w twoją działalność w Radomiaku zaangażowana jest cała grupa Fotbal Hebdo? Chodzi mi o to, czy na przykład konsultujesz pewne rzeczy z Arcadiem Zaporojanu, czy on w jakiś sposób pomaga ci w procesie sprowadzania tutaj piłkarzy?
– Cała grupa nie, ale akurat Arcadie od wielu lat jest moim partnerem biznesowym. Jest jednocześnie jednym z moich najlepszych przyjaciół. Zaczęliśmy współpracować dziewięć lat temu w Mołdawii. Nasza przyjaźń trwa i dalej razem pracujemy, jesteśmy partnerami.
– Pewnie jesteście w stałym kontakcie, więc jak on zapatruje się na ten projekt? Widzi w Radomiaku duży potencjał?
– Tak, rozmawiamy praktycznie codziennie. O tym, co robimy, o tym, jakie mamy plany. Tak, Radomiak ma ogromny potencjał, ale musimy budować ten klub powoli, krok po kroku. Wiemy, że obecnie nie mamy dużego budżetu. Nie mamy możliwości, żeby sprowadzać piłkarzy o wielkiej wartości, bo to drogie. Na ten moment 80 procent naszego budżetu jest przeznaczane na pensje dla piłkarzy. Normalnie, gdy rozwiniemy się w ciągu najbliższych dwóch-trzech lat, zakładamy, że na pensje dla zawodników będziemy przeznaczali około 60 procent naszego budżetu.
– Każdy projekt ma swój początek i koniec. Ty rozpocząłeś ten projekt, gdy Radomiak był w pierwszej lidze. Jaki jest zatem jego końcowy cel? Gdzie twoim zdaniem Radomiak powinien być za kilka lat?
– Z Radomiakiem obowiązuje nas kontrakt do czerwca 2024 roku. Cel jest prosty. Z każdym rokiem chcemy być lepsi. W zeszłym roku skończyliśmy na siódmym miejscu. Teraz celem jest zajęcie wyższego miejsca. Po prostu z każdym kolejnym sezonem chcemy być coraz wyżej.
– Jak wygląda obecnie sytuacja z pozwoleniem doktora Alexandru Buzy na pracę w Polsce? Pytam, bo ta sytuacja w poprzednim roku wywołała w mediach wielką burzę.
– Nie wiem, kto podaje te informacje o doktorze. To znaczy wiem. Są inne kluby, ogrom osób, którym nie podoba się, co tu robimy. W futbolu jest to jednak normalne. To presja. Rozumiem nakładanie tej presji na drużynę, ale doktor Buza to nie doktor tylko doradca w kwestii żywienia i suplementacji. Pracowałem z nim wiele przez wiele lat. To jeden z najlepszych i najbardziej profesjonalnych doradców żywieniowych, których znam. Dla mnie to jest ważne, gdy angażuję się w jakiś projekt, żeby on był tam ze mną. To bardzo profesjonalny człowiek. Dla mnie to człowiek numer jeden w sporcie, jeśli mówimy o doradztwie żywieniowym. Jest bardzo ważną częścią drużyny.
– Jasne, nie twierdzę, że jest inaczej, natomiast w protokołach meczowych był wpisywany jako doktor.
– Aj, to po prostu błąd. To był nasz błąd, że został wpisany na listę. Ale to w życiu normalne. Każdy popełnia błędy. Nikt nie jest nieomylny, ale to był bardzo malutki błąd. Naprawdę mały błąd i ten mały błąd urósł do czegoś wielkiego. Rozmawiamy o doktorze Buzie jako o jakimś... nie wiem, dla mnie to jest nieprawdopodobne. Tak jak mówię, są ludzie, którym nie podoba się, co tutaj robimy w Radomiaku. Wiesz, my po prostu zajmujemy miejsca innym klubom. To jest ta presja. Ale to w futbolu normalne. My jesteśmy gotowi z tą presją walczyć. Ja wolę, żeby ta presja spadała na mnie, niż gdyby miała spadać na piłkarzy.
– Wracając do twojej odpowiedzi, paradoksalnie te informacje zostały opublikowane między innymi przez dziennikarza z Radomia.
– Dziennikarza? Nie wiem, czy to jest dziennikarz. Chyba raczej skandaliczny dziennikarz. On robi swoją pracę. My robimy swoją pracę. Gdy on publikuje takie rzeczy, to dodaje mi jeszcze większej siły do pracy. To normalne.
– Rozumiem. Wróćmy jeszcze do poprzedniego sezonu, który był rollercoasterem. W kwietniu klub zakończył współpracę z trenerem Dariuszem Banasikiem. To było konieczne?
– Czasami dochodzi do sytuacji, że ktoś nie ma mocy, siły do tego, by kontynuować projekt. W zeszłym sezonie trener Banasik był odpowiedzialny za wspaniałe rezultaty, wykonał świetną robotę. Radomiak dokonał czegoś historycznego, wrócił do Ekstraklasy. To bardzo ważne, ale życie jest takie, że czasami przychodzi moment, w którym nie masz już więcej możliwości, żeby wykrzesać z drużyny coś więcej. Musieliśmy zareagować. Ostatnie wyniki Dariusza nie były najlepsze. Wykonał świetną pracę, ale na koniec nie wygraliśmy sześciu czy siedmiu meczów. Po tych meczach musieliśmy coś zrobić. W mojej opinii, gdy wyniki nie nadchodziły, musieliśmy wstrząsnąć drużyną. Można to zrobić na dwa sposoby: zmienić trenera albo wymienić cały skład. Łatwiej zmienić trenera, menedżera czy dyrektora sportowego niż zmienić 27 piłkarzy. To nie była łatwa decyzja, ale musieliśmy ją podjąć. Gdybyśmy tego nie zrobili, zniszczylibyśmy drużynę. Taka jest rzeczywistość.
– Sugerujesz, że wewnątrz był jakiś konflikt między drużyną a trenerem, który miałby ją zniszczyć?
– Nie, nie, nie. Trener nie miał żadnych problemów z piłkarzami.
– Nie powinien więc dostać szansy, żeby wydostać się z drużyną z tego kryzysu?
– Powiem ci moją opinię: jeśli nie ma wyników, trzeba coś zmieniać. Ciągle spadaliśmy. To oczywiście nie jest tylko wina trenera. Czasami my musimy podziękować jakimś zawodnikom i sprowadzić w ich miejsce lepszych. To w sporcie normalnie.
– Jaki był twój udział w procesie poszukiwania nowego trenera? To ty poleciłeś trenera Lewandowskiego?
– Tak, ja go zarekomendowałem, ale ostateczna decyzja należy do akcjonariuszy i prezesa. To nie była moja decyzja. To była tylko moja opinia.
– W ubiegłym roku udzieliłeś wywiadu "Przeglądowi Sportowemu" i stwierdziłeś, że zamierzasz rozmawiać z panem Zaporojanu na temat możliwych transferów do Radomiaka z Dynama Kijów. Ostatecznie do nich nie doszło. Dlaczego i czy wciąż zamierzacie rozglądać się za zawodnikami z tego ukraińskiego rynku?
– Obecnie jest to bardzo trudne, żeby sprowadzać stamtąd piłkarzy czy jakoś bardziej współpracować z ukraińskimi klubami, bo tam jest wojna. Nie jest łatwo teraz stworzyć jakiś plan, bo nie wiadomo, co się tam wydarzy. Nie wiadomo, czy liga będzie rozgrywana, czy nie. Będą mieli pieniądze czy nie będą mieli.
– Jest wiele obiekcji ze strony kibiców, że Radomiak sprowadza tylko zagranicznych piłkarzy. Ja to rozumiem, ale mógłbyś wyjaśnić, dlaczego nie stawiacie na Polaków?
– Jasne. Radomiak to jeden z najmniejszych klubów w Ekstraklasie. Taka jest rzeczywistość. Radomiak nie ma możliwości i budżetu, żeby kupować polskich piłkarzy, bo to bardzo drodzy piłkarze. Dobrzy polscy piłkarze idą do większych klubów. Nie akceptują naszych propozycji finansowych. My musimy w takim wypadku sprowadzić zawodnika o takiej samej jakości, działając w obrębie naszych możliwości finansowych. Ja akceptuję krytykę ze strony kibiców, ale musimy spojrzeć na nasze realia. My mamy jeden z najmniejszych... Jeden z najmniejszych? W zasadzie mamy najmniejszy budżet w lidze.
– Nie zgodzę się. Stal Mielec nie ma więcej.
– Nie, znam budżet Stali Mielec. Uwierz mi, mamy mniejszy budżet niż Stal Mielec. Taka jest rzeczywistość. Nawet 5-6 klubów z pierwszej ligi ma większy budżet niż my. Gdy Radomiak będzie sprzedawał zagranicznych graczy za dobre pieniądze, budżet wzrośnie, to może pojawi się szansa na to, że będziemy sprowadzać polskich piłkarzy.
– Nie uważasz, że ta rzeczywistość jest nienormalna? Chodzi mi o zarobki polskich piłkarzy w porównaniu do ich jakości.
– Nie, nie mówmy teraz o jakości. Polscy piłkarze, którzy u nas grają, to są dobrzy piłkarze. Mają takie same pensje jak piłkarze zagraniczni, ale taki są nasze realia płacowe. Nie dajemy wielkich pensji, patrząc na resztę ligi. Ale spokojnie. W perspektywie 2-3 lat będziemy mieli więcej pieniędzy i będziemy mogli płacić więcej za piłkarzy. Na razie jest tak, jak jest.
– Nie chodziło mi o polskich piłkarzy, którzy grają w Radomiaku. Bardziej o Polaków, którymi Radomiak się interesował. Dla przykładu byliście zainteresowani Kamilem Drygasem, a on w wieku 31 lat dostał trzyipółletni kontrakt i pensję dwa razy większą niż przeciętny piłkarz Radomiaka. To solidny gracz, ale najlepsze lata ma już za sobą. Mimo tego ktoś daje mu duży kontrakt. To było pytanie o takie przypadki.
– Rozumiem. My rozmawialiśmy z wieloma polskimi piłkarzami. Gdybyśmy jednak zaakceptowali pensje, które proponuje Miedź Legnica czy inne kluby Ekstraklasy, to za sześć miesięcy moglibyśmy zamykać drzwi i wykończyć klub.
– Czyli można się spodziewać, że dalsza działalność pionu sportowego w Radomiaku będzie opierała się na sprowadzaniu zagranicznych piłkarzy z tego portugalsko-brazylijskiego rynku?
– Tak. Mamy już pewnych graczy, którym kontrakty kończą się latem i walczymy, żeby wtedy pozyskać ich za darmo. Pracujemy ciężko, żeby przygotować się już na lato. Jeśli my będziemy czekać do lata, to wtedy większe kluby już przekonają graczy, którymi jesteśmy zainteresowani.
– To oznacza, że w najbliższych dniach lub tygodniach możecie zakontraktować graczy, którzy dołączą do drużyny latem?
– Tak, to możliwe, bo jesteśmy w zaawansowanych negocjacjach. Czasami uda się porozumieć z zawodnikiem, który ma ostatnie pół roku kontraktu i ostatecznie jego klub decyduje się oddać go już teraz za jakieś małe pieniądze. Jeżeli piłkarz podpisze kontrakt wstępny z innym klubem, to wiadomo, że nie daje z siebie stu procent dla aktualnej drużyny i wtedy często pracodawca decyduje się oddać go wcześniej.
– To są zawodnicy z portugalskiej ekstraklasy, z drugiej ligi, a może grają w innych europejskich ligach?
– Rozmawiamy z wieloma piłkarzami, z różnych części Europy. Wiesz, skupiamy się bardziej na portugalskiej ekstraklasie, bo mamy tam departament skautingowy. Mamy tam ludzi, którzy pracują dla Radomiaka.
– Podsumowałem transfery, które dotychczas przeprowadziłeś w Radomiaku. Nie patrzyłem na obecne okienko. Oceniałem wszystkie poprzednie. Dziewięć transferów oceniłem negatywnie. Sześć oceniłem pozytywnie, co dało 40 procent skuteczności. Twoim zdaniem to jest właściwy poziom?
– Nie. Moja opinia jest taka, że mamy 68 procent pozytywnych transferów. Mówię tutaj o zagranicznych piłkarzach sprowadzanych przez mnie.
– To z którą oceną się nie zgadzasz?
(Moraru bierze do ręki notes, w którym znajduje się tabelka z ocenami przeprowadzonych transferów, i po chwili namysłu wskazuje na Goncalo Silvę, przy którym widnieje minus–przyp.red.)
– Goncalo Silva nie zaakceptował swojej roli i nie chciał tu zostać, wiedząc, że nie będzie grał, gdy mamy dwóch dobrych stoperów czyli "Cichego" i Rossiego. Z Rhuanem (oceniony negatywnie–przyp.red.) się zgadzam, co do Matosa (oceniony negatywnie–przyp.red.) nie jestem pewny, bo to dobry zawodnik. Semedo (oceniony negatywnie–przyp.red.)? Hmm... my teraz mamy ofertę za Semedo.
– Więc musicie go sprzedać! (śmiech)
– Nie, bo klub mu ufa, bo to dobry zawodnik. Gdy sprowadziłem Mauridesa, to wszyscy dziennikarze zajmujący się Ekstraklasą dziwili się i pytali "co jest z tym zawodnikiem? Dlaczego on ma tyle nadwagi?". Ja proponuję pozostać spokojnym. Ja muszę w nich wierzyć. Ostatecznie przecież Maurides został sprzedany.
– Ale Semedo nie pokazał prawie nic. Strzelił gola w meczu z Widzewem i raz asystował. Poza tym grał słabo.
– Tak, ale on potrzebuje czasu. Okej, nie powiem ci nazwy klubu, który interesuje się Semedo, ale uwierz mi. To klub wielkości największego klubu w Polsce. Idźmy dalej. Tutaj się zgadzam, Rhuan nie był wartością dodaną, Jo nie był. Abraham Marcus? Obecnie najlepszy piłkarz w Porto B. Lubię go bardzo, ale nie mieliśmy pieniędzy, żeby go wykupić, a on potrzebuje czasu. Dalej, Amancio nie był wartością dodaną. Luizao (przy tym zawodniku postawiony został znak zapytania–przyp.red.)... ja w niego wierzę. Jeżeli Porto płaci milion euro za jednego piłkarza, to uwierz mi, że mają niesamowity skauting. Żaden klub w Polsce nie ma takiego skautingu jak Porto. Uwierz mi, Porto to nie są głupi chłopcy. (Pedro Justiniano, Luis Machado, Maurides, Thabo Cele, Raphael Rossi, Filipe Nascimento-ci zawodnicy zostali ocenieni pozytywnie-przyp.red)
– Wierzę, ale on regularnie ma problemy ze zdrowiem. Wyzdrowieje, zagra w kilku meczach i doznaje kolejnej kontuzji.
– Spokojnie, on jeszcze potrzebuje czasu. Może my musimy troszkę więcej z nim popracować, porozmawiać o tych urazach, może powinniśmy zainwestować więcej w dział rekonwalescencji. Idziemy kroczek po kroczku. Może latem uda się jakoś rozwinąć ten dział.
– Mario Rondon to dla mnie ciekawy przypadek. Nie sprawdził się w Radomiaku, odszedł do ligi rumuńskiej i strzelił tam osiem goli. To dlatego, że liga rumuńska jest słabsza niż polska czy po prostu tam się lepiej czuje?
– Mario to dobry piłkarz, a liga rumuńska jest dobrą ligą. W lidze rumuńskiej nie ma tylu pieniędzy z praw telewizyjnych. Ta kwota wynosi tam dwa razy mniej. W Rumunii mimo tego gra wielu świetnych piłkarzy. Wydaje mi się, że po prostu tam lepiej się zaadaptował, bardziej mu to miejsce pasuje i dlatego tak to wygląda. My graliśmy jednym napastnikiem. Miał tu konkurencję w postaci Karola Angielskiego i Mauridesa. On tego nie akceptował, bo chciał regularnie grać. Wspólna decyzja Mario i klubu była taka, żeby rozwiązać kontrakt, bo to drogi piłkarz, a klub nie może sobie pozwolić, żeby płacić takie pieniądze piłkarzowi, który nie gra.
– Który zawodnik zawiódł cię najbardziej?
– Wolałbym o tym nie rozmawiać. Zostawię to dla siebie.
– Słyszałem, że sprowadzony zimą Leonardo Rocha jest najlepiej opłacanym piłkarzem w drużynie. W związku z tym macie wobec niego duże oczekiwania?
– Nie ma najwyższej pensji. Ma taką jak trzech-czterech innych najlepiej opłacanych piłkarzy w klubie. Oczekiwania oczywiście są wysokie. Oglądaliśmy go przez ostatnie pół roku, przez ten czas negocjowaliśmy także z nim. Rozmawialiśmy z jego agentem o ewentualnej klauzuli wykupu, bo teraz dla przykładu chciało go wiele innych klubów. Nam udało się go przekonać do naszego projektu.
– Słyszałem też, że trener Remigiusz Rzepka, który na początku przygotowań przeprowadzał w klubie badania, był pod wrażeniem wyników Berto Cayargi. Myślisz, że to zawodnik, który może pozytywnie zaskoczyć kibiców Radomiaka?
– Tak. Nie miał w ostatnim czasie wiele okazji, żeby zademonstrować swoje umiejętności, ale wierzę, że teraz mu się uda. To bardzo dobry piłkarz.
– Filipe Nascimento doznał kontuzji na obozie w Turcji. W czerwcu wygasa jego kontrakt. Czy to oznacza, że kibice nie zobaczą go już więcej w koszulce Radomiaka?
– Nie wiadomo. Może wznowimy negocjacje dotyczące przedłużenia obecnej umowy. Zaczęliśmy je kilka miesięcy temu. Nie zaakceptował pierwszej oferty. Teraz ma kontuzję. Zobaczymy, jak będzie przebiegała jego rekonwalescencja. Potem zobaczymy. Może podpiszemy z nim kontrakt. Może zaakceptuje, jeśli nie, to w porządku. To jest normalne w piłce. Filipe grał bardzo dobrze przez dwa lata w Radomiu. Dawał z siebie wszystko i ja akceptuję, że taka jest rzeczywistość profesjonalnego futbolu, że może odejść.
– Francisco Ramos to zawodnik, który ma wejść w jego buty?
– Tak. Obaj są podobnymi do siebie zawodnikami. Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że Filipe odrzucił ofertę przedłużenia kontraktu, od razu zaczęliśmy negocjacje z Chico.
– Mówiłeś o tym, że w perspektywie najbliższych kilku lat budżet Radomiaka się zwiększy. Oczekujecie, że z jakich źródeł otrzymacie więcej środków?
– Na pewno z praw telewizyjnych. O tym już wiemy, że te kwoty będą większe. Wierzę, że latem rozpoczniemy nowy sezon PKO BP Ekstraklasy na nowym stadionie. Będzie przychodziło więcej kibiców, będziemy sprzedawać więcej biletów. To jest ważne. Oczekujemy też, że będziemy sprzedawać piłkarzy. Teraz jest to łatwiejsze niż rok temu.
– Dlaczego?
– Ponieważ nasi piłkarze są już sprawdzeni. Ich jakoś jest potwierdzona. Mamy dobrych piłkarzy. Pięciu, sześciu młodych, których chcemy przeznaczyć na sprzedaż.
– Zaufanie, jakim obdarzasz piłkarzy, jest kluczem do sukcesu?
– Myślę, że tak. Zresztą podpisywanie kontraktów z zawodnikami po przejściach i odbudowywanie ich to jedyna droga Radomiaka. W normalnych warunkach Christos Donis nigdy nie podpisałby kontraktu w polskiej lidze. Albo Maurides. Nigdy nie podpisałby kontraktu z polskim klubem po pobycie w Chinach, gdzie zarabiał półtora miliona dolarów rocznie. Sprowadziłem wielu takich piłkarzy. Nikt nie wierzył w Raphaela Rossiego, a on gra świetnie. To nasza droga.