To był iście szalony weekend Michała Niewińskiego na mistrzostwach świata juniorów w short tracku. Po upadku w eliminacjach był zmuszony wystartować w repasażach. Postanowił więc... pobić rekord świata juniorów, a do realizacji pomysłu "wciągnął" kolegę z kadry. Kilkadziesiąt minut po osiągnięciu celu świętował wywalczenie złotego medalu na zupełnie innym dystansie. I to po tym, jak w finale specjalnie oddał rywalowi pozycję. O swoich wrażeniach opowiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL: – Te mistrzostwa nie zaczęły się dla ciebie wybitnie. W piątkowych eliminacjach upadłeś na 1500 metrów, przez co musiałeś przebijać się przez rapasaże.
Michał Niewiński: – Zdecydowanie, powinno pójść mi lepiej. Natomiast jeśli mam być szczery najbardziej w tym wszystkim bolało mnie, że w sobotę będę musiał wcześniej wstać z łóżka. Ale cóż, jeszcze leżąc na lodzie pomyślałem, że przede wszystkim muszę zachować koncentrację i nie pozwolić, by to co się stało wpłynęło na moje dalsze starty. Później zacząłem rozważać, co zrobić, by przekuć niepowodzenie w okazję do czegoś bardzo fajnego. Do pobicia rekordu świata juniorów.
– Naprawdę od początku myślałeś o rekordzie świata?
– Tak. Rekordów nie bije się przypadkiem. Sprawdziłem, ile wynosi. Byłem świadomy tego, w jakiej jestem dyspozycji i co robię na treningach. Właściwie była to więc tylko kwestia odpowiedniego przejechania biegu. Dogadałem się z Adamem [Muchlado - przyp. red.], że rozprowadzi początek dystansu, a ja skończę rekordem.
– I Adam na to poszedł? Wiadomo przecież, jak kończą pacemakerzy. De facto odebrał sobie szansę na awans.
– Dlatego tym większe podziękowania dla niego. Nie wiem, czy podjąłbym próbę, gdyby nie on. To była naprawdę szalona akcja.
– Pobicie rekordu świata juniorów dało kopa motywacyjnego na dalszą część zawodów?
– Po przejściu repasaży w głowie miałem już tylko myśl, żeby ten rekord był miłym dodatkiem do tego weekendu, a nie jego najważniejszą częścią.
– Ostatecznie doszedłeś do finału na 1500 metrów. Zakończyłeś go na czwartym miejscu, za trzema Koreańczykami. Deja vu z Gdańska (rok wcześniej na MŚJ Michał Niewiński był czwarty na 1000 metrów, również za trzema zawodnikami z Korei - przyp. red.)?
– Rzeczywiście, było niemalże tak samo. Koreańczycy zawsze pokazują wysoką formę. Jeden z tych, którzy finiszowali przede mną, regularnie startuje w Pucharze Świata i tam również osiąga finały. Byłem świadomy, z kim się mierzę. Mogę powiedzieć, że z mojej strony to był dobry bieg. Z jednej strony nie miałem więc sobie nic do zarzucenia, a z drugiej czułem niedosyt, bo w końcu do Drezna przyjechałem po medal.
– Pojawiła się złość?
– Nie, żadnych negatywnych emocji. Lekki niedosyt, ale wciąż ze świadomością, że przede mną dwa dystanse. Nie miałem doła, bo wiedziałem, że zrobiłem wszystko, co w tamtej chwili mogłem, a Koreańczycy po prostu okazali się lepsi. Od początku dnia jeździli zresztą niesamowicie. Gdybym nie pobił rekordu świata juniorów, oni poprawialiby go trzykrotnie. To pokazuje, jaki był poziom.
– Miałeś w nogach łącznie cztery biegi na 1500 metrów, z czego dwa w bardzo mocnym tempie. A przed sobą rywalizację na 500 metrów. Jak w takich sytuacjach się regenerujesz?
– Trenerzy budują plany treningowe w ten sposób, żeby nasze organizmy były przygotowane do szybkiej regeneracji. Poza tym znamy różne sposoby: jest tzw. recovery pump, do tego dochodzą suplementy. Węglowodany, które przyswajamy po ciężkim wysiłku, to bardzo ważna rzecz. Mogą przesądzić o tym, że kolejny bieg przejedziemy o tę jedno dziesiątą sekundy szybciej, a to czasami decyduje o medalach.
– Posiłki w dniu zawodów są większe niż zazwyczaj?
– W tym sezonie moje treningi pod dłuższe dystanse są bardzo ciężkie, więc same zawody nie są tak trudne pod względem wydolnościowym. A jeśli chodzi o posiłki: w sobotę i niedzielę jadłem praktycznie tylko śniadania. Resztę makroskładników przyjmowałem albo w szejku proteinowym, albo w szejku z węglowodanami.
– Byłem pod wrażeniem szybkości regeneracji, patrząc na to, jak jedziesz "pięćsetkę". Po eliminacjach wątpiłem. Tymczasem od ćwierćfinału zacząłeś kręcić najlepsze wyniki w stawce. Jak?
– To mój częsty problem. W eliminacjach ruszyłem, prowadziłem i nie miałem nikogo przed sobą. W ćwierćfinale byłem w zupełnie innej sytuacji. Goniłem kogoś, dzięki czemu motywacja do zwiększenia prędkości była zupełnie inna.
– Dzięki czasowi z ćwierćfinału, w półfinale startowałeś z pierwszego pola. Sytuacja powtórzyła się też w finale. Wychodząc na start i wiedząc jaką masz pozycję wyjściową myślałeś, że to musi być złoto?
– Nie. Wychodząc na lód czułem spokój. Miałem świadomość, że dotarłem tam, gdzie chciałem. Nie ma już nic dalej niż finał A. Myślałem tylko o tym, by przejechać go tak, żebym był zadowolony.
– Możesz powiedzieć, że to był ten bieg, podczas którego najlepiej się bawiłeś?
– Tak. Przyniósł mi wiele emocji, bo to jednak udana walka o medal.
– Było w nim sporo akcji. Pościgałeś się z Amerykaninem Marcusem Howardem.
– Na starcie pozwoliłem mu wyjść pierwszemu. Zrobiłem to intencjonalnie. Gdy zobaczyłem, że mam odległość do niego, pomyślałem: "dobra, to ten moment". I zacząłem gonić. Byłem pewny, że dam radę, bo wytrenowałem prędkość maksymalną na bardzo dobrym poziomie. Dopadłem go, a później trzeba było już tylko wyprzedzić. Wyjeżdżając na prowadzenie przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje. To pierwszy raz, gdy na wielkich zawodach jechałem na czele.
– Czekaj, czekaj... Intencjonalnie dałeś się wyprzedzić na starcie?
– Zobacz powtórkę: zostałem na starcie. I naprawdę zrobiłem to specjalnie.
– To jest zbyt szalone.
– Ale przemyślane. Wiedziałem, że ma mocny start, a nie chciałem doprowadzić do kontaktu. Z trenerem ustaliliśmy, że po prostu go puszczę i później rozegram swoje podczas biegu. Szczególnie, że prowadzenie pięćsetki jest trudne, a Amerykanin zrobił to bardzo dobrze. Mi pozostały do przejechania dwa kółka na pozycji lidera.
– Bardzo ryzykowna taktyka. Gdyby minął cię jeszcze ktoś, zrobiłoby się nieciekawie.
– Kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Choć świętowanie z szampanem póki co muszę odpuścić, bo za tydzień czeka mnie kolejny Puchar Świata.
– A propos: był chociaż moment, żeby pocieszyć się tym złotem?
– Naprzeciwko hotelu mieliśmy McDonalda, więc zjedliśmy małe frytki. I tak najbardziej cieszyło mnie to, że moja rodzina była na miejscu. Mogłem pójść, pokazać medal. To bardzo przyjemne doświadczenie.
– Po wywalczeniu medalu zeszło ciśnienie? Można było luźniej podejść do niedzielnego "tysiąca"?
– Zdecydowanie. Po udanej sobocie do biegów na 1000 metrów podchodziłem już bez stresu. Wychodziłem, jakbym szedł na jakiś cięższy trening. Chciałem czerpać z mojej jazdy jak największą przyjemność, nawet podczas finału.
– Przez większą część finałowego biegu jechałeś na drugiej pozycji. To wynikało z taktyki?
– Pierwotnym założeniem było, żebym utrzymywał się jak najbardziej z przodu. Jestem na tyle mocny wydolnościowo, że czułem się na siłach, by nawet prowadzić. Jednak Koreańczyk, który jechał przede mną, cały czas przyspieszał. Walka z nim kosztowałaby mnie zbyt dużo sił, więc jechałem za nim. Cieszyłem się, że bieg jest bardzo szybki, bo w takich warunkach trudniej wyprzedzić, dzięki czemu także moja pozycja była bardziej bezpieczna. Na ostatnim kółku drugi z Koreańczyków niesamowicie przyspieszył i z piątego miejsca przeszedł na pierwsze. Czapki z głów. W pełni zasłużył na złoto. Ja cieszyłem się z brązu i z tego, że nie popełniłem w finale żadnego błędu.
– O tym, jak szybki był to bieg niech świadczy, że złoty medalista poprawił rekord świata juniorów.
– A ja rekord Polski.
– Jak już mówimy o sukcesach, to wspomnijmy, że złoto i brąz mistrzostw świata juniorów to nie jedyne, co wywalczyłeś w tym sezonie. Był jeszcze brąz mistrzostw Europy w sztafecie i brąz Pucharu Świata w sztafecie mieszanej. W tym drugim przypadku to ty zresztą finiszowałeś. Znałeś więc smak sukcesu na linii mety.
– To doświadczenie dużo mi dało. Widać było różnicę w podejściu między tymi, którzy regularnie jeżdżą w Pucharze Świata, a tymi, dla których zawody takiej rangi to nowość. Mam duży szacunek do przeciwników, ale nie boję się nikogo. Ci niedoświadczeni często mieli aż za dużo respektu. Momentami miałem wrażenie, że boją się wyprzedzać.
– Co uważasz za swój największy atut, a gdzie dostrzegasz największe rezerwy?
– Myślę, że atutem jest wszechstronność. Staram się trenować tak, żeby w każdej konkurencji móc pokazywać się z dobrej strony. To owocuje podczas zawodów, gdy po rekordzie świata juniorów na 1500 metrów, potrafię pojechać po złoto na 500. Rezerwy natomiast mam bardzo duże. Po pierwsze: jeśli chodzi o doświadczenie. Po drugie: wciąż jestem juniorem, moje ciało się rozwija. Aspekty fizyczne ulegną poprawie.
– Jesteś w grupie, która żałuje, że Międzynarodowa Unia Łyżwiarska (ISU) odchodzi od wieloboju?
– Z jednej strony tak, a z drugiej... różnica jest w sumie niwielka. Nadal mogę przecież startować na każdym z dystansów i zdobywać medale. Tego nikt nie zabroni.
– Choć masz dopiero 19 lat, masz już doświadczenie olimpijskie. Byłeś w Pekinie. Jak to wspominasz? Co jako pierwsze nasuwa ci się na myśl na hasło: "igrzyska"?
– Pierwsza myśl? Te igrzyska były lekko gorzkie. I przez te wszystkie rzeczy, które działy się wokół Natalii [Maliszewskiej - przyp. red.] i ze względu na mój start. Nie mogę powiedzieć, że był zły, ale nie mogę być też z niego do końca zadowolony. Takie mieszane odczucia. Najważniejsze było chyba uświadomienie sobie, że igrzyska to taki napompowany balonik, a w gruncie rzeczy zawody jak każde inne.
– Jak wszystkie doświadczenia ostatniego roku wpłynęły na ciebie jako zawodnika?
– Pamiętam, jak byłem na moich pierwszych dużych zawodach, mistrzostwach świata w Dordrechcie. Gdy wyszedłem na krótką rozgrzewkę, pierwsze kilka minut spędziłem na oglądaniu jak jeżdżą chłopaki z czołówki. Całe życie oglądałem ich w telewizji. Dwa lata później podchodzę do nich zupełnie inaczej. Nie są już ludźmi z telewizora, których podziwiam, tylko ludźmi, z którymi mam się ścigać.
– Od kiedy właściwie trenujesz?
– Pierwszy raz na łyżwach byłem mając rok i dwa miesiące. Rodzice wzięli mnie na hokejówki. A w wieku sześciu lat poszedłem na pierwszy trening short tracku. Trener Darek Kulesza przyszedł na ślizgawkę, zobaczył jak jeżdżę i zapytał, czy chciałbym spróbować.
– Trener miał dobre oko.
– Tak. I chciałbym zawsze o tym pamiętać. Mimo, że trener Darek nie jest już moim głównym trenerem, zawsze będzie tym, z którym przebyłem spory kawałek mojej drogi.
– Przed tobą powrót na lodowisko w Dreźnie i Puchar Świata. Przystąpisz do niego z większą pewnością, że możesz coś ugrać?
– Sport jest jak schody, które trzeba pokonywać stopień po stopniu. W ten weekend postawiłem nogę na kolejnym. Puchary Świata są gdzieś jeszcze wyżej. Medal indywidualny to kolejny schodek, który trzeba pokonać, ale do tego potrzeba jeszcze cierpliwości.
– Przed wspomnianym Pucharem Świata wrócisz w ogóle do kraju?
– Zostaję tutaj, w Dreźnie. Później lot do Amsterdamu, przejazd do Dordrechtu i kolejny weekend rywalizacji. Dopiero stamtąd wrócę na tydzień do Białegostoku.
– I dopiero wtedy będzie czas na świętowanie?
– Będzie, choć przyjazd do domu to wypoczynek głównie mentalny. Do zrobienia i tak będę miał sporo. Studiuję wychowanie fizyczne, więc będzie co nadrabiać, do tego jakaś papierkowa robota. Przyjemność będzie na pewno z jedzenia. To lubię, szczególnie po sukcesie.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP, w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.