| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Mundialowa "czwórka" Szymona Marciniaka wraca na boiska PKO Ekstraklasy. Tomasz Listkiewicz w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o najbliższych planach, mistrzowskiej "gorączce" i celach na 2023 rok. – Nie ukrywamy, że naszą ambicją jest prowadzenie najważniejszych meczów – przyznał.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Jak wygląda powrót do pomundialowej rzeczywistości?
Tomasz Listkiewicz, sędzia finału mistrzostw świata, asystent w zespole Szymona Marciniaka: – Jest poniekąd wymuszony, bo niebawem rozpoczyna się dla nas liga. Tomek Kwiatkowski jedzie na swój mecz, a my wybieramy się w trójkę z Szymonem i Pawłem. Głowa gdzieś jeszcze z tyłu została na mundialu. Nie zdążyłem nawet obejrzeć całego finału. Czekam aż trochę wszystko będzie bardziej pozbawione emocji, bo na razie cały czas są. Finał był tak dużym i niespodziewanym dla nas wydarzeniem, że jeszcze nim żyjemy. Mam nadzieję, że będzie motywacją do dalszej pracy i kolejnych występów. Żeby nie było, jak niektórymi z artystami, którzy czasami tak mają, że wydają jedną wielką płytę i potem nie mogą do niej nawiązać. Mam nadzieję, że my sobie z tym poradzimy.
– Pamiętasz, ile wywiadów udzieliłeś po wielkim finale?
– Byłem ogromnie zaskoczony tym wszystkim, co wydarzyło się już na lotnisku po naszym przylocie. Pojawiło się mnóstwo dziennikarzy i większość stacji telewizyjnych. Mieliśmy potem briefing w PZPN-ie i jeszcze tego samego dnia udzieliłem dwóch kolejnych wywiadów. Później, wyłączając święta, praktycznie codziennie miałem z kimś rozmowę. Udzieliłem co najmniej 30 wywiadów, a kilka kolejnych jeszcze się nie ukazało. Było ich teraz więcej niż przez całe moje życie. Pojawiałem się też w programach o innej tematyce, pytano mnie o zainteresowania muzyczne, bo trochę się nią interesuję. To było miłe, zwłaszcza dla mnie, bo Szymon już miał takie doświadczenia, jest obyty w kontaktach z mediami. Najbardziej stresowały mnie spotkania z dziećmi w podstawówce. Jechałem do nich i nie wiedziałem, co zainteresuje tak młodych ludzi, zwłaszcza że nie mam natury mówcy i showmana. Na szczęście pytania były ciekawe, a dzieci mocno spontaniczne. Chyba wszystko fajnie wyszło, jednak nigdy mi się to nawet nie śniło, że będę zapraszany do szkół.
– Zdążyłeś mentalnie odpocząć po tym wszystkim? Bardziej potrzebny był odpoczynek psychiczny czy fizyczny?
– Zdecydowanie psychiczny, bo trenujemy całe życie i jesteśmy dobrze przygotowani. Mając wcześniej miesiąc przerwy, spokojnie można w tym czasie odpocząć i się przygotować. To było normalne zadanie. Mentalnie zmierzyliśmy się pierwszy i zapewne ostatni raz w życiu z taką sytuacją… Obojętnie, co jeszcze posędziujemy, to prestiż i otoczka nie będą takie, jak teraz. Odpoczynek mentalny był większym wyzwaniem. Dopiero teraz okaże się, czy to się nam udało. Mundial był obciążeniem związanym ze stresem i ambicją, ponieważ każdy chciał wypaść jak najlepiej. Momentami był jednak nużący, bo mieliśmy sporo dodatkowych obowiązków. Kiedy masz zgrupowanie przed, potem turniej, to możesz być zmęczony sobą nawzajem i całą sytuacją. Potem przyszła euforia związana z naszym sukcesem. Nie jesteśmy piłkarzami, ale udało się nam dojść najwyżej, jak się da. Później przyszedł moment na wyciszenie, ale pojawiło się z kolei zainteresowanie mediów. Nawet, jak czasami nie chciało się już rozmawiać, to stwierdziłem, że to jednak dobry moment na rozmowy, nawet nie tyle o mnie, ale o sędziowaniu. Przy okazji można ludziom przybliżyć pewne rzeczy. Dodatkowo udało się zachęcić młodzież do zapisywania się na kursy sędziowskie. Trzeba było jednak mieć do tego dystans. Nie jesteśmy gwiazdami rocka, najważniejsi są piłkarze, trzeba o tym pamiętać, nawet widząc, że wszyscy chcą teraz z nami rozmawiać.
– Zdarzały się niecodzienne sytuacje? Ludzie zaczepiali cię na ulicy, czy to jeszcze nie ten poziom rozpoznawalności?
– Warszawa jest dużym miastem i na szczęście mogę tutaj pozostać anonimowy. Jednak na moim osiedlu część osób wcześniej wiedziała, kim jestem. Teraz tym bardziej rozpoznaje i zagaduje. Nie jest to skala, jak mają celebryci, że nie mogą przejść ulicą. Szymon ma znacznie gorzej, bo zawsze był znany i jego twarz oraz fryzura są mocno rozpoznawalne (śmiech). Jednak musi z tym żyć. Sam chciał!
– Miałeś czas na całkowity reset od treningów, odpoczynek, wakacje?
– Nigdzie nie wyjeżdżałem, bo stwierdziłem, że dobrze odpocznę na miejscu. Wiem, że chłopaki byli na krótkich wakacjach z rodzinami. Od treningów miałem tydzień przerwy. Potem wróciłem do lekkiego wysiłku i masażu, żeby mięśnie cały czas były w ruchu. Organizm mógł się zregenerować i dopiero potem wrócił na wysokie obroty. Większych wakacji nie było. Spędziłem święta z rodziną, potem rozpocząłem plan treningowy od Grześka Krzoska. Jestem najstarszy w naszym zespole, stąd mogę mieć największe obawy o formę, ale mam nadzieję, że jeszcze parę lat pociągnę.
– Dość szybko zaczęliście sędziować mecze poza Polską. Terminarz był ułożony już wcześniej, czy propozycje zaczęły lawinowo spływać dopiero po finale?
– Wszystko zaczęło się po mundialu. W trakcie sezonu spływa sporo propozycji dla Szymona, praktycznie z całego świata. One przechodzą przez PZPN i są akceptowane, jeżeli nie kolidują z naszymi obowiązkami w Polsce. Od czasu do czasu udaje się gdzieś pojechać. Teraz mieliśmy przerwę, to mogliśmy skorzystać z zaproszeń. Fajnie to wyglądało, bo zawodnicy wiedzieli, że przyjechał sędzia finału mistrzostw świata. Szymon zawsze ma duży szacunek u piłkarzy, lecz tutaj był jeszcze większy. Od początku czuć było ogromny respekt. Jeżeli okazałoby się, że źle sędziujemy, to drużyny oczywiście zachowywałyby się inaczej. Zakładam, że podtrzymamy poziom, a dzięki sukcesowi będzie łatwiej, przynajmniej wychodząc z tunelu. Później trzeba zrobić swoje. Obojętnie, czy jest to okręgówka, czy Ekstraklasa. Każdy piłkarz oczekuje dobrego sędziowania.
– W najbliższym czasie szykują się wam kolejne zagraniczne wyzwania?
– Wszystko dzieje się na bieżąco. W Polsce sędziujemy co tydzień i obsada jest przygotowywana z kolejki na kolejkę. Z większym wyprzedzeniem wiemy o meczach w UEFA, ponieważ w kalendarzu podświetla się nam termin meczu. Kilka dni przed nim dostajemy plan podróży i dopiero wtedy wiemy, dokąd lecimy. Zaproszenia przez inne federacje przychodzą na bieżąco. Kluby, szczególnie azjatyckie mają prawo zażyczyć sobie sędziego z innego kraju. Często z przyczyn wizerunkowych. Nawet, gdyby przyjechał tam arbiter, powiedzmy z polskiej drugiej ligi, to na starcie ma dużo łatwiej, niż miejscowy. Ich federacje chętnie sięgają po zagranicznych sędziów. Tydzień wcześniej wysyłają zapotrzebowanie, wybierają sędziego i piszą do PZPN-u. Związek podejmuje decyzję. Czołowi sędziowie z Europy mają sporo zaproszeń, ale meczów już nie jest tak wiele. Nie da się ich pogodzić z krajowymi rozgrywkami i pucharami. Nie da się sędziować kilku meczów tygodniowo i połączyć tego z podróżami.
– Szymon Marciniak i Tomasz Kwiatkowski przebywali na zgrupowaniu UEFA w Rzymie. Jak wyglądały egzaminy asystentów?
– Razem z nimi był jeszcze Bartek Frankowski, sędzia z pierwszego koszyka UEFA. Pojawiła się tam grupa Elite plus First Category, czyli sędziowie, którzy będą prowadzili wiosenne mecze w europejskich pucharach. Oni mieli dwa rodzaje egzaminów: fizyczne, test filmowy plus test z przepisów gry oraz szczegółowe badanie wzroku. Rozkładane są specjalne stacje, na których bada się m.in. ostrość wzroku, ćwiczenia na szybkość akomodacji wzroku. Pojawia się szereg cyferek, które trzeba powtórzyć. Najpierw są wyświetlone przez pół sekundy i jest stosunkowo łatwo. Potem są mniejsze i wyświetlają się coraz szybciej. Na koniec widzisz jedynie mignięcie. Trzeba dojść do określonego poziomu, żeby ukończyć zadanie. Moje egzaminy są zazwyczaj na kursach letnich, albo przed wielkimi imprezami. Zdajemy je również w Polsce.
– Czyli Szymon ma trudniej pod tym względem?
– Tak i to zdecydowanie. Zdaje egzaminy non stop. Musi zaliczyć je w Polsce, dla FIFA i UEFA. Czasami przydarza się kurs po kursie. Musi być przygotowany na różne testy, a czasami moim zdaniem jest ich aż za dużo. Testowanie faceta, po którym widać, jak jest przygotowany fizycznie, po prostu momentami nie ma sensu. Wymogi są wymogami, a Szymon nigdy nie ma problemy z fizycznością. Niech zasuwa!
– Jak wyglądają wasze plany na najbliższe tygodnie?
– W ten weekend wracamy na boiska Ekstraklasy. Obsada ukaże się w czwartek. Jedziemy na mecz mundialową trójką. Teraz wszystko wraca do normalności, oczywiście wiele zależy od formy i braku kontuzji. Myślę, że w Polsce praktycznie co tydzień czekają nas kolejne spotkania. Co do Europy, to zazwyczaj dowiadujemy się tydzień, dziesięć dni przed meczem. Potem przychodzi oficjalne pismo do PZPN-u. Wiemy, że jak wypadniemy dobrze, to czekamy na kolejny mecz. Jak nie, to koniec sezonu.
– Macie przeczucia, kiedy możecie pojechać na kolejny mecz Ligi Mistrzów?
– Tutaj obsada jest przygotowana sporo wcześniej i najważniejsi ludzie w UEFA mają swoje plany. My dowiadujemy się o nich później. Ostateczny wpływ mają na nią egzaminy. Teraz skończył się kurs i niebawem dowiemy się o meczu. Jednak nie możemy robić sobie większych planów, bo nigdy nie otrzymujemy rozpiski nawet na mecz i rewanż.
– Zdajesz sobie sprawę, że przed wami najtrudniejsza runda w karierze? Wszystkie oczy i reflektory będą na was zwrócone?
– Myślałem o tym i zdaję sobie sprawę, że każdy, nawet najdrobniejszy błąd będzie szeroko komentowany. Nie ma sędziów, którzy ich nie popełniają. Będzie większa presja i szyderka. Musimy być przygotowani, że ktoś może powiedzieć, że sędziowali finał mistrzostw świata, a teraz nie widzieli autu. To dla nas motywacja, bo nie będziemy chcieli dać okazji do krytyki. Przy okazji postaramy udowodnić sobie, że jesteśmy w dobrej formie. Wejście na szczyt to jedno, utrzymanie się na nim jest zupełnie inną sprawą. Mentalnie najgorsze byłoby teraz pomyślenie, że dobrze posędziowaliśmy finał mistrzostw świata i wszystko potrafimy. W sędziowaniu jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Jeżeli przestajesz dawać z siebie sto procent zaangażowania, to piłkarze błyskawicznie coś takiego wyczują.
– Wspomniałeś o motywacji i celach. Jednym z nich jest finał Ligi Mistrzów?
– Tak, ale staramy się myśleć o tym, żeby sędziować jak najlepiej. Wtedy zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi. Cały czas uważam, że przed turniejem mieliśmy bardzo małe szanse na finał mistrzostw świata, a jednak udało się. Teraz wiemy, że Szymon od kilku lat jest topowym sędzią w UEFA. Jeżeli należysz do elity, to siłą rzeczy jesteś brany pod uwagę w najważniejszych spotkaniach. Najpierw musimy dobrze poprowadzić kolejny, prawdopodobnie lutowy mecz w europejskich pucharach. Na wiele spraw nie mamy wpływu. Czasami dobrze poprowadzisz mecz, ale po nim pojawia się wiele kontrowersji i sytuacja się komplikuje. Wiemy, że ważna jest atmosfera, otoczka, wizerunek. Czasami samo dobre sędziowanie nie wystarcza, bo przecież inne zespoły również doskonale sędziują. Chcemy zrobić swoje i okaże się, dokąd zdołamy dojść. Nie ukrywamy, że naszą ambicją jest prowadzenie najważniejszych meczów. Można mieć marzenia, ale na wszystko trzeba patrzeć przez pryzmat tego, co tu i teraz.
– Szymon wspominał, że jego marzeniem jest wyjazd na igrzyska olimpijskie. Myślisz podobnie i również bardzo chciałbyś za rok udać się do Paryża?
– Na kolejne w 2028 roku mogę być już za stary, dlatego Paryż jest jakimś tam marzeniem. W piłce nożnej igrzyska są turniejem półmłodzieżowym i nie są aż tak prestiżową imprezą. Jednak same igrzyska i możliwość bycia tam są świetną przygodą i spełnieniem marzeń. Kiedyś różne były zasady obsady na ten turniej. Często na igrzyska jechali młodzi sędziowie. Jednak powoływani zostawali też doświadczeni. Mecze na tym turnieju prowadził m.in. Mark Clattenburg. Nie wypada się wpraszać, bo pewnie każdy chciałby tam pojechać, ale wyjazd byłby czymś miłym.
16:00
Bruk-Bet Termalica
18:30
Cracovia
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:30
Korona Kielce
18:15
Raków Częstochowa
12:45
Lechia Gdańsk
15:30
Arka Gdynia
18:15
Piast Gliwice
17:00
Pogoń Szczecin
16:00
Radomiak Radom