W niedzielny poranek polskiego czasu Marcin Tybura powróci do oktagonu UFC, by zmierzyć się z Błagojem Iwanowem. Przed tym pojedynkiem najlepszy polski zawodnik wagi ciężkiej opowiedział o najbliższym rywalu, motywacji do dalszego rozwoju, przyszłości Michała Andryszaka oraz ocenił sytuację w wadze ciężkiej UFC.
Marcin Tybura o nastrojach przed sobotnim pojedynkiem:
– Nastoje są bardzo dobre. Rzeczywiście, w porównaniu z poprzednim rokiem, ten zaczyna się dużo lepiej. Sam obóz przygotowawczy dał mi do zrozumienia, że jest zdecydowanie na plus. Czuję się dobrze i spokojnie czekam na sobotę. Zeszły rok zaczął się kiepsko – covidem, który mnie osłabił. Trwało to kilka miesięcy, bo cały czas czułem podczas treningów, jakbym miał zaciągnięty hamulec ręczny. Także camp do Romanowa nie był w pełni taki, jak poprzednie. Za to ten był zdecydowanie lepszy. To taka samonakręcająca się kula śnieżna – przygotowania idą dobrze, przez to nastawienie jest pozytywne, a głowa spokojna. Czuję, że to był najlepszy obóz przygotowawczy, jaki kiedykolwiek zrobiłem.
...o tym, czy cardio będzie jego atutem w walce z Iwanowem:
– Mocno wierzę w swoją kondycję. Wydaje mi się, jest ona lepsza niż u większości zawodników wagi ciężkiej. Iwanow mocno bazuje na swojej wytrzymałości [szczęki – przyp. red.] i liczy na to, że rywale się zmęczą. Podchodzę do tego tak, że mierzył się z rywalami, których cardio nie jest tak mocne i dlatego razem "dojeżdżali" do decyzji. Staram się nie bazować na tym, że on jest nie do skończenia, tylko że to możliwe. Liczę, że go zmęczę i skończę przed czasem.
...o tym, czy istotną częścią gameplanu będą front kicki:
– Konkretów może nie zdradzę, ale do tej walki uruchomiliśmy mocno nogi, że mam w arsenale wszystkie kopnięcia. Jeśli będę widział i czuł, że mogę czegoś użyć, to mogę zaatakować praktycznie każdym rodzajem. Bazujemy jednak mocno na tym, żeby to samo wychodziło w walce, żeby nie kopać na siłę i bezsensownie. Chodzi o odpowiednią reakcję i oszukiwanie rywala. Potwierdzam, że plan na walkę zakłada kopnięcia.
...o tym, czy nie jest rozczarowany, walcząc z rywalem niżej notowanym, niż poprzedni:
– Pewnie po takim zwycięstwie nie pójdę wysoko do góry, ale rozczarowanie to ostatnie, co staram się dopuszczać do swoich myśli. Staram się myśleć pozytywnie i podchodzić do tego tak, że jedyną różnicę stanowiłoby, gdyby przeciwnikiem był mistrz. Jestem w UFC już długo i czuję, że robię progres, ale czasami jest tak, że raz się rozpędziłeś, coś się nie udało i musisz ponownie coś udowodnić. Tak trochę wygląda moja kariera. Czuję, że znów zrobiłem progres, ale niekoniecznie matchmakerzy UFC to wiedzą. Muszę to pokazać w walce. Jest to dla mnie ok, że czasem musisz walczyć z kimś niżej notowanym.
...o tym, skąd na tym etapie kariery bierze się progres – czy to kwestia nastawienia mentalnego, czy zmian w metodach treningowych:
– W mojej głowie to prosty system, ale może być trudny do wytłumaczenia. Kluczem jest nastawienie, natomiast dzięki nastawieniu czuję, że trafiam w życiu na odpowiednich ludzi – jak na trenera Andrzeja Kościelskiego. Bardzo mocno chcę się rozwijać, a trener to widzi. Mocno stawia na to, żebym osiągął progres, zmienia metody treningowe i to wychodzi. To temat-rzeka i może nie będę się za bardzo rozwijał, ale wydaje mi się, że jeśli czegoś bardzo mocno chcesz, to wszystko się odpowiednio układa.
...o tym, czy czasami nie musi hamować swoich chęci, by pokazać w klatce nowe umiejętności:
– Myślę, że to, o czym mówisz, częściej dotyczy młodych zawodników. Często po jakimś sukcesie potrafią się "podpalić". Ja już kilka scenariuszy w życiu przerobiłem i wiem, że motywacja nie opiera się na tym, że chcę komuś coś pokazać, tylko z tego, że chcę być po prostu lepszym zawodnikiem. Dzięki temu gdy wchodzę do oktagonu, często robię te rzeczy, które powinienem. Szukam sposobu na wygranie pojedynku, a nie udowadnianie komuś czegokolwiek.
...o tym, czy można mówić o kryzysie wagi ciężkiej w Polsce i na świecie:
– Nie uważam tak. Nie uważam, żebyśmy mogli mówić o jakimś kryzysie. Każda dywizja ma swoje wzloty i upadki. Gdyby w jakiejkolwiek dywizji były tylko wzloty, to by wystrzeliła w kosmos i nie wiedzielibyśmy, dokąd to zabrnie! Jakiś czas temu wszyscy mówili, że waga ciężka przeżywa odrodzenie i fajnie się obserwuje tę dywizję. Teraz może to się lekko zmieniło. Ja patrzę na to przez pryzmat UFC, ty może na cały świat. Wydaje mi się, że wciąż są tutaj ciekawe pojedynki. Sam fakt, że Jon Jones wraca i zawalczy o pas wagi ciężkiej – każdy będzie chciał to zobaczyć. Coś zawsze się wydarzy. Na pewno ta walka Phila De Friesa z Toddem Duffee'em [o pas wagi ciężkiej KSW – przyp. red.] nie porywa, ale Duffee chyba cały czas dobrze wygląda i ta walka też pewnie będzie interesowała ludzi... przynajmniej przed samym pojedynkiem.
...o Michale Andryszaku, z którym Tybura trenuje na co dzień w Ankosie:
– Ja patrzę na Michała w ten sposób, że to jest zawodnik, który nie poddaje się mimo wzlotów i upadków. Cały czas próbuje i szuka odpowiedniego nastawienia, które wzniesie go na wyższy poziom. Jest w tym sporcie bardzo długo, dał wiele emocjonujących pojedynków. Teraz jest trochę starszy i pewnie zmieniło mu się nieco nastawienie. Wcześniej w jego walkach było dużo szaleństwa. Teraz chciałby budować karierę na zasadzie wygrywania i kontrolowania tego, co robi w klatce. Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu jest to, żeby się nie poddawać. Dla mnie Michał jest taką osobą. Wierzę w to, że w końcu "to" znajdzie... bo musi! To, co on pokazuje na sali treningowej, nie może pozostać tylko na sali. To musi być pokazane światu.
...o walce pomiędzy Derrickiem Lewisem i Siergiejem Spivakiem:
– Obserwując ostatnie walki Lewisa widzę, że notuje delikatny spadek. Derrick mocno bazował na tym swoim... nie chcę powiedzieć "szczęściu", ale timingu. Gdzieś w jego walkach zawsze mu coś w odpowiednim momencie wychodziło. Ostatnio tego szczęścia mu zabrakło. Pytanie, jak do tego psychicznie podejdzie. Już dwa razy walczył o pas. Pytanie, ile z tego Lewisa zostało. Cały czas jest niebezpieczny, lecz progres Spivaca jest ogromny. Gdy z nim walczyłem, był jeszcze dosyć szczupłym ciężkim. Teraz tego mięśnia jest więcej, Spivac dobrze przekłada to na pojedynki. Jego nastawienie mentalne też jest dobre, więc stawiam na niego.
...o tym, czy dalej pała żądzą rewanżu za porażkę z Lewisem sprzed kilku lat:
– Wiesz co, nie w ten sam sposób, co kiedyś. Wtedy wygrywałem i dałem się złapać... ale on tak wygrywa praktycznie wszystkie walki. Wcześniej ta przegrana bardziej siedziała mi w głowie, teraz już niekoniecznie. Podchodzę do tego na zasadzie, że jeśli w UFC będzie pomysł rewanżu, to go zaakceptuję. A jeśli nie, nie będę po tym płakał.
...o utracie pasa przez Francisa Ngannou i jego odejściu z UFC:
– Cały mój pogląd na tę sprawę wygląda tak, że Ngannou przeszarżował w negocjacjach. Uważam, że ma do tego tendencję. Parę rozmów z nim odbyłem i zauważyłem, że to już trochę bardziej biznesmen niż sportowiec. Sportowcem jest świetnym, ale żeby walczyć na tym poziomie, trzeba mieć w sobie trochę szaleństwa. W nim tego szaleństwa już nie ma. Mocno skupia się na tym, żeby zarabiać pieniądze. Natomiast tracimy jedną gwiazdę, a zyskujemy drugą – chyba nawet większą [Jona Jonesa – przyp. red.]. Nie uważam, żeby można było mówić o jakiejś stracie.
...o tym, jak Jon Jones poradzi sobie w wadze ciężkiej:
– To nie jest dla mnie sytuacja zero-jedynkowa. Uważam, że jeszcze w wadze półciężkiej Jones miał problemy w walkach, w których mocno stawiał na siłę i budowanie mięśni. Teraz miał trzy lata przerwy i cały czas budował jeszcze więcej mięśni. Więc albo nauczył się je dobrze obsługiwać i w wadze ciężkiej będzie jeszcze bardziej "wymiatał"... albo się tego nie nauczył, do tego zardzewiał. Jego motywacja też może nie być na odpowiednim poziomie, bo już był na szczycie, a teraz musi coś znów udowadniać. Możemy zobaczyć bardzo słabego Jona Jonesa. Albo jedno, albo drugie.
...o tym, jakiej walki Jonesa z Cirylem Gane się spodziewa:
– Jeśli Jones wróci przynajmniej w 80-90 procentach taki, jak w wadze półciężkiej, to powinien wygrać bez problemu. Mam na myśli czasy, gdy dominował, nie o starcia z Reyesem i Santosem. Uważam, że stójka może być wyrównana, ale Jones ma lepsze zapasy i parter. Gane nie jest gapą, lecz jego zapasy kuleją. Jeśli Jones zechce przenosić walki do parteru, zrobi to lepiej i łatwiej niż Ngannou w starciu z Gane'em.