{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Skoki. Gorzki wywiad Alexandrii Loutitt po wygranej w MŚ juniorów. "Może by ktoś zwrócił uwagę?"
Michał Chmielewski /
Jestem zawodniczką drużyny, która nie ma żadnej własnej domowej skoczni. Wiecie o tym? – o tym, a nie o radości po złotym medalu na własnej ziemi wolała opowiedzieć przed kamerami Alexandria Loutitt. 19-latka z Kanady w Whistler była bezkonkurencyjna. Ale w Whistler nie znaczy, że u siebie. I o to żal mają w jej kraju wszyscy, których skoki wciąż cokolwiek obchodzą.
Alexandria Loutitt w Whistler zrobiła dokładnie to, czego się po niej spodziewano. Po przyjeździe do ojczyzny młoda Kanadyjka skakała najlepiej i wywalczyła złoty medal mistrzostw świata juniorek. Aż chciałoby się napisać, że to sukces podwójny, bo na domowym obiekcie. Ale niestety – obiekty pozostawione po igrzyskach z 2010 roku nie są dla niej żadnym domem.
I o tym, a nie radości ze złota, opowiedziała tuż po konkursie w wywiadzie dla całego świata skoków.
MŚJ w skokach. Złota medalistka obnażyła gorzką prawdę. Bo co jej zostało?
Urodzona w 2004 roku Loutitt jest pierwszą kanadyjską mistrzynią świata w skokach, bez podziału na kategorie wiekowe. Co więcej, w historii występów tej reprezentacji wcześniej złoto MŚ juniorów udawało się zdobyć wyłącznie dwóm jej rodakom – Steve’ovi Collinsowi i Horstowi Bulauowi. To były jednak dawne dzieje – jeszcze takie, gdy w kraju szkolenie skoczków stało na poziomie w zasadzie nieodbiegającym od standardów w Europie. To już przeszłość. Bolesna, czemu wyraz postanowiła dać publicznie nowa gwiazda kadry – dodajmy, że od roku tytułowana medalistką olimpijską w mikście.
– 13 lat temu, podczas igrzysk, oglądałaś skoki pierwszy raz w życiu. Teraz na tej samej skoczni zdobyłaś złoto. Co to dla ciebie znaczy? – spytał 19-latkę reporter. A ta zwróciła się oczami bezpośrednio do kamery. – To wyjątkowe uczucie, biorąc pod uwagę, jak małym sportem jesteśmy w Kanadzie. Chcę zaznaczyć, że my tu w zasadzie nie mamy możliwości treningu, obiekty olimpijskie w Whistler są niefinansowane. Są otwarte przez dwa tygodnie na sezon, raz na dwa lata. Dziękuję sponsorom, że umożliwili przygotowanie tutaj mistrzostw. I że postanowili wspierać naszą drużynę – odpowiedziała. Potem padło kolejne pytanie – o wiadomość, jaką do kraju wysłała swoim zwycięstwem Loutitt. Odpowiedź: – Myślę, że udowodniłam, że można walczyć o duże cele, niezależnie od tego, jak bardzo trudno masz na co dzień. Jestem zawodniczką drużyny, która nie ma żadnej własnej domowej skoczni. Wiecie o tym?
Dla wielu kibiców te słowa mogą być zaskoczeniem, czemu dają wyraz w sieci. Nie rozumieją sytuacji, w której tyle mówi się o rozpaczliwym stanie obiektów w Kanadzie, skoro równocześnie trwają tam najważniejsze juniorskie zawody FIS. Loutitt obnażyła prawdę, powtórzyła zresztą to samo, co jej wychowawca Tadeusz Bafia – wieloletni trenerski guru w Kanadzie.
– Umieramy. Wysychamy, ten sport u nas przestaje istnieć – mówił jeszcze przed sensacyjnym sukcesem miksta na ZIO w Pekinie. – Ile miałbym niby prosić o sfinansowanie przygotowania skoczni w Whistler? To kosztuje 100 tys. dolarów, igelitu tam brak. Gdy byłem trenerem kadry, nie mógłbym wziąć z budżetu drużyny połowy rocznych środków tylko na to, żeby móc normalnie potrenować we własnym kraju. Nikt o nas nie dba, jesteśmy niby kadrą narodową, a tak naprawdę oddolną, maleńką inicjatywą rodziców kilku zapaleńców. Tak nie można na dłuższą metę – opowiadał TVPSPORT.PL.
W rozmowie po dekoracji medalowej na igrzyskach skoczkowie mieli olbrzymią nadzieję, że w końcu zostaną dostrzeżeni. Jakkolwiek.
Kanada – skokowy kraj zombie. Niby żyje, niby już trup
Ale widocznie nie zostali, skoro młodziutki Matthew Soukup tuż po medalu olimpijskim zawiesił karierę. Upadł już też męski kanadyjsko-amerykański team, który stacjonował w Słowenii. Mackenzie Boyd-Clowes został w Europie, tutaj formę szykują również Loutitt oraz Abigail Strate. Obie jakimś cudem tej zimy stawały na podium w Pucharze Świata. Są zdolne i pracowite, ale to, jak im się wiedzie w elicie, wydaje się sukcesami wbrew logice. Najbardziej romantycznymi z możliwych.
Kanada dla skoków po Pekinie zrobiła tyle, że przesunęła dyscyplinę z worka "kogo to obchodzi" do grona sportów strategicznych.
Niestety, budowy obiektów to nie ruszy. Arena MŚ 1995 w Thunder Bay zarasta krzakami, olimpijskie konstrukcje w Calgary – skąd pochodzi klub Altius Nordic, czyli matka całego obecnego szkolenia, zamknięto dla sportu celem wyburzenia. Whistler to takie zombie – niby żyje, ale tak naprawdę to nie. To nie jest normalność.
– Skoki w Kanadzie są od dawna w rozkładzie. To ostatnie pokolenie ludzi, którzy coś mogą wyskakać. Potem będzie mrok. Pamiętam jak w latach 90. pojechaliśmy do Solleftei na MŚ juniorów i zatrzymaliśmy się na treningi w Lillehammer. Tam spotkaliśmy się z kadrą Norwegów, więc spytałem, ile skoków na śniegu mają zaliczonych tej zimy? Ci odpowiadają: 600. My nie mieliśmy nawet stu. Nie chciałem się do tego przyznawać. My nie mieliśmy żadnej podstawy, by w Kanadzie snuć marzenia o sukcesach. I wciąż nie wiem, skąd ją bierzemy – podsumowuje Bafia.
W męskim konkursie MŚJ 2023 jedyny Kanadyjczyk uzyskał na 104-metrowym obiekcie odległość 48 metrów.