Pięciokrotny reprezentant Polski rundę wiosenną spędzi w "A" klasowym GKS-ie Raciborowice. Dawid Janczyk zawitał na Dolnym Śląsku i tam powalczy o lepsze jutro. W rozmowie z TVPSPORT.PL piłkarz zapewniał, że w jego życiu nie ma alkoholu. – Przez piłkę nożną staram się układać swoje życie tak, jak powinienem. W tym momencie nie ma w nim żadnego alkoholu. Nie myślę nawet o nim, zresztą nie mam nawet czasu – powiedział.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Czym skłoniła cię oferta "A" klasowego klubu i dlaczego zdecydowałeś się przenieść na Dolny Śląsk?
Dawid Janczyk, pięciokrotny reprezentant Polski, obecnie piłkarz GKS-u Raciborowice: – Przede wszystkim zachęcił mnie plan rozwoju drużyny. Mam 35 lat, przedstawiono mi fajny pomysł na przyszłość i dlatego tutaj przyszedłem. Pan Marcin Pitera jest konkretnym człowiekiem, który ma duże ambicje i pasjonuje się piłką nożną. Mam świetne warunki do grania, pracę, mieszkanie. Wszystko jest na bardzo wysokim poziomie.
– Twoja rola będzie ograniczać się jedynie do gry w piłkę?
– Moim głównym zadaniem jest pomoc pierwszej drużynie w awansie do klasy okręgowej. Będę szkolił młodzież w Raciborowicach. Klub kładzie coraz większy nacisk na drużyny juniorskie. Taki jest plan rozwoju. Moja osoba ma również pomóc zespołowi medialnie, bo chcielibyśmy pozyskiwać coraz lepszych piłkarzy. Zależy nam, aby z sezonu na sezon robić kolejne awanse.
– Prezes w rozmowie z jednym z portali podkreślał, że w 2030 roku chciałby awansować do Ekstraklasy, a Dawid Janczyk ma pomóc drużynie uzyskać promocję co najmniej do drugiej ligi. Też tak daleko wybiegasz w przyszłość?
– Chciałbym zostać w Raciborowicach jak najdłużej. Wiem, że prezes ma duże ambicje, a ja mam sporo siły, żeby przez kilka lat pograć na niezłym poziomie. Chcielibyśmy robić awans z roku na rok. Nie będzie to łatwym zadaniem, ale będziemy się starać, żeby stopniowo wzmacniać drużynę i regularnie piąć się wyżej.
– Jak z twoim zdrowiem i chęciami do gry w piłkę?
– Ze zdrowiem wszystko jest w porządku. Czuję się świetnie. Kocham piłkę nożną i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Pomaga mi w utrzymaniu wszystkiego: abstynencji oraz funkcjonowaniu w codziennym życiu. Pracuję teraz w firmie transportowej MP Trans, gdzie właścicielem jest prezes Pitera. Trenujemy trzy razy w tygodniu, co jak na „A” klasę jest bardzo dobrym wynikiem. Codziennie chodzę na siłownię i regularnie podtrzymuję swoją formę.
– Jaka ta forma była jesienią? Byłeś zadowolony z gry w poprzednim klubie?
– Strzelanie goli sprawia mi dużą przyjemność, obojętnie, w jakiej to robię lidze. Gdy zdobędziesz bramkę, cały tydzień potem jest inny. We wcześniejszym klubie nie czułem się zbyt dobrze. Przeprowadzka do nowego miejsca i działanie według nakreślonego planu, którego nie było w poprzednim miejscu, na pewno dobrze mi zrobi.
– Ciężko jest o gole nawet w niższych ligach, kiedy rywale wiedzą, kim jesteś i co potrafisz?
– Nie będzie łatwo, bo zawodnicy z innych klubów zdają sobie sprawę z moich umiejętności i zawsze mam obok siebie dwóch, trzech obrońców. Mimo że jest to "A” klasa, czy okręgówka, to jest trudno o gole. Nie spotkałem się nigdy z żadną zawiścią i chamstwem. Zawsze rywale podchodzą do mnie z szacunkiem i respektem.
– Co w tym momencie jest dla ciebie największą motywacją do gry w piłkę?
– Przede wszystkim kocham to robić i to jest najważniejsze. Chcę dalej w tym funkcjonować i obracać się w piłkarskim kręgu. Bardzo ważną rolę odgrywają moje dzieci. Robię to dla nich i staram się, aby wszystko wychodziło jak najlepiej.
– Problemy są już za tobą?
– Przez piłkę nożną staram się układać swoje życie tak, jak powinienem. W tym momencie nie ma w nim żadnego alkoholu. Nie myślę nawet o nim, zresztą nie mam nawet czasu. Cały czas pracuję w pracy i nad sobą. Chodzę na siłownię, na basen i jestem w ciągłym ruchu. To daje mi motywację, żeby nie pić.
– Z twoich słów wynika, że raczej nie zobaczymy cię z delikatnym brzuszkiem na dolnośląskich boiskach?
– Nie, nie, nie! To na pewno. Myślę, że przy takich obciążeniach, jakie mam, nie ma takiej możliwości. Lubię dbać o siebie i nie ma szans, żeby brzuszek się pojawił. Na razie (śmiech)!
– Kiedy możemy spodziewać się debiutu w nowych barwach?
– Za tydzień zagramy mecz kontrolny i na pewno wystąpię w tym spotkaniu.
– Macie sześć punktów straty do lidera Twardego Świętoszów i wiosną nie będziecie mieć żadnego miejsca na potknięcie…
– Musimy wygrać wszystkie mecze i liczyć, że rywal zgubi punkty. Lider ze Świętoszowa jest bardzo poukładanym zespołem i ma za sobą wiele lat gry w klasie okręgowej. Zimą trenuje praktycznie codziennie i mocno nastawia się na awans. Będzie ciężko, ale jesteśmy w stanie przeskoczyć ich w tabeli.
– Oferta z Raciborowic była najbardziej konkretna? Miałeś propozycje z innych klubów?
– Miałem kilkanaście ofert, ale jak przyjechałem tutaj na rozmowy, zobaczyłem, jak wygląda cała otoczka, atmosfera w pracy i klubie, to długo się nie wahałem. Tutaj usłyszałem konkretny plan. Prezes wie, co chce osiągnąć. Jest bardzo pozytywną osobą, dobrze się z nią rozmawia. Lubię konkrety. Dostałem tu wszystko, co powinien mieć zawodnik, a może i więcej. Mamy świetne warunki. Nie muszę się tu o nic martwić. We wcześniejszych klubach oraz niedawnych propozycjach często słyszałem "Przyjdź Dawid, zobaczymy, co będzie”. Tutaj było "przychodź i zostań z nami". Usłyszałem tylko, że muszę chcieć i to jest mój jedyny warunek. Reszta sama przyjdzie.
– Pozostałe propozycje były ze znacznie wyższych lig?
– Nie chciałbym wymieniać nazw, ale miałem oferty z trzeciej i czwartej ligi.
– Regularnie śledzisz to, co dzieje się w innych ligach? Dużo czasu poświęcasz na oglądanie meczów?
– Staram się śledzić europejskie ligi. Ostatnio byłem w Lubinie na spotkaniu Zagłębia z Legią. Staram się jeździć i oglądać mecze. Przede wszystkim Legii, bo to jest dla mnie wyznacznik. Ten klub zawsze będzie najważniejszy.
– Niedługo będziesz miał kolejną okazję, bo Legia pojawi się w Zielonej Górze.
– Na sto procent będę na tym meczu!
– Utrzymujesz kontakt z kolegami i trenerami z dawnych lat?
– Raczej nie. Czasami tylko wymieniamy wiadomości z niektórymi dawnymi znajomymi. To byłoby na tyle.