Widzew Łódź ma kibica w Maroku! Jaouad Benkirane jest działaczem piłkarskim i pracował w klubach najwyższej ligi jako dyrektor sportowy. W latach dziewięćdziesiątych mieszkał jednak w Polsce, gdzie studiował. W rozmowie z TVPSPORT.PL podzielił się swoimi wspomnieniami związanymi z Widzewem. Opowiedział także o rozwoju piłkarskim w kraju, który niedawno zajął czwarte miejsce mistrzostw świata.
Jaouad Benkirane – dyrektor sportowy marokańskich klubów najwyższej ligi. Dotychczas pracował w Maghreb de Fes oraz Olympique Khouribga. W latach 90. mieszkał w Łodzi, gdzie studiował farmację. Wtedy zainteresował się Widzewem. Do dziś czasami odwiedza Polskę i dobrze mówi w naszym języku.
***
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Jak trafiłeś do Polski?
Jaouad Benkirane: – W 1991 roku dostałem możliwość wymiany, w ramach której mogłem przylecieć. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem o Polsce prawie nic. Tylko tyle, że wasza drużyna grała z Marokiem w 1986 roku, w fazie grupowej mundialu. Oglądałem ten mecz i nadal pamiętam wasz skład. Młynarczyk, Boniek, Majewski, Smolarek... A drugim moim skojarzeniem z Polską był Lech Wałęsa. Gdy pojawiła się opcja przyjazdu pomyślałem "czemu nie?". I spędziłem u was parę lat.
– Wylądowałeś w Łodzi.
– Gdy przyleciałem do Polski, musiałem przejść kurs językowy dla obcokrajowców, który odbywał się właśnie w tym mieście. A później tam zostałem, studiując farmację. Dość szybko dowiedziałem się, że w Łodzi jest klub Bońka i Młynarczyka, czyli Widzew. Jako młody człowiek zakochany w piłce nożnej byłem pod wrażeniem drużyny. I tak zacząłem chodzić na jej mecze. Na ŁKS-ie też z ciekawości byłem może dwa razy, ale kibicowałem Widzewowi.
– Jak się zaczęła twoja fascynacja Widzewem?
– Mój kolega z Maroka, który był chirurgiem, czasami grał z oldbojami Widzewa. Chodziłem z nim na mecze pierwszej drużyny Dzięki niemu poznałem piłkarzy drużyny oldbojów. Odwiedzaliśmy także Football Pub, należący do byłego zawodnika Widzewa, Zbigniewa Karolaka.
– Co cię urzekło w tej drużynie?
– Na meczach zawsze była świetna atmosfera, a także grali w Widzewie piłkarze, dla których warto było przychodzić. Pamiętam, że na początku lat dziewięćdziesiątych w polskiej lidze była duża rywalizacja – Widzew, Legia, Lech Poznań, Zagłębie Lubin, czasami przewijała się Wisła Kraków, która potem spadła, ale po powrocie była w czołówce. A później do Łodzi przyjechał Smuda i zaczęło się wygrywanie ze wszystkimi! Byłem na meczach w sezonie, gdy Widzew był niepokonany, a potem na spotkaniach Ligi Mistrzów.
– Najlepsze wspomnienie?
– Wygrany mecz z Legią 3:2 w 1997 roku, na który pojechałem do Warszawy. Do końca życia go nie zapomnę!
– Miałeś swoich ulubionych zawodników?
– W Widzewie było wtedy sporo piłkarzy, którzy wyróżniali się w Polsce. Szczęsny, Łapiński, Siadaczka, Koniarek, młody Szymkowiak, potem Kobylański. Chyba to ich najbardziej mogę wyróżnić.
– Czy po latach spędzonych w Polsce mam sentyment do kraju?
– Oczywiście! Zawsze kibicuję waszej reprezentacji na wielkich imprezach. Byłem nawet na meczu kadry w trakcie mundialu w Rosji. Niestety, było to spotkanie z Senegalem, więc raczej wam szczęścia nie przyniosłem. Ostatnie mistrzostwa okazały jednak bardziej udane i dla nas, i dla was.
– W latach 90. to jednak Maroko grało w mistrzostwach świata, a nie Polacy.
– W 1994 roku, gdy mieszkałem w Łodzi, chciałem obejrzeć wszystkie mecze moich rodaków. Dlatego wraz z kolegami w akademiku kupiliśmy antenę satelitarną, żeby móc oglądać. Wtedy Polska nie grała w turnieju, dlatego wszyscy nasi koledzy kibicowali właśnie... Maroku. Cztery lata później było podobnie, gdy drużyna mogła wyjść z grupy. Ale niestety, w ostatniej kolejce smutną niespodziankę zrobiła nam wielka Brazylia, która przegrała z Norwegią i zakończyliśmy fazę grupową na trzecim miejscu. Pamiętam jak płakałem. Koledzy z Polski mnie wtedy bardzo pocieszali.
– Wspomniałeś, że studiowałeś farmację. Jak to się stało, że rozpocząłeś pracę w futbolu?
– Po studiach w Polsce wróciłem do Maroka, gdzie byłem przedstawicielem firmy farmaceutycznej. Ale byłem także cały czas blisko piłki. Znałem języki obce i miałem zagraniczne kontakty, co jest ważne w pracy przy sporcie. Trafiłem do działu marketingu klubu z moich rodzinnych stron, Maghreb de Fes. Bardzo się angażowałem i poznałem futbol pod każdym aspektem. Po jakimś czasie dostałem stanowisko kierownika. Uznałem, że warto pójść w tym kierunku i poszedłem na studia z zarządzania sportem. W 2010 roku zostałem dyrektorem generalnym klubu i był to świetny czas. Przyszły też sukcesy – zdobyliśmy Puchar Maroka, Afrykański Puchar Konfederacji oraz Superpuchar Afryki. A potem rozpocząłem pracę w Olympique Khouribga.
– Maroko niedawno było na ustach wszystkich kibiców piłkarskich na świecie dzięki udanym mistrzostwom świata. Czy w kraju oczekiwano tak dobrych rezultatów?
– Wszyscy liczyli przede wszystkim na wyjście z grupy. Ale po wyjściu z grupy pojawiła się świadomość, że stać nas na coś więcej. W końcu awansowaliśmy z pierwszego miejsca, przed wicemistrzami oraz trzecią drużyną świata. Miałem wrażenie, że piłkarze poczuli to samo, co kibice w kraju, dzięki czemu potem wyeliminowali Hiszpanię i Portugalię. A może i mecz z Francją zakończyłby się inaczej, gdyby nie sędzia – cały świat to widział. Czwarte miejsce to jednak też dla nas duży sukces.
– Co uważasz za przyczynę tego osiągnięcia?
– Wcześniej mieliśmy dobrych piłkarzy, ale żaden trener nie potrafił zapanować nad charakterami niektórych zawodników. Były problemy z Ziyechem, Hamdallahem, Mazraouim... Gdy Walid przyszedł do kadry, sprawił że w zapanowała w niej zgoda. Atmosfera jest lepsza, wszyscy grają dla drużyny, a nie tylko dla siebie. Nie ma dwóch-trzech gwiazd, tylko wszyscy są gwiazdami. I to doprowadziło do sukcesu. Miałem okazję poznać selekcjonera i uważam, że jest to odpowiedni człowiek do tej drużyny.
– Spodziewasz się kolejnych sukcesów kadry?
– Myślę, że Maroko na tym nie poprzestanie i nie będzie jednorazową niespodzianką, jak Bułgaria w 1994 roku. Czeka nas jednak w kraju dużo pracy, żeby ten sukces przerodził się w dalszy rozwój. Przede wszystkim naszych klubów.
– Dużo osób zwracało uwagę na to, że wielu piłkarzy waszej kadry zostało wyszkolonych w dobrze rozwiniętych europejskich systemach szkolenia.
– Co prawda, na przykład Hakim Ziyech i Sofiane Boufal wychowali się w innych krajach. Niektórzy nawet mają podwójne obywatelstwo, ale wszyscy czują się Marokańczykami. Jest u nas jednak coraz więcej zawodników, którzy zostali wyszkoleni tutaj. Między innymi Youssef En-Nesyri, który pochodzi z Fezu i trenował w moim byłym klubie. Gdy miał czternaście lat trafił jednak do akademii króla Muhammada VI.
– Jak ważny jest futbol dla waszego monarchy?
– Król jest wielkim fanem piłki nożnej – być może widziałeś nagrania, jak w trakcie mundialu świętował z ludźmi na ulicach. Poza tym zdaje sobie sprawę z tego, że piłka nożna jest dobrym sposobem na promocję naszego kraju. Tym bardziej, że mamy sporo talentów. W 2007 założył akademię, która była jego pierwszą taką inwestycją. Jej menedżerem został Nasser Larguet – Marokańczyk, który żył we Francji (były trener Olympique Marsylia – przyp. red.) i dzięki niemu kolejni piłkarze wypływali. W kadrze na mundialu było kilku zawodników tej akademii: En-Nesyri, Ounahi, Tagnaouti i Aguerd, który też pochodzi z Fezu. Akademia ma powierzchnię szesnastu hektarów. Ma infrastrukturę piłkarską, ale także szpital, szkołę, restaurację i wszystko, co jest potrzebne.
– Czy można stwierdzić, że kraj rozwija się piłkarsko?
– Związek od piętnastu lat dba o infrastrukturę. Kluby mają coraz lepsze warunki i akademie wyglądają coraz bardziej profesjonalnie. Oczywiście, jeszcze trochę wymaga poprawy, ale nie można zrobić wszystkiego na raz. Na przykład w Rabacie są trzy duże bazy. Poza tym widać sukcesy kontynentalne – Wydad wygrał afrykańską Ligę Mistrzów, FAR Rabat – Ligę Mistrzów kobiet, a Berkane – Puchar Konfederacji i Superpuchar Afryki. Dobry czas mają także reprezentacje – mężczyźni zagrali w półfinale mundialu, a kobiety – w finale Pucharu Narodów Afryki. Wszystko w tym roku!
– Może to kwestia szkolenia – do czego wasi trenerzy najbardziej przywiązują wagę?
– Marokańczycy zwracają uwagę na technikę. Największym problemem było jednak – w porównaniu z Tunezją, Egiptem i europejskimi państwami – przygotowanie taktyczne. Dwudziestoletni piłkarz musi być już w pełni świadomy tego, jak ma się ustawiać na boisku oraz dobrze rozumieć strategię trenera. Dzięki dalszemu rozwojowi kolejnej akademii to się powinno jednak zmienić.Mieliśmy problemy z kształceniem trenerów. Federacja jednak zabrała się za to. Jestem pewien, że za kilka lat będziemy w czołówce szkolenia.
– Maroko jest jednym z kandydatów do organizacji mundialu w 2030 roku. Czy uważasz, że twój kraj jest gotowy do tak dużego przedsięwzięcia?
– Dwa razy się staraliśmy, ale się nie udało, więc może teraz będzie odpowiedni moment. Zorganizowaliśmy już kilka sportowych wydarzeń – na przykład teraz w Maroku są rozgrywane Klubowe Mistrzostwa Świata, już po raz trzeci. Mamy dobrze rozwiniętą infrastrukturę oraz kolej. Mamy kilka dużych stadionów, ale jeśli zostaną nam powierzone mistrzostwa, możemy ich wybudować jeszcze więcej, bo jesteśmy w stanie.