| Czytelnia VIP

Mike Tyson na deskach. Dzień, w którym "Bestia" straciła kły

Niepokonany Mike Tyson w 1988 roku (z lewej) oraz podczas walki z Jamesem "Busterem" Douglasem (fot. Getty)
Niepokonany Mike Tyson w 1988 roku (z lewej) oraz podczas walki z Jamesem "Busterem" Douglasem (fot. Getty)
Kacper Bartosiak

11 lutego 1990 roku doszło do jednej z największych sensacji w historii sportu. Niepokonany i rozpędzony Mike Tyson (37-0, 33 KO) spotkał się wówczas w Tokio z Jamesem "Busterem" Douglasem (28-4-1, 18 KO) w walce, której... nikt nie chciał za bardzo oglądać. Kibice czekali bowiem na hitowe starcie "Bestii" z Evanderem Holyfieldem (24-0, 20 KO).

Wspaniała wiadomość! Walka o mistrzostwo świata w Polsce

Czytaj też

Łukasz Różański (fot. PAP)

Wspaniała wiadomość! Walka o mistrzostwo świata w Polsce

Tyson w wielkim sporcie pojawił się nagle i szybko stał się fenomenem wykraczającym daleko poza ring. Złożyło się na to kilka powodów, ale być może najistotniejszym był kryzys wagi ciężkiej w latach 80. Po zakończeniu kariery przez Muhammada Alego (56-5), Joego Fraziera (32-4-1) i George'a Foremana (45-2) brakowało postaci przyciągających uwagę szerszej publiczności.

Pierwsza połowa tej dekady należała do Larry'ego Holmesa (48-3). Nikt nie kwestionował rzemiosła, które prezentował nowy czempion. Pod wieloma względami wyglądał na naturalnego następcę Alego – szybki, twardy i z lewym prostym może jeszcze lepszym niż ten "Największego". A z poprzednim wielkim mistrzem połączyła Holmesa zresztą długa i skomplikowana historia.

Larry miał także niewyparzony język, który dzielił fanów. Nie szanował legend sprzed lat, ale w gierkach słownych brakowało mu błysku. W 1980 roku źle odebrano lanie, które sprawił 38-letniemu Muhammadowi. Ali wrócił skuszony kolejnymi milionami dolarów. Był przekonany, że udzieli lekcji dawnemu sparingpartnerowi. Po latach opowiadał, że to właśnie po tej walce nasiliły się objawy choroby Parkinsona.

Ali był tamtego wieczora tykającą bombą. Mogło go dotknąć wszystko – od ataku serca przez wylew aż do różnego rodzaju krwawienia mózgowego – przyznał po latach doktor Ferdie Pacheco, długoletni współpracownik "Największego". Ali podczas walki przyjął aż 340 ciosów Holmesa, a sam zadał zaledwie 42. Te nierówne zawody zostały przerwane dopiero po dziesiątej rundzie.

Wspaniała wiadomość! Walka o mistrzostwo świata w Polsce

Czytaj też

Łukasz Różański (fot. PAP)

Wspaniała wiadomość! Walka o mistrzostwo świata w Polsce

Mike Tyson i najbardziej szalony rok. Rekord nie do pobicia?

Czytaj też

Mike Tyson (fot. Getty Images)

Mike Tyson i najbardziej szalony rok. Rekord nie do pobicia?

Pomścić bohatera

Bulwersujące widowisko śledził ze sporym zainteresowaniem 14-letni Mike Tyson. Nastolatek już pasjonował się boksem i uwielbiał Alego, który był jednym z jego największych idoli. Dzień po wyniszczającej walce pobity weteran odebrał telefon od Cusa D'Amato. Sędziwy mentor Tysona obiecał, że jego nastoletni jeszcze podopieczny wyrówna kiedyś rachunki. To proroctwo rzeczywiście miało się spełnić.

Holmes zdążył przegrać po raz pierwszy trochę wcześniej. Piękny sen skończył się we wrześniu 1985 roku, gdy mistrz z rekordem 48-0 nieoczekiwanie przegrał z Michaelem Spinksem (27-0) – dużo mniejszym czempionem kategorii półciężkiej. Wtedy upadł plan wyrównania rekordu słynnego Rocky'ego Marciano (49-0), który jako jedyny mistrz wagi ciężkiej zakończył karierę bez porażki.

Mam 35 lat i wciąż walczę z młodymi, a Rocky miał 25 lat, gdy bił staruszków. Mogę to z łatwością wytłumaczyć. Jeśli chcecie być drobiazgowi, to Rocky nie mógłby nosić za mną ochraniacza na krocze – grzmiał wzburzony Holmes, a potem zaatakował werbalnie obecnego w sali Petera Marciano – brata legendy.

Jeśli uraziłem twoje uczucia to mam to w dupie! To moja impreza i to ty zostałeś tu zaproszony – a nie na odwrót. Czerpiesz zyski z brata nawet po jego śmierci. Gdyby nie ja, to nigdy nie zostałbyś tu zaproszony. Spójrz prawdzie w oczy – prowokował pobity mistrz. Te słowa odbiły się szerokim echem i zostały zgodnie potępione, a Holmes potem za wszystko przeprosił.

Mimo to akcje mocno spadały, a przegrany rewanż ze Spinksem sprawił, że Larry wycofał się z boksu. Wrócił dopiero w styczniu 1988 roku, by rzucić wyzwanie... Mike'owi Tysonowi (32-0). Tym razem role się odwróciły – to Holmes miał 38 lat, tak jak Ali w walce z nim i teraz to on musiał stawić czoła młodszemu mistrzowi, który osiągnął szczyt formy. "Największy" pojawił się w ringu przed walką i powiedział coś Tysonowi na ucho. Wygrany zdradził, że wtedy właśnie... przypomniał mu o obietnicy sprzed lat. 

Załatw go – miał wyszeptać Ali. Mike dotrzymał słowa – w czwartej rundzie przełamał legendarnego mistrza i został jedynym pięściarzem, który zastopował Holmesa. Ten symboliczny moment najlepiej podsumował zmianę warty na szczycie wagi ciężkiej. Pół roku później rozwiano ostatnie wątpliwości. Tym razem "Bestia" odprawiła w zaledwie 91 sekund Michaela Spinksa (31-0) – pierwszego pogromcę Holmesa.

Mike Tyson i najbardziej szalony rok. Rekord nie do pobicia?

Czytaj też

Mike Tyson (fot. Getty Images)

Mike Tyson i najbardziej szalony rok. Rekord nie do pobicia?

Wojny listopadowe. Historia trylogii Bowe vs. Holyfield

Czytaj też

(fot. Getty)

Wojny listopadowe. Historia trylogii Bowe vs. Holyfield

Najtrudniejszy rywal

Tyson znalazł się na szczycie, ale najtrudniejszą walkę stoczył z sobą. Niestety – przegraną. – Prawdziwa wolność to nieposiadanie niczego. Czułem się bardziej wolny, gdy nie miałem w kieszeni choćby centa. Wiecie, co czasami robię? Zakładam maskę narciarską, wkładam stare ciuchy i wychodzę na ulicę żebrać o ćwierćdolarówki – szokował w rozmowie ze "Sports Illustrated".

Takich niepokojących sygnałów było dużo więcej, ale prawdziwy obraz poznaliśmy dopiero po latach. Pozbawiony mentora D’Amato – który zmarł w 1985 roku zanim jego ostatni wychowanek został najmłodszym mistrzem świata w historii wagi ciężkiej – stopniowo zatracał się w luksusie. Imprezy zaczęły zastępować treningi, a rywale i tak padali jak muchy.

W 1989 roku Tyson stoczył dwie walki – najpierw zastopował Franka Bruno (32-2) w piątej rundzie, a potem już w pierwszej dobrał się do solidnego Carla Williamsa (22-2). – Chciałbym walczyć z Evanderem Holyfieldem. Najlepiej teraz, jeszcze dziś. Mam pomysł – może zejdziemy razem do piwnicy, a ten który wróci będzie mistrzem? – prowokował Mike tuż po wygranej z Williamsem.

To był hit, którego potrzebowali wszyscy w środowisku. Holyfield został w 1988 roku niekwestionowanym czempionem kategorii junior ciężkiej, która nie miała jednak długiej historii i nie cieszyła się prestiżem. Tyson nie był od niego większy, a znali się jeszcze z czasów amatorskich. Evander po stoczeniu pięciu walk w królewskiej kategorii wyglądał na gotowego do największego wyzwania. Pod koniec 1989 roku wszystko było gotowe – mistrzowie mieli się spotkać w czerwcu 1990 roku, a Tyson miał dostać 2/3 finansowej puli.

W oczekiwaniu na tę wielką walkę postanowiono stoczyć jeszcze jeden pojedynek, by bezpiecznie zarobić na aurze Tysona. Mike wrócił do Tokio, gdzie w 1988 roku bez większych kłopotów znokautował Tony'ego Tubbsa (24-1) – byłego mistrza świata. Tym razem miał się zmierzyć z Jamesem "Busterem" Douglasem (28-4-1, 18 KO) – zawodnikiem z szerokiej czołówki, który przegrał niemal wszystkie najważniejsze pojedynki. 

Wojny listopadowe. Historia trylogii Bowe vs. Holyfield

Czytaj też

(fot. Getty)

Wojny listopadowe. Historia trylogii Bowe vs. Holyfield

Niekwestionowany. Lewis ostatnim takim mistrzem

Czytaj też

(fot. Getty)

Niekwestionowany. Lewis ostatnim takim mistrzem

W ringu dla mamy

Trzeba jednak przyznać uczciwie – patrząc obiektywnie nie było większych podstaw, by obawiać się tej walki. Tyson bez problemów poradził sobie bowiem z dwoma najbardziej znanymi pogromcami Douglasa. Uznał więc, że i tym razem czeka go spacerek po kolejny ekspresowy nokaut.

"W ogóle nie przygotowywałem się do walki. Był ze mną wtedy Anthony Pitts, który codziennie wstawał wcześnie rano i biegał z moim sparingpartnerem – Gregiem Page'em. Mnie się nie chciało. Anthony opowiadał mi, że widział Bustera jak biega w ciężkich wojskowych butach – z gilami wiszącymi z nosa” – relacjonował Tyson w autobiografii "Moja prawda". 

W wolnych chwilach jadł tylko zupę, która miała spalać tłuszcz, by nie przybrać zanadto na wadze. Poza tym... cieszył się towarzystwem wyjątkowo zainteresowanych nim Japonek. A rywal? Douglas nie tylko trenował ciężko jak nigdy w życiu, ale pojawiła się dodatkowa trudność. 18 stycznia 1990 roku – 23 dni przed walką – zmarła mu nagle matka.

Lula Douglas miała 46 lat, a przyczyną śmierci był wylew. W ostatnich tygodniach życia żyła w strachu – obawiała się, że konfrontacja z niepokonanym i nokautującym wszystkich Tysonem źle skończy się dla syna. James po jej pogrzebie usłyszał radę ojca, by na ringu opuścił ręce i po prostu spróbował szczęścia.

Sportowcy różnie reagują w takich sytuacjach, ale otoczenie pretendenta zauważyło, że ten bodziec motywował go do jeszcze cięższej pracy. Gdy Douglas biegał w wojskowych butach, to rywal zabawiał się z kobietami. A jeden z ostatnich sparingów zakończył się dla Tysona źle – nadział się na prawą rękę Grega Page'a i upadł na deski, co wzbudziło konsternację nawet u samego sparingpartnera.

Niemal wszyscy eksperci i kibice spodziewali się jednak standardowej roboty. Tylko dwóch dziennikarzy przewidziało w pewien sposób przyszłość. "Jedyną osobą, która może pokonać Tysona, jest sam Tyson. Może to zrobić przez brak treningu, nieprzykładanie się do obowiązków i otoczenie się mało doświadczonymi współpracownikami" – rozważał Dave Anderson w "The New York Times" na 4 dni przed opisywaną tu walką.

Podobnie jak wszyscy uznał jednak kolejne szybkie zwycięstwo "Bestii" przed czasem za najbardziej prawdopodobny scenariusz. Za wygraną Douglasa płacono w stosunku 42 do 1. Na pretendenta otwarcie postawił tylko Tim May – dziennikarz z rodzinnego miasta. Przewidywał, że kluczowe okażą się dwa czynniki – miłość syna do zmarłej matki i wyjątkowa niechęć do chuligańskich zachowań rywala.

Niekwestionowany. Lewis ostatnim takim mistrzem

Czytaj też

(fot. Getty)

Niekwestionowany. Lewis ostatnim takim mistrzem

Ullrich jak Armstrong? Czekając na świadectwo oszusta...

Czytaj też

Lance Armstrong (L) i Jan Ullrich (fot. Getty)

Ullrich jak Armstrong? Czekając na świadectwo oszusta...

Bez wsparcia


W ringu szybko okazało się, że to nie będzie rutynowa obrona tytułu. Douglas boksował mądrze – wykorzystywał znaczącą przewagę warunków fizycznych i konsekwentnie punktował lewym prostym ospałego Tysona. W narożniku mistrza brakowało autorytetów, ale też... lodu, który mógłby zmniejszyć narastającą opuchliznę. 



Po śmierci D'Amato opiekę nad młodym przejął Kevin Rooney – jego główny współpracownik. Nowy trener szybko poróżnił się z wychowankiem i odszedł w 1988 roku. Szkoleniowcami zostali dobrzy kumple Mike'a – Jay Bright i Aaron Snowell. – Nie potrafiliby nauczyć ryby pływać – tak ocenił ich kompetencje Teddy Atlas, inny z uczniów D'Amato. 

W pierwszych siedmiu rundach Tyson wyglądał bardzo źle – zdaniem większości obserwatorów nie wygrał żadnej. Potem na moment pojawił się cień dawnej "Bestii", a rozochocony Douglas nadział się na mocny prawy podbródkowy. Padł na deski, a sędzia Octavio Meyran zaczął liczyć. Do końca ósmej rundy zostało tylko kilkanaście sekund, a arbiter liczył powoli. "Buster" wstał na "dziewięć", ale trwało to aż... 14 sekund. Kolejny cios w tej rundzie już nie padł, bo w hali w Tokio rozległ się gong.

To wydarzenie obrosło mitami – jak wiele innych związanych z tym wieczorem. Don King – promotor Tysona – złożył potem protest i dowodził, że walka powinna zostać przerwana w tym momencie. Domagał się zmiany wyniku. I choć faktycznie wszystko trwało nieco dłużej niż powinno, to wniosek odrzucono, choć według przepisów arbiter musi liczyć do dziesięciu i powinno mu to zająć właśnie 10 sekund. Tempo liczenia i decyzja o dopuszczeniu do walki zależą jednak wyłącznie od ringowego.


Pod koniec ósmej rundy wydawało się, że nie będzie to miało żadnego znaczenia. Douglas trafił do narożnika na miękkich nogach, ale... szybko doszedł do siebie. Tyson napierał, ale w dziesiątej rundzie rywal trafił go mocnym prawym prostym, a potem zadał serię kilkunastu ciosów, które prawie wbiły mistrza w matę. Mike zdołał wstać, ale nie nadawał się już do walki. Tak doszło do jednej z największych sportowych sensacji XX wieku.

Ullrich jak Armstrong? Czekając na świadectwo oszusta...

Czytaj też

Lance Armstrong (L) i Jan Ullrich (fot. Getty)

Ullrich jak Armstrong? Czekając na świadectwo oszusta...

Joshua wraca do ringu! Rywal zapowiada nokaut

Czytaj też

Anthony Joshua (L) oraz Ołeksandr Usyk (P) podczas rewanżowego starcia w Arabii Saudyjskiej (fot. Getty)

Joshua wraca do ringu! Rywal zapowiada nokaut

Anatomia upadku

Szokujące widowisko oglądał spod ringu oniemiały Evander Holyfield. Tuż przed pierwszym gongiem potwierdził, że kontrakt na walkę z Tysonem jest już podpisany. W promocji ich pojedynku miał zostać wykorzystany nokaut "Bestii" podczas walki z Douglasem, ale plan rzecz jasna trafił do kosza.

Wielkiego święta nie było też o dziwo w obozie nieoczekiwanego triumfatora. Schodząc z ringu do szatni "Buster" dowiedział się o planowanym proteście Dona Kinga i nie potrafił cieszyć się w pełni z życiowego sukcesu.

Kontrakt tym razem nie miał klauzuli rewanżowej, co szybko obróciło się przeciwko kontrowersyjnemu promotorowi. Douglasa próbowano skusić potem niewyobrażalnymi pieniędzmi, ale on już nie chciał robić interesów z Donem Kingiem. Zamiast rewanżu wybrał walkę... z Evanderem Holyfieldem – czekającym od dawna na szansę z obowiązkowym pretendentem. 

Wiedziałem, że mama na to wszystko patrzyła i była ze mnie dumna. Tej nocy nic nie mogło mnie zatrzymać – opowiadał nowy mistrz o wielkim występie. Sukces potrafił zdyskontować jeszcze gościnnym występem podczas gali wrestlingu, a za walkę z Holyfieldem zarobił ponad 20 milionów dolarów – około 20 razy więcej niż za pojedynek z Tysonem.

Nieco ponad trzy miesiące po historycznym triumfie kibice zobaczyli jednak innego Douglasa. Tym razem to jemu zabrakło motywacji. Wyszedł do ringu o 7 kilogramów cięższy – z największą wagą od pięciu lat. Holyfield wykorzystał sprzyjające okoliczności i znokautował go już w trzeciej rundzie, rozpoczynając nową erę w królewskiej kategorii.

A pobity "Buster" zniknął z ringu i ogłosił nawet zakończenie kariery. Prowadził się coraz gorzej – w pewnym momencie ważył ponad 180 kilogramów. Do boksu wrócił jednak w 1996 roku – zmuszony przez życie. Pieniądze się skończyły, więc próbował dojść na szczyt raz jeszcze.

Po sześciu zwycięstwach z mało znanymi Douglas przegrał przed czasem z Lou Savarese (37-2). Potem negocjował nawet z Royem Jonesem juniorem, który właśnie na tle byłego mistrza wagi ciężkiej chciał zadebiutować w królewskiej kategorii pod koniec lat 90. Ostatnią walkę "Buster" stoczył w 1999 roku. Pierwszy pogromca Tysona na pewno nie wykorzystał w pełni historycznego triumfu. Po latach tłumaczył, że przerosła go presja, a największym błędem była decyzja o szybkiej walce z Holyfieldem.

Wyczyn Jamesa "Bustera" Douglasa jednak wciąż inspiruje. Najczęściej przywołuje się go w kontekście wagi ciężkiej – ostatnio miało to miejsce w 2019, gdy Anthony Joshua (22-0) niespodziewanie przegrał z Andym Ruizem (33-1). Historia powtórzyła się w kolejnych miesiącach – w pierwszej obronie tytułu nowy mistrz również przegrał, a w ringu zaprezentował się gorzej i potem ze skruchą opowiadał o nierozsądnym zachowaniu między walkami.

Ringowa sensacja w Tokio stała się także punktem wyjścia do wielu historycznych rozważań. Zdaniem niektórych ekspertów Douglas wyglądał wtedy w ringu jak najlepsza kopia Muhammada Alego od czasu... Larry'ego Holmesa. Często wraca argument, że przez to, co wydarzyło się 11 lutego 1990 roku, to właśnie młody Ali byłby największym koszmarem dla Tysona z jego najlepszych lat. Na korzyść tej teorii świadczy jeszcze coś – Mike nigdy nie próbował doprowadzić do rewanżu z pierwszym pogromcą, choć przez większość kolejnej dekady wciąż rozdawał karty.

Joshua wraca do ringu! Rywal zapowiada nokaut

Czytaj też

Anthony Joshua (L) oraz Ołeksandr Usyk (P) podczas rewanżowego starcia w Arabii Saudyjskiej (fot. Getty)

Joshua wraca do ringu! Rywal zapowiada nokaut

Najnowsze
Puchar Polski, 1/4 finału: Legia Warszawa – Jagiellonia Białystok
trwa
Puchar Polski, 1/4 finału: Legia Warszawa – Jagiellonia Białystok
| Piłka nożna / Puchar Polski 
Puchar Polski, 1/4 finału: Legia Warszawa – Jagiellonia Białystok: transmisja na żywo w tv i online (26.02.2025)
Widzew czy Jagiellonia? Transmisja meczu PKO BP Ekstraklasy w TVP!
Widzew Łódź – Jagiellonia Białystok, PKO BP Ekstraklasa. Transmisja online meczu 24. kolejki na żywo 9 marca 2025 w TVP Sport
transmisja
Widzew czy Jagiellonia? Transmisja meczu PKO BP Ekstraklasy w TVP!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Zobacz terminarz 23. kolejki Ekstraklasy. Który mecz w TVP?
Który mecz 23. kolejki PKO BP Ekstraklasy 2024/25 w TVP? Terminarz meczów 28.02-3.03.2025
Zobacz terminarz 23. kolejki Ekstraklasy. Który mecz w TVP?
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Znamy składy na hit PP Legia – Jagiellonia w TVP. O której i gdzie oglądać mecz?
Legia Warszawa – Jagiellonia Białystok. O której godzinie i gdzie oglądać transmisję w TV i online? (26.02.2025)
Znamy składy na hit PP Legia – Jagiellonia w TVP. O której i gdzie oglądać mecz?
| Piłka nożna / Puchar Polski 
Wzięli to! Polski klub zagra w finale europejskiego pucharu
Siatkarze Bogdanki Luk Lublin w finale Challenge Cup! (fot. PAP)
pilne
Wzięli to! Polski klub zagra w finale europejskiego pucharu
| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Mistrz kontra beniaminek. Transmisja meczu Jagiellonia – GKS w TVP!
Jagiellonia Białystok – GKS Katowice, PKO BP Ekstraklasa. Transmisja online meczu 23. kolejki na żywo 2 marca 2025 w TVP Sport
transmisja
Mistrz kontra beniaminek. Transmisja meczu Jagiellonia – GKS w TVP!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Znamy terminarz 24. kolejki Ekstraklasy. Który mecz w TVP?
Który mecz 24. kolejki PKO BP Ekstraklasy 2024/25 w TVP? Terminarz meczów 7-10.03.2025
Znamy terminarz 24. kolejki Ekstraklasy. Który mecz w TVP?
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Do góry