Życie to ryzyko. Wolę coś zrobić i później wyciągnąć z tego wnioski lub nawet spaść z wysokiego konia niż nie zaryzykować, bać się czegoś, nie zrobić i później gdybać – mówi w TVPSPORT.PL w długim wywiadzie o swojej karierze Maria Stenzel, libero reprezentacji Polski siatkarek i Chemika Police.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Lubisz rozmawiać z mediami?
Maria Stenzel: – Są momenty, w których rzeczywiście trudno jest się przełamać i spiąć, żeby do mediów wyjść. Jest to jednak wpisane w nasze sportowe życie i w nasz zawód, dlatego czasami mimo tego, że nie sprawia mi to tyle przyjemności albo niełatwo mi się przełamać, udzielam wywiadu. Moim zdaniem media są troszeczkę dla nas, są podporządkowane pod nasz cykl "życia" w większych turniejach czy lidze. Uważam, że trzeba szanować naszą przestrzeń, ale również my jako sportowcy musimy szanować media. W Polsce w większości sytuacji rzeczywiście wspomniany szacunek jest zachowywany.
– Kiedy było ci najtrudniej wyjść do mediów? Bo mnie przychodzi na myśl jedna sytuacja i to całkiem niedawno, po meczu z Serbią. To był ten najtrudniejszy moment?
– Tak. Szczerze mówiąc, chyba byłam pierwszą osobą, która po tym meczu wyszła do szatni. Przechodziłam przez mixed zone, gdzie złapali mnie dziennikarze, trochę przypadkiem. Chciałam jak najszybciej uciec i z nikim nie rozmawiać, ale to się nie udało. To też świadczy o tym, że w tych najtrudniejszych momentach z wami rozmawiam, mimo, że to były tylko dwa zdania i nie dałam rady więcej z siebie wydusić.
– Długo trafiłaś tę ostatnią piłkę meczu z Serbkami?
– Nie aż tak bardzo. Mimo tego, że był to dla mnie moment bardzo trudny, wiem, że takie jest nasze sportowe życie, i że jeden błąd może niekiedy zaważyć nawet o przegraniu igrzysk olimpijskich. Było mi bardzo ciężko, ale na mój stan wpłynął również fakt, że trudno mi było znieść myśl, że to koniec sezonu. Przez bardzo długi czas żyłyśmy wspólnie z dziewczynami i sztabem. Wyzwaniem było zaakceptować to, że na drugi dzień trzeba jechać do domu, rozstać się. Ta świadomość była równie obciążająca jak ostatnia piłka meczu z Serbkami. Dni po mistrzostwach, kiedy byłam już w domu, stanowiły dla mnie spore wyzwanie. Mojej rodzinie również nie było łatwo, ponieważ widziała mnie w kiepskim stanie.
– Dziwnie było się obudzić w swoim własnym towarzystwie, kiedy nie ma obok koleżanki z pokoju?
– Przez pierwszą część sezonu byłam w pokojach z różnymi dziewczynami, a później, jak już dołączyła Madzia Stysiak, trzymałyśmy się razem. Mimo, że bywały niełatwe momenty, to trudno było wstać i nie powiedzieć czegoś głupiego do niej albo nie zażartować sobie z niej. Musiałam to przełknąć i wrócić do normalnego życia. Trudno się w nim odnaleźć po tak długim czasie spędzonym w diametralnie innych warunkach. Nagle trzeba iść do sklepu po zakupy, samemu sobie gotować i to jeszcze po tak wielkich emocjach, których w tamtym czasie dostarczały mistrzostwa świata.
– Za czym najbardziej się tęskni na takich długich wyjazdach? Nie pytam tu o rodzinę, bliskich, bo to oczywiste.
– Troszeczkę za prywatnością, za wyjściem gdzieś, okazją do tego, żeby się ładnie ubrać, pomalować, za kobiecym życiem. Mimo tego, że terminarz był bardzo napięty, zdarzały się chwile, w których można było ubrać się ładnie, spędzić miło czas. Były one jednak wyjątkowo rzadkie.
– Jesteście w stanie dać sobie prywatność podczas zgrupowań czy wyjazdów, kiedy żyje się z drugą osobą w pokoju przez powiedzmy te trzy, cztery miesiące?
– Mam to szczęście, że z Madzią znamy się już dosyć długo, wiemy o siebie wiele, więc jak widzimy, że druga potrzebuje chwili ciszy, dajemy ją. Duża w tym też zasługa atmosfery w reprezentacji. Ta dawała nam same bardzo pozytywne bodźce, nie było wielu słabszych momentów. Przekładało się to na to, że osobiście aż tylu chwil dla siebie nie potrzebowałam.
– Nawet w Bułgarii podczas Ligi Narodów?
– Tam zdałyśmy sobie sprawę z tego, że musimy wziąć sprawy w swoje ręce. Był nowy pierwszy trener, nowy sztab, kilka nowych zawodniczek. Zmiana na różnych polach nie wystarczyła do tego, by wszystko samo się ułożyło. Poza tym wiedziałyśmy, jaką rolę w tym wszystkim odegrało zmęczenie. Mieliśmy przed sobą wtedy trzy tygodnie wolnego i one zregenerowały nasze siły. Później byłyśmy mega świeże, z innym nastawieniem i myślę, że to bardzo dużo nam dało.
– W młodości oglądałaś kadrę czy ligę?
– Mecze i ligowe, i reprezentacyjne. Chyba jednak wszystko zaczęło się od World Grand Prix. Pamiętam finał tego wydarzenia. Grały tam Chinki w swoim słynnym składzie. Wydaje mi się, że nawet nie dotrwałam do końca starcia, bo musiałam wyjść pograć. Mecze profesjonalistów były dla mnie inspiracją do tego, by odbijać piłkę o ścianę domu, co nie wzbudzało entuzjazmu u rodziców, którzy obawiali się, że tynk odpadnie (śmiech). W ogóle się ich w tej kwestii nie słuchałam, ale się to opłaciło.
– Ile razy słyszałaś, że jesteś za niska, żeby zająć się siatkówką?
– Wydaje mi się, że niewiele. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem niską osobą jak na standardy tej dyscypliny i wiedziałam, że moja przyszłość nie wiąże się z pozycjami, które są od punktowania. Odpowiadało mi jednak bycie kimś od "czarnej roboty". Poza tym nie było tak, że ktoś odwodził mnie od tej dyscypliny z powodu mojego wzrostu. Wydaje mi się, że charakterem czy energią zawsze przekonywałam do siebie ludzi i udowadniałam im, że się do tego nadaję. Na boisku zostawiałam całe serce.
– Czyli jesteś osobą, która wchodzi do pokoju i wszyscy na nią patrzą, bo wiedzą, że idzie po swoje?
– Staram się taka być.
– Rodzice byli zaskoczeni, że tak poważnie podchodzisz do swojej pasji?
– Wydaje mi się, że tak. Musieli też troszeczkę "przegryźć to", że chce wybrać sport. Mówimy o dyscyplinie, która wymaga codziennych treningów, wstawania do szkoły o 6:00, dojazdów, późnych powrotów. Szybko stało się jasne, że szkoła nie jest dla mnie na tym pierwszym miejscu. Rodzice zdali sobie też sprawę z tego, że nie są w stanie z tym wygrać. Szczególnie dla mojej mamy było to bardzo trudne, ponieważ wiązała ze mną inne nadzieje.
– Kogo chciała z ciebie zrobić?
– Chyba nie miała szczególnych preferencji, jeżeli chodzi o mój zawód, aczkolwiek na pewno moje życie wyobrażała sobie troszeczkę inaczej. Musiała pogodzić się z moim wyborem, choć teraz wydaje mi się, że nie żałuje.
– Nauka to nie było twoje hobby?
– Wiedziałam, że jest to obowiązek, że trzeba się uczyć, odrabiać prace domowe i zazwyczaj byłam w stanie to spokojnie pogodzić. Nie ukrywam jednak, że w pewnym momencie byłam tak zmęczona, że widziałam, że muszę wybrać jedną drogę. Wtedy pojawił się SMS Szczyrk, do którego uczęszczałam. To było idealne rozwiązanie. Byłam w stanie połączyć i naukę, i siatkówkę. Wydaje mi się, że w normalnej szkole nauczyciele mogliby mieć problem ze zrozumieniem moich priorytetów.
– Miałaś moment, w którym faktycznie twoje ciało padło już w biegu szkolno-treningowym?
– Pamiętam, że byłam bardzo zmęczona, a mimo tego nie odpuszczałam i miałam w sobie na tyle motywacji, żeby to wszystko przejść. Wiedziałam, że mi się uda.
– Ostatnio rozmawiałam z Zuzanną Górecką. Powiedziała, że SMS był dla niej takim momentem, kiedy de facto nie było niczego pomiędzy nią a sportem. Nie widziała nic poza tym. Ty też tak miałaś?
– Tak, dokładnie. Ta szkoła to bardzo dobry start, ponieważ wszystko jest tam podporządkowane pod sport. Kiedy byłam tam ja czy właśnie Zuzka, miałyśmy praktycznie wszystko podstawiane pod nos. Uczestniczyłyśmy w bardzo dobrych treningach, miałyśmy szkolenie na bardzo wysokim poziomie, dodatkowo nikomu nie była zamykana droga do tego, żeby rozwijać się naukowo. To szkoła stworzona przez PZPS. Idąc do niej trzeba być odpowiednio nastawionym, wiedzieć czego się chce i do czego się dąży w życiu. Tak, jak powiedziała Zuza, nie było tak, że był tylko jeden trening. To był trening rano, później szkoła, następnie z niej od razu szło się na kolejny trening, wracało się późno do pokoju, i nadrabiało naukę. Był to bardzo duży sprawdzian charakteru. Wydaje mi się, że tym dziewczynom, które grają w profesjonalnych ligach, SMS bardzo dużo dał właśnie pod względem dyscypliny i zorganizowania życiowego.
– Miałaś moment kiedy chciałaś stamtąd uciec?
– Tęsknota była, ale trzeba było odciąć pępowinę. W Szczyrku byłam też jedynie półtora roku, ponieważ później trafiłam do Impelu Wrocław. Nie miałam w tym czasie wielu kryzysów. Zdarzały się gorsze dni, ale byłam tak zafiksowana na punkcie siatkówki, że niewiele rzeczy mi przeszkadzało.
– Zwiewałaś przez balkon na imprezy czy nie?
– No właśnie nie. Mój rocznik był bardzo zdyscyplinowany. Choć trudno w to teraz uwierzyć, naprawdę sumiennie wywiązywałyśmy się ze wszystkich obowiązków, które tam miałyśmy. Nawet kiedy miałyśmy wyjść na imprezę, pytałyśmy się wszystkich dookoła, czy rzeczywiście możemy, mówiłyśmy o której wychodzimy i o której planujemy wrócić. W mojej ocenie było to bardzo rozsądne jak na tamten wiek.
– Co miałaś z nastoletniego buntu?
– Wiadomo, że zdarzały się wyjścia czy imprezy, gdzieś trzeba było się wyszaleć. W pierwszej liceum byłam w normalnej szkole w Poznaniu. Wtedy udało mi się zaznać więcej takiej "szaleńczości". Później byłam skoncentrowana na siatkówce. Wiedziałam, że tego typu wyjścia nie prowadzą do sukcesu, na którym mi zależało.
– Skoczyłaś na bungee, zrobiłaś sobie jakąś wielką dziarę?
– Skok na bungee to nie moje klimaty. Wydaje mi się, że sport daje tyle adrenaliny i emocji, że odpuszczę sobie inne atrakcje. Tatuaże zrobiłam później, nie był to więc nastoletni bunt, a starsze i dojrzałe decyzje. Może dla niektórych to troszkę nudne, aczkolwiek wydaje mi się, że przez to podejście jestem tu, gdzie jestem.
– Nie czułaś, że coś straciłaś przez to, że zadedykowałaś swoje nastoletnie lata siatkówce?
– Nie. Tak naprawdę co straciłam? Może kilka imprez, kilka wyjść. Co to jest w porównaniu do tego co teraz mam?
– Nie wiem, bliskość z rodziną na przykład, poczucie klimatu akademickiego?
– Jestem osobą bardzo przywiązaną do rodziny i bardzo szybko przywiązuje się też do innych osób, które stają się mi bliskie. Rodzice sporo wkładają w to, żeby być ze mną, bardzo mocno mnie wspierają. Jeżeli mam kryzys, gorsze dni, starają się do mnie przyjechać. Mogę na nich liczyć, codziennie używamy Face Time'a. Reszta "strat" to kwestie, do których można się przyzwyczaić.
– Co było dla ciebie największą lekcją samodzielności?
– Pójście do SMS-u. To było odcięcie pępowiny i jednocześnie bardzo szybka decyzja. Przed jej podjęciem rozmawiałam z Grzegorzem Wagnerem, dyrektorem szkoły. Powiedział mi, że jeżeli chcę być w Szczyrku, muszę się spakować i następnego dnia przyjechać. Od razu wiedziałam, że tam pojadę i zaczęłam pakowanie. Dzięki temu wyborowi nauczyłam się samodzielności, innej życiowej perspektywy, działania samemu. Musiałam liczyć tylko na siebie, ponieważ wiedziałam, że nie mam już rodziców przy sobie.
– Czy rodzice mieli coś przeciwko?
– Nie, ponieważ widzieli, jak bardzo jestem z siebie dumna, jak bardzo to kocham. Wspierali mnie w tej decyzji. Wiedziałam jednak, że nie jest im łatwo, bo ich córka, jedynaczka "wyleciała z domu".
– Było ci łatwiej w życiu jako jedynaczce?
– Byłam oczkiem w głowie rodziców. Myślę, że każda jedynaczka tak ma, cała uwaga była poświęcana mnie. Z jednej strony to było dobre, ponieważ rodzice bardzo się na mnie skupiali, pomagali i nie miałam "konkurencji". Z drugiej strony niekiedy czułam, że bywali nadopiekuńczy. Nadal zresztą tacy są. Były momenty, w których czułam się troszeczkę osaczona. Teraz uważam jednak, że to było bardzo dobre z ich strony.
– Mówi się o tym, że jedynaki są rozpieszczone, mają wszystko, a mało wspomina się, że wszelkie oczekiwania rodziców spadają tylko na jedną osobę. To zazwyczaj sporo oczekiwań, nie?
– Tak. Dlatego właśnie rodzice musieli przegryźć kwestę mojej nauki. Większość nastolatków wybiera liceum, studia, a po nich pracę. Wszystko idzie krok po kroku w miarę utartym szlakiem. Ja była osobą poza schematem, nie poszłam za tłumem, więc nie dziwię się, że rodzice potrzebowali czasu, aby to zaakceptować. Rozumiem też to, że oddanie młodzieńczych lat właśnie pod sport jest bardzo ryzykowne. W moim przypadku się to opłaciło.
– Gdybym ja bym była na twoim miejscu, marzyła o karierze siatkarskiej i dowiedziała się, że "mając jeszcze mleko pod nosem" zostanę powołana do kadry seniorek, to chyba bym w to nie uwierzyła. Gdybyś powiedziała sobie, tej 15-letniej, że za kilka lat będziesz grała praktycznie pierwsze skrzypce na swojej pozycji w kadrze, mając znakomite poprzedniczki, uwierzyłabyś sama sobie?
– Myślę, że tak. Znam siebie na tyle, że wiem, że jak się na coś uprę, a później jestem na tym skupiona, to dążę do tego tak długo aż mi się to uda. W moim przypadku wszystko stało się szybko. Kontuzja Agaty Sawickiej, kontrakt w Impelu, rzucenie na głęboką wodę. Podjęłam się tego zadania, a to znak tego, że nie boję się wyzwań.
Życie to ryzyko. Wolę coś zrobić i później wyciągnąć z tego wnioski lub nawet spaść z wysokiego konia niż nie zaryzykować, bać się czegoś, nie zrobić i później gdybać. Idę w zaparte i nie chodzi mi tutaj o to, że jestem przemądrzała czy idę celu po trupach, ale wolę poznać smak porażki i wiedzieć co źle zrobiłam niż nie zaryzykować i później płakać w poduszkę, że straciłam na coś szansę.
– Chyba nikt nie musiał ci mówić, że jesteś świetna i najlepsza, bo od początku wiedziałaś na co cię stać, prawda?
– Wiedziałam, że mi się uda, wierzyłam w to, ale też bardzo ciężko pracowałam. Sam talent wystarcza do pewnego momentu. Mogłam na nim "pojechać" jako kadetka, juniorka dzięki młodzieńczej fantazji. Gra w profesjonalnym klubie to przede wszystkim ciężka praca. Konkurencja czai się za plecami i zawsze może przyjść ktoś lepszy, może być podobnym objawieniem do tego, jakim ja byłam. Nigdy się nie wie, co będzie w przyszłości. Dlatego właśnie bardzo ciężko pracuję na miejsce, w którym teraz jestem. Jednocześnie przy tym zawsze wierzyłam w to, że mi się uda, wierzyłam w siebie. Czułam, że jest to w mojej krwi.
– Czy kiedykolwiek zwątpiłaś?
– Wydaje mi się, że im starsza jestem, tym więcej mam takich momentów.
– Naprawdę?
– Trochę czasu siedzę już w siatkówce. Czasami przychodzę do domu i zaczynam za dużo rozmyślać. Chcę być cały czas lepsza i lepsza. Po złym treningu niekiedy pojawiają się myśli, czy w ogóle się do tego nadaję. To totalnie normalne. Zeszły sezon nauczył mnie jednak, że takie chwile to tylko przedsionek tego, co czeka nas w przyszłości. Wierzę, że zawsze na końcu jest happy end.
Tak samo było w zeszłym roku na kadrze. Początek był taki, że wszyscy rozkładali ręce i nie wiedzieli co się dzieje. Z dołu po Lidze Narodów zdołałyśmy się podnieść, zmotywować, przepracować godziny i wylać litry potu, żeby w mistrzostwach świata zaprezentować się z dobrej strony. Wierzę w ten zespół, wiem, że stać nas na wiele i myślę, że w poprzednim sezonie pokazałyśmy, że jesteśmy w stanie wygrywać z potęgami. Jesteśmy na bardzo dobrej drodze, żeby w końcu stać się gigantem.
– Jesteś osobą bardzo świadomą medialnie, więc pewnie wiesz co się działo, kiedy Jacek Nawrocki zmieniał kadrę. Byłyście w młodym gronie, które się ogrywało. Jak wyglądało to z twojej perspektywy? Czuć było, że sukcesu może nie być od razu, ale kiedyś przyjdzie?
– Większość tych dziewczyn znałam właśnie z SMS-u. Wiedziałam, że każde powołanie tak młodej zawodniczki to strzał w dziesiątkę. To było mega fajne doświadczenie. Wierzyłyśmy w siebie, wierzyłyśmy w zespół. Nie dostałyśmy tej szansy za darmo, zapracowałyśmy sobie na to ciężką pracą. Byłam pewna, że ten ruch się opłaci.
Nie było tak, że przyjechałyśmy na dany turniej i mówiłyśmy, że "pojedziemy" na fantazji. Każda z nas ciężko pracowała na to, żeby być lepsza. Nawet jeśli nie wyglądało to na meczach tak, jak byśmy chciały, to na drugi dzień przychodziłyśmy wszystkie na trening jeszcze bardziej zmotywowane. Tak było cały czas. Mamy twarde charaktery, chcemy pracować i pokazać, że jesteśmy dziewczynami z ambicjami.
– Jakim trenerem w kadrze był dla ciebie Jacek Nawrocki?
– Była osobą pełną autorytetu, ponieważ zaryzykował, biorąc mnie w młodym wieku do kadry. Mimo że w jednej sytuacji wydaje mi się, że bardzo go zawiodłam, on nadal na mnie stawiał i czułam, że płynie od niego bardzo duże zaufanie. Wiedziałam, że bardzo wierzy zarówno we mnie, jak i w cały zespół. Poświęcił dużo czasu na to, żeby stworzyć z nas drużynę. Nadal mam dużo szacunku do tego trenera i tak zostanie.
– Mogę zapytać, która to była sytuacja?
– Wolałabym o tym nie mówić.
– Więc nie będziemy o tym rozmawiać. Jacek Nawrocki zaryzykował dużo, a teraz ktoś inny będzie zbierał po części tego pozytywne owoce, prawda?
– Dokładnie tak.
– Czy sądziłaś, że po 2019 roku i wiadomej sytuacji będziecie w stanie w tej grupie stworzyć tak dużo dobrego?
– Myślę, że media opisywały tą sytuację gorzej niż ona w rzeczywistości wyglądała. Nie chodzi mi tutaj o stricte konflikt, ale o atmosferę w zespole. Nie czułam się źle w tej drużynie. Wydaje mi się, że media napompowały tę sytuację. Ja z Madzią patrzyłyśmy na to z perspektywy siatkarskich "gówniar", dopiero dołączyłyśmy do tego zespołu, dlatego też nie chciałyśmy się aż tak bardzo oficjalnie "wychylać". Dzięki tej sytuacji między mną a Magdą pojawiła się przyjaźń, wspierałyśmy się nawzajem. W każdym razie, z wszystkimi dziewczynami, które były wtedy w reprezentacji, rozmawiam normalnie. Nikt nie podkładał sobie nóg.
– Jak jest teraz? Czuć już perspektywę walki o igrzyska?
– Oczekiwania wobec naszej reprezentacji zawsze były wysokie. Czy to był gorszy sezon, czy lepszy, to i tak presja od innych była ogromna. My nie patrzymy jednak na to i mamy swoje oczekiwania, a są one moim zdaniem bardzo wysokie po tym, jak uwierzyłyśmy, że możemy wygrywać z najlepszymi. Celujemy w awans na igrzyska, obecność w finałach Ligi Narodów i medal mistrzostw Europy. Myślę, że tego dokonamy. Każda dołoży swoją cegiełkę, żeby ten cel osiągnąć.
– Poprzednie znakomite pokolenie nazywano złotkami. Jak byś chciała, żeby was nazywano?
– Nie mam pomysłu. Wyjdzie w praniu, ktoś coś wymyśli. Trzeba będzie tylko wejść w komentarze na Facebooku i sprawdzić pomysły.
– Czym są dla ciebie social media?
– To dla mnie odejście od rzeczywistości. Choć staram się ograniczać w ciągu dnia siedzenie na telefonie, to daje mi on wrażenie oderwania się od świata. Jest to też miejsce poszukiwania modowych inspiracji, zobaczenia pięknych widoków na zdjęciach, usłyszenia nowej muzyki. Co do moich profili, staram się od czasu do czasu coś wrzucić i tyle. To dla fanów, których bardziej interesuje prywatność, to co robię w czasie wolnym. Do pozostałych elementów życia zawodowego stale mają dostęp.
– Nie zapytam ile, ale jak często dostajesz propozycje matrymonialne na swoim Instagramie?
– Zainteresowanie jest raz troszeczkę bardziej ubrane w słowa, raz nie. Co mogę więcej powiedzieć? Myślę, że gdy trwają mistrzostwa świata, otrzymuję więcej wiadomości.
– Najdziwniejsza wiadomość, którą dostałaś od fana?
– Tego nie powiem, bo to jest troszkę obrzydliwe (śmiech). Kiedy widzę takie wiadomości, od razu je usuwam.
– Przeszkadza ci to, że czasem w prasowych nagłówkach jesteś oceniana przez pryzmat wyglądu, a nie tego, jak grasz?
– To w ogóle mi nie przeszkadza. Jeśli jest się osobą medialną czy publiczną, jest to wpisane w zawód. Cieszę się, że ktoś ocenia, że jestem bardzo ładna, bo to miłe słowa. Co do takich artykułów... To się klika. Poza tym, jak już powiedziałam, fanów interesuje prywata. Sama widzę po swoich social mediach, że większe zasięgi mam kiedy wrzucam prywatne zdjęcia, a nie te z meczu. Taka rola mediów i prasy. Dopóki jest to robione z klasą, moim zdaniem jest to ok.
– Co robisz dla siebie poza siatkówką?
– Od bardzo dawna praktykuję self-care. Muszę mieć bardzo czysto w domu, robię wszystko, by mieć zawsze wszystko pachnące, sama dobrze pachnieć, mieć pod ręką swoje ulubione kosmetyki, nakładać maseczki, zdrowo gotować. Dbam o ognisko domowe, to moja oaza, w której czuję harmonię. Bardzo mi to służy.
– Czego sobie życzysz w 2023 roku? Robiłaś postanowienia noworoczne?
– Nie, nie robiłam postanowień. Moim zdaniem to jest bardzo dobry sposób, żeby w połowie stycznia się zawieść. W postanowieniach ludzie zazwyczaj bardzo tkwią i starają się ze wszystkich sił, żeby je wypełnić, żyjąc cały czas w napięciu. Bańka pęka jednak bardzo szybko i się zawodzą, są niezadowoleni. A samoocena spada... Stwierdziłam, że bardzo nie chcę żadnego postanowienia wdrażać w życie. Jestem zadowolona z tego, jak jest teraz. Życzę sobie, żeby wszystko układało się tak, jak do tej pory się układa.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.