Będzie dużo rozważań o trudnej roli eksperta tv. Są też wspomnienia z udanej kariery i... obawy prezesa przed pucharowym meczem Lechii Zielona Góra. Były piłkarz Lecha, Legii i reprezentacji Polski kończy 49 lat.
Sebastian Piątkowski (TVP Sport): – Skoro mecz z Legią za pasem, to prezes zapewne pilnie obserwuje zajęcia...
Maciej Murawski: – Tak, dodzwonił się pan podczas treningu Lechii Zielona Góra.
– W rozgrywkach III ligi radzicie sobie co najmniej przyzwoicie.
– To prawda, choć nie jest ona zbyt łatwa.
– Są w niej uznani spadkowicze, ale i rezerwy klubów ekstraklasy…
– Otóż to. Sporo klubów ekstraklasy ma rezerwy na tym poziomie, a przecież taki Ruch Chorzów też nie od razu powrócił do II ligi. Poziom w trzeciej jest naprawdę dobry.
– To też niewdzięczna liga, bo awans może wywalczyć tylko jeden zespół.
– W kuluarach mówi się już o barażowym projekcie, ale to wstępne rozważania.
– Wyjazdy na mecze i gra w tych realiach pochłaniają coraz większe pieniądze. A tu i ówdzie słychać głosy o sporych możliwościach finansowych innych klubów. Okazuje się, że nie tylko Wieczysta płaci dobrze w III lidze.
– Nieźle jest ponoć też w Koszalinie…
– Na piątym poziomie rozgrywkowym! Słyszałem o tych kwotach, ale powstrzymam się od komentarza.
W Zielonej Górze chłopcy zarabiają adekwatnie, nie są to oszałamiające sumy, ale już premie mamy dość wysokie.
Staramy się twardo stąpać po ziemi, wychodzimy z założenia, że trzecia liga jest tylko oknem wystawowym młodych – zdolnych.
– A ta pana chrypka to oznaka przeziębienia?
– Nie, za dnia dużo rozmawiam, więc wieczorową porą bywa różnie z głosem.
– Przyzwyczajony jestem do innej barwy głosu…
– Komentowanie sprawia mi ogromną frajdę. Staram się opowiadać o piłce wyłącznie pozytywnie, nie wiem co musiałoby się wydarzyć, bym pozwolił sobie na gorzkie słowa.
– Korupcja?
– Na przykład.
– Byli piłkarze ponoć widzą więcej.
– Zgoda, ale taka rola stawia z drugiej strony większe wymagania. Chodzi o to, by zauważyć niuanse, których nie widzą inni.
– Nie jest to proste, skoro na piłce zna się każdy.
– Teoretycznie najłatwiej mówić o kwestiach taktycznych, bo gołym okiem widać czy ktoś kopnął piłkę dobrze, a do taktyki ludzie nie przywiązują wielkiej wagi. Lubię tę pracę, zwłaszcza wtedy, gdy dzieje się dużo na boisku.
– Czasem trzeba jednak "podkręcić" przekaz.
– Słuszna uwaga, bo niekiedy trzeba się postarać, by z przebiegu gry wyciągnąć więcej.
Wychodzę z założenia, że nieprzypadkowy komentator uczyni słaby mecz średnim, średni – dobrym, ale tylko wybitny dobry ze slabe sprawozdawca opowie w superlatywach o dobrym.
– A czy słaby, jak to mówią ci mniej udani w zawodzie, "zabije" mecz?
– Niestety. To przekleństwo tego zawodu. Niektórzy starają się na siłę wyróżnić, a to wywołuje co najmniej mieszane uczucia. Zauważam takie tendencje podczas transmisji z innych dyscyplin.
– Tenis, skoki narciarskie…
– Między innymi. Przesadne podkreślanie "ja" bywa zgubne.
– Dlatego cenię sobie styl niemiecki.
– Niemcy komentują inaczej, bo u boku komentatora zwykle jest ekspert. Niewiele mówią. Tylko czy u nas sprawdziłaby się podobna narracja? Daleko nam do włoskich i południowoamerykańskich wzorców, chyba jesteśmy już przyzwyczajeni do aktywniejszej roli komentatora.
Muszę przyznać się, że trudno oglądało mi się mecze podczas żałoby narodowej po śmierci papieża. Miałem problem z koncentracją, czułem się co najmniej dziwnie.
– W tym fachu koncentracja to chyba słowo klucz?
– Oczywiście. Chwila nieuwagi może przynieść złe skutki. Niewiele trzeba, by przydarzył się babol.
– A przydarzył się panu?
– Na szczęście nie, ale jeden z kolegów miał gafę podczas meczu ligi hiszpańskiej. Przeniósł wzrok na notatki, gdy na ekranie była powtórka bramki…
– Ooooo.
– Zachwycał się akcją, komentując w najlepsze, a ja przez dziesięć minut nie mogłem powstrzymać śmiechu…
– Imponuje pan luzem, a przecież przed kamerą stres dopada każdego…
– Wszystko zależy od charakteru. Znam piłkarzy, którzy nie denerwowali się na boisku, a w otoczeniu kamer mają kłopot z przekazaniem myśli. Bywają też odmienne przypadki. W roli eksperta nie wszyscy czują się komfortowo, podobnie jak nie każdy dobry piłkarz będzie uznanym trenerem.
– Jak choćby Zbigniew Boniek?
– Nie ujmuję mu fachowości. Boniek jest bardzo inteligentny, widział wiele i grał na nieosiągalnym dla większości poziomie. Po prostu uważam, że nie do końca docenia rolę trenera we współczesnej piłce. Przeświadczenie o ograniczonej roli trenera i cedowanie odpowiedzialności na piłkarzy jest błędne. To bowiem praca przez 24 godziny na dobę, wymagająca bezwzględnego zaangażowania.
– Trener jak lekarz, powinien uczyć się przez całe życie?
– Tak, ciągle powinien szukać szans rozwoju i wdrażać nowe elementy, wzbogacające grę.
W tej branży trzeba być na bieżąco, bo nowe pokolenie już inaczej postrzega świat. Mam prawie 50 lat, więc teraz widzę pewne rzeczy wyraźniej.
– Prawie…
– Niech już będzie, bo okrągłe urodziny będę miał za rok. Trudno jednak odnieść się do lat młodości, gdy serialowego "Czterdziestolatka" postrzegałem jako osobą starą…
– Najłatwiej komentować panu mecze Arminii?
– Niekoniecznie. W Bielefeldzie grałem dwa lata, mieszkam na co dzień, z przerwą na komentowanie w Polsce, ale nie odczuwam szczególnych emocji.
– Myślałem, że wystarczy zwykłe Artur Wichniarek fussballgott!
– Zbyt proste! Artur napisał piękną historię, choć w Berlinie nie poszło już mu tak dobrze. Ale Piotrek Reiss i Bartek Karwan też nie do końca potrafili się odnaleźć.
– Nie jestem pewien czy w kosmopolitycznym Berlinie piłka wysuwa się na plan pierwszy.
– W stolicy Niemiec działa ogromna liczba klubów młodzieżowych, ale miasto żyje nie tylko piłką. Ostatnimi czasy i tak wiele się zmieniło, bo koniunkturę nakręca dobra gra Unionu. A Hertha najczęściej zawodzi.
– Wróćmy na polskie boiska. Dlaczego nie trafił pan do Wodzisławia?
– Byłem blisko, ale ostatecznie wybrałem Lecha. Co ciekawe, działacze Odry przekazali mi nawet pewną sumę pieniędzy, by pokazać jak bardzo zależy im na transferze. Było to zimą, jeszcze w czasie gry w Polonii Bytom.
– Pieniądze wziął, a wybrał inny klub …
– Przede wszystkim bardzo chciałem grać w ekstraklasie! Liczyłem się z przejściem do Odry, więc przyjąłem pieniądze. A pół roku później były oferty aż z ośmiu klubów.
– Odra finiszowała na trzeciej pozycji. Puchary!
– Brałem to pod uwagę, ale uznałem Lecha za klub z większym potencjałem. Zdecydowałem się więc na przejście do Poznania, uprzednio oddając pieniądze działaczom Odry. Nie bez znaczenia była bliskość Zielonej Góry oraz Wrocławia, gdzie studiowałem.
A poza tym cenię kluby z tradycją. Nie ukrywam, że zawsze irytowały mnie te trochę sztuczne z mniejszych miejscowości, a szczególnie te, które trafiały do ligi w niekoniecznie uczciwy sposób.
– Kłaniają się lata 90. Wolna amerykanka...
– Niestety. Jako piłkarz Ślęzy i Polonii Bytom rywalizowałem z tymi mniejszymi z Wielkopolski.
Tam nie grano fair. Człowiek był młody, ale już dostrzegał pewne rzeczy.
– Młody, a nawet ten odrobinę starszy wzbudza pan pozytywne odczucia!
– Miło słyszeć. Od zawsze angażowałem się w powierzone zadania. Na boisku również dawałem z siebie wszystko. Skupiałem się po prostu na tym, co wychodziło mi najlepiej.
– Grał pan subtelnie, nie schodząc poniżej pewnego poziomu…
– Można tak powiedzieć. Nieskromnie dodam, że chyba na palcach jednej ręki mogę policzyć moje słabsze występy.
Choć z drugiej strony rzadko byłem zadowolony, zwykle doszukiwałem się błędów i niedociągnięć.
– I nie ścinał pan włosów w obawie przed utratą umiejętności?
– Ściąłem po mistrzostwie z Legią w 2002, tuż przed wylotem do Korei.
– Racja! Tylko co nam z tego przyszło?!
– Obiecałem, że zetnę w przypadku tytułu. Na szczęście dość szybko odrosły.
– David Ginola wystąpił kiedyś w reklamie szamponu.
– Miał gęste, ładne włosy.
– I ładnie grał!
– Był znakomity.
– Panu nikt nie proponował reklamy?
– Nie te czasy. Pewnie dziś byłoby inaczej.
– No tak, inna epoka. To chyba temat pańskiej pracy magisterskiej?
– Pisałem o marketingu w zawodowym klubie piłkarskim.
Dziś to norma, ale ćwierć wieku temu wypadaliśmy na tym polu blado, szczególnie w kontekście zachodnich.
– A te długie włosy to może z fascynacji muzyką heavy metalową?
– Nic z tych rzeczy! Lubię słuchać muzyki, lecz nie jestem przesadnie utalentowany. Czasem lubię się jednak wyłączyć, słuchając relaksacyjnej. Radzę spróbować, pomaga.
– Czasem mi się zdarzy, gdy zbyt późno wypiję kawę. A na sen pomaga gorące mleko...
– Muszę spróbować, bo... najczęściej zasypiam przed telewizorem.
– A często pan słyszał: – Ty, student, nie bądź taki mądry?
– Nie, nie zdarzyło się, ale trener Smuda powiedział mi kiedyś, że studenci to największa zaraza w polskiej piłce.
– Urocza opinia.
– I mocno krzywdząca. Piłkarze są z przekroju społeczeństwa, jedni maja kłopoty z edukacją, inni niekoniecznie. Skończyły się czasy, gdy futbol był rozrywką klasy robotniczej. Z racji pracy obserwuję zachowanie piłkarzy przed kamerami i niektórzy znakomicie się odnajdują. A proszę mi wierzyć, że nie jest to łatwe.
– A zrozumieliby wywody inżyniera Gmocha?
– Wiele pomysłów Jacka Gmocha traktowano jak innowację, a pod pewnymi względami on wyprzedzał epokę. Imponował wiedzą, choć równocześnie był zarozumiały.
– Muszę się jeszcze pożalić, bo chyba nie można teraz wejść na były stadion Ślęzy…
– Dlaczego?
– Kilka miesięcy temu ochroniarz przepędził mnie z krzykiem.
– Szkoda, bo na Wróblewskiego było kilka boisk, przyzwoite obiekty. Miały fajny klimat.
– A Ślęza to miłe wspomnienia?
– Tak, szczególnie te ze współpracy z trenerem Świerkiem. Zebrała się grupa młodych, ambitnych, graliśmy na przyzwoitym poziomie, a i pieniądze wypłacano nam regularnie.
Był nawet czas, gdy próbowano powalczyć o coś więcej, angażując kilku z ekstraklasową przeszłością. Kosztowali sporo, szkopuł w tym, że byli znani też z pewnych, nazwijmy to oględnie, pozasportowych zachowań.
– Podnieśli chociaż poziom?
– Nie, robili to samo, co w poprzednich klubach…
– A czego jeszcze dowiemy o Korei oprócz tego, że ściął pan przed wylotem włosy?
– Na tamto niepowodzenie złożyło się wiele czynników. Na pewno zabrakło doświadczenia. I błędem okazało się niepowołanie Tomasza Iwana.
– A może także zaszkodziła otoczka reklamowa?
– Być może miała wpływ. Już po awansie wielu podpisało kontrakty reklamowe. Może uznano, że należy to ukrócić? A Iwan miał wprawdzie słabszy okres, choć Marek Koźmiński też nie grał regularnie i dopiero nadrabiał zaległości. Nie mnie oceniać, ale miałem wrażenie, że odsunięcie Tomka zachwiało grupą.
– Na prawej pomocy grał Maciej Żurawski.
– Który przychodził do Lecha jako prawy pomocnik, ale w Wiśle grał już jako napastnik!
Cóż, było – minęło, jak to w życiu. Trener przeoczył moment na wprowadzenie zmian, a pewna grupa czuła się zbyt pewnie.
– Czyli selekcja zbyt prosta…
– Przypomnę, że w przedmundialowej grze wewnętrznej tak zwany drugi zespół pokonał ten pierwszy aż 5:1!
– Drugi, czyli ten, który zagrał przeciw Stanom Zjednoczonym?
– W zdecydowanej większości. Nie chcę oczywiście sugerować, że w zmienionym składzie opędzlowalibyśmy Koreę, ale chyba należało dokonać korekt. Pamiętam, że po meczu ze Stanami jechaliśmy windą z Piotrkiem Świerczewskim i Czarkiem Kucharskim.
W pewnej chwili zmieszany Piotrek wypalił do "Kucharza":
– Gdybym wiedział, że tak potrafisz grać, to bym się bardziej starał!
– Ciekawych rzeczy się dowiaduję.
– Zastanawiam się, czy Czarek pamięta jeszcze tę sytuację? Proszę go zapytać.
– Przy najbliższej okazji…
– W Korei szwankowało wiele, z czego człowiek zdaje sobie sprawę dopiero po upływie lat.
– Zniknął pan z reprezentacji po meczu z Belgią, gdy w roli selekcjonera debiutował Boniek.
– A gdy spotykał mnie na zgrupowaniu jeszcze w roli wiceprezesa mawiał, że miałbym miejsce w jego zespole. Dziwił się, gdy nie znajdowałem uznania u innych selekcjonerów.
A później powołał tylko raz. Wkrótce odszedł ze stanowiska, a mnie... zaczęły prześladować kontuzje.
– Przynajmniej uniknął pan kompromitacji z Łotwą.
– A jaką mamy pewność, że z Murawskim wynik byłby korzystniejszy? Owszem, byłem trochę zdziwiony, bo wyjeżdżałem za granicę z myślą o regularnej grze w reprezentacji. Panowało wtedy przekonanie, że aby występować w kadrze należy grać na Zachodzie. A później zerwałem wiązadło i wszystko potoczyło się tak, jak się potoczyło…