| Koszykówka / Rozgrywki ligowe
Zespół z Lublina uległ w wielkim finale Treflowi Sopot 80:91. Rok temu Start na tym samym etapie przegrał ze Stalą Ostrów. – Jedyne pocieszenie jest takie, że może spróbujemy w Sosnowcu. Do trzech razy sztuka. Wierzę, że ponownie znajdziemy się w finale, odwrócimy złą serię i to my w końcu sięgniemy po Puchar Polski – powiedział nam Mateusz Dziemba.
Gospodarze turnieju finałowego w drodze do decydującego starcia ograli wyżej notowane zespoły: Legię Warszawa i PGE Spójnię Stargard. Po dwóch kwartach meczu o Puchar Polski nie mieli prawa narzekać. Samo spotkanie było bardzo wyrównane i wydawało się, że ostatnie akcje przyniosą wiele emocji. Tak się jednak nie stało. Sopocianie zagrali świetnie w drugiej połowie i potrafili odskoczyć rywalom. Wzmocnili defensywę, zaczęli wykorzystywać błędy rywala i mieli w składzie rewelacyjnego Garretta Nevelsa. Amerykanin zdobył 27 punktów. W trzech turniejowych starciach uzbierał ich... 87.
– Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu znakomita. Myśleliśmy, że będziemy kontynuować takie granie przez cały mecz. Wszystko na to wskazywało. Po zmianie stron trochę siedliśmy. Trefl postawił zdecydowanie trudniejsze warunki w obronie i nie mogliśmy wykończyć skutecznie akcji. Zabrakło dzielenia się piłką, a jak już mieliśmy otwarte rzuty, to one nie wpadały. Gra rywala powodowała, że popełnialiśmy proste straty. Potem Trefl wyprowadzał szybkie kontry, a wiadomo, że strata łatwych punktów mocno podcina skrzydła. W pewnym momencie Trefl nas złamał i dokończył robotę – powiedział nam Mateusz Dziemba, kapitan Startu Lublin.
W trzeciej i czwartej kwarcie drużyna trenera Artura Gronka nie była w stanie zatrzymać MVP turnieju. Garrett potrafił pomylić się z bardzo łatwych pozycji, ale potem trafiał najważniejsze rzuty. – W tym pucharze Nevels rzucał po 30 punktów i nie był to przypadek. Do zatrzymania takiego zawodnika potrzeba podwojonych, potrojonych sił. Jeden zawodnik nie wystarczy. Trzymaliśmy się swojego planu, ale zabrakło nam konsekwencji. Jeśli już przez chwilę powstrzymaliśmy Nevelsa, to Jarek Zyskowski wykańczał akcje po podaniu. Penetrowali strefę podkoszową i zdobywali punkty. Nie mieliśmy żadnej odpowiedzi, bo nasza obrona funkcjonowała i dzięki temu znaleźliśmy się w finale. Trefl doskonale ją odczytał i nie mogliśmy odpowiedzieć na ataki rywala – podsumował Dziemba.