Jewhen Marusiak to prawdopodobnie jedna z największych sensacji trwającego sezonu w skokach narciarskich. Ukraiński skoczek, do niedawna prześmiewczo nazywany "nielotem", już dwukrotnie zapunktował w Pucharze Świata. – To takie piękne uczucie, gdy jesteś w czołowej "30"... – mówi w rozmowie z TVP Sport.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polak zrobił to jako pierwszy w historii! Co za talent!
O Marusiaku zrobiło się głośno pod koniec stycznia przy okazji zmagań w Bad Mitterndorf. Przed zawodami jego sportowy dorobek prezentował się następująco: zero punktów Pucharu Świata, 22 porażki w kwalifikacjach w 23 próbach i zero punktów Pucharu Kontynentalnego. Na Kulm Ukrainiec stał się jednak sensacją, zupełnie niespodziewanie – również dla siebie – oddając kilka skoków poza granicę 200 metrów.
CZYTAJ WIĘCEJ: Był blisko noty... zero. Jak Marusiak stał się sensacją PŚ?
Pierwszy raz udało mu się to w serii próbnej. Osiągnął wtedy 200,5 metra. – To był coś niewiarygodnego. Ale później w kwalifikacjach skoczyłem tylko 146,5 metra i byłem dopiero 43. i to nie wystarczyło do kwalifikacji. Pomyślałem sobie wtedy, że tylko ten jeden raz tak pofrunąłem i to będzie na tyle. A tu w niedzielę wydarzyło się coś niewiarygodnego... – wspomina w rozmowie z Patrykiem Pancewiczem z TVP Sport (wideo powyżej).
W kwalifikacjach do niedzielnego konkursu skoczył 210 metrów, co dało mu sensacyjne 25. miejsce. Półtorej godziny później, już w pierwszej serii, powtórzył ten wynik, po raz pierwszy kwalifikując się do czołowej "30". Historyczny występ zakończył skokiem na równe 200 metrów. To dało mu 26. miejsce i premierowe punkty w zawodach Pucharu Świata. – To takie piękne uczucie, gdy jesteś w czołowej "30"... – opowiada.
Od tego czasu minął niespełna miesiąc, a jego kariera nabrała rozpędu. Dwa tygodnie po zmaganiach w Austrii 22-latek poleciał na zawody Pucharu Kontynentalnego do Klingenthal. Tam w pierwszym konkursie był 7., a w drugim... niespodziewanie zwyciężył. – Przed zawodami myślałem, że będzie dobrze, ale nie aż tak! Było o wiele lepiej – dodaje.
Za ciosem poszedł w miniony weekend podczas Pucharu Świata w Rasnovie, gdzie był 28. Mając na uwadze realia, to wszystko to wyniki przerastające ukraińskie skoki. – U nas to sport niszowy, choć teraz zainteresowanie się poprawia, bo mamy lepsze wyniki. Ale na Ukrainie w ogóle nie trenujemy. Mamy raz albo dwa razy w roku zawody. A tak to Polska, Słowenia, Rasnov. Głównie jesteśmy w Szczyrku, Wiśle i Zakopanem – wylicza Marusiak.
POLECAMY: Bimber, fuszerka i plakat z Małyszem. Ukraina – tu zaczęły się polskie skoki [REPORTAŻ]
Te realia to też wojenna codzienność. – Bardzo ciężko jest o tym wszystkim nie myśleć. Kiedy po zawodach człowiek sprawdza wiadomości, to strasznie to przeżywa. Chciałbym, by nigdzie nie było takich wojen. W moich stronach nie jest na szczęście tak strasznie, bo rakiety spadają daleko od nas. Ale tam dalej jest naprawdę strasznie – mówi, na koniec dziękując Polakom. – Dziękuję wam wszystkim, że nas przyjęliście i nam pomagacie.