Myślałem: domki? Czyli małe klitki, że rzeczy na zewnątrz będziemy trzymać? Ale nie no, jest klasowo – potwierdza Piotr Żyła. – Nie policzę, ile tu razy na wakacjach byłem – dodaje Matthias Hafele, asystent Thomasa Thurnbichlera. Nad Faaker See spotkaliśmy kadrę skoczków pierwszy raz w trakcie mistrzostw świata. Zaprosili nas do siebie. Od Kamila Stocha bije optymizm, aż świecą mu się oczy.
Korespondencja z Planicy
– Tak bardzo kocham to miejsce, że rok temu zostałem w Planicy z żoną po sezonie. I po prostu sobie tam byliśmy. Dla kibiców: koniecznie idźcie nad jezioro Jasna! I na ryneczek, tam się Ewie oświadczyłem! Nigdy mi nie jest mało tego miejsca – Kamil Stoch na hasło Planica aż się ożywia. Oprócz Zakopanego, gdzie się przecież wychował, nie ma drugiego miejsca w kalendarzu sezonu, o którym opowiadałby z takim entuzjazmem.
A jednak biało-czerwoni, którzy w środę rano zaprosili nas do siebie na tzw. Media Day, zamieszkali w Austrii – nad urokliwym Faaker See.
Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, na reporterów zamiast biało-czerwonych czekali… Hindusi. – Który z nich to Paweł Wąsek? – żartowaliśmy, ale tym do śmiechu nie było, ponieważ mieszkając po sąsiedzku, nie przyjechał po nich oficjalny transport MŚ. Więc przyszli nad jezioro, równocześnie z odpowiedzialnym za sprzęt Polaków Matthiasem Hafele. Dla niego, jak się okazuje, pobyt tutaj ma wartość sentymentalną. – Z rodziną spędzałem tu mnóstwo czasu w wakacje jako dzieciak. Znam każdy kąt. Zrobicie mi zdjęcie? – uśmiechał się.
Thomas Thurnbichler czasu wolnego tu nie spędzał. Po drugiej stronie jeziora jest ośrodek przygotowań olimpijskich Austriaków i to stąd zna okolicę. Biało-czerwoni – wyjawił – chcieli też spać bliżej skoczni, w Słowenii, ale okazało się, że tam jest problem z bazą noclegową. Chcąc działać szybko, poszukali po drugiej stronie gór.
– Jak zobaczyłem, że to domki, to pomyślałem: kurcze, jakieś klitki małe pewnie dadzą. Ale nie, rzeczy nie trzeba trzymać na zewnątrz. Jest tu wspaniale. Szkoda trochę, że nie w Kranjskiej Gorze, ale to takie sanatorium – śmieje się Piotrek, o rannych godzinach jeszcze wyraźnie niewybudzony.
– Tak, jest tu gdzie złapać oddech – przyznaje Stoch.
Poza męską grupą, nad Faaker See mieszkają też m.in. skoczkinie i członkowie sztabu. Rano grupa pań Szczepana Kupczaka robiła rozruch na jednej z alejek. Wszędzie jest zielono, a woda ma turkusowy kolor. Łukasz Kruczek przez całe spotkanie medialne ostrzegał, że w końcu kogoś upoluje i wykąpie w lodowatej wodzie.
– Nie chcę. Ale może by mi się przydało, na te okostne? Okropnie bolą, nie sądziłam, że tak szybko problem powróci – mówi Nicole Konderla, liderka żeńskiej kadry. Problem musi być spory, jeżeli w środowych kwalifikacjach i przed czwartkowym konkursem na K95 będzie odpuszczała serię próbną. Wylicza też, ile jeszcze skoków w trakcie tych mistrzostw jej zostało. – Zaciskam zęby i walczę. Ale sprzęt, czyli te niewygodne wkładki do butów, nie ułatwia. To jest cierpienie – nie ukrywa Nicole.
Na miejscu oczywiście są fizjoterapeuci. I podobno w przypadku grupy Thurnbichlera nie mają na razie za wiele przeszkód.
– Odpoczęliśmy. Bardzo tego potrzebowaliśmy po ostatnich tygodniach – mówi Thurnbichler. – W piątek rozjechaliśmy się do domów, każdy miał czas na twardy reset. Nawet tutaj już widzę, że to podziałało. W chłopaków oczach widać, że już im się świecą na myśl o Planicy i skokach. Kamil ostatnio przyszedł i powiedział: ty wiesz, co? Ja czuję, jakbym właśnie dopiero ten sezon zaczynał. Że to jest listopad, a nie luty. Nowy początek – opowiada Thurnbichler.
Dokładnie to samo powiedział nam potem sam Kamil.
– Przez tydzień w ogóle nie ruszałem skoków. Przestałem się zadręczać tym, że muszę coś jeszcze poprawić, że muszę lepiej i gdzie tego szukać. Te skoki, z którymi żegnałem się z PŚ po Willingen, nie były złe. Tylko że ja chciałem lepiej. Dzięki przerwie nabrałem oddechu. Odzyskałem świeżość, zająłem innymi sprawami – opowiadał bardzo cierpliwie 36-latek.
– To był powrót do korzeni. Okazało się, że na biegówkach też sobie świetnie radzisz – zauważamy, nawiązując do jego skoków na górce za domem. Kilka dni temu publikował nagranie z takich prób w swoich mediach społecznościowych.
– Ale hola, hola! Co się okazało, co się okazało! Ja przecież długo byłem kombinatorem norweskim, mam nawet zaliczone starty w mistrzostwach Polski! – śmieje się mistrz.
Obiekt w Zębie, który zobaczyli jego fani, to ta sama górka za domem rodziców, na której przed laty sam pierwszy raz wzbijał się w powietrze. Ten na sezon 2023 wybudował jego siostrzeniec z kolegami.
– Można tylko żałować, że tak mało tych obiektów dzisiaj mamy. Chyba byłem ostatnim pokoleniem, które spędzało tak dni. Widzisz, człowiek teraz chciał iść na porządny trening na górkę, a tu do dyspozycji była tylko ta skocznia u nas. Szkoda, chętnie inne bym też odwiedził, zobaczył, jak sobie radzą chłopaki w innych wsiach! – uzupełnia.
Biało-czerwoni do Planicy mają z Faaker See ok. 35 minut jazdy samochodem. Od czwartku zaczynają wizytacje na skoczni. W piątek zaplanowano dla nich kwalifikacje, a konkurs odbędzie się w sobotę wieczorem. Dla organizatorów MŚ to jeden z najważniejszych dni w programie, liczą na najazd kibiców. I liczą na słoweński sukces. Tak jak my na polski.
– Powiedziałem, że mamy cel: dwa medale, w tym jeden drużynowy. Nie wiem, który jest ważniejszy, bo we wszystkich konkursach będzie o to bardzo, bardzo ciężko. Jednak znamy swoją wartość. Wiemy, po co tu jesteśmy. I nawet, jeśli rywale są mocni, to my też umiemy skakać – mówi ambitnie Thurnbichler.
Polacy znają te obiekty doskonale, bo – przyznaje Kruczek – to jedna z najbardziej obleganych baz treningowych w Europie. Zauważa też, że naturalne tory najazdowe – a takie są w Planicy – będą paradoksalnie lepiej reagować na ewentualne opady deszczu i śniegu. A te są prognozowane na weekend. Lód – mówi – jest wówczas mniej lepki. – Ten nowy typ torów od razu klei, czego potwierdzenie mieliśmy ostatnio w Rasnovie – przypomina koordynator ds. kadry.
– Ale szczerze? To nie ma znaczenia, że znamy te skocznie. Ważniejsze jest to, co mamy tu, w środku siebie, a nie jaki jest profil – ucina Żyła.
Nasze największe medalowe nadzieje dotarły. Czyli oficjalnie: czas zacząć mistrzostwa.