W barwach Arki Gdynia zdobył Superpuchar Polski. Rok temu Andrij Bogdanow trafił do Obrony Terytorialnej i uczył się strzelać z kałasznikowa. – Był w Buczy dwa dni po wyjściu stamtąd Rosjan i widział trupy na ulicach.
Dane. Swoje przedstawia Ministerstwo Obrony Ukrainy. Co zrozumiałe, inne Rosjanie. Jeszcze inaczej – organizacje pozarządowe. – Udokumentowano bezprawne zabójstwa – w tym doraźne egzekucje ludności cywilnej – w ponad 30 osadach w regionach Kijowa, Czernihowa, Charkowa i Sum dokonane przez rosyjskie siły zbrojne, kiedy kontrolowały te obszary na przełomie lutego i marca – twierdzi Erik Mose przewodniczący komisji ONZ ds. Ukrainy.
ZMINA – kijowska organizacja pozarządowa wylicza: zginęło 16 502 cywili. Odkryto 21 masowych grobów i 54 miejsca tortur. W sierpniu generał Sił Zbrojnych Walerij Załużny mówił o 9 tysiącach ofiar wśród ukraińskiej armii. Według Pentagonu mniej więcej w tym samym czasie Rosja straciła od 70 do 80 tys. żołnierzy.
Wojnę na Ukrainie można sprowadzić do liczby zabitych, zniszczonych czołgów i zestrzelonych samolotów. Te dane, choć przytłaczające, nie dają pełnego obrazu, a takim będzie relacja świadka, Andrija Jehwenowicza Bogdanowa.
Zwykli ludzie
Andrij zaczynał karierę w Dynamie Kijów. W seniorskim futbolu debiutował już jako piłkarz mniej utytułowanego klubu ze stolicy Ukrainy – Arsenału. Grał też m.in. w Olimpiku Donieck, Wołyniu Łuck i Desnie Czernihów. Z tych miejsc tylko Kijów z Chreszczatykiem, Dnieprem i Majdanem Niezależności pozostał w sercu piłkarza.
Występował również poza granicami Ukrainy: w Mołdawii i Grecji. Trafił wreszcie za Bug. Jakby wędrując z nurtem tej granicznej rzeki, znalazł się nad Bałtykiem. Podpisał umowę z Arką Gdynia. 6 lutego 2013 zadebiutował w reprezentacji Ukrainy. Kilkanaście lat potem musiał bronić kraju dosłownie. Chwycił za karabin.
Bogdanow zawiesza głos, zbiera myśli. – 22 lutego byłem w ośrodku treningowym, jakieś 70 kilometrów od Kijowa. Przygotowywaliśmy się do startu ligi. O ile dobrze pamiętam, to następnego dnia był poranny trening w Buczy, a dzień później mieliśmy jechać do Lwowa na mecz z Ruchem. Obudzili nas rano dwudziestego czwartego mówiąc, że zaczęła się wojna – wspomina piłkarz Kołosa Kowaliwka.
– Od razu wsiadłem do samochodu i wróciłem do siebie, do Kijowa. Nie potrafię ci powiedzieć, jakie miałem myśli. To było przerażające. Ludzie nie wiedzieli, co się dzieje z państwem. Nic nie wiedzieli. Niczego nie byli pewni. To nie jest coś, co można opisać słowami – wyznaje. – Do 2 marca siedziałem w domu.
Bezczynność go dobijała. Zadzwonił więc do Ołeksandra Alijewa, byłego reprezentanta Ukrainy oraz piłkarza Dynama Kijów. – On był członkiem Obrony Terytorialnej Miasta Kijowa. Zapytałem, czy mogę pomóc. Tak poszło. Wykonywałem postawione mi zadania, a pracy było naprawdę dużo – mówi.
Jest dyskretny. – Obrona Terytorialna to nie było wojsko. Zwykli ludzie. Kopaliśmy okopy, ustawialiśmy barykady. Na bieżąco odbudowywaliśmy miasto. To, co się dało. Rozdzielaliśmy też pomoc humanitarną. Trzeba było przyjąć, zmagazynować, rozdysponować. Dużo pracy – streszcza.
Andrij Bogdanow (były gracz Arki Gdynia) to jeden z lepszych piłkarzy Kolosa Kowaliwka. Dziś dołączył do Aliewa w armii terytorialnej. pic.twitter.com/9TGyFEz8lO
— BuckarooBanzai (@Buckarobanza) March 5, 2022
Oleksandr Aliyev calls out 🇺🇦 born traitors - Anatoliy Tymoshchuk & Ivan Ordets who remain in Russia since the war
— Zorya Londonsk (@ZoryaLondonsk) March 5, 2022
He also praises Voronin & Rakitskyy for leaving the country and showing the ‘true patriots’ that they are
Getting carried away by latter pic.twitter.com/0NUpJBdKuN
"Eksplozje rozświetlają ulice"
– W marcu sytuacja była bardzo napięta. Pamiętasz Buczę, Irpień i Hostomel? Ruscy byli dziesięć kilometrów od miasta. Wdzierali się już do Kijowa. To były ciężkie dni. Odpoczywaliśmy, tylko śpiąc – wyznaje. – Pamiętam dobrze, jak w kwietniu wycofywali się ze stref okupacyjnych, ale to nie znaczyło, że mogliśmy odsapnąć. Analizowaliśmy możliwe scenariusze. Cały czas ćwiczyliśmy, żeby być gotowym na wszystko. Wtedy zaczęły się częstsze patrole. Godzina policyjna. Pilnowanie porządku – tłumaczy rozmówca.
W ubiegłym roku te trzy miasta wymienione przez piłkarza zyskały międzynarodowy rozgłos. Według władz Ukrainy Rosjanie zamordowali w Buczy 410 osób. Tylko w masowym grobie przy cerkwi św. Andrzeja Apostoła miało znajdować się 40 ciał. Na przełomie lutego i marca toczyły się niezwykle krwawe walki o Irpień oraz lotnisko w Hostomelu. Tak
wyniszczające, że Hostomel dostał tytuł miasta-bohatera. A te miejscowości dzieli zaledwie kilka kilometrów od Kijowa.
Stolica Ukrainy pozostawała pod ciągłym ostrzałem. – To był moment. W Sylwestra rakieta trafiła w hotel Alfavito. Sto metrów od mojego domu – Andrij snuje opowieść. Zginęła jedna osoba, dwadzieścia było rannych. Jarosław Mutenko stał nieopodal, wpatrując się w witraż szkła "ułożony" na chodniku przez rosyjski pocisk. – Nasi wrogowie mogą zniszczyć nasz spokój, ale nie zniszczą ducha – mówił AFP. – I tak pójdę na imprezę sylwestrową. Chcę spędzić ten czas z przyjaciółmi. To bardzo ważne w takich chwilach.
This video published by Kyrylo Tymoshenko, deputy head of the President's Office, shows the Alfavito hotel in central Kyiv, which was damaged by Russia's mass missile strike on Dec. 31. pic.twitter.com/VjjqrYXxn5
— The Kyiv Independent (@KyivIndependent) December 31, 2022
– W maju zrobiło się spokojnie. Sytuacja w mieście powoli się normalizowała. Cały czas towarzyszyło nam pytanie: co dalej? – mówi już spokojniej Andrij. – Jako Obrona Terytorialna pozostawaliśmy w gotowości. Ciągle analizowaliśmy schematy działań, trenowaliśmy. Byliśmy gotowi – tłumaczy.
– Dwieście, a może nawet trzysta osób z mojej "części" Obrony Terytorialnej sformowało oddział i wyjechało walczyć do Bachmutu, w obwodzie donieckim, gdzie toczą się zaciekłe walki – uzupełnia przekaz. – Ja nie pojechałem. Wiesz, nie było rozkazu. Ci odważni udali się tam z własnej woli. Walczyli przez ponad 40 dni.
"Na południe od tej miejscowości Ukraińcy poprawili swoją sytuację nocnymi kontratakami. Odrzucili Rosjan o kolejny kilometr od kluczowej dla zaopatrywania Bachmutu drogi N32. Natomiast na północ od miasta, gdzie sytuacja po zdobyciu przez Rosjan Sołedaru groziła głębokim oskrzydleniem, wprowadzili do walki znajdującą się w odwodzie 17 Brygadę Pancerną" – to jedno z najnowszych
doniesień z miasta pułkownika rezerwy Piotra Lewandowskiego na stronie oko.press.
Arka pamięta
Może wielu Ukraińców chciałoby, żeby wspominany tutaj Superpuchar Polski stał się alegorią wojny. Zaczęło się źle. Andrij trafił do własnej bramki, próbując przeciąć podanie. Przed przerwą doprowadził jednak do remisu. Mocnym strzałem pokonał Arkadiusza Malarza. Arka Gdynia wygrała 3:2, a on uniósł zwycięską paterę.
Na Orłowie pamiętają ukraińskiego pomocnika. Gdyby chciał, mógłby tu wrócić w każdej chwili. – W Gdyni są bardzo dobrzy ludzie. Mariusz, Damian i Wołodymyr, Ukrainiec, który od lat mieszka w Polsce, to kibice Arki o wielkim sercu. Bardzo mi pomagali. Przywieźli nam masę pomocy humanitarnej. Wsiadali do samochodów i przyjeżdżali na Ukrainę. Mariusz był nawet w Buczy – zdradza Bogdanow. – Jestem wdzięczny Polakom za pomoc. Zjednoczyliśmy się. Pokazaliśmy, że jesteśmy braćmi.
Te transporty pomocy humanitarnej organizował i koordynował Mariusz Delgas, akcjonariusz Arki Gdynia. Wojna na Ukrainie to nie jest jego pierwsze doświadczenie w tak poważnym konflikcie. Angażował się już w pomoc podczas wydarzeń na Bałkanach w latach 90.XX w.
– Od początku wojny byłem na granicy. Przejście graniczne w Hrebennem stało się pierwszym punktem pomocy dla rzeszy uciekinierów z Ukrainy. Dostawali ubrania, koce, a warto pamiętać, że stali zimą w kolejkach pod dwie, nawet trzy doby – przypomina Delgas. – Woziliśmy pomoc na Ukrainę i wwoziliśmy uchodźców do Polski. Nasz rekord to 21 osób w mercedesie sprinterze.
– Skontaktowałem się z Andrijem na początku wojny. Powiedział, że idzie do Teroborony i że niczego nie potrzebuje. Podziękował i prosił, żeby się nie martwić – kontynuuje akcjonariusz Arki. – Poznaliśmy Ukraińców, którzy jechali do Kijowa. Przez nich przekazaliśmy paczki Andrijowi. Głównie jedzenie. Daliśmy adres i numer telefonu. Odebrał przesyłkę cztery dni później.
Bogdanowa wspierali koledzy z szatni Arki. Wymieniał wiadomości m.in. z Rafałem Siemaszko, Michałem Nalepą i... Marcusem da Silvą. – Myślę, że na początku honor mu nie pozwalał o nic prosić. Po pierwszej dostawie, tej niespodziewanej, Andrij się otworzył. Pisał, czego potrzebuje, a my staraliśmy się to dostarczyć do Kijowa – opowiada Delgas.
W Obronie Terytorialnej dostał karabin, ale na początku służył w zwykłej, dresowej bluzie. Bojówki w kolorze khaki zastępowały wojskowy uniform. – Najbardziej potrzebne były plecaki, kamizelki kuloodporne, okulary przeciwodłamkowe, mundury i rękawice taktyczne. Także pieluchy. Dla dorosłych. Wie pan, dla snajperów – wspomina Delgas. – Właściwie to my umundurowaliśmy jego, Saszę Alijewa i ich sześcioosobową drużynę.
"Dziękuję"
Pamiętam, jak poznałem Bogdanowa. Staliśmy w mix-zonie na stadionie Cracovii. Początkowo nie chciał rozmawiać, ale jakoś złapaliśmy wspólny język. Opowiadał o Enrique Esquedzie, wrzutach z autu i grze z Andrijem Jarmołenko. Rozmawialiśmy także o sytuacji w Donbasie po 2014.
– Dalej jest niespokojnie. My, z drużyną Olimpiku Donieck, mieszkaliśmy w Kijowie. Mecze graliśmy na kijowskim stadionie im. Walerego Łobanowskiego. Przez chwilę też w Sumach. Atmosfera nie jest najlepsza, ale jak zaczęliśmy grać dobrze, to pojawili się kibice – przekonywał wtedy.
Teraz, po tonie głosu poznałem, że nie o wszystkim chce rozmawiać. To, co robi w tzw. Teroboronie najchętniej zamknąłby słowami "bronię Ukrainy". – Andrij łapał dywersantów. To ciężka praca wymagająca krzepy i dlatego jako sportowiec się w tym odnalazł. Do czegoś takiego trzeba być przygotowanym kondycyjnie. Umieć się bić – zdradza ktoś z otoczenia.
Kwotę 10.000 zł Hubert wraz z drużyną przekaże na wsparcie dla byłego piłkarza Arki, Ukraińca Andrii Bogdanov. ������ pic.twitter.com/fJ7kb7AqiJ
— Arka Gdynia (@ArkaGdyniaSA) May 8, 2022