Robię swoją robotę. Staram się dawać full gaz, kiedy mogę. Jestem spełnionym sportowcem, nawet jak zdobyłem pierwszy medal to było spełnienie – przyznał Piotr Żyła, który w Planicy obronił złoty medal mistrzostw świata w konkursie na skoczni normalnej.
Patryk Pancewicz (TVP Sport): – Co za wieczór?! Co za konkurs dla ciebie!
Piotr Żyła: – Jestem w szoku! Po pierwszej serii byłem rozczarowany. Myślałem: może na dużej skoczni będzie szansa (Żyła był 13. na półmetku – red.). Ale jeszcze jeden skok został. Chciałem swoją robotę zrobić. To był dobry skok. Haha! To był taki skok z tych lepszych, bo go nie pamiętam. Pierwszy też był w porządku, popełniłem drobny błąd. Ale miałem dziś dobre samopoczucie, wygrałem też serię próbną.
– Bronisz tytułu mistrza świata. Coś niesamowitego. Ostatnio dokonał tego Adam Małysz.
– Zrobiłem podobnie jak w Oberstdorfie. Zapamiętałem sobie drastyczne sposoby katowania mojego organizmu. Ale warto wyciągnąć organizm na 100 procent wtedy, kiedy trzeba.
– Wchodzisz w takie tryby niezrozumiałe dla nas. O co chodzi z tym katowaniem organizmu?
– Nie rozumiem też tych trybów, ale jutro nie będę funkcjonował. To znaczy chyba będę startował, no może jak zapiję, to nie. Haha! Nie, no oby nie było tak jak w Oberstdorfie!
– Czujesz się spełniony jako sportowiec?
– Nie myślę o tym. Robię swoją robotę. Staram się dawać full gaz, kiedy mogę. Jestem spełnionym sportowcem, nawet jak zdobyłem pierwszy medal to było spełnienie. Cele sobie stawiam, aby dobrze funkcjonować. Ja muszę mieć cel, wizję, wtedy jest mi lepiej.
– Wyobrażasz sobie, że będziesz skakał jako 40-latek?
– Trudno powiedzieć co będzie. Przedłużyłem sobie teraz. Za dwa lata muszę skakać, jak taki plastron dają. Nie stawiam sobie granicy. Sezon się kończy, chwila przemyślenia, plan, działam na następny. Póki organizm daje radę skacze, ostatnio nawet kolana nie skrzypią.