Przejdź do pełnej wersji artykułu

Planica 2023. Wielki powrót Andreasa Wellingera. W Polsce Horngacherowi nie wyszło

/ Andreas Wellinger wrócił z powrotem do elity. A był już na sportowym dnie (fot. Getty) Andreas Wellinger wrócił z powrotem do elity. A był już na sportowym dnie (fot. Getty)

Był bożyszczem nastolatek i królem igrzysk, a potem nagle kontuzjowanym słabeuszem. Andreas Wellinger od dna odbił się już po dwa medale mistrzostw świata w Planicy. – Historia jego kariery jest inspiracją – przyznał Maciej Kot. Kiedy Stefan Horngacher pracował w Polsce, z nim mu się nie udało.

Czytaj też:

Reakcja Piotra Żyły (L) na zdobycie mistrzostwa świata oraz zawiedziony Karl Geiger (fot. Getty)

Planica 2023. Piotr Żyła płakał ze szczęścia, rywale z frustracji. Przegrani normalnej skoczni

Korespondencja z Planicy

2,6 punktu na normalnej skoczni w Planicy równa się niespełna 1,5 m odległości. Gdyby Andreas Wellinger dołożył w sobotę tyle w którymś ze skoków, to on – a nie Piotr Żyła – byłby mistrzem świata. Tymczasem kiedy Polak dwa lata temu sięgał po tytuł po raz pierwszy, Niemiec w ogóle nie pojawiał się na skoczni. Bo chwilę wcześniej w Szczyrku brał udział w trzecioligowym FIS Cup, nie wszedł nawet do drugiej serii i uznał, że w takim kształcie to wszystko nie ma sensu.


Andreas Wellinger wziął i wrócił. Jak kiedyś Stefan Horngacher

Dlatego powrót tego chłopaka na szczyt światowej hierarchii jest jak historia na film. Odkąd w 2018 roku Wellinger zostawał mistrzem olimpijskim w Pjongczangu, zdążył upaść jak Ikar. Po sobotnich zawodach nawet FIS opublikowała w mediach społecznościowych post, przypominając, że to jego pierwsze osiągnięcie w dużej imprezie od 2018 roku. I że pan celnik z Chiemgau może być i rzeczywiście jest inspiracją.

To prawda. Na Pucharze Świata w Rasnovie rozmawiałem nawet o tym ze Stefanem Horngacherem. O tym, żeby się nie poddawać, bo w skokach wszystko jest możliwe – przyznaje Maciej Kot, nasz rodzimy symbol borykania się z kryzysem formy. Kryzysem, który zaczął się w czasach tego samego szkoleniowca i z którym ten sam szkoleniowiec ostatecznie się nie uporał.

28-latek, z którym Stefanowi udało się akurat znakomicie, w Rumunii wygrał dwa konkursy – indywidualny i ten w duecie. To było tuż przed przyjazdem do Słowenii. Wcześniej w Lake Placid też zgarnął podwójne podium PŚ, zwyciężając w bardzo silnej obsadzie. Miłośnicy statystyk mieli pożywkę. Wyliczono m.in., że wygrywając wcześniej kwalifikacje, Andi zrobił to pierwszy raz od sześciu lat. A triumf przyszedł po ponad pięciu. Sprawdzający takie smaczki na Twitterze Tomasz Golik zauważył, że w całej historii PŚ tylko ośmiu skoczków miało dłuższą przerwę pomiędzy jednym a drugim sukcesem w konkursie tej rangi. Co zabawne, trzeci na liście all-time w tej kategorii jest Stefan Horngacher – facet, który wyciągnął Wellingera z tej zapaści.

A przecież konkurs indywidualny na K95 w Planicy to dopiero początek. Także dzięki Wellingerowi w niedzielę Niemcy piąty raz z rzędu wygrali na MŚ mikst, a od środy zabawa przenosi się na duży obiekt. Tam czekają na skoczków kolejne dwie szanse, co bynajmniej nie zakończy sezonu. W Pucharze Świata przecież do rozegrania zostało jeszcze dziewięć konkursów. Andreas – jako jeden z tylko trzech zawodników w stawce – wystąpił dotąd we wszystkich poprzednich tej zimy. Wygrał już dziewięć pojedynczych serii w elicie – mniej jedynie od Stefana Krafta, Dawida Kubackiego i Halvora Egnera Graneruda. Jeśli w marcu złapałby wiatr w żagle, to przy odrobinie szczęścia mógłby zaatakować nawet trzecie miejsce w klasyfikacji końcowej. Obecnie jest szósty.

Czytaj też:

Planica 2023. Siatkonoga, wycieczka rowerowa, kolacja... Jak wyglądają najbliższe plany polskich skoczków?

Taki tam mają zwyczaj, że przekreślają. A on powiedział, że wie lepiej

Nie chcę już dzisiaj pamiętać o wszystkim, co było: zerwanych więzadłach krzyżowych [2019 – przyp. red.], złamanym obojczyku, upadkach czy koronawirusie, który zabrał mi igrzyska w Pekinie. To był koszmar. Ale to był inny Andreas Wellinger. Starałem się zawsze zachowywać pogodę ducha, tylko że to niełatwe, kiedy życie co chwilę cię tak dojeżdża – opowiedział bohater ostatnich dni niemieckim reporterom. A ci, pisząc o nim artykuły, pozwalali sobie nawet na tak duże słowa jak "zmartwychwstanie". Bo w końcu wcześniej część z nich sama już go przekreśliła. – Taki tu mamy zwyczaj, niestety – ironizuje Luis Holuch, dziennikarz portalu skispringen.com. Ale to nietrudno zrozumieć. W końcu to był chłopak, któremu do tej pory wychodziło wszystko jak po maśle. Debiut w PŚ? 17 lat i piąte miejsce. Pierwsze podium? Kilkanaście dni później. Pierwsze złoto na igrzyskach – w Soczi, przed 20. rokiem życia. A tu nagle wszystko się zawaliło.

Po takich urazach kolan, jakie spotkały Wellingera, gwiazdy takie jak Severin Freund, Stephan Leyhe, David Siegel ani Carina Vogt nie dały sobie rady. A on sobie dał. Podobnie jak po 2014 roku i Kuusamo, kiedy runął na zeskok po utracie kontroli w locie, choć tamto zdarzenie było igraszką przy tym, co spotkało go kilka lat później.

Teraz mam wrażenie, że został liderem mojej ekipy. Jego potencjał maksymalny jest teraz przynajmniej tak samo duży jak Karla Geigera – podkreśla Horngacher.



Wellinger zaczął szukać. Znalazł narty – od alpejczyka

Holuch, tak jak wszyscy, jest pod wrażeniem przemiany całej niemieckiej kadry. I samego Wellingera. Przypomina sobie, że kiedy ten rehabilitował uszkodzoną nogę, dowiedział się, że być może już nigdy kolano nie będzie w stu procentach sprawne. Dlatego zaczął szukać alternatyw, był ciekawy, gdzie można nadrobić braki w mobilności. Tak najpierw porzucił narty Fischera na rzecz Augmentów, a następnie w enigmatycznym projekcie swojego sponsora pozyskał deski marki Van Deer – pomysł Marcela Hirschera, który był legendą PŚ, tyle że alpejczyków. Dziś na tym sprzęcie skoczek regularnie ląduje w ścisłej czołówce rankingów prędkości na najeździe, co we współczesnych skokach ma gigantyczne znaczenie.

Tylko że do tego – przypomina Horngacher – potrzebne jest jeszcze poprawne ułożenie ciała w pozycji. Czyli zginanie kolana, które dopiero co cięto skalpelami.

Myślę, że to dla wszystkich nas nauczka: żeby nikogo za szybko nie przekreślać. Na nim postawiono krzyżyk. I może to mu pomogło, bo zniknął z radarów i nie miał na sobie aż takiej presji? Oczywiście, wielu w historii nie udawało się wrócić. Ale Andreas rzeczywiście może służyć za przykład. To wciąż młody zawodnik, który wcześnie zdobył bardzo wiele. Teraz wydaje się, że zaczął drugi etap. Że tak jakby zaczął nową karierę – kończy Holuch.

W środę mężczyźni zaczną w Planicy drugi etap – na dużej skoczni. W czwartek kwalifikacje, na piątek popołudniu zaplanowano konkurs. Apetyty Niemców są rozbudzone do granic. Wellingera osobiście – na pewno podwójnie, choć on ma już prawo czuć się tutaj spełniony. Bo wrócił. Bo "zmartwychwstał".

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także