| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
Dzięki sądom polubownym w sporcie sprawy miały być rozstrzygane szybciej i taniej. – To, co się dzisiaj dzieje, jest dla mnie niepojęte. Nie zawsze, choć często jest tak, że rozpatrzenie sprawy sprowadza się do tego, że strona albo jej pełnomocnik ocenia, kto będzie w składzie i jak dobrze tego sędziego zna. To niestety z założenia burzy nam poczucie bezstronności – mówi w TVPSPORT.PL Tomasz Dauerman, prawnik, twórca prawa sportowego w Polsce, Prezes Polskiego Komitetu Sportów Nieolimpijskich.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Według moich informacji jedna z byłych siatkarek IŁ Capital Legionovia Legionowo złożyła pozew do Sądu Polubownego dnia 31 maja 2022 roku. 24 listopada, czyli kilka miesięcy później, Sąd Polubowny rozstrzygnął tę sprawę na korzyść zawodniczki. Czy jest dla pana dziwne, że takie sprawy zajmują tyle czasu?
Tomasz Dauerman: – To jest dla mnie oczywiście termin nieakceptowalny, bo nie takie były założenia funkcjonowania sądów polubownych. Miały wpisane w swoją naturę to, że powinny rozstrzygać sprawy szybko. Te terminy, które pani przytacza, absolutnie takimi nie są, przy czym podobne sprawy nie są także skomplikowane.
Osobiście złożyłem pozew w połowie września. Został rozpatrzony na początku lutego, ale nie termin był dla mnie w tym przypadku problemem. Przede wszystkim oburzył mnie fakt, że mój dokument od razu zawierał wniosek o tak zwane zabezpieczenie powództwa. Od samego początku wykazywałem w pozwie, że istnieje realne zagrożenie dla reprezentowanej przeze mnie strony, że zanim doczekamy się wyroku, będzie on już tylko do powieszenia na ścianie, bo druga strona nie będzie wypłacalna. Przekazałem na to dowody, pomijając fakt, że to, że źle dzieje się w klubie IŁ Capital Legionovia Legionovo było faktem powszechnie znanym.
Oczekiwałem tego – bo pozwalała mi na to sądowa instytucja zabezpieczenia – że organ natychmiast wyda postanowienie o zabezpieczeniu. Kolejnym krokiem po zatwierdzeniu tak zwanej klauzuli wykonalności w sądzie powszechnym byłoby więc skierowanie sprawy do komornika, by ten zajął wierzytelności, jakie Legionovii przysługiwały z tytułu na przykład praw transmisyjnych. Dzięki temu mój klient miałby zabezpieczone roszczenie.
Stawiam więc pytanie, gdzie tu jest błąd i gdzie jest problem, przez który sąd nie mógł natychmiast rozpatrzeć wspomnianego wniosku o zabezpieczenie. Śmieszny z punktu widzenia prawa jest natomiast fakt, że finalnie tego samego dnia sąd wydał najpierw postanowienie o zabezpieczeniu, a dwie minuty później wyrok orzekający na rzecz powoda konkretną kwotę. Według mnie to ignorancja narzędzi prawnych stworzonych w regulaminach. Mam prawo postawić pytanie, dlaczego tak się dzieje. Co jest powodem tego, że jest 23 arbitrów, w tym trzynastu prawników profesjonalnych, którzy w Sądzie Polubownym są dobrowolnie, bo chcą orzekać i czekają, aż zostaną poinformowani, żeby stworzyć składy orzekające, a następnie nie są w stanie zastosować się do prostych procedur.
– Według przedstawicieli Polskiej Ligi Siatkówki, przy której działa Sąd Polubowny, ten rozpatruje średnio od piętnastu do dwudziestu spraw rocznie. Może więc po prostu nie było czasu, by zająć się tym szybciej?
– To jest absurd tej sytuacji. Orzeka się w składach trzyosobowych, więc tych zespołów można naprzemiennie tworzyć całe mnóstwo. Moja sprawa miała sygnaturę o numerze sześć, to była szósta sprawa w tym roku kalendarzowym. We wrześniu wniosłem ją i dopiero w lutym dostałem postanowienie o zabezpieczeniu, kiedy już wszyscy wiedzieli, że Legionovia upadła. Zgodnie z regulaminem Sądu Polubownego przy PLS miało to być rozpatrzone niezwłocznie, natychmiast.
Jestem gotów przyjąć teoretyczne założenie, że dopóki nie ma wyroku, nie wiadomo, jaki zapadnie. Trzeba poczekać, aż sąd rozpatrzy sprawę na podstawie wszechstronnie zebranego materiału dowodowego. Zgoda. W tym przypadku jednak już na początku arbitrowie mogli wydać postanowienie o zabezpieczeniu. Przecież w sporcie po to stworzyliśmy sądownictwo, żeby szybko, jednoinstancyjnie orzekało, i by służyło środowisku. Środowisko musi iść do tego sądu, bo tak skonstruowane są obligatoryjne przepisy wewnętrzne i nie ma innej alternatywy.
Sąd jest dla nas, a zamiast orzekać, czeka nie wiadomo na co. Jako prawnicy reprezentujący sportowców oczekujemy zebrania składu, przeprowadzenia postępowania dowodowego, wydania wyroku na podstawie dostarczonego materiału. Tak naprawdę nie mamy wpływu na to co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, nie znamy odpowiedzi na to, dlaczego akta tyle leżą na biurku i nikt z nimi nic nie robi. Co więcej, nie dostajemy żadnej informacji co ze sprawą, dopóki nie złapiemy za telefon, nie zadzwonimy lub nie napiszemy do sądu.
– Ile powinny więc trwać takie sprawy?
– Zależy to od stopnia skomplikowania spraw. Spodziewam się, że mogą trwać kilka miesięcy, ale sprawa prosta, windykacyjna, która jest najczęstszym przypadkiem wynikającym z niezapłaconych pieniędzy z kontraktu, powinna się zamknąć maksymalnie w trzech miesiącach. Jeśli towarzyszy jej wniosek o zabezpieczenie roszczenia, to powinien być on rozpatrzony maksymalnie w ciągu dwóch tygodni.
– Jakie jeszcze dostrzega pan uchybienia w systemie sądownictwa polubownego, akurat w przypadku siatkówki?
– W PLS niepokoi mnie przede wszystkim długość orzekania i to jest mój główny zarzut.
– A co pan sądzi o pomyśle, by w Sądzie Polubownym znaleźli się siatkarze i siatkarki? Kto będzie lepiej bronił interesu sportowca niż jeden z nich?
– Jak dla mnie nie ma przeszkód. W sporze prawniczym sportowcy postrzegani są niestety jako ci, którzy są na słabszej pozycji. Jeśli ktoś jako reprezentant czynnych sportowców chciałby zasiadać w Sądzie Polubownym, myślę, że wyszłoby to na plus. Należałoby jednak przestrzegać ogólnej zasady, by w składach orzekających w większości byli prawnicy. W takiej sytuacji w zespole trzyosobowym na przykład mogłoby zasiadać dwóch profesjonalnych sędziów z wykształceniem prawniczym, po skończonej aplikacji sędziowskiej, radcowskiej czy adwokackiej. Skoro w zespołach orzekających zasiada były trener, to dlaczego nie może zasiadać zawodnik.
– Czyli pana główne zastrzeżenie związane jest z niezrozumieniem tego, dlaczego orzekanie trwa tak długo. Czy argumentem są błędy lub braki formalne popełniane przez stronę powodową?
– Nie jest dla mnie argumentem to, że strony popełniają błędy. Jeżeli są to powtarzające się uchybienia, to należy poprawić regulamin, żeby jasno z niego wynikało, co robić, by wspomnianych pomyłek nie popełniać. To sądy są dla nas, a nie zawodnicy dla sądów. W ich naturze jest rozpatrywanie konfliktów wewnątrz środowiska, więc niech dopasowują przepisy, by były one zrozumiałe. Uważam, że to jest – jak to się ładnie mówi – temat zastępczy. W rzeczywistości sprawy są po prostu przetrzymywane.
– W pracy prawnika, który zajmuje się wieloma dyscyplinami, nie raz stykał się pan z sądami polubownymi. Która sytuacja zrobiła na panu największe negatywne wrażenie?
– Z największym oburzeniem podchodzę do niedawno rozpatrywanej sprawy, w której brałem udział jako pełnomocnik strony w sądzie polubownym przy Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Moje oburzenie zostało potwierdzone przez wyrok sądu apelacyjnego w Lublinie, który na moje argumenty zareagował uchyleniem wyroku, który zapadł przed sądem polubownym, czyniąc go tym samym nieważnym.
Jednym z postulatów, który miał towarzyszyć sądownictwu polubownemu, jest bezstronność arbitrów. Przypadek, o którym mówię, zaprzeczył temu. Po pierwsze, zgodnie z regulaminem, wspomniana bezstronność miała być przez arbitrów wyrażona od początku postępowania. Są oni zobowiązani zgodnie z regulaminem, który sami stworzyli, złożyć na piśmie oświadczenie o bezstronności. W omawianym przypadku takie dokumenty nigdy nie zostały złożone, co budziło od początku bardzo duże zdziwienie. Później było ono trochę mniejsze. Dlaczego? Kiedy wczytałem się w dokumenty, do których dotarła moja kancelaria, okazało się, że przewodniczący składu sędziowskiego, super–arbiter, pan profesor prawa, jednocześnie świadczy usługę prawną dla grupy kapitałowej, która sponsoruje klub sportowy będący stroną tego postępowania.
Z oficjalnych raportów grupy kapitałowej wynikało, że pan profesor uczestniczył w obsłudze prawnej inwestycji o wartości dwóch miliardów złotych. Jeżeli jako radca prawny, własna kancelaria prawna, profesor prawa, świadczył pomoc prawną przy inwestycji wynoszącej dwa miliardy złotych dla grupy kapitałowej, z której jednocześnie finansowany jest klub sportowy, nie udawajmy, że nie ma żadnych związków, które mogłyby podważać jego bezstronność.
Według mnie nie było to przypadkowe. W mojej ocenie nie złożył oświadczenia o bezstronności na piśmie, ponieważ wiedział, jakie idą za tym konsekwencje. Zataił przed nami – mówię zarówno o mnie, jak i o drugiej stronie – że pomaga prawnie grupie kapitałowej, która jest głównym sponsorem klubu. Jak mógł być wiarygodnym sędzią sądu polubownego orzekającym w danej sprawie, jeśli biznesowo był połączony z grupą kapitałową, która jest pośrednio stroną tego postępowania?
– Co pan zrobił?
– Obligatoryjnie spór pomiędzy klubem a reprezentowanym przeze mnie trenerem musiał być rozpatrzony przez Związek Piłki Ręcznej w Polsce. Nie mieliśmy innego wyjścia. Postępowanie zakończyło się dla nas negatywnie, ale na skutek skargi złożonej do sądu apelacyjnego wyrok został w zupełności unieważniony. W sumie straciliśmy dwa lata na rozpatrzenie sprawy, którą na końcu sąd apelacyjny potraktował jako skandaliczną.
Co gorsza, jeśli mielibyśmy się kierować istniejącymi zapisami prawnymi, jesteśmy skazani zwrócić się z powrotem do sądu polubownego przy Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Mój klient nie ma już do niego jakiegokolwiek zaufania. Z własnej inicjatywy nawiązał kontakt z EHF–em (europejską federacją – przyp. red.). Będzie próbować dochodzić sprawiedliwości i złożyć pozew przed arbitrażem sądu polubownego działającym przy EHF–ie. Spór wyprowadzimy poza w polski system prawa.
– Nieironicznie powiem, że w ostatnim czasie nieco dobrego słyszałam o tym, jak pewne sprawy załatwiane są w polskiej piłce nożnej, między innymi w odniesieniu do tego, że nawet jeżeli klub ma długi, to nie ma ich zazwyczaj względem swoich zawodników, przynajmniej jeśli chodzi o ten najwyższy poziom. Czy w przypadku Polskiego Związku Piłki Nożnej i generalnie organizacji Sądu Polubownego działającego w tej dyscyplinie można go traktować jako modelowy przykład?
– To jest moje subiektywne zdanie, ale na pewno podzieliłoby je wielu prawników, którzy reprezentują klientów przed piłkarskim Sądem Polubownym. Użyję tutaj mocnych słów, ale odnoszę wrażenie, że w dużej części piłkarski Sąd Polubowny funkcjonuje na zasadzie "konkursu świadectw". Kto lepiej zna struktury piłki nożnej, ma lepsze kontakty i relacje z działaczami w Polskim Związku Piłki Nożnej i łatwiej może dotrzeć do arbitrów, ten może liczyć na bardziej przychylne rozstrzygnięcie.
Niestety świat piłki nożnej to świat wielkich pieniędzy. W przypadku sądownictwa polubownego z przykrością stwierdzę, że zakrawa to wręcz o zjawiska korupcjogenne. Arbitrzy rozpatrują sprawy nie zawsze zgodnie z literą prawa, a bardziej z tym, która ze stron jest im bardziej przychylna i bliższa.
– To bardzo poważne wnioski. Uważa pan, że coś co miało upraszczać rozstrzyganie sporów, stało się tak naprawdę polem walki wpływów? Czy jest jakiś sposób na to, żeby to generalnie uzdrowić?
– Jestem zawiedziony tym, jak obecnie funkcjonuje sądownictwo polubowne. Nie o takie, niespełna dwadzieścia lat temu, lobbowałem. Byłem gorącym zwolennikiem powstania takiego organu, by, jak to kolokwialnie się mówi, koszula była bliższa ciału, czyli żeby zdjąć z sądów powszechnych orzekanie o sprawach sportowych. W końcu nie zawsze sąd powszechny musi znać się na sporcie i na detalach. Chciałem, by zajmowali się tym specjaliści, którzy znają ducha sportu i będą orzekać taniej, szybciej i z zachowaniem bezstronności.
To, co się dzisiaj dzieje, jest dla mnie niepojęte. Nie zawsze, choć często jest tak, że rozpatrzenie sprawy sprowadza się do tego, że strona albo jej pełnomocnik ocenia, kto będzie w składzie i jak dobrze tego sędziego zna. To niestety z założenia burzy nam to poczucie bezstronności. Później wszystko, co dzieje się w czasie postępowania dowodowego, zawsze obarczone jest niepokojem, czy postępowanie będzie prowadzone prawidłowo, czy nie.
– Jeszcze jakiś przykład?
– Mogę przytoczyć ostatni przykład, który jest rozpatrywany w tej chwili. Nie wiem, jaki zapadnie wyrok. Już teraz nie podoba mi się jednak procedura. Z jednej strony mówi ona, że sąd orzeka według swego uznania,
ale na bazie wszechstronnie zebranego materiału dowodowego. Z drugiej doszło do sytuacji, w której wnioskowałem do sądu o to, by zobowiązał klub piłkarski do dostarczenia pewnych dokumentów, wiedząc, że będą one miały znaczenie dla sprawy. Nie zrozumiałem, dlaczego sąd mi odpowiedział, że każda ze stron jest zobowiązana sama dostarczyć dokumenty. Owszem, obowiązuje tak zwana zasada kontradyktoryjności, na mocy której każda ze stron przynosi dokumenty, ale ona ma sens tylko wtedy, kiedy ja jako strona jestem w stanie posiąść te dokumenty. Jako przykładowy Jan Kowalski nie mam żadnego wpływu na klub sportowy, by go zobowiązać do tego, by przedstawił omawiane przeze mnie dokumenty w toczącej się sprawie. Zaznaczę również, że posiłkowo sąd polubowny może korzystać z przepisów procedury sądownictwa cywilnego. Ta dopuszcza to, że można do sądu wnioskować o to, by zobowiązał instytucję do dostarczenia dokumentów. Nie rozumiem, dlaczego w tym konkretnym przypadku mi się tego odmawia. Jak to się ma do reguły, która mówi się, że się orzeka na podstawie wszechstronnie zebranego materiału? Chcę przedstawić konkretny materiał, ale niestety nie jestem w jego posiadaniu. Proszę sąd, by wystąpił o to do klubu, po czym dostaję odpowiedź negatywną.
Zasada kontradyktoryjności nie polega na tym, że wyłącznie my mamy dostarczyć dokumenty. Opiera się o to, że my mamy podejmować inicjatywy dowodowe. Moją inicjatywą dowodową jest zwrócenie uwagi, że pewne dokumenty ważne dla sprawy znajdują się w klubie. Przejawiam wspomnianą inicjatywę, wpisuję się w zasady kontradyktoryjności i proszę sąd, żeby jego autorytet spowodował, że klub przedstawi dokumenty. Ja występując do klubu jako ktoś grający "do innej bramki" nie osiągnę przecież nic.
To jest mała rzecz, która robi różnicę. Takie zachowanie sądu polubownego rodzi we mnie wątpliwość, dlaczego ten tak postępuje. Co to oznacza? Czym się kieruje? Czy zależy mu na tym, by nie zebrać kompletnego materiału dowodowego? Nie jestem pieniaczem procesowym, mówię o konkretach.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.