FIS oczekuje wyjaśnień po skandalu z wynikami MŚ. "Mieliśmy wielki fart"

Rosyjski skoczek przeciwko wojnie. Został zatrzymany przez służby

Czytaj też

Rosyjski skoczek przeciwko wojnie. Został zatrzymany przez służby

Korespondencja z Planicy

Bałagan po konkursie kobiet o mistrzostwo świata na dużej skoczni wreszcie udało się posprzątać. Po interwencji polskich statystyków FIS wymusił na firmie Swiss Timing ponowne przeliczenie wyników zawodów w Planicy. Okazało się, że czujni obserwatorzy – na czele z Tomaszem Golikiem, który sygnalizował sprawę jako pierwszy – mieli rację, mówiąc, że użyto nieprawidłowych rekompensat za zmianę belki najazdowej. FIS dobę po konkursie zaktualizowała wyniki, a w piątek przed południem – po kolejnej interwencji – to samo stało się z rezultatami kwalifikacji.

Zaszły tylko kosmetyczne zmiany. Duże różnice punktowe pomiędzy zawodniczkami uchroniły FIS przed skandalem. Pytanie, jakie teraz zadaje sobie wierchuszka federacji, brzmi: jak nie dopuścić do tego ponownie.

FIS czeka na oficjalne wyjaśnienia od firmy pomiarowej. Najpewniej błąd ludzki

– Mieliśmy nieprawdopodobnego farta – przyznaje Horst Nilgen, rzecznik ds. skoków przy FIS. I wtóruje mu Hubert Mathis, delegat techniczny zawodów, który pracował tamtego dnia w konkursie. – Nie chcę nawet myśleć, jak duży mielibyśmy problem, gdyby okazało się, że trzeba zmieniać kolejność na podium. Albo że któraś zawodniczka nie przeszła kwalifikacji, choć tak naprawdę powinna – mówi, gdy spotkaliśmy się w biurze zawodów, aby wyjaśnić sprawę.

Mathis jest wdzięczny polskim statystykom za czujność. I zapowiada, że te wydarzenia z Planicy przyczynią się do zmian. Nie rozumie bowiem tego, jak to możliwe, że przelicznik za belkę mógł zmienić się na nieprawidłowy pomiędzy treningiem a kwalifikacjami – na jednej skoczni, w jednym systemie, dzień po dniu. To – mówi delegat – jest aktualnie kwestią numer jeden do wyjaśnienia. Bo źródło problemu powinno powiedzieć, jak uniknąć takiej wpadki w przyszłości. Firma Swiss Timing, która odpowiada za zbiór i analizę danych przy skokach, została zobligowana do przedstawienia oficjalnego raportu. Już wcześniej miała wstępnie przyznać, że najpewniej był to błąd ludzki, a nie awaria komputerów.

– Dlaczego więc komputery nie mają czegoś w rodzaju bezpiecznika na wypadek takich omyłek? – dziwi się Mathis. To właśnie, taki bezpiecznik, ma być skutkiem kłopotliwej historii z Planicy.

Zmiana firmy? Chyba nie. Usprawnienie systemu – koniecznie

Jury FIS dobiera jednak słowa z ostrożnością. Działacze przekonują, że ich partner technologiczny to grupa doświadczonych osób, które wykonują w trakcie zawodów bardzo ciężką pracę. Obsługują system, który jest skomplikowany i wymaga dużej praktyki.

Ale z drugiej strony – przyznają oficjele federacji – wyliczenie, które obnażyło nieścisłość w wynikach, było banalnie proste. W czwartek, kiedy interweniowaliśmy u Mathisa pierwszy raz, wykonaliśmy je w kilku ruchach na zwykłym telefonie. – Teraz to oczywiste, ale na żywo w trakcie konkursu nie sposób odkryć taki detal – przyznawał wówczas działacz. W FIS doskonale zdają sobie sprawę, że na podobne wtopy tak duża federacja nie może sobie pozwolić. Zwłaszcza że to nie pierwszy przypadek, gdzie kibice dopatrzyli się błędów podobnego rodzaju. Przykłady z poprzednich lat, publikowane m.in. na Twitterze przez zapaleńców, także przekazaliśmy federacji.

Szczegóły umowy pomiędzy federacją a Swiss Timing są tajne i nie wiadomo, jak długo jeszcze firma będzie pracować przy skokach. Zresztą, trudno sądzić, aby to wydarzenie miało wpływ na tę współpracę. Usprawnienie systemów, które – jak się okazało nie są nieomylne – jest jednak koniecznością. Szkoda, gdyby ktoś kiedyś stracił przez błąd uczciwie wygrany medal. A dokładnie to przecież w 2013 roku o mały włos przytrafiłoby się Polakom w Val di Fiemme.

Rosyjski skoczek przeciwko wojnie. Został zatrzymany przez służby

Czytaj też

Rosyjski skoczek przeciwko wojnie. Został zatrzymany przez służby