| Czytelnia VIP

Zapomniane życiorysy. Tomasz Rząsa. Polak, ale w porządku!

Tomasz Rząsa na PGE Narodowym w Warszawie (fot. PAP).
Tomasz Rząsa na PGE Narodowym w Warszawie (fot. PAP).
Sebastian Piątkowski

W sobotę 11 marca pięćdziesiąte urodziny świętuje Tomasz Rząsa – były reprezentant kraju i … poliglota, a obecnie dyrektor sportowy Lecha Poznań.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Zniknął po aferze korupcyjnej. Historia polskiego medalisty IO

Czytaj też

Wojciech Rudy w akcji w meczu Polski z Belgią (fot. Getty)

Zniknął po aferze korupcyjnej. Historia polskiego medalisty IO

Sebastian Piątkowski(TVP Sport): – Dzień dobry! To ma być wywiad urodzinowy...
Tomasz Rząsa : – Rozumiem, że ma pan dla mnie prezent.

– Prezentu nie mam, ale... gwarantuję dobrą pamięć. Pamiętam choćby, że przed meczem Feyenoordu z Borussią Dortmund pożegnałem kolegów słowami: – Fajnie, że zobaczymy Rząsę, a i van Hooijdonk pewnie strzeli gola z wolnego!
– Wszystko się sprawdziło! Akurat ten mecz ułożył się nam znakomicie. Rzadko się bowiem zdarza, by areną finałowego meczu był stadion gospodarzy. Własna publiczność w Rotterdamie była sporym handicapem.

A drugim było zdobycie mistrzostwa Niemiec przez Borussię zaledwie kilka dni wcześniej. Wprawdzie w prywatnych rozmowach Niemcy zarzekali się, że nie odmrozili szampanów, ale nie do końca wierzyliśmy w te zapewnienia.

– Coś musieli mówić…
– Otóż to, tym bardziej, że mistrzostwo Niemiec było ich nadrzędnym celem.

– Amoroso i Jan Koller…
– Dortmund miał bardzo mocny zespół, natomiast nam, jak wspomniałem, dopisywało od początku szczęście. Przede wszystkim czerwoną kartkę zobaczył Juergen Kohler, kończący piękną karierę. W pierwszych minutach popełnił szkolny błąd i musiał faulować Tomassona.

Jedenastkę wykorzystał Hooijdonk, a niebawem trafił raz jeszcze, tym razem z wolnego.

– I teoretycznie mieliście mecz pod kontrolą.
– Nic bardziej mylnego! Po przerwie rywale zdobyli bramkę z karnego, ale na szczęście po chwili trafił Tomasson. Goście nie zamierzali poddać się bez walki, czego dowodem bramka Kollera na 3:2. Tak zakończyło się to spotkanie, choć do ostatnich minut musieliśmy drżeć o wynik.

– Pierre van Hooijdonk imponował swobodą ruchów. Podbiegał do piłki od niechcenia, po czym nadawał jej niesamowitą rotację.
– Miał dobrze ułożoną stopę, a wysoki wzrost nie przeszkadzał mu w swobodnym operowaniu piłką. Kiedyś wyliczono, że pod względem skuteczności strzałów z rzutów wolnych przewyższał procentowo nawet Platiniego!

Co zrozumiałe, często wykorzystywaliśmy te umiejętności, szczególnie, gdy nam nie szło, a celny strzał z 20 lub 25 metrów mógł zmienić obraz gry. Tak było między innymi w pewnym meczu z Utrechtem, podczas którego niemiłosiernie się męczyliśmy.

. Natomiast trafienie van Hooijdonka w meczu z Freiburgiem to maestria. Kopnął z lewego sektora, po długim rogu. Rzadko ogląda się tak efektowne gole.

– Feyenoord to chyba przyjazne miejsce polskim piłkarzom?
– Wydaje się, że tak, wystarczy wspomnieć Smolarków, Jurka Dudka, Tomka Iwana, Marka Saganowskiego i kilku innych.

– A w Rotterdamie szanuje się ciężką pracę...
– Do tego właśnie chciałem nawiązać. Mieszkańcy Rotterdamu przyzwyczajeni są do ciężkiej pracy, więc aby osiągnąć sukces trzeba zakasać rękawy.

Inaczej jest w stolicy, w której mieszkają dobrze zarabiający, elegancko ubrani. Feyenoord to klub klasy robotniczej, a miasto zostało niemal całkowicie zniszczone podczas drugiej wojny światowej.

– No i ten imponujący port.
– Największy w Europie i jeden z największych na świecie.

– A Ebi to bardziej Polak czy Holender?
– Przede wszystkim rotterdamczyk! Jak podkreśla, wychował się na ulicy, biegając za piłką i czuje się z tym miastem bardzo związany.

Szczególną więź Ebiego z Rotterdamem potwierdza wplatanie w rozmowę pewnych słów z dialektu miejscowych. Młody Smolarek budował pozycję w drużynie poprzez systematyczną i sumienną pracę. Podobnie było w moim przypadku.

Nigdy nie uważałem się za wirtuoza, miałem pewne predyspozycje do uprawiania sportu, ale do wszystkiego doszedłem sumiennością i wytrwałością. A kibice to doceniali.

– W Portugalii mawia się, że Braga się modli, Coimbra studiuje, a Porto pracuje.
– Rzeczywiście. Jest jeszcze Lizbona, która ponoć się bawi.

– Racja. Zatem, gdyby pojawiła się oferta z Porto lub Boavisty, to pewnie nie zastanawiałby się pan ani chwili?
– Kto wie?

– Zna pan portugalski?
– Portugalskiego akurat nie znam, ale uczę się hiszpańskiego. Zawsze chciałem nauczyć się tego języka, a po 50. urodzinach postanowiłem przyłożyć się jeszcze solidniej.

– To może i ja zmobilizuję się do nauki? Za dużo pozapominałem, a nie jest to trudny język.
– Jest dość prosty w wymowie i składni, a poza tym przyjemny do nauki. I nie zapominajmy, że jest drugim, najpowszechniej używanym językiem na świecie.

– A iloma pan włada?
– Znam angielski, niemiecki, holenderski i serbski. Pamiętam pewien wyjazd z kadrą U-15, podczas którego po raz pierwszy przekonałem się jak ważna jest znajomość obcej mowy. Pojechaliśmy do Francji, znałem zaledwie kilka angielskich słów, ale dzięki nim załatwiłem kilka najpotrzebniejszych spraw. Człowiek w jednej chwili uświadomił sobie, jak potężną bronią jest znajomość języka obcego! A później była matura, którą zdawałem z rozszerzonego angielskiego, zarówno pisemnie jak i ustnie.

Zniknął po aferze korupcyjnej. Historia polskiego medalisty IO

Czytaj też

Wojciech Rudy w akcji w meczu Polski z Belgią (fot. Getty)

Zniknął po aferze korupcyjnej. Historia polskiego medalisty IO

Tomasz Rząsa i John van den Brom (fot. PAP).
Tomasz Rząsa i John van den Brom (fot. PAP).
Jacek Bayer: Duch puszczy i... Jagiellonii

Czytaj też

Bayer piąty od prawej, z pochyloną głową (fot. archiwum prywatne)

Jacek Bayer: Duch puszczy i... Jagiellonii

– A potem transfer do Zurychu, po grze w Pniewach. Okazja do nauki niemieckiego.
– I dlatego rozpocząłem naukę już od pierwszego dnia pobytu w Szwajcarii.

– Cofnijmy się do roku 1991 i mistrzostwa Polski juniorów z Cracovią. W bramce stał wtedy Tomasz Kwedyczenko, a z przodu biegał Paweł Zegarek. Ten drugi to dość ważna postać w nowszej historii tego klubu, choć trochę zapomniana. Strzelał sporo goli, lecz w niższych ligach.
– Zdobywał bramki i miał dobrą technikę, coś jak, zachowując wszelkie proporcje, Tomek Frankowski.

– Frankowskiego to piłka szukała. Umiał się ustawiać...
– Tak, Tomek imponował inteligencją na boisku, jak i poza nim.

– Co nie zawsze idzie w parze.
– Zgadza się, ale u Tomka szła w parze. Zawsze wiedział jak się ustawić, aby w odpowiednim momencie znaleźć się przy piłce. Pamiętam zgrupowania reprezentacji i różne treningowe gierki, podczas których nie biegał zbyt wiele. Wystarczyła chwila nieuwagi, jakaś niefortunnie odbita piłka…

– … a Frankowski kopnął spod kolana i było po sprawie.
– To prawda. Był niezwykle skuteczny.

– Pan w początkach kariery też był zorientowany na atakowanie bramki rywali.
– Trwało to nawet dłużej, bo grę na pozycji bocznego obrońcy rozpocząłem dopiero w wieku 26 lat, gdy trafiłem do Feyenoordu. Był to pomysł Leo Beenhakkera. Trener przyznał, że obserwował mnie od dłuższego czasu i postanowił przekwalifikować na bocznego obrońcę.

– Widzę cię na lewej obronie, jesteś zwrotny, silny, więc nauczysz się bronić – mówił.

W koncepcji Beenhakkera boczni obrońcy angażowali się bardzo w akcje ofensywne, a Feyenoord przełomu wieku przebywał chętnie na połowie przeciwnika.

– Podobnie jak teraz Lech?
– Można tak powiedzieć.

– A po lewej stronie w Feyenoordzie biegał wtedy młody van Persie?
– Po moim przyjściu grał jeszcze Peter van Vossen, ale w kolejnych latach właśnie Robin. Coraz śmielej poczynał sobie też Ebi i można powiedzieć, że pierwsze boiskowe doświadczenia zdobywał u mego boku. Miło wspominam czas spędzony w Feyenoordzie, a z Ebim i jego świętej pamięci ojcem spotykaliśmy się prywatnie, całymi rodzinami po meczach, żeby coś zjeść.

– Mijają lata, a pan wciąż przy piłce!
– I bardzo się z tego cieszę. Piłka to moje życie!

– Zauważyłem. Niełatwo się dodzwonić!
– Moja funkcja nie ma limitu czasu pracy. Teoretycznie mógłbym nie pojawiać się w klubie, ale robota musi być zrobiona. Nie mogę jednak narzekać, jako dyrektor sportowy mam spory wpływ na klub, a poza tym cały czas staramy się podnosić standardy i kulturę pracy.

– Wysokie standardy pracy w Wielkopolsce to pozostałość po zaborach?
– Być może, gdyż jest tu etos pracy. W Wielkopolsce żyje się dynamiczniej niż w dobrze znanym mi Krakowie.

– Pod Wawelem wszystko płynie swoim rytmem.
– I zawsze znajdzie się czas na wypicie kawy około południa. Natomiast w Poznaniu pracuje się inaczej.

– To na czytanie książek też go brakuje?
– Ze względu na nawał obowiązków czytam rzadziej, najczęściej wieczorami, ewentualnie rano.

– Gombrowicz musi więc poczekać…
– Przyznam, że coraz częściej spoglądam w stronę pozycji przydatnych na obecnym stanowisku. Uczymy się ponoć przez całe życie, więc sięgam po książki gwarantujące rozwój.

– A ja zastanawiam się czasami, ile lajków w przedziwnym świecie social mediów dawałyby wpisy Gombrowicza?
– To rzeczywiście zastanawiające… A jeśli już rozmawiamy o książkach, to muszę się pochwalić, że moje dzieci czytają bardzo dużo. A 23–letni syn napisał nawet własną!

– Tylko pogratulować!
– Dziękuję. Napisał o pokoleniu wchodzącym w dorosłe życie.

– Szczerze mówiąc pan również mógłby coś napisać. Mam nawet roboczy tytuł – Podróże kształcą.
– Gra w piłkę to jeden z fajniejszych zawodów, szczególnie ta na wysokim poziomie. Poznałem sporo wartościowych osób, nawiązałem mnóstwo kontaktów. Podróże pomogły mi poznać kulturę innych krajów oraz zwyczaje mieszkańców. Tego typu doświadczenia wzbogacają człowieka.

– Z każdego miejsca zabieramy jakiś bagaż – czy to z Holandii, czy z Bałkanów…
– Przyznam, że podczas gry w Partizanie nadal odczuwałem skutki wojny.

– Tak właśnie myślałem.
– Był pewnego rodzaju uraz, a wręcz pretensje do krajów Zachodu. Serbowie do dziś uważają, że są oceniani niesprawiedliwie, przede wszystkim przez Amerykanów.

– Uniknął pan nieprzyjemności?
– Nie miałem przykrych sytuacji. Mówiono: – Rząsa to Polak, ale jest w porządku.

– I chrześcijanin.
– Tak, to dla nich drażliwe tematy, ale ominęły mnie nieprzyjemności związane z religią. Warto przy okazji zaznaczyć, że Serbowie są bardzo gościnni. To naprawdę fajni ludzie, a bliskość kulturowa pomogła mi w szybkim przyswojeniu serbskiego. Chyba w żadnym kraju nie miałem tak żywego kontaktu z językiem. To szybko zaprocentowało.

A Partizan to jeszcze ciekawe wspomnienia z sesji treningowych, bo na zajęciach często dochodziło do bójek!

– Bałkańska, gorąca krew!
– Koledzy skakali sobie do oczu, by po chwili przepraszać i tonąć w przyjaznych uściskach. Tacy już są – butni, czasem agresywni, ale przyjacielscy.

– Słucham tych opowieści i dochodzę do wniosku, że te pięćdziesiąte urodziny jakoś nie współgrają z temperamentem i kondycją psychofizyczną. Opowiada pan z pasją, a forma dopisuje…
– To zasługa rodziców, przede wszystkim mamy, która zaraża mnie zawsze optymistycznym podejściem do życia. Aktywność fizyczna jest też bardzo ważna, przede wszystkim dla zachowania równowagi psychicznej. A stres towarzyszy mi każdego dnia, bo presja wyniku jest naprawdę duża.

– Jak to w wielkim klubie.
– To prawda, w Poznaniu oczekiwania zawsze są olbrzymie.

– A skoro tak miło się rozmawia, to nie będę może pytał o brak powołania na finały MŚ w Niemczech.
– To największe rozczarowanie w karierze.

– Nie może być inaczej, bo w eliminacjach grał pan od deski do deski!
– Opuściłem jedynie ostatni mecz z Anglią, przegrany 1:2. Nie miał już wpływu na końcowe rozstrzygnięcia, bo wcześniej zapewniliśmy sobie awans z drugiego miejsca. Po latach uważam, że niektóre decyzje zachwiały drużyną, bo do pewnego momentu wszystko wyglądało dobrze.

– W reprezentacji Janasa nie było co prawda gwiazdy światowego formatu, ale ten zespół nie schodził poniżej pewnego poziomu.
– Odpowiedzialność za wynik była rozłożona na grupę zawodników. Znaliśmy się od lat i na boisku rozumieliśmy się bardzo dobrze. Do finałów w Niemczech przystępowaliśmy z nadziejami, bo w towarzyskim meczu w Barcelonie bez problemów pokonaliśmy Ekwador aż 3:0!

A gdy okazało się, że gramy z nimi w grupie, to poczuliśmy się pewniej. Dominował ostrożny optymizm. A co było potem, to już wiemy. Los tak chciał, a nie inaczej…

– Prezentu nie mam, ale liczę, że piłkarze Lecha sprawią trochę radości i... to nie tylko panu.
– Byłoby pięknie, gdybyśmy mogli kontynuować europejską przygodę!

– I może na tym poprzestańmy...
– Tak będzie lepiej, bo dobrze wiem, do czego pan zmierza…

Jacek Bayer: Duch puszczy i... Jagiellonii

Czytaj też

Bayer piąty od prawej, z pochyloną głową (fot. archiwum prywatne)

Jacek Bayer: Duch puszczy i... Jagiellonii

Polecane
Najnowsze
Julia Szeremeta rozpoczyna rywalizację w Memoriale Stamma. "Zero presji"
tylko u nas
Julia Szeremeta rozpoczyna rywalizację w Memoriale Stamma. "Zero presji"
Mateusz Fudala
Mateusz Fudala
| Boks 
Julia Szeremeta, Tomasz Dylak, Kamil Gorząd (fot. PAP/Adam Warżawa)
Barcelona o krok od tytułu. Zobacz aktualną tabelę La Liga
Tabela La Liga 2024/25. Na którym miejscu FC Barcelona Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego? [AKTUALIZACJA]
Barcelona o krok od tytułu. Zobacz aktualną tabelę La Liga
| Piłka nożna / Hiszpania 
Barcelona już miała tytuł w garści! Aż do 95. minuty...
Kylian Mbappe (fot. Getty)
Barcelona już miała tytuł w garści! Aż do 95. minuty...
| Piłka nożna / Hiszpania 
Czekał na to 421 meczów. Skorupski wreszcie to zrobił!
Łukasz Skorupski (fot. Getty Images)
Czekał na to 421 meczów. Skorupski wreszcie to zrobił!
FOTO
Wojciech Papuga
Trudna przeprawa faworytów na mistrzostwach świata
Stany Zjednoczone
Trudna przeprawa faworytów na mistrzostwach świata
| Hokej 
Orlen Wyścig Narodów: oglądaj skrót 1. etapu [ZAPIS]
Orlen Wyścig Narodów
Orlen Wyścig Narodów: oglądaj skrót 1. etapu [ZAPIS]
| Kolarstwo / Kolarstwo torowe 
Sportowy wieczór (14.05.2025)
Sportowy wieczór (14.05.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór (14.05.2025)
| Sportowy wieczór 
Do góry