Reprezentacja Polski w katastrofalny sposób rozpoczęła eliminacje Euro 2024. Debiut Fernando Santosa w roli selekcjonera zostanie zapamiętany nie tylko ze względu na wynik, ale i na tragiczną postawę środkowych obrońców.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Najlepiej wypadli przy... hymnie. Noty za mecz z Czechami
Przed debiutem Fernando Santosa dyskutowano o tym, w jakim składzie biało-czerwoni zagrają w defensywie. Niedostępny z powodu kontuzji był Kamil Glik. Pod znakiem zapytania stał występ Jana Bednarka, który przyjechał na zgrupowanie z obitymi żebrami. Z kolei Jakub Kiwior był bez rytmu meczowego po transferze do Arsenalu. W odwodzie pozostawali Paweł Dawidowicz czy Kamil Piątkowski, choć ten drugi został ostatecznie wykluczony z gry przez uraz. Portugalski szkoleniowiec zdecydował się na dowołanie Bartosza Salamona, choć nic nie wskazywało na to, że da mu szansę występu.
Santos odważnie postawił na Kiwiora. Portugalczyk chce stawiać na zawodników, którzy regularnie występują. Młody stoper był w tej sytuacji wyjątkiem. Gracz Arsenalu miał gwarantować odpowiedni poziom w defensywie, a do tego dawać możliwości rozegrania piłki. Każdy trening na zgrupowaniu sugerował, że 23-latek będzie pierwszym wyborem selekcjonera.
Portugalczyk testował na treningach Bednarka i Dawidowicza, ale zawsze w duecie z Kiwiorem. Otoczenie kadry sugerowało też, że największe szanse na występ ma piłkarz Southampton, ale wiele zależało od jego stanu zdrowia. Finalnie szansę dostał duet z Premier League. Jak wyszło? To był czeski film!
Dwie akcje pełne grozy
Spotkanie w Pradze nie trwało jeszcze 140 sekund, a Czesi prowadzili już 2:0. Biało-czerwoni byli w strachu. Dwie akcje, które przyniosły rywalom gole, wręcz ośmieszyły formację obronną Polaków. Kiwior i Bednarek mieli problemy z właściwymi reakcjami i ustawieniem. Młodszy z duetu był niepewny, wybierał złe pozycje, a do tego przegrywał pojedynki z rywalami. Krycie przeciwników praktycznie nie istniało.
Przy pierwszej bramce Kiwior był zagubiony. Trudno było zrozumieć jego zachowanie. Bednarek przegrał rywalizację w powietrzu w końcowej fazie akcji, ale jedyne, co mu pozostało to próba naprawienia wcześniejszych złych zachowań. Nie bez winy byli też gracze ze środka pola – Krystian Bielik i Karol Linetty.
Drugie trafienie wzięło się z niefrasobliwości i błędów kolejnych zawodników. Strata w środku pola sprawiła, że Matty Cash nie zablokował po chwili dośrodkowania z lewej flanki. Źle ustawiony w tej sytuacji był Kiwior, który w polu karnym nie nadążył za rywalem. W efekcie było 0:2.
Czesi błyskawicznie sprawili, że Polacy znaleźli się w kropce. Nasi defensorzy w kilka minut wystawili sobie jak najgorsze noty. A przecież Santos pracował nad grą obrońców – jeden z treningów był poświęcony formacji obronnej. Nic to nie pomogło w momencie, w którym Kiwior jest bez rytmu meczowego, a Bednarek od kilku miesięcy notuje zniżkę formy nie tylko w biało-czerwonych barwach.
Wrażenie nie do odratowania
Wiele mówi fakt, że Kiwior i Bednarek nie wygrali żadnego pojedynku na ziemi. Obaj stoperzy walczyli o piłkę w powietrzy ze skutecznością, która przekroczyła raptem 50 procent. Obrońców często porównuje się do saperów. Błąd wiele kosztuje. W piątek od rozbrojonych ładunków, znacznie więcej było wybuchów.
Kiwior rozegrał przeraźliwie złe spotkanie. Gracz Arsenalu zanotował 16 (!) strat. Dodatkowo podawał z celnością na poziomie 79 procent. Bednarek dorzucił do tego dziewięć strat. Jego zagrania były nieco skuteczniejsze i zamknęły się na poziomie 87 procent.
Jakby mało było tego, że obaj stoperzy rozgrywali bardzo złe zawody, trzecie trafienie dodatkowo potwierdziło, że Czesi grali w piątek na zupełnie innym poziomie. Kiwior w poprzednim roku był objawieniem w kadrze. To właśnie między innymi dobra postawa w reprezentacji sprawiła, że Anglicy byli skłonni zapłacić wielkie pieniądze za jego transfer. Podczas mistrzostw świata okazało się jednak, każdy kolejny jego mecz był coraz gorszy. Ten zły trend został podtrzymany w piątek, bo 23-latek w Pradze miał ogromne problemy z tym, co powinno być jego głównym atutem.
Bednarek po meczu sprawiał wrażenie załamanego. – Trudno cokolwiek powiedzieć. To jest nie do zaakceptowania. Jako piłkarze na takim poziomie nie możemy pozwolić sobie na taki początek eliminacji. To był szok, musimy przeprosić kibiców. Gorzej być nie może. Potrzebne będzie kilka mocniejszych słów w szatni. Może być tylko lepiej i powinniśmy zacząć wygrywać. Małe detale decydują o golach na takim poziomie. I tak było w przypadku dwóch pierwszych. Wiele rzeczy potoczyło się źle, ale musimy porozmawiać w gronie drużyny i wyciągnąć wnioski – komentował stoper.
Polska przegrała z Czechami 1:3 i wstydliwie rozpoczęła eliminacje mistrzostw Europy. Ekipa Santosa przez długi czas była niczym bezzębny bokser, który niespecjalnie reagował na kolejne ciosy naładowanych energią gospodarzy. – Rozczarowała mnie postawa linii obrony. To wyglądało katastrofalnie. Pierwszy gol mógł być bodźcem, ale drugi… Źle ustawił się Bednarek, a Kiwior przegrał pozycję. Nasi piłkarze fatalnie weszli w mecz i byli liczeni na deskach – oceniał Jakub Wawrzyniak, były reprezentant, a obecnie ekspert TVP Sport.
Biało-czerwoni już za trzy dni (27 marca) rozegrają kolejne spotkanie eliminacji. Rywalem będą Albańczycy. Czasu na zmiany jest mało. Na razie symbolem kadry pozostają głośne krzyki i szeroko rozłożone ręce Santosa...
Komentarz:
Mateusz Borek, Robert Podoliński