Komu odbijało się szampanem podczas wywiadu dla telewizji? Co śmieszy nas po skoku Timiego Zajca w Willingen? I kto komu zrobił krzywdę? Dziennikarze TVPSPORT.PL Mateusz Leleń i Michał Chmielewski śledzili z bliska Puchar Świata 2022/23 w skokach narciarskich. Teraz, już po wszystkim, wspólnie podsumowują ostatnie pięć miesięcy.
>> MATEMATYKA NIE ZMYŚLA. REKORD WSTYDU W SEZONIE SKOKÓW, TAK ŹLE JESZCZE NIE BYŁO
MICHAŁ CHMIELEWSKI: – Pięć miesięcy skakania. Już nie pamiętam, co było w listopadzie. 32 konkursy, a to tylko indywidualne. Nie miałeś już dość w końcówce?
MATEUSZ LELEŃ: – Może mały kryzys dopadł mnie w trakcie Raw Air. 10 dni, które uwypukliło współczesne problemy dyscypliny. A wciąż są tacy, którzy porównują norweski cykl do Turnieju Czterech Skoczni.
CHMIELEWSKI: – I obaj ich znamy. Zresztą, nawet Kamil Stoch mówił kiedyś, że ten format mu odpowiada. Ale mówił tak jeszcze przed czasami, gdy w TCS w końcu podniesiono nagrodę główną – do 100 tys. franków.
LELEŃ: – Dla przeciętnego kibica TCS wygrywa już miejscem w kalendarzu. Przy świątecznym stole dyskutujesz, w jakiej formie jadą nasi, a potem – gdy większość innych dyscyplin pauzuje – śledzisz zmagania w Niemczech i Austrii. Co zapamiętałeś z tegorocznych?
CHMIELEWSKI: – Twoje SMS-y w nocy z 6 na 7 stycznia z Bischofshofen!
LELEŃ: – Cóż... Po ostatnim konkursie Turnieju Czterech Skoczni zeszliśmy z Patrykiem Pancewiczem do hotelowego lobby. Pogadać, podsumować, odsapnąć i... posłuchać karaoke. Za ścianą – w VIP roomie – trwało norweskie świętowanie po triumfie Halvora Egnera Graneruda. Koło północy atmosfera powoli ewoluowała z euforycznej w bardziej podniosłą. Przebój "Das geht ab" zastępowało "Bohemiam Rhapsody", a rozmowy uczestników powoli przenosiły się do holu. Wtedy na pokładzie pojawili się Japończycy. Wyróżniał się wsród nich Yukiya Sato, który składał gratulacje norweskiej ekipie w krótkich spodenkach, co jednak istotniejsze myjąc równocześnie zęby. Niepodrabialny.
CHMIELEWSKI: – Nie wiem, czy chciałbym słuchać śpiewów Patryka, bo wciąż mam w głowie piosenki ABBA, które wykrztuszał z siebie Jan Ziobro w karaoke na MŚ w Falun. Natomiast pamiętam, że w tych SMS-ach były jeszcze burzliwe kulisy wieczoru u pewnego sympatycznego lotnika z Norwegii, który zabrał na Turniej bliską osobę. Niemniej, wszyscy w tej ekipie mieli prawo świętować. W tej imprezie urodził się Pan Halvor. To, jak zmierzył się z upiorem Bergisel, przeszło pojęcie. Generalnie jego występy w TCS były ponad skalę. Szczerze? Nikt wtedy jeszcze nie mógł przypuszczać, że ten chłopak zaliczy drugą tak mocną zimę w życiu. Tymczasem jako pierwszy w dziejach ma na koncie dwa sezony z ponad 10 wygranymi konkursami. To musiało się skończyć porażką Dawida Kubackiego. Musiało, bo Granerud w końcu dowiózł giga-formę na dużą imprezę i nie wymiękł na własne życzenie. Chociaż Planica, umówmy się, trochę temu przeczy. W Planicy to Kubacki pokazał, że jest gigantem tej dyscypliny.
LELEŃ: – Jeśli kiedyś powstania biografia Kubackiego, to fragmenty z sezonu 2022/23 będą wyciskaczem łez. Prawdziwy rollecoaster. Świetny grudzień, uraz przed TCS, narodziny Mai, lekki spadek formy, kontuzja na MŚ, medal w Planicy, Marta w szpitalu, wreszcie poruszający gest Anże Laniska. Ileż tego było! Ale wracając do Planicy, zdaje się, że miałeś tam kilka ciekawych spotkań z możnymi FIS?
CHMIELEWSKI: – I o dziwo tym razem nie mieli pretensji za to, co pisałem!
LELEŃ: – Pretensji?! Tomasz Golik, polski statystyk, powinien dostać złotą odznakę od Sandro Pertile lub Chiki Yoshidy! A ty podobno prześladowałeś "FIS-owców", aby przekazać im jego wyliczenia!
CHMIELEWSKI: – Niestety, mimo że Tomek był osobiście w Planicy, to nikt nie przybił z nim nawet piątki. Kolejna już zima dowiodła, że polskie środowisko kibiców ma wielką moc. I mówię to z poczuciem wdzięczności: gdyby nie grupa pozytywnych świrów, którzy sprawdzą wszystko i mają kosmiczne dane, nasza robota byłaby dużo trudniejsza. Inna sprawa, że FIS nietrudno skompromitować. To smutne. Do dziś nie mieści mi się w głowie, jak to możliwe, żeby w tak ważnej imprezie użyć złych przeliczników za belkę i dopiero po interwencji czujnego fana poprawić listę rezultatów. Przyznam, że żałuję, iż z tego powodu nie doszło do zmiany kolejności miejsc na podium. To byłby zimny prysznic dla tego sportu. Zdębiałem, gdy inny z fanów – Andrzej Żurawski ze Ski Excel – podliczył, ile razy zmieniano tej zimy belkę. 71! 58 razy w dół! To jest rak tego sportu, który rzekomo idzie w "bezpieczeństwo". Takie bezpieczeństwo, że Timi Zajc w Willingen i tak wgniata się bezwładnie w 161,5 metra. Swoją drogą: skok sezonu? Dla mnie bez cienia wątpliwości. Nawet jeśli w mało ważnym i loteryjnym konkursie. Trochę śmieszyły mnie apele, żeby absolutnie nie traktować tej próby jako reklamę dyscypliny. To było czyste wariactwo, ale jednocześnie esencja latania. Nic nie wygenerowało tej zimy takiego magnesu dla ludzi na co dzień niezainteresowanych skokami narciarskimi.
LELEŃ: – Piszę to z bólem, ale i pełną świadomością: trudno dziś zakochać się w skokach. W Polsce ich oglądanie ma co prawda często charakter rodzinny (wzięło się to z czasów, gdy Małysz skakał do rosołu), jednak trochę boję się, że "Pokolenie Z" znajdzie sobie nowe rozrywki. Bardziej ekstremalne, dynamiczne, zrozumiałe. Ale może gdy młodzi wejdą na TikToka, spotkają tam... Jana Habdasa! Skoczek nowych mediów. Bardzo miło patrzy się na jego entuzjazm do życia, skoków, rozmów. W ogóle tej zimy wreszcie coś ruszyło u naszych juniorów. Joniak, Tomasiak, Szozda, Wróbel, Amilkiewicz, Łukaszczyk – oglądać, śledzić, obserwować! W kontekście światowym przełomem na pewno był premierowy konkurs lotów kobiet.
CHMIELEWSKI: – Podskoków, a nie lotów. Delegat techniczny wyrządził im krzywdę, traktując jak niepełnosprawne przy ustawianiu niskiej belki. 226 metrów nowym rekordem świata pań - super. Ale dało się bezpiecznie dalej. W środę przed Planicą oglądaliśmy testy mamuta. Występowali tam nieopierzeni, niedoświadczeni, młodzi. Im pozwala się fruwać poza 200. metr, a paniom, które od dekady stają na podiach w PŚ, ogranicza się tę przyjemność, jakby miały po jednej nodze. Ale dobrze, że w ogóle zaczęły skakać. Dobrze generalnie, że ten sezon - pełen problemów, o których marudziliśmy przez tyle miesięcy – był tak ciekawy. Patrz, jak zgaśli Niemcy. Patrz, w jakich dresach z lumpeksu zamiast kombinezonów męczyli się Japończycy. Patrz, jak urosła Kanada u kobiet i USA u chłopaków. Pod tym względem jest ciekawie. Nawet Finowie znów mają mistrza świata. Juniorów, ale zawsze!
LELEŃ: – Skoro o mistrzach mowa – czapki z głów przed Piotrem Żyłą! 36-letni gość wygrał w karierze dwa konkursy Pucharu Świata i dwa konkursy mistrzostw świata. Pieter jest skoczkiem niezniszczalnym. Jego atak na złoto to dla mnie highlight sezonu obok wspomnianego szaleństwa Zajca.
CHMIELEWSKI: – Nie zgadzam się.
LELEŃ: – Dlaczego?
CHMIELEWSKI: – Bo highlightem sezonu było dopiero to, co działo się po jego powrocie do hotelu ze skoczni tamtego dnia. Dla mnie to moment do zapamiętania na całe życie, wnukom będę opowiadał. Ale podejrzewam, że po trafieniu szampanem w oko trener Thomas Thurnbichler do dziś gorzej mruga powiekami. Miał, co chciał. Było tak dobrze trenować swoich skoczków?
LELEŃ: – W skokach generalnie dość łatwo przejść od euforii do strachu. Wiesz kiedy najbardziej bałem się w tym sezonie?
CHMIELEWSKI: – O Wąska na mamucie w Planicy. Przed pierwszym skokiem w drużynówce.
LELEŃ: – Nie, bo warunki były wtedy sprzyjające. Co innego w marcu w Zakopanem. Piątkowy FIS Cup. Halny taki, że aż trudno uwierzyć, że oni naprawdę skaczą. Swiatosław Nazarenko wychodzi z progu. Leci jak na siebie niespodziewanie daleko – za punkt K – ale przede wszystkim przeraźliwie blisko bandy! W głowie tysiąc myśli! Przecież to 18-latek, niedoświadczony Kazach! To naprawdę mogło skończyć się fatalnie.
CHMIELEWSKI: – E tam, wschodnia krew! Najwyżej skończyłby na trybunach, otrzepałby się i poszedł na kolejny skok. Rok Benkovic odstawił taki numer na jednej ze słoweńskich skoczni - wyszedł z progu na K70, a wylądował na zeskoku obok, K50. Mi raczej zostanie w głowie dźwięk uderzających ciał o zeskok: najpierw Petera Prevca, a w Planicy przedskoczka Tima Ekarta. Jakbyś walnął gołą pięścią w metalową rurę. Do tego dwa upadki Benjamina Oestvolda, Pawła Wąska w Lillehammer... nazbierało się tego. Za dużo jak na jeden sezon. A ponoć "safety first!". Przyznam, że trochę będę tęsknił za skokami. Dobrze, że w czerwcu wracają na Igrzyskach Europejskich. Igelit sprawdził się jako powierzchnia na ważne zawody w Wiśle, ale Sandro Pertile właśnie mi napisał, że za rok prologu zimowo-letniego nie będzie. Właściwie to szkoda.
LELEŃ: – Nie skracaj! Napisał też pewnie, że monitorował sytuację i podjął najlepsze możliwe rozwiązanie. Śmiejemy się z Sandro, ale szczerze cieszy powrót USA do kalendarza – tego nikt Włochowi nie zabierze. A jest coś na co czekasz w kolejnym sezonie?
CHMIELEWSKI: – Po Turnieju Czterech Skoczni w SMS-ach pisałeś mi też o tym, że podczas wywiadu Halvorowi odbijało się szampanem. Czekam na ten turniej. Ale mam nadzieję, że tym razem będzie się odbijało któremuś z naszych zuchów. Tam, a później raz jeszcze - na Turnieju Polskim. Szczyrk w Pucharze Świata to sprawa, która już dawno powinna być rzeczywistością. Zacieram ręce, że w końcu to się wydarzy.
LELEŃ: – W co gorąco wierzymy! No to czekamy, szybko zleci!