{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
PKO BP Ekstraklasa. Łukasz Bejger: Solskjaer mnie chwalił. Mourinho tłumaczył
Maciej Ławrynowicz /Łukasz Bejger obecnie walczy o utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie ze Śląskiem Wrocław. Wcześniej w swojej karierze reprezentował barwy Manchesteru United. Co prawda nie udało mu się zadebiutować w pierwszej drużynie, ale w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o współpracy z Jose Mourinho, Ole Gunnarem Solskjaerem i wybitnymi piłkarzami, których spotkał podczas pobytu w Manchesterze.
👉RADOMIAK – RAKÓW NA ŻYWO. OGLĄDAJ DZISIAJ MECZ [TRANSMISJA ONLINE]
Maciej Ławrynowicz, TVPSPORT.PL: – 16 latek w Manchesterze United. Jak do tego doszło?
Łukasz Bejger, piłkarz Śląska Wrocław: – Wszystko zaczęło się od turnieju w Anglii, na którym pojechałem z młodzieżową drużyną Lecha Poznań. Tam zostałem dostrzeżony przez skautów Evertonu, Manchesteru City oraz Manchesteru United. Ci ostatni zaprosili mnie na testy, na które pojechałem z moimi rodzicami. Klub załatwił wszystko. Bilety, zakwaterowanie. A na miejscu to wiadomo, cała organizacja zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ludzie byli bardzo przyjaźnie nastawieni.
– Jako młody chłopak jeszcze przed testami sympatyzowałeś z United?
– Jeśli chodzi o Premier League, to rzeczywiście był to mój ulubiony klub. Pamiętam, gdy po raz pierwszy oglądałem świadomie ich pierwszy mecz. To był finał Ligi Mistrzów, w którym grali z Barceloną. To był finał, w którym Messi strzelił gola po uderzeniu głową. Wtedy się cieszyłem, bo kibicowałem Barcelonie, ale Manchester United mi bardzo zaimponował i od tamtego momentu kibicowałem także im.
– Co zadecydowało, że wybrałeś United, a nie City?
– Zadecydowało wiele czynników, ale po testach łatwiej było mi podjąć taką decyzję. Zobaczyłem, jak to wygląda od środka, poznałem ludzi, ich nastawienie do mojej osoby, warunki stworzone przez klub. Nie chodzi tutaj tylko o treningi, ale też o sprawy pozaboiskowe. Między innymi o to, gdzie się mieszka i z kim. W Anglii popularne są rodziny zastępcze. Tak też było w Manchesterze. Gdybym wybrał City czy Everton, to poszedłbym tam w ciemno. United znałem od środka i to chyba zadecydowało najbardziej.
– Z kim mieszkałeś w Manchesterze?
– Na początku mieszkałem z takim chłopakiem z rezerw, z Reganem Poolem. Później mieszkałem już z moimi rówieśnikami. Z Ondrejem Mastnym, bramkarzem, reprezentantem młodzieżowych reprezentacji Czech oraz Martinem Sviderskym ze Słowacji. Można powiedzieć, że mieliśmy taką mieszankę z naszych rejonów.
– Wtedy mieszkaliście właśnie z rodzinami zastępczymi?
– Tak, wtedy mieszkaliśmy właśnie w tych rodzinach zastępczych. Każdy miał swój pokój, więc trochę prywatności było. W domu byliśmy my trzej, pan gospodarz oraz pani gospodyni.
– Pamiętam ten moment, gdy podpisałeś kontrakt z Manchesterem United. W wielu polskich mediach nagłówki "Polak w Manchesterze". To łechtało ego?
– W moim przypadku chyba nie. Ja o tym nawet nie myślałem. Starałem się twardo stąpać po ziemi. Gdyby uderzyła "woda sodowa" to wydaje mi się, że może nawet nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem. Z takim nastawieniem pewnie już dawno bym przepadł. Dalej jednak jestem na jakimś tam poziomie, więc to nie było tak. Była raczej duma, ale to nie jest nic złego. Byłem dumny z siebie, że wykonałem dobrą robotę i Manchester się mną zainteresował.
– Ty jesteś tym typem zawodnika, który wszystko zawdzięcza ciężkiej pracy czy jednak była tam odrobina talentu?
– Myślę, że odrobina talentu też była, ale największy wpływ miała ciężka praca. To dążenie do celu, codzienne treningi. Tym bardziej jak byłem na początku w mniejszym mieście, to nie mieliśmy tych treningów codziennie i czasami trzeba było robić coś dodatkowo od siebie. To potem przyniosło efekty, bo w wieku 13 lat przeniosłem się z małego miasta do Lecha Poznań. Taką młodzieńczą karierę najbardziej rozwinąłem właśnie tam. W tamtym czasie zrobiłem największy progres i właśnie stamtąd poszedłem do Anglii.
– Po przejściu do United miałeś takim moment, w którym pomyślałeś, że już osiągnąłeś wiele i nawet jeżeli coś nie uda, to i tak kluby będą się o ciebie "zabijały", bo masz Manchester United w CV?
– Właśnie nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Wiele osób opowiadało mi historię o tym, jak ktoś grał w akademii wielkiego klubu, potem wrócił do Polski i nie mógł się przebić do pierwszego składu polskiego klubu. Potem był już tylko zjazd. Nie było u mnie takiego myślenia. Gdy przyszedł temat powrotu do Ekstraklasy, to długo się nie zastanawiałem nad tym, czy dam radę. Nie myślałem, że mogę przepaść. Od początku byłem pewny siebie. Warunki, plan rozwoju, które przedstawił mi Śląsk, były konkretne i gdy wracałem, to byłem pewny, że z czasem zacznę grać i to się udało. Zacząłem grać regularnie i rozwijać się.
– Czułeś się nieswojo, gdy zostałeś zaproszony na trening pierwszej drużyny Manchesteru United, poszedłeś, a tu nagle biegają obok ciebie gwiazdy, za które płaci się po 100 milionów euro?
– No pierwsze dwa-trzy treningi trochę tak wyglądały. Było dużo stresu. Trenowałem z takimi zawodnikami jak Paul Pogba lub Marcus Rashford, więc robili ogromne wrażenie. Ten stres na początku był, ale potem po rozmowie z jednym czy drugim piłkarzem z pierwszego zespołu, to ten stres schodził i z każdym następnym razem było już normalnie.
– Boiskowych autorytetów na swojej pozycji chyba tam nie miałeś, bo Eric Bailly, Phil Jones czy Chris Smalling nie należą do wybitnych graczy.
– Żałuję właśnie, że nie miałem okazji przypatrzeć się z bliska i potrenować z Raphaelem Varanem. Zawsze jakoś się na nim wzorowałem. Imponował mi grą w Realu Madryt, więc to był taki mój wzór. Przyszedł to Manchesteru, gdy ja już odszedłem i tego żałuję, że nie było mi dane z bliska popatrzyć na jego grę.
– Czułeś ogromną różnicę między pierwszą drużyną, a rezerwami czy drużyną U18? Chodzi mi o intensywność, jakość piłkarską.
– Myślę, że intensywność nie, bo w Anglii w tych niższych kategoriach wiekowych też jest wysokie tempo. Jeżeli jednak chodzi o jakość, to było czuć różnicę. Za jakość się płaci. Jak masz w drużynie piłkarzy za 40, 50 milionów czy za 100 milionów jak Pogba, to wiadomo, że jakość takiego piłkarza będzie inna niż chłopaka z rezerw czy z U18. Jeżeli chodzi o intensywność, to treningi były bardzo podobne.
– Miałeś takie wrażenie, że Pogba to trochę gość z innego świata? Mam na myśli zachowanie, sposób bycia. Akurat on jest znany z ekstrawaganckiego ubioru, barwnych fryzur.
– Trudno powiedzieć, ale na pewno to, jakim był człowiekiem, przekładało się na to, jak zachowywał się na boisku. Miał ogromny luz, niczym się nie przejmował. Mógł mieć dwóch zawodników obok siebie i wyjść z tej sytuacji bez żadnej nerwowości. Ten luz życiowy przekładał się na luz boiskowy i myślę, że to było dobre połączenie. Kontuzje mu niestety przeszkadzają i ta kariera mocno wyhamowała.
– A nie uważasz, że jednocześnie ten mental mu przeszkadza i sprawia, że ostatecznie pragnienia bycia wybitnym piłkarzem zostało odstawione w kąt?
– Być może. Mi też ciężko oceniać, bo nie znam go prywatnie aż tak dobrze. Mogę jedynie oceniać na podstawie tego, co pisze się o nim w mediach. Być może tak jest, że on jednak nie ma takiej mentalności jak Cristiano Ronaldo czy Robert Lewandowski, którzy są w stu procentach skoncentrowani na piłce, na meczu, na treningu.
– W rezerwach miałeś przyjemność grać z Masonem Greenwoodem. Zaskoczyły się informacje o tym, że został oskarżony o pobicie i gwałt na swojej partnerce?
– Takie informacje zawsze szokują. Tym bardziej, że przebywałem z nim w szatni i bardzo dobrze go wspominam. Ciężko przyjąć takie informacje. Było to ogromne zaskoczenie, ale wciąż nie wiadomo, co z nim będzie, co postanowiono i jak ta sprawa się zakończy.
Czytaj też:
PKO Ekstraklasa: Dariusz Szpakowski zabrał głos ws. Bartosza Salamona. "Życzę mu wielkanocnego cudu"
– Widać było, że to chłopak, który ma papiery na wielkie granie?
– Tak. Już w pierwszym tygodniu w Manchesterze miałem sparing w drużynie U18. Mason grał i w pewnym momencie był rzut wolny. On wziął ten rzut wolny, strzelił prawą nogą i zdobył bramkę. Chwilę później był rzut karny, on do niego podszedł i strzelił gola lewą nogą. Od razu widziałem po nim, że ma ogromne umiejętności. Obunożny, dryblował dwóch, trzech. Było widać, że prędzej czy później trafi do pierwszego zespołu. Strzelał dużo goli i chyba od tego sparingu minęły zaledwie dwa lata i on był już w pierwszej drużynie.
– Koordynatorem, trenerem w akademii Manchesteru United jest wychowanek klubu, były piłkarz, który zdobył osiem mistrzostw Anglii, Nicky Butt. Dużo się od niego nauczyłeś?
– Tak, widzieliśmy się praktycznie codziennie, bo on bywał na treningach grup młodzieżowych. On też przez sezon lub dwa był trenerem drużyny U19, która grała w Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Bardzo przyjazny człowiek. Zawsze lubił porozmawiać, ale nie tylko o piłce. Pytał, co u mnie słychać, jak się czuję jako nowy zawodnik zza granicy. Bardzo dobrze go wspominam.
– Jest jakaś konkretna osoba z klubu, której zawdzięczasz wiele, bo wzięła cię pod swoje skrzydła i zaopiekowała się w tych pierwszych miesiącach?
– Była taka osoba już na testach, na których byłem w Manchesterze w wieku 15 lat. Potem ona też opiekowała się mną już po podpisaniu kontraktu, ale... zapomniałem jak się nazywa. (śmiech) Nie pamiętam w tym momencie dokładnie imienia i nazwiska, ale jestem jej bardzo wdzięczny.
– A w drużynie byli piłkarze, którzy starali się pomóc młodym?
– Tak, Juan Mata jako doświadczony zawodnik zawsze lubił porozmawiać, podpowiadać. Żadnych negatywnych komentarzy od niego nie słyszałem. Nemanja Matić tak samo był takim zawodnikiem, David de Gea i jeszcze kilku by się znalazło. Wielu piłkarzy z pierwszej drużyny od samego początku traktowało nas jak swoich.
– To teraz na odwrót: byli tacy, od których słyszałeś głównie negatywne komentarze?
– Kurczę, nie zauważyłem szczerze czegoś takiego. Nie było chyba takiego zawodnika, który by się frustrował. Wiadomo, na boisku zawsze są komentarze. Także z mojej strony. Podpowiadamy sobie, komentujemy. Wiadomo, jak ktoś traci piłkę trzy razy z rzędu, to zwraca się na to uwagę, ale nie było takich sytuacji, że zrobiłem coś, trzeba było przerwać gierkę i pięć minut mi tłumaczyć, jak powinienem się zachować.
– Podobno Romelu Lukaku zlecał ci częstsze wizyty na siłowni.
– Tak, była taka sytuacja. Wtedy akurat miałem 16 lat. Przestawił mnie z łatwości i śmialiśmy się z tego. Żartobliwie powiedział, że powinienem częściej na siłownię chodzić.
– Miałeś okazję porozmawiać indywidualnie z Jose Mourinho?
– Nie, indywidualnie nie rozmawialiśmy, natomiast ta grupka zawodników z grup młodzieżowych po treningu była zawsze zabierana na rozmowę z Mourinho. Przychodził do nas jak się przebieraliśmy i podsumowywał nasz trening, trening pierwszego zespołu. Tłumaczył, czego oczekuje, co powinniśmy poprawić. Zazwyczaj był zadowolony z naszego zaangażowania. Do kwestii umiejętności piłkarskich też nie miał zastrzeżeń. Jak przychodziliśmy, to tego poziomu aż tak nie obniżaliśmy.
– Biła od niego ta legendarna charyzma, o której często wspominają piłkarze, media?
– Tak, ale ja myślę, że on jest takim trenerem, którego albo się kocha, albo nienawidzi. W większości szatni, w których jest, piłkarze idą za nim, bo nie tylko jako trener, ale jako człowiek jest bardzo wyrozumiały i pomocny. Z tego, co też wiem, to w Romie bardzo często chwali Nicolę Zalewskiego. Jose mu jako pierwszy zaufał i pomógł też prywatnie.
Czytaj też:
PKO Ekstraklasa. Wielka sobota w Szczecinie. Piękne bramki i wiktoria Pogoni w końcówce [WIDEO]
– Ole Gunnar Solskjaer był człowiekiem, który miał bardziej koleżeńskie relacje z piłkarzami?
– Tak, ale to wynikało też z tego, że sam był piłkarzem, był w tej szatni. To jest jego ukochany klub. Miał bardzo przyjazne podejście, ale też wykonywał dobrą robotę, bo United borykało się z wieloma problemami, a gdy on przyszedł, to pojawiło się wiele pozytywów. W lidze też zaczęły przychodzić wyniki.
– On też miał w zwyczaju rozmawiać z wami?
– Ole bardziej w trakcie treningu lubił podejść w przerwie między ćwiczeniami i pogadać. Nie było jakichś podsumowań po treningu, ale na bieżąco przekazywał nam uwagi, rozmawiał na boisku, zwracał na coś uwagę lub po prostu chwalił.
– Ciebie też chwalił?
– Tak. Ze 2-3 razy zdarzyło się, że mnie pochwalił.
– Wspominałeś, że Varane to twój wzór, a kto za tamtej drużyny zrobił na tobie największe wrażenie?
– Myślę, że Paul Pogba i Marcus Rashford. To oni najczęściej wygrywali pojedynki jeden na jeden. Robili największe wrażenie. Marcus pod polem karnym, a Paul miał niesamowite umiejętności pozwalające na utrzymanie się przy piłce. Jest wielki, ma około 1,90 m wzrostu. Tych piłek praktycznie nie tracił. To zdecydowanie robiło wrażenie.
– Był w akademii jakiś wielki talent, któremu wróżono ogromną karierę, a ostatecznie znalazł się na peryferiach poważnego futbolu?
– Nie przypominam sobie. Chuchano i dmuchano na Masona Greenwooda i Anthony'ego Elangę, ale oni akurat obaj przebili się do pierwszego składu.
– Po dwóch latach spędzonych w Manchesterze zdecydowałeś się na powrót do Polski. Podpisałeś kontrakt ze Śląskiem Wrocław. Miałeś poczucie, że przychodzisz z innego świata i z miejsca jesteś po prostu lepszym piłkarzem?
– Nie miałem takiego poczucia, że przychodzę z innego świata, bo przeszedłem do pierwszego zespołu ekstraklasowego klubu, który ma świetne warunki, świetną infrastrukturę. Wiedziałem, że muszę już zacząć regularnie grać w Ekstraklasie. Nie traktowałem tego jak coś gorszego, nie czułem się lepszy, ale oczywiście byłem pewny siebie. Wręcz przeciwnie, chciałem zagrać i rozwijać się jako senior, a nie jako młodzieżowy zawodnik.
– Ta regularna gra w pierwszej drużynie ekstraklasowego klubu po pobycie w akademii dobrego angielskiego klubu nie jest tak oczywista. Ostatnio Jakub Ojrzyński został wypożyczony do Radomiaka, zagrał dwa mecze i odpadł.
– Tak, na początku wywiadu wspominałem, że nie każdemu udaje się przebić po powrocie do Polski. Kuba jest jeszcze młody, ja go znam i myślę, że jeszcze ma czas, żeby osiągnąć ten poziom, a nawet lepszy. To, że ta przygoda z Radomiakiem się nie udała, nie oznacza, że teraz będzie tylko pikował. Życie piłkarza jest nieprzewidywalne. Za chwilę wskoczy do bramki, zagra dwa mecze "na zero" z tyłu i wszystko się zmienia. Jeżeli chodzi o to, że niektórzy odpadają po takich zagranicznych przygodach, to trudno powiedzieć, z czego to wynika. Może wydaje im się, że nie muszą już nic robić, żeby grać w piłkę na tym poziomie i potem tylko spadają. Mi się na szczęście udało w Śląsku Wrocław. Mecz z Piastem był moim 51. występem w barwach Śląska. Cieszę się, że ten licznik rośnie i mam nadzieję, że nie będę przestawał grać, bo czuję obecnie, że jestem w bardzo dobrej formie.
– Mimo że czujesz się dobrze, to ten sezon dla was jako drużyny łatwy nie jest. Jak radzisz sobie z pojawiającą się frustracją?
– Mamy trudną sytuację, ale pamiętam, że rok temu także było trudno. Nie jest to jakaś niespodzianka, więc ani ja, ani koledzy z drużyny nie jesteśmy w jakimś wielkim szoku. Trzeba sobie znowu z tym poradzić, bo jestem przekonany, że jesteśmy w stanie lepiej grać i punktować, żeby się utrzymać w tej Ekstraklasie. Ostatnie siedem meczów zostało nam do końca. Ci zawodnicy, którzy w tamtym sezonie odgrywali drugoplanową rolę, będą musieli zrobić to teraz i utrzymać Śląsk w Ekstraklasie. Będziemy robić wszystko, żeby tak było.
– Problemy finansowe Śląska, zwolnienie dyrektora sportowego, napięcia na linii miasto-klub, to wpływa na was?
– Gdyby to było w środku sezonu czy po kilku kolejkach, to może jakoś wpływałoby to na głowę. Mnie w tym momencie, gdy walczymy o utrzymanie i mamy praktycznie każdy mecz o 6 punktów, nie interesuje nic, co dzieje się poza szatnią. Ani ja, ani drużyna nie mamy wpływu na to, co dzieje się w klubie. W takiej sytuacji ja do końca sezonu skupiam się tylko na tym, żeby się utrzymać. Nie będę się takimi rzeczami przejmował.
– Po zakończeniu maja planujesz zmianę klubu?
– Ciężko powiedzieć. Wszystko zależy od mojej dyspozycji na boisku. Myślę osobiście, że teraz jestem w dobrej formie, czuję się pewnie. Różnie może być. Ja w głowie planów żadnych nie mam, bo teraz koncentruję się tylko na każdym kolejnym meczu. Czas na zastanawianie się nad takimi sprawami będzie po zakończeniu sezonu. Zależy, jak rozwinie się sytuacja.
– A co ze studiami? Poczyniłeś jakieś kroki w tym kierunku?
– Tak, w tym roku chcę zacząć studia. Będzie to prawdopodobnie sportowy kierunek, ale jeszcze nie wiem. Mam wciąż dużo czasu na zastanowienie się.
– Będziesz jak Giorgio Chiellini – profesor w obronie i magister w życiu.
– Mam nadzieję, że tak będzie w moim przypadku, że teraz zrobię magistra, a kiedyś w przyszłości zostanę takim boiskowym profesorem. Mam nadzieję, że będzie mi to dane.
– Masz wciąż takie plany, by jeszcze kiedyś w przyszłości ruszyć na podbój Zachodu?
– Jeżeli miałbym wyjeżdżać za granicę, to tylko po to, żeby zaistnieć naprawdę w pierwszej drużynie jakiegoś klubu. Mam nadzieję, że uda się to w jakimś europejskim klubie. Mam nadzieję, że swoją grą będę udowadniać, że zasługuję na taką szansę, na transfer i dalszy krok. Oczywiście to jest marzenie każdego, żeby trafić do dobrego zagranicznego klubu i jeszcze bardziej się rozwijać. To jest jednak przede mną.
– W tym sezonie brałeś udział w serialu "Piłkarze na podsłuchu". Nie obawiałeś się, że przypadkowo zaprezentujesz się z negatywnej strony? Jakie były twoje wrażenia?
– Przed nie miałem żadnych obaw. W trakcie meczu całkowicie o tym zapomniałem. Moim zdaniem to był fajny pomysł. Kibice mogli zobaczyć wszystko od innej strony. Co mówimy na boisku, co się dzieje. Jeżeli chodzi o mnie, to było dużo śmiechu, bo jakieś tam zabawne teksty się pojawiły. Śmiech był i z mojej strony, i ze strony drużyny, ale wszystko pozytywnie. Nie dostawałem żadnych negatywnych sygnałów.
– Przede wszystkim kibice się dowiedzieli, ile premii dostajesz!
(śmiech) – Zależy, kto jak na to patrzy. Ja się wtedy bardzo cieszyłem, gdy w meczu z Górnikiem udało mi się strzelić gola i dwa razy asystować. Wiadomo, że ze znajomymi, a tym bardziej z kolegami z szatni czasami rozmawia się na takie tematy. A że miałem akurat mikrofon, to tak wyszło. Dla mnie temat mojego wynagrodzenia to nie jest jakaś tajemnica. Premii drużynowych nigdy bym nie zdradził, ale to był taki moment radości. O swoich pieniądzach mogę rozmawiać. O klubowych czy drużynowych nie.
– Nie dostawałeś przez to negatywnie nacechowanych wiadomości na Instagramie? W Polsce pieniądze i zarobki to chyba wciąż jest temat tabu.
– Jak na Polskę o dziwo nie dostawałem żadnych negatywnych komentarzy. Tak samo z klubu. Wszystko było albo w śmiechu, albo normalnie powiedziane. W internecie też nie spotkałem się z jakąś krytyką. To mnie zdziwiło. Ale cieszę się, bo ten przykład pokazuje, że chyba coraz większa część społeczeństwa podchodzi do tego tematu z dystansem. Pieniądze, która są w piłce, są kosmiczne. Każdy w młodości wybiera swoją drogę i na nią pracuje. Ja gram w piłkę i jakoś muszę żyć, więc akurat tak zarabiam.
– Generalizując, uważasz, że piłkarze zarabiają za dużo?
– Jeżeli chodzi o zarabianie, to szczerze powiedziawszy, nigdy się nie zagłębiałem w to, ile i kto indywidualnie zarabia, ale moim zdaniem czasami za dużo płaci się za transfery piłkarzy. To, ile zawodnik zarabia, to już zależy od jego umiejętności, wieku. Jeżeli zawodnik jest mega dobry, to w Anglii zarabia ogromne pieniądze. W Polsce też są piłkarze, którzy zarabiają bardzo dużo. Nie przyczepiałbym się jednak do zarobków, bo jeżeli ktoś prezentuje bardzo wysoki poziom, to na to zasłużył i tyle.
– Tak na koniec – Śląsk utrzyma się w tej Ekstraklasie?
– Ja wierzę bardzo, że tak. Śląsk na to zasługuje i ta drużyna, bo jeśli ktoś zarzuca nam, że nie dajemy z siebie wszystkiego, to jest to nieprawdą. Albo głupotą, bo który piłkarz chciałby wychodzić na boisko i przegrywać mecze? Jak słyszę takie komentarze, że nie biegamy albo specjalnie przegrywamy mecze, to myślę, że gdyby ktoś taki był, to powinien skończyć karierę.