| Piłka nożna / Liga Konferencji
Lech Poznań podejmie Fiorentinę w czwartkowym ćwierćfinałowym spotkaniu Ligi Konferencji UEFA. Kolejorz spróbuje sprawić niespodziankę w starciu z bardziej znanym rywalem, który w Serie A jest niepokonany już od siedmiu meczów. – Włosi w meczach z teoretycznie słabszymi od siebie przeciwnikami często wychodzą na boisko z podejściem, które potem okazuje się dla nich zgubne – podkreślił w rozmowie z TVPSPORT.PL Piotr Czachowski, były zawodnik Udinese, a obecnie ekspert Eleven Sports. Transmisja starcia w TVP.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Jak duże szanse w dwumeczu z Fiorentiną daje pan Lechowi?
Piotr Czachowski: – Wiele będzie zależało od podejścia zawodników. W europejskich pucharach Kolejorz prezentuje się bardzo dobrze, zwłaszcza przed własną publicznością. Teraz poznaniacy znów mają okazję przetestować ciekawego rywala. Jesienią, takim przeciwnikiem był Villarreal, a mistrzowie Polski wygrali aż 3:0. Oczywiście, to były inne okoliczności, bo Hiszpanie byli już pewni wygrania grupy i nie wystawili optymalnego składu. Zespół z Poznania pokazał już jednak, że może nawiązać walkę z tak mocnymi drużynami.
– Gdzie szukać słabych punktów Fiorentiny?
– Na pewno jest to defensywa i bramkarz. Nie powiem, że są to słabi zawodnicy, ale przy wysokim pressingu i umiejętnym naciskaniu rywali popełniają błędy. Lech ma szybkich skrzydłowych, dodatkowo, w wywieraniu presji może pomóc... publiczność. Kolejorz musi być jednak dobrze zorganizowany, bo jeżeli piłkarze źle doskoczą do rywali i ktokolwiek odpuści, może się to zemścić. Zwróciłbym również uwagę na pewność siebie. Włosi w meczach z teoretycznie słabszymi od siebie rywalami często wychodzą na boisko z podejściem, które potem okazuje się dla nich zgubne. Tak było chociażby podczas pamiętnego meczu Legii Warszawa z Sampdorią (w marcu 1991 roku w Pucharze Zdobywców Pucharów - przyp.red). Być może będzie tak również tym razem.
– Kogo przede wszystkim należałoby wyłączyć z gry? Trudno chyba wskazać jedną gwiazdę Fiorentiny.
– To prawda, po statystykach widać, że odpowiedzialność za strzelanie goli rozkłada się na wielu graczy. Jest Arthur Cabral, w Lidze Konferencji świetnie radzi sobie również Luka Jović. W dobrej formie są Rolando Mandragora, Giacomo Bonaventura czy zapamiętany przez kibiców z mundialu Sofyan Amrabat. Atak i skrzydła funkcjonują bardzo dobrze, z lewej strony umiejętnie podłącza się obrońca Cristiano Biraghi. W tym sezonie strzelił już dwa gole i ma dziewięć asyst. Na to także należy uważać.
– To drugi sezon Vincenzo Italiano we Florencji. Jak ocenia pan jego pracę?
– Pierwszy rok na pewno był pozytywny. Trener sprawił, że Fiorentina znowu gra w europejskich pucharach. Obecny sezon długo był wielkim rozczarowaniem, kibice wymagali zdecydowanie więcej, pojawiły się poważne obawy, że zespół będzie uwikłany w grę o utrzymanie do końca. Ostatecznie, szkoleniowiec znalazł pomysł na wyjście z kryzysu. Italiano to trener, który zawsze chce grać ofensywnie. Pokazywał to już podczas pracy w Spezii. Fiorentina gra do przodu, ale nie zawsze wykorzystuje swoje okazje.
– Nie można więc stwierdzić, że dziewiąte miejsce w Serie A to dla Fiorentiny wynik na miarę swoich możliwości?
– Zdecydowanie nie. Ten potencjał jest o wiele większy. Nie ma tam gwiazd takich, jak w Napoli czy Milanie, ale to drużyna o wyrównanej kadrze. Przychodzą tam naprawdę dobrzy piłkarze. Pozytywnego kopa dało tej drużynie zwycięstwo nad Milanem. To zespół, który wygląda kompletnie inaczej po przerwie na mundial. Gdybyśmy policzyli punkty w okresie po turnieju w Katarze, Fiorentina byłaby w czołówce. We Florencji jest duży potencjał i wciąż niespełnione nadzieje kibiców.
– W poprzednim sezonie Ligę Konferencji wygrała Roma, teraz szansę ma Fiorentina. Jak istotne dla zespołu z Florencji są te rozgrywki?
– Liga Konferencji jest dzisiaj priorytetem. Fiorentina ma niewielkie szanse na to, by w Serie A znaleźć się na tyle wysoko, żeby w nowym sezonie zagrać w pucharach. Grę w Lidze Europy może za to zapewnić triumf w Lidze Konferencji. Właściciele klubu są głodni trofeów, chcieliby włożyć do gabloty jakiś puchar.
– Fiorentina w ostatnim czasie pokonała Milan i Inter. Na polskich kibicach musi to robić wrażenie...
– Nie chcę nikogo straszyć, bo nie jest tak, że Fiorentina to zespół nie do pokonania. W każdej formacji mają jednak wiodącego zawodnika i są drużyną co najmniej solidną. Piłkarze Lecha muszą włożyć w grę mnóstwo serca i zaangażowania. Lech miałby większe szanse, gdyby o awansie decydowało jedno spotkanie. Ostatnio Fiorentina zremisowała ze Spezią i to powinien być sygnał, że drużynie z Florencji na pewno można sprawić kłopoty.
– Jak będzie wyglądało spotkanie w Poznaniu?
– Trudno to przewidzieć. Jeżeli Lech nie będzie walczył i nie da z siebie maksimum, będzie problem. W takich meczach mnóstwo braków można przykryć ambicją. Wiadomo, że drużyny z Włoch czy Hiszpanii zawsze będą miały przewagę pod względem technicznym. Wielokrotnie widzieliśmy też, że te różnice można zniwelować. Wspominałem o wysokim pressingu, chociaż wiadomo, że nie da się tak grać przez większość meczu. Poznaniacy nie mogą jednak pozwalać na zbyt wiele rywalom, bo jeśli tak zrobią, to z każdą minutą będzie robiło się coraz niebezpieczniej. Ostatnio czytałem wywiad Marka Rzepki, który wspominał jak Lech za jego czasów pokonał Olympique Marsylia 3:2 (doszło do tego w 1990 roku w Pucharze Europy - przyp.red). Opowiadał o niebywałym zaangażowaniu i o tym, jak wycieńczeni zawodnicy padli na boisko po końcowym gwizdku. Tak samo musi być w czwartek. John van den Brom mówił, że wymarzony dla niego finał to starcie Lecha z AZ Alkmaar. Życzę mu tego i oby sen Kolejorza o finale Ligi Konferencji trwał jak najdłużej.