| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Śląsk w piątek przegrał z Wartą Poznań (1:3) i znalazł się w strefie spadkowej. To już drugi sezon z rzędu, gdy drużyna z Wrocławia musi walczyć o utrzymanie. Łukasz Gikiewicz ma pretensje przede wszystkim do obcokrajowców sprowadzonych przez klub. – Banda przebierańców, która dostała fajne kontrakty i przyjechała odwalić robotę. Nie obchodzi ich, co po sobie pozostawią – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL napastnik, który w 2012 roku zdobył z zespołem z Dolnego Śląska mistrzostwo Polski.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Jeszcze na początku poprzednich rozgrywek twój były klub występował w europejskich pucharach, a teraz walczy o pozostanie w lidze. Co takiego dzieje się we Wrocławiu?
Łukasz Gikiewicz: – Akurat wygrana Warty wcale mnie nie dziwi, bo miałem okazję trochę poprzyglądać się pracy Dawida Szulczka. Sztab szkoleniowy Warty pracuje świetnie. Jeśli chodzi o Śląsk – przykro, że w ogóle mówię coś takiego, ale chyba lepiej byłoby spaść z ligi. Może wtedy w klubie ktoś się obudzi i zmieni strategię. Ciągle ściąga się tłumy słabych obcokrajowców, z którymi kibice się nie utożsamiają. Zawsze wracam do czasów, w których byłem częścią mistrzowskiej drużyny Śląska. Wtedy stadion był zapełniony, a teraz wygląda to dramatycznie.
– Gdzie tkwi największy problem?
– Szukałbym go w zatrudnianiu zagranicznych zawodników. W szatni za moich czasów były osobowości, a dzisiaj nie ma tam nikogo takiego. Śląsk tuła się po dolnych rejonach tabeli i musi drżeć o utrzymanie. Trudno mi mieć pretensje do Polaków grających w klubie. Nikt z nich nigdy nie był gwiazdą innego ekstraklasowego zespołu, dlatego nie można mieć wygórowanych oczekiwań. Samo zarządzanie i budowa klubu nie może tak wyglądać. Wreszcie musi pojawić się prywatny inwestor, ktoś musi to wszystko poukładać. Rozmawiałem z jednym z byłych trenerów, który opowiadał mi o realiach. Chciał zawodnika, który na jego liście zajmował drugie miejsce, a dostawał tego z pozycji numer dziesięć. Gdy te wszystkie Verdaski i Garcie będą odchodzić z klubu w czerwcu, to zapamiętają tylko rynek i kluby nocne. Podejrzewam, że nie będą w stanie wskazać na mapie Polski, gdzie leży Wrocław. Ja wracam tam z wielką przyjemnością i sentymentem, bo w tym miejscu coś z siebie zostawiłem. Tych ludzi zaraz tam nie będzie i szybko o tym zapomną. Śląsk to dzisiaj kolos na glinianych nogach. Owszem, udanym ruchem okazał się John Yeboah, usłyszałem o nim dużo dobrego od jednego z kolegów, który grał z nim w Duisburgu. Spójrzmy jednak na kolejne ruchy. Czy Erik Exposito zasługuje na 20 tysięcy euro miesięcznie? Sam przyprowadziłbym tam czterech lepszych zawodników od niego, gdybym zaoferował im takie pieniądze.
– Głośno było o rozgrzewce Caye Quintany w trakcie spotkania Pucharu Polski z KKS Kalisz. Co pomyślałeś, gdy zobaczyłeś to wideo?
– Opcje są dwie: albo Quintana miał informację, że jest ostatni do wejścia i dlatego rozgrzewał się na pół gwizdka, albo jest kompletnym, śmierdzącym leniem. Za takie rzeczy odpowiedzialni są trenerzy, którzy powinni zająć się tym zachowaniem. Potem pojawiła się informacja, że klub ukarał zawodnika, ale nie widziałem kwoty, jaką musiał zapłacić. Wydaje mi się, że na koniec Quintana nie poniósł żadnych konsekwencji. To tylko pokazuje, jakich piłkarzy ściąga klub. Banda przebierańców, która dostała fajne kontrakty i przyjechała do Wrocławia odwalić robotę. Nie obchodzi ich, co po sobie pozostawią.
– Widzisz tam jakiegoś lidera?
– Nie. Nie wiem też, jak funkcjonuje ta szatnia. Nie mam pojęcia, czy są ze sobą zintegrowani, czy wychodzą na obiady i spędzają razem czas. Nie chodzi o to, że liderem jest ten, kto zakłada opaskę. W drużynie musi być pięciu-sześciu liderów. Niestety dzisiaj w Śląsku nie widzę nikogo takiego.
– Ilu ludzi z obecnej drużyny Śląska miałoby miejsce w składzie innego zespołu z Ekstraklasy?
– Nie chcę podawać konkretnej liczby, ale wiem, że przy takim podejściu i zaangażowaniu, to dzisiaj w zespole poradziliby sobie jeszcze Piotrek Celeban czy Mariusz Pawelec. Od razu zameldowaliby się jednemu czy drugiemu rywalowi, który zobaczyłby, że będzie miał problemy. Kiedyś mówiło się o "twierdzy Wrocław". Dzisiaj to taka sama twierdza jak ta, którą w piaskownicy buduje moje dziecko. Ivan Djurdjević mówi, że to młoda drużyna, ale przecież średnia wieku wcale nie jest taka niska. Ktoś musi być z tego rozliczany i do kogoś trzeba mieć pretensje.
– Rozliczony został już Dariusz Sztylka, którego znasz jeszcze z czasów wspólnej gry. Były już dyrektor sportowy miał sporo pomyłek transferowych.
– Znam Darka i lubię, ale trzeba przyznać, że nieudanymi transferami nie pomógł ani sobie, ani drużynie. Nie rozumiem momentu tego zwolnienia. Co pomoże zwolnienie dyrektora sportowego w środku sezonu? Przecież teraz nie dokonuje się transferów, to legenda klubu i uważam, że można było poczekać z tym ruchem i pożegnać się po sezonie. Jeśli nawet Śląsk zatrudni nowego dyrektora, to dzisiaj nie zrobi on nic rewolucyjnego.
– Jak wiele winy za obecną sytuację ponosi Ivan Djurdjević? Po przegranej z Wartą podkreślał, że teraz jego zespół znalazł się pod ogromną presją.
– Nie lubię słowa presja w piłce nożnej, to po prostu oczekiwania, z którymi musisz się mierzyć. Djurdjević miał świadomość, na co się decyduje, gdy podpisywał kontrakt. Tak samo było w przypadku piłkarzy. Być może obecny trener nie jest jeszcze gotowy na pracę na najwyższym poziomie rozgrywkowym? Wiem, że zrobił bardzo dobrą pracę w Chrobrym Głogów i był w finale barażów o awans. Być może na razie właśnie tam jest idealne dla niego miejsce, a na kolejny krok trzeba poczekać. Zapewne on także nie dostał tego, czego chciał, jeśli chodzi o zawodników. Troch zderzył się z rzeczywistością.
– Pojawiają się pogłoski o zmianie szkoleniowca i zatrudnieniu Ryszarda Tarasiewicza. Jak oceniłbyś taki ruch?
– Trener Tarasiewicz wejdzie do szatni i na pewno pier…e bidonem albo butelką wody. To on sprowadzał mnie do Śląska. Nie grałem za jego kadencji za dużo, ale gdy odchodził, zawodnicy płakali. Miał świetne relacje z szatnią. Jego pojawienie się w szatni na pewno byłoby impulsem. Może tym obcokrajowcom wtedy zapali się lampka, że czas się ogarnąć i zasuwać.
– Jeśli Śląsk wiosną wygrywa, to z zespołami z czołówki. Wrocławianie wygrali dwa mecze – z Pogonią Szczecin i Lechem Poznań. Dlaczego nie są w stanie pokonywać też tych teoretycznie słabszych?
– Lech był wtedy po spotkaniu w europejskich pucharach, a jego trener John van den Brom dokonał wielu zmian w składzie. W tym wszystkim brakuje regularności. Możesz wygrać dwa mecze z Legią i Rakowem, ale co one dadzą, jeśli później będziesz przegrywał? Mógłbym mówić o tym, że widać pracę trenera, gdyby Śląsk był mocny u siebie, zdobywał tutaj punkty, a na wyjazdach był niewygodnym przeciwnikiem, który traci mało bramek. Tak jednak nie jest, nie widzę w grze tego zespołu żadnego stylu.
– Co trzeba zrobić w obecnej sytuacji?
– Na pewno nie zamrażać wypłat, bo to śmieszne. Na koniec te pieniądze i tak muszą trafić do piłkarzy, a kluby takimi decyzjami tylko wystawiają się na pośmiewisko. Może pomogłaby wspomniana wcześniej zmiana trenera? Pytanie, czy rzeczywiście dałoby to efekt natychmiastowy. Co do samej przyszłości, to wolałbym postawić na Polaków, ligowców, otoczonych młodymi piłkarzami z klubu czy zawodnikami z drugiej ligi. Z pewnością nie wyglądaliby gorzej od tych, którzy są tam teraz. Wolę oglądać Karola Borysa czy Adriana Bukowskiego. Oni będą popełniać błędy, ale przynajmniej oddadzą serce dla tego klubu. Występ w meczu z Legią czy Lechem w barwach Śląska będzie coś dla nich znaczył. Wreszcie powinno dojść do spotkania władz miasta, klubu i sponsorów. Ustalenia, w którą stronę zmierzamy. To nie może tak wyglądać.
– Teraz przed Śląskiem mecz z Górnikiem Zabrze, a później kolejne spotkania, także z drużynami uwikłanymi w grę o utrzymanie. Gdzie kibice wrocławskiego klubu mają szukać nadziei?
– Pamiętam, że kiedy słabo graliśmy za kadencji trenera Tarasiewicza, to fani pojawili się przy Oporowskiej i przeprowadzili z nami nieprzyjemną rozmowę. Absolutnie nie zachęcam jednak do takich praktyk. Nie sądzę nawet, by którykolwiek z tych Hiszpanów zrozumiał, co oni do niego mówią, bo zapewne nie znają oni polskiego. Mam nadzieję, że ci zawodnicy zbiorą się w garść i w ostatnich kolejkach powalczą za klub, który płaci im naprawdę dobre pieniądze. Prawdopodobnie już nigdzie indziej nie zarobią tak dobrze.
– Śląsk utrzyma się w Ekstraklasie?
– Obawiam się, że będą walczyć do ostatniej kolejki o utrzymanie i nie wiem, czy zakończy się to pozytywnie. Oby nie okazało się, że od przyszłego sezonu Śląsk znów będzie występował na stadionie przy ul. Oporowskiej. Udostępnianie tak wielkiego obiektu jak Tarczyński Arena na mecze pierwszej ligi nie będzie miało sensu…