| Piłka nożna / Betclic 2 Liga
Rozkręcił biznes od zera. Zaczął od handlu złomem, a skończył w pierwszej setce najbogatszych Polaków. Dziś Przemysław Sztuczkowski prowadzi prężny biznes metalurgiczny, a od lutego firma Cognor jest właścicielem II-ligowego dziś Hutnika Kraków. Duże pieniądze to duże marzenia, ale Sztuczkowski nie chce iść śladami Wieczystej Kraków i szokować transferami. – Mamy swój plan, ale oczywiście byłoby wspaniale, gdyby w perspektywie kilku lat udało się nawiązać do sukcesów Hutnika z lat dziewięćdziesiątych – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL. Po raz pierwszy publicznie zabrał głos na temat planu na ponowne wprowadzenie krakowskiego klubu na piłkarskie salony.
W Ekstraklasie Hutnik Kraków po raz ostatni grał w 1997 roku. Potem była przykra i szybka droga w dół. W 2010 roku długi spółki wyniosły blisko 6 milionów długów, więc ogłoszono upadłość. Sprawy w swoje ręce wzięli kibice – stworzyli nowy twór, który przejął tradycje Hutnika i w tym samym roku rozpoczęli nową drogę od IV ligi. Dziś Hutnik gra w II lidze, ale i to nie było takie pewne. Poprzednie rozgrywki zakończył na miejscu spadkowym, a w lidze utrzymał się tylko dzięki temu, że z rozgrywek wycofały się Wigry Suwałki. Wiadomość ta spłynęła na Suche Stawy tuż przed sezonem, czasu na przebudowanie kadry było niewiele, po rundzie jesiennej drużyna zajmowała miejsce w strefie spadkowej. Znów pojawiły się czarne chmury.
I wtedy klub został przejęty przez firmę Cognor. Firma hutnicza przejęła hutniczy klub. To największa polska firma z sektora metalurgicznego, a dwa poprzednie lata były dla niej rekordowo intratne. W roku 2022 kwartalne zyski firmy wahały się od 150 do 223 milionów złotych. Na szybko zrealizowano kilka transferów, by ugasić pożar. Dziś pożar jest już ugaszony. Ryzyko spadku wciąż wisi nad Hutnikiem, ale ten też wzleciał nieco w górę, bo dziś ma 6 punktów przewagi nad strefą spadkową.
Teraz ma już iść tylko w górę, ale nikt w Nowej Hucie nie ma zamiaru odpalać odrzutowych silników. Nie będzie głośnych nazwisk i zmian trenerów co kilka kolejek jak w Wieczystej. Wszystko po kolei. Hutnik najpierw ma doczekać nowego stadionu – w tej sprawie działa już miasto, powstały pierwsze koncepcje, za dwa lata ma zostać wbita pierwsza łopata. Nowy obiekt może powstać realnie za pięć, sześć lat. Gdzie wtedy będzie drużyna Hutnika?
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Wie pan, jak dzięki piłce zostać milionerem?
Przemysław Sztuczkowski, członek rady nadzorczej Hutnika Kraków: – Nie, jak?
– Trzeba wcześniej być miliarderem.
– Haha, ale fajne! Nie słyszałem tego, ale obawiam się, że jest to realne. Szczególnie, gdy ktoś jest mocniej zafiksowany.
– Na początku wieku przy polskiej piłce było kilku najbogatszych Polaków, teraz jest ich dużo mniej.
– Trudno mi się do tego odnieść, wydaje mi się, że wciąż są takie osoby w piłce. Choćby pan Zbigniew Jakubas w Motorze Lubin, z którym walczymy w lidze.
– To prawda, ale skala jest mniejsza. Kiedyś mieliśmy Bogusława Cupiała, Józefa Wojciechowskiego czy Zygmunta Solorza.
– Do dziś dotrwał profesor Janusz Filipiak… Mam wrażenie, że dziś sporo tego typu osób działa poza Ekstraklasą – w klubach I i II ligi. Tam sponsorami bywają naprawdę potężne firmy. Teraz do piłki wchodzimy my, ale nie chcemy robić dramatycznych ruchów finansowych. Mam nadzieję, że nam nie przydarzy się taka historia, jak ta przytoczona na początku naszej rozmowy.
– Przez kilka lat działaliście w żużlu, we Włókniarzu Częstochowa, więc ma pan pewne doświadczenie w świecie sportu. Było sporo obaw przed objęciem Hutnika?
– My z Hutnikiem działamy już piąty rok. Zaczęło się od niewinnej prośby o sponsoring i z roku na rok tak to szło. A na stadion po raz pierwszy zawitałem chyba dopiero po 1,5 roku od nawiązania tej współpracy. Jestem przemysłowcem, a my każdą złotówkę oglądamy z obu stron. Konkurencja na rynku hutniczym jest szalona. Jesteśmy jedyną polską grupą kapitałową posiadającą w swoim portfolio huty. Reszta to potężne koncerny zagraniczne. Mocno pilnujemy więc finansów, a pierwsza wizyta na stadionie i spotkanie z zarządem klubu wywarły na mnie duże wrażenie.
– Co takiego zwróciło pańską uwagę?
– Wcześniej słyszałem, że w piłce panuje wszechobecna korupcja i marnotrastwo pieniędzy. A tymczasem w Hutniku spotkałem ludzi, którzy w zarządzie pracują pro bono i robią wszystko, by odbudować ten klub. Pamiętam, że linie malował jeden z dyrektorów. Od razu wywiązała się między nami nić porozumienia. Zaczęliśmy sprawdzać finanse i okazało się, że klub nie ma żadnych długów, a nawet był w stanie wypracować mały plus. Jak przyszliśmy to Hutnik najgorsze czas miał już za sobą, a wkrótce przyszedł awans do II ligi. Zaczęliśmy się zastanawiać nad mocniejszym zaangażowaniem. Tym bardziej, że Hutnik tak dobrze pasuje do naszej branży.
– Czyli to też miało znaczenie?
– Oczywiście, że tak. Mamy w Krakowie dużą walcownię profili. Dla nas to fantastyczne, że udało się skojarzyć firmę i klub z tej samej branży.
– Faktycznie, tu wszystko pasuje jak rzadko kiedy. A co ważne – klub przejęła duża polska firma za którą stoją konkretni ludzie. Pan zbudował tę firmę od podstaw, a gdy trzeba było to całkowicie przemodelował profil działania.
– To mocno cykliczna branża. Wieczna sinusoida.
– Teraz pewnie jesteście na górce ze względu na wojnę na Ukrainie?
– Tak. Nie zabrzmi to elegancko, ale branża metalurgiczna korzysta na tej sytuacji. Hutnictwo jest wrażliwym działem przemysłu i jest mocno podatne na konflikty zbrojne czy inne zawirowania koniukturalne.
– Kibice Hutnika pewnie liczą na spore inwestycje, a wy chcecie działać spokojnie, krok po kroku. Na razie najważniejsze jest utrzymanie i chyba pożar w dużym stopniu udało się ugasić.
– To jeszcze nie koniec walki o utrzymanie. Mamy 13 miejsce i tylko 6 punktów straty nad strefą spadkową. Najważniejsze, że jesteśmy na dobrej fali.
– Przejęliście klub na miejscu spadkowym. W pierwszym meczu u siebie przegraliście z Radunią Stężyca 1:3. Nie pomyślał pan sobie wtedy, że może się nie udać i na początek zaliczcie spadek?
– Nie. Bardzo odpowiadało mi wyjaśnienie trenera i prezesa. Obaj uznali, że to był wypadek przy pracy. Nie znam się na tych niuansach, ale przyjąłem to do wiadomości. Kolejne mecze pokazały, że to faktycznie było pojedyncze potknięcie. Cieszę się, że tego dnia obowiązki nie pozwoliły mi być na stadionie, bo trudno byłoby zapanować nad nerwami.
– Pomówmy o planach na kolejne sezony. Podejrzewam, że w przyszłym sezonie pojawią się oczekiwania byście powalczyli o awans do I ligi.
– Byłbym niedorzeczny, gdybym powiedział, że awans nas nie interesuje. Rywalizacja to istota sportu. Każdy chce się rozwijać, ale każdy też obiera swoją drogę. My mamy spokojny pomysł, a doświadczenie z Włókniarza Częstochowa zaowocowało pewną lekcją. Paradoksalnie bowiem, gdy mieliśmy najwyższe budżety, zajmowaliśmy najgorsze miejsca. A mistrzostwo Polski zdobywaliśmy, gdy budżet ledwie udało się domknąć. Piłka nożna też jest wspaniałym sportem, który udowadnia, że pieniądze nie są najważniejsze. Dla nas priorytetem będzie więc to, by nie zadłużyć klubu.
– Do czego potrzebny jest wam Hutnik? Klienci Cognora nie siedzą na trybunach. Chodzi o zaangażowanie w życie lokalnej społeczności?
– Dokładnie. Jako spółka giełdowa mamy obowiązek sporządzania raportów na temat odpowiedzialności społecznej. Co robimy oprócz prowadzenia biznesu? Prowadzenie klubu to bardzo fajna forma pokazania, że działamy na rzecz lokalnego społeczeństwa. Jesteśmy w Nowej Hucie, gdzie nigdy nie brakowało ludzi związanych ze sportem. A nie jest też tak, że nasza branża nie dostrzega naszego zaangażowania w Hutnika. Już nieraz byłem pytany o klub podczas spotkań biznesowych.
– Dostrzegli wasze zaangażowanie.
– Tak, i to też firmy z drugiego końca Polski. Pytają nas, dlaczego zdecydowaliśmy się na ten krok. W klubie Corporate Connections poznałem właściciela Polonii Warszawa, pana Gregoire Nitota. Bardzo żałowałem, że później z nimi przegraliśmy.
– Ekstraklasa jest w waszych planach?
– Daj panie Boże. Na razie dzielą nas od niej lata świetlne. Jestem zaskoczony, że nawet w II lidze poziom jest tak wyrównany. W każdym meczu jest walka. Jak odpuścisz to do widzenia. W I lidze jest zapewne jeszcze trudniej, a Ekstraklasa to już inna bajka. Przed nami mnóstwo pracy, by tam dotrzeć.
– I chyba nie macie się co spieszyć patrząc na obecny stadion. Ma powstać nowy obiekt, ale pewnie najwcześniej za cztery, pięć lat. Wtedy chcecie być w Ekstraklasie?
– Od początku uprzedzałem trenera i zarząd, że nie chcemy wywierać na zawodnikach presji. Że musimy awansować i tyle. To jest sport i nie wszystko da się przewidzieć. Być może to dobry moment, by powiedzieć na czym nam zależy jako właścicielom.
– Słucham.
– Na naszej akademii, którą uważam za jedną z najlepszych w Polsce. Mówię to na podstawie wyników, nagród, stypendiów czy licencji.
– Ale jako Cognor przejęliście tylko pierwszą drużynę.
– Tak, ale to jest automatycznie połączone. Musimy cały czas pozostawać w ścisłych relacjach z akademią i stowarzyszeniem. To nasze zaplecze, z którym chcemy pracować.
– Czyli akademia może liczyć na wasze wsparcie?
– Cały czas. Bacznie obserwujemy, co tam się dzieje i chcemy czerpać jak najwięcej. W co chcielibyśmy inwestować? Transfer to teoretycznie najprostsze rozwiązanie. Mam pieniądze, wybieram piłkarza i po sprawie. Ale to nie zawsze musi się udać. Świat biznesu nauczył mnie, że postęp można wypracować ludźmi, których masz do dyspozycji poprzez szkolenia, rozwój i ciężką pracę. Wierzę, że w sporcie jest tak samo. Zimą sprowadziliśmy kilka nowych twarzy i drużyna zaczyna fajnie funkcjonować. Wciąż brakuje nam za to pieniędzy, i to pewnie stoi po naszej stronie, na sprawy szkoleniowe. Chcemy stawiać na jak najwyższą jakość treningu, specjalistyczne szkolenia i obozy – rozwijać zawodników i trenerów. To nasza droga. A nie drogie transfery, które mogą doprowadzić do zagłady.
– No to załóżmy, że ma pan luźny milion złotych. W co inwestuje?
– Właśnie w rozwój, szczególnie pierwszej drużyny. Zapewnienie jak najwyższego poziomu treningu, także podczas przerw między sezonami. Ważna jest dla mnie także atmosfera w zespole. Podoba mi się, że trener świetnie zna wszystkich zawodników. Wie, kim są i z jakimi problemami się zmagają.
– Rozumiem pański tok myślenia, ale szkolenie w Polsce stoi na niskim poziomie. Trenerzy młodzieży zarabiają 1,5 tys. złotych i muszą szukać dodatkowych zajęć. A każdy klub chciałby żyć tylko z wychowanków.
– To dlaczego tak nie robią?
– Bo żadna akademia nie jest w stanie zapewnić odpowiedni dopływ świeżej krwi. Jak z jednego rocznika przebije się dwóch, trzech piłkarzy to jest dobry wynik. Do pana prędzej czy później też przyjdzie trener czy prezes i powie: "Panie Przemku, trzeba wydać parę złotych na wzmocnienia".
– Rozumiem i w trakcie zimowego okienka pozyskaliśmy kilku piłkarzy.
– Dał się pan namówić.
– To była konieczność, bo spadek realnie nam zagrażał. Musieliśmy wzmocnić, szczególnie defensywę, która dziś prezentuje się bardzo fajnie.
– Słucham i domyślam się, że nie macie przewidzianego rocznego budżetu, a ten będzie zależał od potrzeb?
– Tak. Od potrzeb i rozwoju wypadków. Poza tym fajnie byłoby, gdyby jeszcze jakiś sponsor do nas dołączył. Nie musimy być jedynym właścicielem – to była raczej potrzeba chwili.
– Może pan zdradzić ile zainwestowaliście w Hutnika do tej pory?
– Nie.
– OK. Ta kwota robi wrażenie?
– Nie uważam, by była duża. Ale nie chcę jej zdradzać.
– Poza tym wniesiecie do Hutnika sporą wiedzę biznesową.
– Raz jeszcze podkreślę, że dotychczasowy zarząd świetnie sobie radzi. Mocno stąpają po ziemi i dobrze wiedzieli, że jeden sezon z zadłużeniem może oznaczać koniec klubu. Mamy ponad 30-letnie doświadczenie w biznesie, w przemyśle ciężkim, więc pewne rzeczy wniesiemy do klubu. Na pewno w naszym stylu poukładamy finanse. Ważna jest ciągła kontrola, by nie obudzić się z ręką w nocniku.
– Piłka też jest ciężkim biznesem.
– Chyba najtrudniejszym w świecie sportu? Ale też najfajniejszym.
– W świecie biznesu klub to też wizytówka, którą można się pochwalić przed kontrahentami.
– Takich założeń akurat nie mieliśmy. Bardzo liczymy, że obecność Cognora w klubie sprawi, że inni sponsorzy się nie wycofają, a być może pojawią się nowi. Zachęceni naszą obecnością. Ludzie biznesu boją się piłki. W przeszłości dominowały nieciekawe historie. I zapewniam, że jak w klubie zacznie robić się źle, nas też tu nie będzie.
– Co musiałoby się wydarzyć?
– Rzeczy, dla których pod względem moralnym nie ma miejsca w świecie czystego sportu. Jak tylko zobaczymy, że dzieje się coś złego, to spółka zostanie sprzedana za złotówkę i nas nie ma. Cognor jest spółką publiczną, ma nieskazitelną opinię od 30 lat. Nikomu nie zrobiliśmy nic złego.
– Co konkretnie mogłoby was odstraszyć?
– Cała daleko idąca korupcja. Ustawianie meczów, przekupywanie zawodników. Narkotyki. Burdy na trybunach. Chcemy, by na nasze mecze przychodziły rodziny z dziećmi i świetnie się bawiły. W żużlu to się udało. Na nasze mecze przychodziło 10 – 15 tysięcy ludzi. Chciałbym to powtórzyć w Hutniku, choć może jestem naiwny.
– Hutnik ma potencjał kibicowski, który pewnie nabierze rozmachu wraz z nowym stadionem. A jaka jest najważniejsza lekcja wyniesiona z Włókniarza?
– Kontrola finansowa. Pilnowanie budżetu to sprawa fundamentalna.
– We Włókniarzu budżet się rozjechał?
– Pod koniec naszego pobytu kontrakty zawodników wzrosły tak bardzo, że to nie miało już sensu. Wiem, że piłka też nie jest darmowa. Zresztą ciągle słyszę głosy, że jak nie zainwestujemy to zaraz nas nie będzie.
– Często będzie pan to słyszał.
– A ja mam swoje zdanie. Zebrałem pewne doświadczenie i chcę korzystać właśnie z niego. Stoję na stanowisku, że równie ważna jest solidna praca i właściwe wyszkolenie. Wtedy można osiągnąć sukces przy w miarę umiarkowanych środkach. Pod względem finansowym stać nas na dużo, ale nie chcemy tego robić.
– W latach 2011 i 2012 był pan w setce najbogatszych Polaków magazynu "Forbes", ale potem już nie.
– I dobrze…
– Ukrywa się pan czy po prostu wypadł z rankingu?
– Powiem tak: zależało mi na tym, by nas tam nie być.
– A załapałby się pan?
– Nie mi o tym mówić. Są specjaliści od tego. Mogę tylko powiedzieć, że nie chcemy tam być.
– Przenieśmy się na koniec o pięć, sześć lat do przodu. Hutnik ma nowy stadion. Co musiałby się wydarzyć przez ten czas, by powiedział pan: "udało się"?
– Bycie w Ekstraklasie to fantastyczna sprawa. W latach 90. Hutnik zahaczył o czubek Ekstraklasy, grał w europejskich pucharach. Plakat z meczu z AS Monaco do dziś wisi w klubie. Gdyby udało się do tego nawiązać, byłbym bardzo zadowolony. A jeśli do Ekstraklasy wróci także Wisła – Kraków mógłby mieć trzy drużyny na najwyższym poziomie. To byłby ewenement.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.