| Piłka nożna / Betclic 2 Liga
Znicz Pruszków jest jedną z największych rewelacji drugoligowych zmagań. Piłkarze trenera Mariusza Misiury tracą dwa punkty do miejsca, które gwarantuje bezpośredni awans do Fortuna 1.ligi. Ekipa z Mazowsza ma jednak spory problem z grą na swoim obiekcie. – Przepraszam naszych kibiców, ale sześć ostatnich spotkań wolałbym rozegrać na wyjazdach – powiedział szkoleniowiec pruszkowian.
Jeden punkt w ostatnich trzech domowych spotkaniach. Sześć porażek i 22 z możliwych 42 "oczek" wywalczonych na swoim terenie. Delikatnie mówiąc, stadion w Pruszkowie nie jest twierdzą miejscowego Znicza. Aktualnie trzeci zespół drugiej ligi na swoje stulecie marzy o powrocie na zaplecze PKO Ekstraklasy. Drużyna prowadzona przez trenera Mariusza Misiurę zachwyca na wyjazdach (pięć zwycięstw z rzędu!) i rozczarowuje na własnym obiekcie. W niedzielę gospodarze jedynie bezbramkowo zremisowali z Pogonią Siedlce. Co ciekawe, był to dopiero ich trzeci podział punktów w sezonie.
Gra Znicza opiera się na szybkiej wymianie podań, długim utrzymywaniu się przy piłce i braku "lagowania". Szkoleniowiec ekipy z województwa mazowieckiego mocno stawia na techniczny i ładny dla oka futbol. Po niedzielnym starciu narzekał i jednocześnie przepraszał kibiców, że na własnym stadionie jego zespół po prostu tak grać nie może.
– W starciu z Kaliszem bardzo dużo graliśmy po ziemi. Staraliśmy się konstruować kombinacyjne akcje. Trenowaliśmy na swoim boisku w środę i czwartek. Widzieliśmy, jak zachowuje się piłka. Byłbym szaleńcem, gdybym wymagał od swoich obrońców grania od tyłu. W ten sposób pomoglibyśmy naszemu przeciwnikowi. Czujemy niedosyt i smutek, ale mamy dwa punkty straty do miejsca dającego awans. Pozytywem jest to, że za tydzień gramy na wyjeździe. W Olsztynie płyta na pewno będzie lepsza. Przepraszam naszych kibiców, ale wolałbym, żeby sześć ostatnich spotkań odbyło się na boiskach rywali. Tam możemy grać naszą piłkę – powiedział nam Mariusz Misiura.
Szkoleniowiec Znicza po raz kolejny mocno narzekał na stan pruszkowskiej murawy. W niektórych sektorach boiska... jej po prostu brakuje. Gospodarze nie są w stanie prezentować futbolu, który daje im zwycięstwa na obcym terenie. – Bardzo dużo można zrobić z naszą murawą, tylko trzeba tego chcieć. My tylko wynajmujemy boisko, które jest własnością Centrum Kultury i Sportu. Staramy się oszczędzać płytę, jak tylko możemy. Robimy rozgrzewki poza bramkami, żeby nie obciążać murawy. Uważam, że można z nią zrobić znacznie więcej, żeby wyglądała tak, jak na innych stadionach. Klimat w Polsce mamy wszędzie taki sam. Ostatnio oglądałem na żywo mecz w Puławach. Tam płyta jest świetna. Tydzień temu graliśmy w Kaliszu, było podobnie. Chodzi o chęci i kompetentne zarządzanie – dodał Misiura.
W sobotę 29 kwietnia w meczu na szczycie tabeli Znicz zmierzy się na wyjeździe ze Stomilem Olsztyn. Drużyny ostatni raz rywalizowały ze sobą w zimowym sparingu. Wtedy pod balonem górą okazali się miejscowi. Wygrali 2:0 po golach Dmytro Juhymowycza i Jakuba Wójcickiego. Teraz Stomil ma dwa "oczka" więcej od pruszkowian. Zespół prowadzony przez trenera Szymona Grabowskiego jest piekielnie mocny na własnym stadionie (bilans 9-4-1).
– Mecz ze Stomilem będzie takim małym finałem. W przypadku porażki strata pięciu punktów na pięć kolejek przed końcem może być trudna do odrobienia. Ewentualne zwycięstwo da nam lepszy bilans w meczach bezpośrednich. Wszystko jest w naszych nogach i głowach – zakończył trener Znicza.