Kariera Magdaleny Stysiak jest błyskawiczna, choć nie obyła się bez bólu. – Ekstremum to kwalifikacje do igrzysk i mecz z Serbkami. Dzień wcześniej na meczu skręciłam kostkę, była fioletowa aż po łydkę. Doktor starannie mi ją owinął, dostałam zastrzyk przeciwbólowy w tyłek, założyłam stabilizator i grałam na własną odpowiedzialność – wspomina w TVPSPORT.PL. Liderka reprezentacji Polski siatkarek mówi również o wsparciu Mariusza Wlazłego, konflikcie w kadrze, "ucieczce" z Chemika Police czy przyszłości klubowej w Fenerbahce Stambuł.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL – Pamiętam cię jako dziewczynę, która zaczynała dzięki, między innymi, Fundacji Mariusza Wlazłego. Na naszych oczach stawałaś się filarem kadry w bardzo młodym wieku, zyskiwałaś uznanie fanów. A ty? Kogo podziwiasz najbardziej?
Magdalena Stysiak: – Siatkarsko moją idolką była i jest Małgorzata Glinka, na której się wzoruję, często jesteśmy porównywane. Mam z nią dobry kontakt, a to cieszy. Poza tym jest też moja idolka Eda Erdem. Na tych osobach wzoruję się siatkarsko. W życiu prywatnym nie mam chyba jednej idolki albo idola. Wielkie wrażenie robił na mnie jednak Mariusz Wlazły, który właśnie kończy karierę. Podziwiałam go jako osobę, zawodnika, legendę polskiej siatkówki. Dziękuję mu za wszystko, ponieważ pomógł mi też prywatnie. To człowiek z wielkim serduchem.
– Jak ci pomógł prywatnie?
– Kiedy byłam w szkole podstawowej, dzięki Fundacji Mariusza Wlazłego grałyśmy różne turnieje. Tak zaczęła się moja kariera. Dzięki niemu miałam comiesięczne stypendium. Nie pochodzę z bogatej rodziny, niczego mi nigdy w życiu nie brakowało, ale jednak jego wsparcie było bezcenne. Dzięki temu mogłam bez większych wyrzeczeń kupić choćby buty do grania, o których marzyłam.
– Gdybyś nie miała wsparcia z zewnątrz, zostałabyś siatkarką?
– Myślę, że bardzo mi ono pomogło. Nadmienię też, że wiele dla mnie znaczyło to, że w młodym wieku zajął się mną menedżersko Roberto Mogentale. Wyciągnął do mnie rękę w trudnym momencie. Gdy miałam trzynaście lat pojawiły się u mnie problemy z kolanami. Zabrał mnie we Włoch do lekarza Vittorio Martiniego, który był specjalistą współpracującym z Gosią Glinką. Dzięki tym wszystkim "cegiełkom" dokładanym przez różnych ludzi, moja kariera przebiega w większości bez kontuzji i większych operacji. Pomoc z "zewnątrz" była mi potrzebna i na pewno przyczyniła się do tego, że mogę być w tym miejscu, w którym jestem.
– Kiedy najbardziej "wystrzeliłaś" wzrostowo?
– Urosłam 26 cm w ciągu jednego roku. To chyba był przełom szóstej klasy podstawówki i pierwszej gimnazjum. Wtedy też pojawiły się problemy z kolanami.
– Słyszałam, że mimo to nawet chłopaków na baranach nosiłaś, to prawda?
– Dokładnie! Biłam, nosiłam na baranach, ponieważ byłam tą najwyższą. W podstawówce nigdy nie mogłam grać z dziewczynami, czy to w siatkówkę, czy w piłkę ręczną. Wszystkie koleżanki się mnie bały. Grałam więc z chłopakami.
– I jak dziewczyny przestały się ciebie bać, to w kadrze zaprzyjaźniłaś się z najmniejszą.
– (śmiech) Dokładnie tak jest między mną a Mery (Maria Stenzel – przyp. red.). Czasem wyglądamy razem śmiesznie, dlatego nazywamy się nawzajem Flip i Flap (śmiech). Marysia ma super osobowość. Wzrost nie ma znaczenia, najważniejsze są ludzie i serce.
– Wzrost kiedyś był kompleksem?
– Był. Nawet wyjście gdzieś na miasto było krępujące, bo ludzie zawsze się za mną obracali, a byłam wtedy jeszcze stosunkowo młoda, bo w okresie gimnazjalnym. W Szczyrku, w drugiej klasie, urosłam do metra dziewięćdziesiąt sześć. W ciągu kilku lat doszło mi jeszcze kilka centymetrów. Kiedyś wzrost był więc moim kompleksem, bo przejmowało mnie to, że ludzie nazwali mnie "Żyrafą". Teraz już do tego przywykłam i nawet nie zwracam na to uwagi. Szkoda nerwów i czasu.
– Ciuchy szyła ci mama?
– Nigdy nie miałam problemów ze znalezieniem spodni, bo mama pracowała jako krawcowa. Kupowałyśmy męskie i zwężała mi nogawki, by na mnie pasowały (śmiech). Problem miałam z kolei z butami. Noszę rozmiar 44, a dawniej był on nie do zdobycia dla kobiety. Teraz już całe szczęście opcji jest wiele.
– Jak to się stało, że córka krawcowej została siatkarką?
– U mnie w domu nie było sportu. Tata kiedyś grał w koszykówkę ze względu na wzrost, ale nie było to nawet półprofesjonalne. Mój brat był pierwszą osobą, która zainspirowała mnie do grania w siatkówkę. Niestety ze względów zdrowotnych już nie gra, jest policjantem. To zabawne, ale ma 2,06 wzrostu, co musi robić wrażenie na przestępcach (śmiech).
– A tata się czym zajmuje?
– Tata wcześniej jeździł tirami po całym świecie, a teraz je naprawia, więc jest mechanikiem. Moi rodzice wiele poświęcili wożąc nas wszędzie. Pamiętam, że były dwa lata, w których mój brat też był w reprezentacji kadetów. Chłopaki mieli zgrupowania w Cetniewie nad morzem, a my w Szczyrku. Mój tata jednego dnia podróżował na północ kraju, by kolejnego przewieźć mnie na południe. Z kolei mama codziennie jeździła z nami na treningi. Kończyła pracę zawodową i czekały na nią pozostałe obowiązki. Należy się im za to wielki szacunek, bo przez nas nie mieli na nic czasu.
– Wracając do czasu, kiedy miałeś 13 lat i problemy z kolanami – skąd one się wzięły w tamtym momencie?
– Od wzrostu. Moje kości, więzadła i ścięgna nie mogły utrzymać tempa. 26 cm w ciągu roku to bardzo dużo. Poza tym pojawiły się też problemy mięśniowe. Potrzebowały one pomocy, wzmocnienia, by utrzymać ciało w pionie.
– To wtedy Roberto Mogentale wziął cię pod swoje skrzydła?
– Pierwsze rozmowy z Roberto miałam już w wieku 12 lat. Rok później podpisałam z nim kontrakt menedżerski. W Szczyrku, w szkole mistrzostwa sportowego, byłam tylko rok, później dołączyłam do Chemika Police. W tym klubie był też Hiszpan Antonio Tome del Olmo, fizjoterapeuta, który niezwykle mi pomógł w sytuacji zdrowotnej.
– To była inwestycja, nie?
– Tak. Czułam, że cały czas wisiało nade mną pytanie – czy się uda?
– Czy rodzicom było łatwo zaufać obcym osobom, które nagle pojawiły się dookoła ciebie?
– Na pewno nie było to łatwe, ponieważ było to dla nich coś nowego. Nigdy nie mieli do czynienia z profesjonalnym sportem i nie widzieli na jakiej zasadzie to wszystko funkcjonuje. W jednym roku z domu wyszliśmy i ja, i mój brat. On był w Spale w szkole sportowej, ja wyjechałam do Szczyrku.
W tamtym czasie bardzo dużo rozmawiali z Roberto, podobnie jak z trenerami w szkole. Mimo to było to rzucenie na głęboką wodę. Z perspektywy czasu niczego nie żałuję i moi rodzice tak samo.
– Jak wyglądało leczenie we Włoszech?
– Dla mnie jako dziewczyny 13-letniej była to magia. Nigdy nie miałam do czynienia z osteopatią. Jest to coś innego niż fizjoterapia. Kiedy przyjechałam, miałam problem nawet z tym, by usiąść na łóżku, nie mogłam zrobić przysiadu 90 stopni – tak bardzo bolało mnie kolano. Doktor zaczął więc wykrzywiać mi nogę, bark, biodra. Mama płakała jak to widziała. Kolanem prawie się w ogóle nie zajął, nie dotknął mi go chyba ani razu. Wszystko łącznie z żuchwą poprzestawiał, a ja tylko czekałam aż zajmie się kolanem. Wtedy kazał mi wstać i zrobić przysiad. Udało mi się go zrobić bez bólu. Nie mogłyśmy w to uwierzyć. To było doświadczenie bardzo otwierające oczy.
– Generalnie chyba byłaś przyzwyczajona do grania z dyskomfortem. W podstawówce ściągnęłaś gips tylko po to, żeby wziąć udział w jednym z turniejów organizowanych przez Fundację Mariusza Wlazłego.
– Złamałam rękę grając z chłopakami w piłkę nożną. Założono mi szynę, a mnie nic nie bolało. Uznałam więc, że nie stracę zawodów tylko przez nią. Ściągnęłam ją sobie sama, a pani dyrektor powiedziałam, że zrobił to lekarz. Dzięki temu mogłam grać.
– A kiedy grałaś z największą kontuzją?
– Ekstremum to kwalifikacje do igrzysk i mecz z Serbkami. Dzień wcześniej na meczu skręciłam kostkę, była fioletowa aż po łydkę. Doktor starannie mi ją owinął, dostałam zastrzyk przeciwbólowy w tyłek, założyłam stabilizator i grałam na własną odpowiedzialność.
– To było naderwane więzadło?
– Wtedy było naderwane. W tym momencie nie mam więzadeł w obu kostkach. Od dwóch lat gram zawsze w stabilizatorach, więc nic się nie dzieje. To wszystko złożyło się jednak na to, że gra z bólem jest dla mnie normalna. Miałam problemy z kolanami, wykręcałam kostki i palce... Nie jest to dla mnie nowość.
– Nowością było dla mnie to, że jesteś osobą, która lepiej dogaduje się ze starszymi koleżankami niż z młodszymi, to prawda?
– Tak. Jestem osobą bardzo otwartą i szybko nawiązuję nowe znajomości. Odnajduję się jednak dużo lepiej w gronie starszych dziewczyn związanych z siatkówką.
– Z czego to wynika?
– Nie wiem. Może to przez to, że w wieku 13 lat wyjechałam z domu. Musiałam się usamodzielnić.
– Skoro wspominasz o samodzielności, chciałam cię zapytać, w którym momencie poczułaś najbardziej ciężar odpowiedzialności?
– Trudne pytanie. Być może był to wyjazd do Włoch.
– A nie wcześniejszy moment, kiedy odeszłaś z Chemika Police? Uznałaś, że umowa, którą miałaś z tym klubem, podpisana przez rodziców w twoim imieniu, jest nieważna w momencie, w którym kończysz lat osiemnaście.
– Dostałam dużego "powera", że w wieku osiemnastu lat mogę decydować za siebie.
– Długo "chodziła" za tobą sprawa z Chemikiem i przejściem do Łodzi?
– W grudniu powiedziano mi, że albo zostaje na kolejne dwa lata w Chemiku, albo kontrakt jest nieważny. Stwierdziłam więc, że moim marzeniem jest wyjazd do Włoch i muszę ku temu podjąć odpowiedni kroki. Chemik to bardzo dobry klub. Wydaje mi się, że przez tamtą sytuację nie zamknęłam sobie do niego drzwi w przyszłości. Długo chodziła za mną jednak ta sprawa, bo byłam młoda, to był mój drugi rok w profesjonalnej siatkówce...
– Czytałam o tobie: "uciekinierka".
– Wiem, że tak o mnie mówiono i to mimo tego, że byłam dwa razy w sądzie i dwa razy w nim wygrałam. Przecież wtedy grożono mi nawet zawieszeniem na dwa lata! Musiałam się bronić. Uznałam, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Chemik Police dał mi bardzo dużo, ale chciałam iść dalej.
– A nie brakowało ci wtedy pełnego doświadczenia "szczyrkowego"?
– Zdrowie mi na to nie pozwoliło.
– Aż tak?
– Z problemu z kolanami wyleczyłam się dopiero wieku 18 lat. Lekarz z Włoch mi pomógł, ale problem nawracał.
– To co się zmieniło, że w końcu przeszło?
– Chyba przestałam rosnąć. Zaczęłam też skupiać się na siłowni na innych partiach mięśniowych. Wiem jednak, że nawet teraz większość lekarzy chciałyby mnie zoperować.
– Bardzo dużo mówimy o dojrzałości. Chciałam przejść więc dość płynnie do tego, jak otworzył się przed tobą etap seniorskiej kadry i de facto z miejsca zostałaś postawiona w pozycji osoby niezwykle odpowiedzialnej za zespół pod względem sportowym. Miałaś 18/19 lat, takie dziewczyny zazwyczaj dopiero wchodzą, budują pewność siebie w kadrze narodowej, a ty miałaś się stać ofensywną "lokomotywą" razem z Malwiną Smarzek. To nie było za dużo na raz?
– Lubię takie wyzwania, adrenalinę, więc bardzo mi się to podobało. Tak samo było w Scandicci. Przeszłam tam wiedząc, że nie będę grała przez konkurencję. Ostatecznie jednak postawiono na mnie i musiałam się odnaleźć. Albo człowiek to wytrzyma i da radę, albo nie i po prostu odpuści. Mnie to pasowało. Lubię presję na swoich barkach, taka jest też moja rola. Atakująca zawsze dostanie decydującą piłkę.
– Myślisz, że przez to dość gładkie wejście w reprezentację padły słowa o tym, że Jacek Nawrocki cię "faworyzował"?
– Ja nie uważam, że ono było gładkie.
– Dlaczego?
– Grałam na przyjęciu przez pierwsze lata w reprezentacji.
– Pamiętam. Mam na myśli to, że on podjął decyzję i nie było odwrotu – miejsce miałaś pewne.
– W siatkówce zawsze będzie tak, że musi być jedna przyjmująca, która atakuje, jedna przyjmująca, która przyjmuje i dobra libero. Co do przyjęcia, wiadomo – orłem nie jestem, nie byłam i nigdy nie będę. Nie czułam jednak presji, grałam na "haju" bycia w kadrze. W każdy mecz wchodziłam całą sobą, choć nie grało mi się łatwo.
Po wszystkim wracałam jednak do pokoju i myślałam o tym, jakie były nasze stosunki z dziewczynami w kadrze. Choć zawsze łatwiej dogadywało mi się ze starszymi, to tu nie było kontaktu. Nie mówię, że byłam świętoszkiem. Zawsze byłam wygadana, mówiłam ludziom prawdę w oczy i rzeczy, których oni nie chcieli słyszeć. To nie pomagało. Wtedy nie grałam w kadrze z presją, ale z samotnością.
– Czułaś, że musisz bronić decyzji trenera? Nie podpisałaś się pod listem wystosowanym przez twoje koleżanki do PZPS.
– Pracowałam z nim krótko. Stawiał na mnie i czułam jego wsparcie. Wiem, że niekiedy dziewczynom to nie pasowało. To jednak nie ja podejmowałam decyzje, a on.
– To jak teraz na to patrzysz?
– Teraz patrzę na to tak, że w kadrze powinny być wszystkie zawodniczki, które grają najlepiej dla reprezentacji Polski – niezależnie od tego, czy mają 17, 33 czy 40 lat. Gramy do jednej bramki. Zrobię wszystko moją osobowością, żeby nikt nie czuł się źle w reprezentacji. "Feeling" w zespole to dla mnie 50 procent wygranej. Poprzedniego lata miałyśmy super atmosferę, a to dla kibiców może być coś nowego. Po tylu konfliktach nastąpił przełom. Myślę, że bardzo dużo dała nam zmiana szkoleniowca.
– Czy dzisiaj powiedziałabyś, że kadra to miejsce do szkolenia młodych zawodniczek?
– Kadra jest od gry. Są momenty, kiedy można uczyć – kiedy sezon jest długi, czy Liga Narodów na to pozwala. Nie zmienia to faktu, że to kluby są do szkolenia. Reprezentacja może przy okazji w tym pomóc, ale przede wszystkim jest od gry.
– Teraz jako kadra czujecie się wysłuchane? To się zmieniło od 2019 roku?
– Myślę, że tak. Zawsze miałam ogromny szacunek do chłopaków. Robią bardzo dużo dla polskiej siatkówki. Miałam jednak czasem wrażenie, w kontraście do nich, że nie tyle nie byłyśmy niesłuchane, ale czasem ktoś nam robił na złość.
– Jak?
– Na przykład przedłużając pewne umowy. Czy gdyby nic się w kadrze nie zmieniło, grający zespół wyglądałby tak jak obecnie? Wątpię. Do czego musiało dojść, żeby ktoś zauważył, że był problem.
– To wynikało z upierania się, że dana decyzja była najlepszą z możliwych, mimo tego, że kilkanaście dziewczyn mówiło, że było inaczej.
– Tak, dokładnie. Dlaczego w klubach jest tak, że gdy nie idzie nie wymienia się kilkunastu zawodników?
– Pewnie po części dlatego, że trudniej jest rozwiązać kontrakty kilkunastu zawodnikom niż jednemu trenerowi.
– Jeżeli coś nie funkcjonuje, jeden rok, drugi, trzeci, to znak. Nie mówię, że trener Nawrocki był złym szkoleniowcem, bo ma potężną wiedzę. W pewnym momencie jednak z kobietami w reprezentacji coś się wypaliło.
– A jak byś określiła podejście do kobiet Stefano Lavariniego?
– Aaaa, to zależy. Stefano jest trenerem, którego trzeba zrozumieć. Ma swój charakterek i nie raz go nam pokazał. Jest to jednak też człowiek, który wygrał dużo i wie jak do nas podejść. Największą różnicą jest to, że gramy przeciwko Serbii czy Stanom Zjednoczonymi i on nas nakręca. Nie mówi, że rywalki są na wyższym poziomie, ale że jesteśmy równe, a nawet lepsze, że możemy je pokonać. Treningi też są troszkę inne. Szkoleniowiec wzbudza duży szacunek. Tak powinno to wszystko funkcjonować już od dawna.
– Łatwo ci było w to uwierzyć, kiedy zobaczyłaś, że kadra zajęła słabe miejsce po pierwszej wspólnej Lidze Narodów z trenerem Lavarinim?
– Wylała się duża fala hejtu i na trenera, i na zawodniczki, i na mnie, i na wszystkich.
– Na ciebie za co? Przecież leczyłaś kontuzję.
– Za to, że... miałam kontuzję. W Polsce jest totalnie normalne, że jak jest dobrze, to jest dobrze, a jak jest źle, to "jadą" po tobie. Ja jednak zawsze wierzyłam w ten zespół. Na pewno dużym wzmocnieniem dla nas jest Asia Wołosz. Jest najlepszą rozgrywającą na świecie. Łatwo się z nią gra. Poza tym cenne jest to, że chce przekazywać swoje doświadczenie młodszym zawodniczkom. Jestem przeszczęśliwa, że wróciła do kadry. Mam nadzieję na jeszcze lepsze występy, tym bardziej, że w tym roku wraca też Martyna Łukasik, będą Martyna Czyrniańska, czy Malwina Smarzek.
– Przybliż proszę jak wygląda polska szatnia. Obstawiam, że Mery podryguje do czegoś, wodzirejem jest Aga Korneluk, a w tle Ola Szczygłowska śmieje się koleżankami. Tak jest?
– Tak! Jeszcze Kamila Witkowska przynosi ciasto, które sama upiekła (śmiech). Asia Wołosz z kolei zawsze jest w słuchawkach, skupiona. Nie mogę się doczekać powrotu do kadry! Nie wiem czy wiesz, ale w szatni często puszczamy sobie piosenkę Maryli Rodowicz "W sumie nie jest źle". Jest bardzo spokojna, ale prawdziwa. "W sumie nie jest źle, nie boli nic, wstaję i od razu chce się żyć" – dobrze to opisuje nasze przed i potreningowe stany (śmiech). Poza tym mamy też utwór, którego słuchamy w autokarze, trzymając się za ręce, ale jego tytuł pozostanie tajemnicą.
– Według pogłosek kolejny sezon spędzisz w Turcji. Prawda czy fałsz?
– Prawda.
– Gdzie?
– Fenerbahce Stambuł i żółto-niebieskie barwy. To było moje marzenie.
– Dlaczego? Przecież to Włochy zawsze się wydają świetną siatkarską destynacją.
– Chcę spróbować czegoś nowego w Turcji, żeby nie siedzieć cały czas w Włoszech. Uwielbiam Italię, w tym roku mamy świetną ekipę i będzie mi tego bardzo, bardzo brakować. Jadę jednak do nowego kraju z jedną z moich znajomych i bardzo mnie cieszy perspektywa nowej siatkarskiej drogi.
Czytaj również:
– Reprezentacja Polski siatkarzy. Kto w kadrze na 2023 rok? Nikola Grbić ogłosił powołania
– Reprezentacja Polski siatkarek. Stefano Lavarini ogłosił powołania. Aż 30 zawodniczek na liście
– Dwukrotnego mistrza świata znów zabrakło w kadrze. Trener wyjaśnia
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.