| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Lechia Gdańsk przegrała z Zagłębiem Lubin w 31. kolejce PKO Ekstraklasy. Oznacza to, że już na pewno czeka ją spadek. Stanie się tak, choć sama półtora roku wcześniej drwiła z lokalnych rywali. "My do 1. ligi się nie wybieramy" - pisała wówczas w mediach społecznościowych.
W rundzie wiosennej Lechia Gdańsk prezentowała się fatalnie. Nie dała żadnego argumentu, by pozostać w gronie najlepszych klubów w Polsce. Po tym, jak uległa na własnym stadionie Zagłębiu Lubin 1:3 (1:1), na trzy kolejki przed końcem rozgrywek przypieczętowała swój spadek.
Taki obrót spraw to w pewnym sensie chichot losu. Ubiegły sezon gdańszczanie kończyli bowiem na czwartym miejscu. Grali w kwalifikacjach Ligi Konferencji Europy. Jeszcze jesienią 2021 drwili z lokalnych rywali. Gdy Arka Gdynia ograła w Pucharze Polski Lechię Zielona Góra, Lechia Gdańsk umieściła w mediach społecznościowych wpis: "Jak dobrze widzieć, że wciąż macie ten kompleks niższości. To była jedyna Lechia, którą mogliście pokonać i długo się to nie zmieni, bo my się do 1. ligi nie wybieramy".
Kilka godzin później Lechia przegrała swój mecz Pucharu Polski ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki.
A w sezonie 2022/23 spisywała się bardzo przeciętnie. Choć wydawało się, że zdoła wybronić się przed spadkiem. Popełniała jednak błąd za błędem. Na dziewięć kolejek przed końcem zdecydowała się na zmianę szkoleniowca i zatrudniła Davida Badię.
Wówczas traciła zaledwie trzy punkty do "bezpiecznego" miejsca. Cały czas była w grze. W pięciu spotkaniach pod wodzą nowego szkoleniowca wywalczyła jednak zaledwie jeden (!) punkt.
Czy można było się tego spodziewać? Prawdopodobnie... tak. Wystarczyło spojrzeć jak w przeszłości szło Badii na ławce trenerskiej. W poprzedniej pracy, prowadząc Akritas Chlorakas, ugrał 10 punktów w 14 spotkaniach. Nawet w AEK Larnaka, jednej z najlepszych ekip na Cyprze, notował zaledwie 1,5 punktu na mecz.
Kibice Lechii Gdańsk pogrążeni są dziś w żalu. Ci, którym zależy na klubie z Gdańska, życzą mu jednak nie tylko jak najszybszego powrotu, ale również bardziej zdrowego systemu zarządzania, wyższej frekwencji na trybunach i więcej pokory.
Póki co sam będzie musiał znosić ironiczne uwagi rywali. Takie jak ta Arki Gdynia.