| Sporty walki / MMA

Jon Anik, komentator UFC: Mateusz Gamrot awansuje w tym roku do TOP5

Patryk Prokulski

Jon Anik od kilkunastu lat jest komentatorem UFC. Znany między innymi z okrzyku "Poland, your guy got it done!" po zdobyciu mistrzostwa przez Jana Błachowicza opowiedział dla TVPSPORT.PL o kulisach swojej pracy, relacjach z zawodnikami oraz o ulubionych momentach kariery. Anik jest przekonany, że jeszcze w tym roku Mateusz Gamrot awansuje do TOP5 wagi lekkiej.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

– Jon, za każdym razem gdy rozmawialiśmy, skupiałem się na bieżących wydarzeniach w UFC, lecz nigdy nie rozmawiałem o tobie. Tak nie może być! Tym razem chciałem poznać lepiej twoją historię. Zacznijmy z przytupem: czy uważasz się za najlepszego komentatora MMA? Odłóż na bok całą skromność – powiedz szczerze, co myślisz.
– Czy mógłbyś sobie wyobrazić, że po 12 latach pracy jako komentator UFC – cóż, pewnie jestem w tym biznesie 20 lat – rozmawiając z tobą powiem, nawet jeśli z pokorą, że uważam się za najlepszego komentatora MMA w historii? Z pewnością tak o sobie nie myślę. Zawsze aspirowałem do tego, by być w tym świetnym. Z biegiem lat skłaniałem się ku temu, że może faktycznie mam naturalny talent do narracji. Że może mam talent, który pozwolił mi odnieść sukces w tym zawodzie… lecz bardzo ciężko pracuję nad warsztatem i chcę być najlepszy. Joe Rogan ma wielką moc kreowania opinii publicznej w swoim podcaście. Dlatego gdy czasem mówi, że jestem najlepszym komentatorem w historii, ludzie mogą się ku temu skłaniać. Osobiście czuję, że wciąż się rozwijam i są płaszczyzny, na których mogę się poprawiać. Szukam aspektów, w których mogę się efektywniej przygotowywać. Myślę, że Jim Lampley jest największym komentatorem sportów walki, jakiego słyszałem. Jest wielu wspaniałych gości. Zawsze byłem fanem Mauro Ranallo. Gdy mówimy o analizie, uważam, że Joe Rogan jest najlepszy w historii i nikt nie ma do niego podjazdu. Połączenie jego osobowości, dykcji, poczucia humoru i wiedzy o sportach walki umieszczają go na piedestale. Doceniam jednak sam fakt, że zadajesz takie pytanie. Mam nadzieję, że gdy z perspektywy czasu ocenię całokształt swojej pracy, będę co najmniej usatysfakcjonowany tym, co po sobie zostawię.

– Trzymam za to kciuki! Jestem ciekaw, kiedy się to zaczęło. Wspominałeś gdzieś, że oglądałeś pierwszą galę UFC w 1993 roku, lecz potem przegapiłeś 50 czy 60 kolejnych. Nie czułeś się wciągnięty przez MMA od samego początku?
– Na pewno jarałem się, gdy zobaczyłem UFC 1. Zostałem zaproszony na imprezę w Massachusetts, na której oglądaliśmy galę. To było niesamowite widowisko. Ale w tamtym momencie bardziej interesowałem się grą w koszykówkę i uganianiem się za dziewczynami, niż poświęcaniem życia MMA. Nie dorastałem w domu, w którym oglądało się boks. Królowało NFL, NBA, MLB. Nie oglądaliśmy za bardzo sportów walki. Ale UFC 1 bardzo mi się podobało. W 2004 roku byłem już nieco starszy, gdy zobaczyłem UFC 50. Wtedy apetyt zaczął rosnąć. Jak może wiesz, pierwszy raz pracowałem przy UFC na gali w 2007 roku. Od tamtej chwili nic nie było już dla mnie takie samo – jako fana, ale i dziennikarza sportowego. Ale faktycznie, rozkręcało się to dosyć powoli.

– Gdy zacząłeś relacjonować MMA… Kiedy przeprowadziłem wywiad z Bruce’em Bufferem, powiedział, że od samego początku wierzył, że MMA ma potencjał, by stać się największą dyscypliną na świecie. Był o tym przekonany już na początku, gdy sport był zakazany w wielu stanach. Uważałeś tak samo?
– Tak! Myślę, że różnica między nami jest taka, że Bruce jest ode mnie nieco starszy. Gdy poznałem MMA, miałem 15 lat. Nie miałem takiej dojrzałości i daru przewidywania, by już wtedy tak postrzegać sport. Ale! Nie wiem, czy mogę jaśniej zarysować sytuację, niż mówiąc, że odszedłem z ESPN, światowego lidera mediów sportowych – kilka lat po tym, jak się tam dostałem – żeby związać swoją karierę z UFC. Nie mogę dobitniej pokazać swojej wiary w potencjał MMA niż poprzez fakt, że porzuciłem miejsce, do którego dążyłem  – ESPN – by gonić marzenia o UFC. Z pewnością czułem, że MMA może stać się największym sportem na świecie. Zawsze będę stawiał NFL i futbol amerykański na piedestale. Lecz z pewnością dzieliłem z Bruce’em Bufferem wizję, że UFC przedrze się do mainstreamu amerykańskiego sportu, a może nawet globalnym numerem 1.

– Gdy zacząłeś zajmować się UFC już jako pracownik UFC… Ogłoszono to w 2011 roku, a w styczniu 2012 komentowałeś pierwszą galę. Jak wielką presję odczuwałeś przed tą transmisją? I jaką wtedy, gdy na stałe zastąpiłeś Mike’a Goldberga u boku Joe Rogana?
– To dobre pytanie. Powiem ci, że chodziło bardziej o presję niż nerwy. Komentowałem pierwszy sezon Bellatora w 2009 roku. Wtedy to faktycznie odchodziłem od zmysłów, bo nie miałem żadnego doświadczenia z MMA! Wcześniej komentowałem tylko boks. Trafiając do UFC miałem pewną dozę pewności siebie… ale odczuwałem presję. Ludzie nie lubią zmian. Przez lata jedynymi komentatorami, których słyszeli fani – a także władze organizacji – byli Joe Rogan i Mike Goldberg. To była zupełnie inna mieszanka, inny styl. I chociaż Dana White chciał, żebyśmy z Kennym Florianem byli sobą, trudno było nie odczuwać presji. Już w naszych wcześniejszych wywiadach mówiłem ci, że przede wszystkim chcemy, żeby przez osiem godzin dało się nas słuchać. Gdy dostałem szansę komentowania większych gal i pracy z Joe Roganem, to był inny typ tremy. Jednak gdy w 2017 roku nadszedł ten moment, byłem na to cholernie gotowy i się nie stresowałem… poza tą pierwszą galą! UFC 208. Wydaje mi się, że nigdy wcześniej nie mówiłem tego publicznie: gdy razem z Danielem Cormierem podjeżdżałem pod arenę na Brooklynie, powiedziałem mu w vanie, że się denerwuję. Do dziś jestem wdzięczny, że to akurat z nim jechałem na galę, bo całkowicie zbył moje nerwy. Powiedział "stary, żartujesz sobie? Jesteś do tego stworzony! Urodziłeś się, by być komentatorem”. Jego słowa na mnie podziałały i pozwoliły mi się uspokoić. Wciąż czuję presję. Nerwy przed każdą galą? Nie. Presję? Tak.

– Nie pamiętam tak dobrze tamtych czasów. Śledziłem UFC i MMA, ale nie byłem tak aktywny na Twitterze, jak obecnie. Nie wiem więc, jaka była reakcja amerykańskiej publiki, gdy zastąpiłeś Mike’a Goldberga. Był kojarzony z wielkimi, legendarnymi walkami. Miał też swoje powiedzonka, jak "It is all over!” czy "So you wanna be an Ultimate Fighter?”. Spotkałeś się z krytyką?
– Tak. To nie musiało być związane z gościem, którego zastąpiłem, czy też z gościem, z którym teraz pracowałem. Po prostu ludzie nie mogli przywyknąć do zmian. Pamiętam, że przed moją pierwszą galą Dana White zadzwonił do mnie i powiedział: "szykuj się na wysyp hejterów. Twoje notowania mogą być bardzo wysokie do czasu, gdy pierwszy raz skomentujesz galę dla ogólnokrajowej publiki. Zacznie się lawina hejtu – nie tylko ze strony fanów, ale też członków mediów, którzy mogli być twoimi kumplami, a teraz będą ci zazdrościć”. Na palcach jednej ręki możesz policzyć gości, którzy komentowali gale dla UFC. Wąska grupa ludzi otrzymała tę szansę komentowania „play-by-play”. Nie czułem jednak, żebym musiał zmieniać coś pod kątem stylistycznym czy rzucać swoich powiedzonek. Musiałem po prostu być sobą. Chciałbym w tamtym momencie wiedzieć, jak dużo czasu będę na to miał. Wystarczająco, by ludzie się z tym oswoili i zaczęli skupiać na samych walkach i pracy, jaką wykonywałem. Gdy już widzowie skupili się na tym, co najważniejsze, mogli zauważyć, że stawiam zawodników na pierwszym miejscu. Pod względem etyki pracy nie muszę wstydzić się przed nikim. Mam nadzieję, że jest to widoczne – w trakcie transmisji, a w mniejszym stopniu także w tym, jak jestem postrzegany.  

– Wspomniałeś właśnie etykę pracy. Jesteś znany ze sporządzania ton ręcznie zapisanych notatek. Jak wygląda twój proces przygotowania do gali?
– To dobre pytanie i odpowiedni moment, żebyśmy o tym porozmawiali. W tej chwili, 27 kwietnia, rozpoczynam przygotowania do 6 maja [UFC 288]. To zależy od faktu, czy jestem w trybie komentowania gal tydzień po tygodniu. Tym razem tak nie jest, więc zaczynam około 10 dni przed galą. Dziś lub jutro nagram wszystkie voiceovery [do trailerów i reklam], zacznę zbierać stare notatki i łączyć je z nowymi – wydrukuję dane o zawodnikach, zerknę na poprzednie zapiski i przeniosę coś z tego na nowe kartki. Następne 10 dni to będzie sprint. Spora część przygotowań do podcastu "Anik & Florian” przyda mi się w researchu do samej transmisji. Każdy ma inny system. Priorytetem są dla mnie zawodnicy. Pewne rzeczy, jak voiceovery, muszą być nagrane z 10-dniowym wyprzedzeniem. Jednak bardziej skupiam się na samych zawodnikach, a nie formatach transmisyjnych. Na UFC 288 zawalczy 28 zawodników. Dopiero gdy czuję, że jestem już na niezłym etapie analizowania zawodników, oglądania walk i sporządzania notatek, przechodzę do formatów transmisyjnych, jak wątki pomiędzy walkami. W przeciwieństwie do innych zawodowych sportów, mówimy o 8-godzinnym show. Nie da się tego porównać z niczym poza Super Bowl, gdy transmisja trwa 6-7 godzin. 

– Czy trzymasz wszystkie stare notatki? Jeśli tak, to ile ich masz i jak to wygląda w domu?
– Szkoda, że nie jestem w domowym studiu, które jest na górze. Mam tam mały remont i jest nieco zakurzone. Mam na piętrze pewnie około 5-6 tysięcy kartek. Gdy nadejdzie czas kolejnej walki Jana Błachowicza, pójdę do swojej biblioteki. Ponieważ jest byłym mistrzem, mogę mieć więcej niż jeden zestaw notatek. Być może gdy zakończy karierę, podpiszę jedną z kart, oprawię i mu ją wręczę… ale weźmy go za przykład. Wezmę ostatnią kartę, którą o nim przygotowałem, i umieszczę na tyle nowej notatki. Następnie wydrukuję dane o zawodniku z bazy UFC i napiszę nową kartę. Potem porównam ją z poprzednimi notatkami by sprawdzić, czy jest tam coś ważnego. Mogę mieć na przykład info o dniu urodzin Jana juniora. Więc gdy następnym razem się z nim spotkam, nie będę musiał pytać Jana, ile lat ma jego syn, bo będę już to wiedział. Potem będę mógł na przykład oddać starą kartę jakiemuś fanowi, albo… Nie mów tego Bruce’owi Bufferowi! Powiem to, bo nie mogę wszystkiego trzymać w tajemnicy. W przeciwieństwie do Bruce’a, nie mogę wziąć stosu notatek po gali i przekazać ich na cele charytatywne, bo jak wspomniałem, potrzebuję starych notatek, podczas gdy Bruce nie. Mógłbym zrobić zdjęcie i je zapisać… ale przynajmniej obecnie, z moim systemem, muszę je zachować.

– Powiedziałeś, że skupiasz się na zawodnikach. Jak dużą część twoich przygotowań stanowi analiza walk, a jak dużym czynnikiem są na przykład social media, gdzie możesz wyciągnąć coś nie o zawodniku, lecz o człowieku?
– To świetne pytanie i jestem pewien, że sam coś o tym wiesz, przygotowując się do swoich wywiadów. Jest tam tyle informacji! Gdyby nasza transmisja miała opóźnienie, bo w arenie wysiadłby prąd, mógłbym wypełnić ten czas. Zawsze jest więcej filmików do obejrzenia. Zawsze znajdziesz kolejny profil w social mediach, który możesz przejrzeć i znaleźć „smaczek”, który wykorzystasz albo do ujęć z szatni, czy też podczas wyjścia do oktagonu. Trzeba to połączyć. Gdy nie komentuję gali tydzień wcześniej, mam więcej czasu obejrzenie filmików. Często robię tak – nauczył mnie tego Brian Stann – mój poprzedni współkomentator – oglądam ostatnią walkę zawodników, ale potem cofam się do jednej z wcześniejszych. Może to być na przykład debiut w UFC. Staram się zobaczyć ich ewolucję na przestrzeni kilku walk. Do tego czytam artykuły i oglądam wywiady. Jak mówiłem ci wcześniej, mogę natknąć się na przykład na wywiad, który ty z kimś przeprowadziłeś. Te wywiady wideo są ogromną częścią moich przygotowań. Często gdy znajdziesz na YouTube wywiad z zawodnikiem karty wstępnej, który ma 42 wyświetlenia… 3 z nich to moja sprawka. Tak mniej więcej wygląda mój research.

– Kolejna rzecz, która mnie ciekawi, to wasze spotkania z zawodnikami w trakcie fight weeku. Wiem, jak mniej więcej wyglądają, ale jaka jest różnica między spotkaniem z kimś, kogo dobrze znacie, skomentowaliście jego 5-10 walk, a kimś nowym w UFC, jak Raul Rosas Jr. lub ktoś tego typu?
– To kolejne świetne pytanie. Każdy zawodnik to inny przypadek. Zwykle rozmawiamy z nimi w czwartek, tuż przed konferencją prasową lub ostatnim etapem zbijania kilogramów przed piątkowym ważeniem. Ty możesz przeprowadzić z kimś wywiad dwa tygodnie przed galą i wyciągnąć od zawodnika o wiele więcej niż ja dwa dni przed galą. Czasami ktoś wchodzi na spotkanie z komentatorami i są w takim nastroju, że od razu widzę, że wiele z tego nie będzie. Staram się wtedy ograniczyć pytania do minimum. Ale ogólnie rzecz biorąc, rozmowa z nowym zawodnikiem w UFC, który chce się otworzyć, jest cenniejsza od spotkania z długo urzędującym mistrzem. Mogę ci powiedzieć, że Israel Adesanya jest zawodnikiem, z którym przesiedzieliśmy najwięcej czasu… lecz przed ostatnią walką z Alexem Pereirą trwało to bardzo krótko, choć udało się wyciągnąć kilka rzeczy do transmisji. Przeważnie najcenniejsze spotkania to te z nowymi zawodnikami. Tendencją jest też to, że kobiety rozmawiają chętniej od facetów.

– A czy dostrzegasz różnicę pomiędzy zawodnikami wagi ciężkiej, których większość nie musi zbijać kilogramów, a niższymi kategoriami, gdzie zawodnicy są w trakcie procesu, mogą nie być w nastroju i chcą ograniczyć obowiązki do minimum?
– Tak. Walentyna Szewczenko wielokrotnie mówiła nam o zarządzaniu energią w trakcie fight weeku. To dotyczy także media day, konferencji prasowej, a nawet spotkania z komentatorami. Uważam, że to zrozumiałe. Rozumiem, dlaczego nie jest zbyt wylewna w trakcie rozmów z nami. Jeśli zadamy odpowiednie pytanie, być może otrzymamy coś ekstra. Jednak z natury jest wycofana, trzyma wszystko w sobie – i rozumiem to. Wylewna rozmowa 48 godzin przed galą nie pomoże jej w oktagonie. Inne nazwisko, które chcę tu przywołać, a który za kilka tygodni będzie headlinerem gali – Jailton Almeida. Widzieliśmy go w wadze ciężkiej. Na spotkaniach był najserdeczniejszym gościem, jakiego spotkałem, a nie rozmawia z nami w ojczystym języku. Rzuca tyle ciekawostek, że kończy mi się miejsce na kartce z notatkami. Gdyby walczył w wadze półciężkiej, być może byłby nieco mniej rozmowny. Absolutnie – czasami widzisz wchodzącego na spotkanie zawodnika i wiesz, że czeka go wycieńczające robienie wagi. Staram się dobrze czytać sygnały i odpowiednio reagować.

– Jak opisałbyś swoje relacje z zawodnikami? Wiem… albo raczej domyślam się, że starasz się być tak uczciwy i rzetelny wobec każdego z nich, jak to możliwe. Ale pewnie są goście, z których personalnie – choć może w trakcie komentowania się to nie ujawnia – lubisz bardziej, a także tacy, z którymi się nie dogadujesz. Czy to problematyczne?
– Zadajesz dzisiaj znakomite pytania. To moja największa duma i przyjemność wynikająca z tej pracy: budowanie relacji z zawodnikami, lecz bycie wobec nich fair w trakcie transmisji. Czuję, że w zdecydowanej większości mam znakomite stosunki z obecnym rosterem. Przez lata poświęciłem ogrom energii i czasu, żeby zbudować relację z każdym z nich – nawet z tymi mniej znanymi – choćby przez najprostsze rzeczy, jak zostawienie komentarza na ich Instagramie. Czy mi się to podoba, czy nie, jestem nieustannie widoczny w tym sporcie. Jestem jedną z twarzy organizacji. Pracuję przy większej liczbie transmisji niż ktokolwiek poza Bruce’em Bufferem. Czy im się to podoba czy nie, fani i zawodnicy widzą mnie nieustannie. Gdy wchodzę na Instagram kogoś, kto przegrał w pierwszej walce karty wstępnej i zostawię tam komentarz, może to być dla niego czymś miłym. Staram się zbudować tyle więzi, jak to tylko możliwe. Oczywiście, że niektórym zawodnikom nie podoba się to, co robię lub mówię. Są takie chwile, jak w naszym wywiadzie, gdy jestem pytany o opinię czy analizę. Nie mam z tym problemu, ale robię to dyplomatycznie. Być może doświadczasz tego w mniejszym stopniu, ale na pewno to rozumiesz. Nie każda twoja wypowiedź każdemu się spodoba. Nie ma gali, po której jakiś zawodnik, trener lub fan na coś by nie narzekał. Jednak zwykle bronię swojej pracy i słów. Jeśli jest powód do przeproszenia lub pojawia się konstruktywna krytyka, chętnie ją przyjmuję i przepraszam. Nawet zawodnicy, którzy kiedyś nie chcieli ze mną porozmawiać albo atakowali mnie publicznie, jak ostatnio Colby Covington… Wciąż uważam, że porozmawiają ze mną w przyszłości i nie będą stawać na drodze do pracy. Jeśli Colby zwróci się do UFC i powie "nie chcę, żeby Jon Anik komentował moją walkę” – wtedy miałbym problem! Traktuję relacje z zawodnikami poważnie. By zamknąć tę odpowiedź: najwspanialszymi chwilami tej pracy są te, gdy po gali odzywa się do mnie ktoś, kto właśnie został mistrzem, dziękując za mój komentarz. Ostatnio taką chwilę przeżyłem z Leonem Edwardsem. Nigdy jej nie zapomnę.

– Wygląda na to, że uprzedzasz nie jedno, ale dwa czy trzy pytania, które mam w głowie. Czy zawodnicy są twoim zdaniem przesadnie wrażliwi na punkcie komentarza?
– Myślę, że trenerzy są bardziej wrażliwi od zawodników. Uważam, że każdy ma prawo do tego, by usłyszeć wzmiankę o sobie. Czasami gdy dyskutuję o tym z trenerami, mówię: hej, mamy dziś 28 zawodników, a każdy z nich ma 3-4 osoby w narożniku. Mówimy więc o jakichś 90 osobach, o których można by wspomnieć, nie mówiąc jeszcze o rodzicach, dzieciach i innych, którzy w jakiś sposób wspierają zawodnika. Nie uważam, żeby fighterzy byli przesadnie wrażliwi. Profesjonalni sportowcy są nieustannie na świeczniku. Wielu z nich jest bardzo młodych, wciąż nabierających mądrości i dojrzałości, jednak nie sądzę, by jako grupa byli przesadnie przeczuleni. Powierzono nam budowanie narracji ich zawodowej ścieżki. Też byłbym w takim wypadku wyczulony, gdybym na przykład oglądał swoją walkę i w momencie, gdy zablokowałem kopnięcie, usłyszałbym "ooo, niezłe kopnięcie!”… Stary, to nie było nawet celne! Dlatego nie uważam, żeby byli przesadnie wrażliwi. Jedni są bardziej niż inni. Szanuję to jednak. Co ty na to?


– Rozumiem to. Czytałem twoje komentarze na temat Colby’ego, więc nie będę się w to zagłębiał… ale zastanawiam się, czy z jakimiś zawodnikami miałeś prawdziwy konflikt.
– Zawodnicy, z którymi miałem konflikt… raczej nie. Zdarzali się tacy, którzy prywatnie narzekali na jakieś wypowiedzi w trakcie transmisji. Mowa jednak może o tuzinie przypadków. Trenerów było więcej. Naprawdę niewielu zawodników odzywało się do mnie, żeby kwestionować coś, co powiedziałem. Wydaje mi się, że raczej się dogadujemy. To nie tak, że nie podałbym ci nazwisk. Po prostu nie przypominam sobie, by ktoś miał ze mną poważny problem. Uchylę rąbka tajemnicy. Uwielbiam Tony’ego Fergusona, ale kiedyś na spotkaniu z komentatorami rzucił coś w stylu "p…….ny Anik. Czy ktoś inny ma jakieś pytanie? Anika może tu nie być”. Myślałem: o Boże! Uwielbiam Tony’ego, więc to mnie zabolało. Udało nam się jednak to wyjaśnić i teraz kumplujemy się bardziej niż kiedykolwiek. Wtedy byłem zmartwiony, bo myślałem, że jesteśmy dosyć blisko. Czuję jednak, że moje starania są dostrzegane przez zawodników. 12 lat pracowałem, żeby być postrzeganym jako pełen szacunku i stawiający ich na pierwszym miejscu. Nawet w sytuacji z Colbym – musiałem bardziej skupić się na krytyce niż groźbach z jego strony. Zawsze stawiam fighterów na piedestale i być może dlatego nie miałem zbyt wielu kryzysowych sytuacji na przestrzeni lat.  

– Możesz powołać się na 5. poprawkę i odmówić odpowiedzi na to pytanie: czy możesz całkowicie odsunąć od siebie to, co zawodnicy robią w prywatnym życiu? Weźmy Jona Jonesa – nie muszę wspominać, w ile tarapatów wpadał. Łatwo jest to wyrzucić z głowy w trakcie komentowania?
– Wielu kwestiach każdy przypadek to osobna historia. Ale powiedziałbym też, że jestem bardziej promotorem niż dziennikarzem. Nie pracuję dla ESPN – poza studiami po galach – tylko dla UFC. Gdyby Jon Jones wrócił do akcji, a UFC chciałoby skupić się w transmisji na jego wybrykach, by wytłumaczyć, dlaczego nie walczył, wypełnię ich wizję. Mam wrażenie, że media w USA mogą tworzyć aż za dużo contentu. Mogę być w mniejszości z tą opinią, lecz egzekwuję narrację UFC. Na pewno były momenty, gdy nie pochyliliśmy się nad tematem wystarczająco, zwłaszcza, gdy coś działo się tuż przed walką. Generalnie skupiamy się na tym, co w oktagonie – ma to dobre i złe strony. Najważniejsze w mojej odpowiedzi jest to, że pracuję dla UFC i realizuję ich wizję. Staramy się też nie przeciągać transmisji takimi tematami – choć niektórzy mogą uważać, że powinniśmy.

– To zrozumiałe. Wspomniałem na Twitterze, że będę z tobą rozmawiał. Zapytałem, czy ludzie mają jakieś tematy do poruszenia. Jeden, który przewijał się dwa czy trzy razy, to reklamy w trakcie gali. Czy pamiętasz o każdym sloganie, który musisz rzucić, czy wydawca informuje cię przez słuchawkę, że teraz jest czas na wspomnienie o którejś z marek?
– Mam trochę swobody, w jaki sposób chcę wpleść reklamę. Mogą na przykład powiedzieć mi "hej, mamy promocję w sklepie UFC, postaraj się o tym wspomnieć”, a ja staram się znaleźć okienko na wzmiankę. Czasami możesz usłyszeć, jak wykorzystuję zegar i mówię "ooo, piękny łokieć! Trzy minuty do końca rundy. UFC Store dostarczy ci…” – staram się, by było to tak nieinwazyjne, jak się da. Chciałbym też przeprosić widzów. Wiem, że przy niektórych galach jest więcej reklam niż zazwyczaj. Gale z udziałem Conora McGregora usłyszysz tego całą masę. Tak już jest. To też cena, którą płacimy, by nie mieć przerw na bloki reklamowe. Dlatego staram się je odczytywać tak gładko, jak to możliwe, by szybko wrócić do akcji, lecz… to niewygodna prawda związana z transmisjami PPV. Wiele tych haseł mam wykutych na pamięć. Nie sądzę, bym kiedykolwiek potrzebował jeszcze zapisywać sobie slogan Modelo. Ogólnie mam jednak zapisaną kartę i duży ekran, coś w stylu iPada, gdzie wyświetla mi się sporo tych haseł. Tak już bywa, stary – w niektóre wieczory czuję się jak chodzący blok reklamowy. Ale to część mojej pracy. Uwierz mi, też wolałbym tylko komentować walki.

– Chyba kończy nam się czas, więc postaram się wcisnąć jeszcze kilka pytań w te parę minut. Kiedy wpadłeś na motto "One More Sleep?” Nie znam genezy, więc byłbym wdzięczny za wyjaśnienie.
– Wiem o tym, kiedy pierwszy raz z tym wyskoczyłem tylko dlatego, że gdy chcieliśmy zastrzec „One More Sleep” jako znak towarowy, musieliśmy znaleźć pierwsze wykorzystanie tego sloganu. To była noc przed ceremonią ważenia w 2016 roku. Zatweetowałem "One More Sleep”… i zacząłem to powtarzać raz za razem, aż ludzie to podchwycili. Teraz w wielu sportach, niezwiązanych z UFC, możesz usłyszeć „One more sleep” przed wielkim wydarzeniem. To schlebiające, że ludzie powiązują to motto ze mną. Ruszyliśmy z linią ubrań, co też jest dla mnie fajnym doświadczeniem. Genezą jest po prostu tweet z 2016 roku, który odpalił… Podobnie było z "Don’t text and drive”. Gdy pracowałem w ESPN w 2008 roku, kończyłem programy w stylu "Byli z wami Kenny Florian, Rashad Evans i Molly Qerim. Nazywam się Jon Anik – nie piszcie w trakcie jazdy!" Jednego dnia po prostu to rzuciłem, żeby jakoś zakończyć program. Wróciłem do biurka, a mój szef powiedział, żebym używał tego częściej. Zaczęło się spontanicznie, ale miało to jakiś sens, więc… kontynuowaliśmy. 

– Kolejne pytanie, które się przewijało: jakie są twoje najwspanialsze momenty? Zgaduję, że nokaut Leona Edwardsa musi być wśród nich, bo wspomniałeś o tym w Londynie. Czy są jakieś inne, równie pamiętne?
– Rozmawialiśmy już kiedyś o tym, jak zawodnicy zostają mistrzami po raz pierwszy. Czy to Leon Edwards, Alessa Grasso, Rose Namajunas czy Jan Błachowicz. Wiesz, że moją żoną jest Polka – choć nie dlatego dziś rozmawiamy. Jestem szczególnie zadowolony z okrzyku po wygranej Jana. Nie chodzi o to, co powiedziałem, ale dlaczego. "Polsko – wasz gość to zrobił!”. Przez sekundę nie zastanawiałem się, co powiem. Ale był – i wciąż jest – jedynym polskim mistrzem UFC wśród mężczyzn. "Polsko – wasz gość to zrobił!”, jak "Cholera jasna, naprawdę to zrobił!”. To było dla mnie wyjątkowe. Mistrzostwo Rose Namajunas, Brendana Moreno… Ciężko pomyśleć o innych momentach. Nokaut Edsona Barbozy na Beneilu Dariushu. Henry Cejudo i "message sent”, gdy został mistrzem… Ale trudno o coś innego niż te chwile, gdy zawodnicy sięgali po pas po raz pierwszy – dlatego, że te momenty są wyjątkowe dla mnie jako fana.

– Ostatnie „normalne” pytanie… mam jeszcze szybką rundkę zamkniętych pytań, ale zostawię je na koniec. Specjalnie dla polskich kibiców: rozmawialiśmy już o tym, że jesteś fanem KSW i przez jakiś czas śledziłeś tę organizację. Czy wciąż masz czas, żeby orientować się, co się tam dzieje?
– Niestety nie! Rozmawialiśmy ostatnio w podcaście o Patchym Mixie – zwycięzcy Grand Prix Bellatora. Ktoś rzucił "ok, czyli teraz zawalczy z Sergio Pettisem?”. Powiedziałem, że tak mi się wydaje, ale nie mam pewności, bo nie jestem całkiem skupiony na Bellatorze. Jeden z widzów napisał "hej, musisz mieć oko na Bellatora”. Stary, z całym szacunkiem – muszę mieć oko na 41 gal UFC w roku i na trójkę dzieci! Uderzyło mnie, że nie jestem tak wszechstronnym fanem MMA, jak kiedyś. Śledzę PFL, bo wspieram kumpla, Kenny’ego Floriana, a także UFC z oczywistych względów. Ale jeśli chodzi o KSW, Bellatora czy mniejsze organizacje, nie mam na to czasu. Niezależnie, jak bardzo tego żałuję, taka jest prawda.

– Teraz czeka nas wielka gala – 3 czerwca na Stadionie Narodowym. Na widowni będzie pewnie ponad 50 tysięcy osób. Być może dasz radę się urwać na weekend w Warszawie?
– Bardzo bym tego chciał. Naprawdę liczę na to, że kiedyś tam przylecę. Na razie mogę mieć nadzieję na galę UFC w Polsce, którą skomentuję. Ale nadejdzie moment, gdy zabierzemy tam dzieciaki. Trochę jednak do tego czasu minie.

– Gdybyś potrzebował przewodnika, wiesz do kogo pisać! Na zakończenie: jest pewna zabawa, którą zapoczątkowałem na Twitterze. Teraz mamy drugą edycję. Nazywa się "Mystic Mac” i polega na typowaniu, co się wydarzy, a co nie w MMA w 2023 roku. Niektóre są oczywiście związane z UFC, więc chciałbym zapytać cię, co twoim zdaniem nastąpi, a co nie. Ok?
– Tak jest!

– Pozwól, że je odczytam: czy Jan Błachowicz zawalczy w 2023 roku o pas?
– Nie.

– Czy Mateusz Gamrot awansuje do TOP5 wagi lekkiej?
– Tak, sądzę że to zrobi. Myślę, że mu się uda. Potrzebuje odpowiedniej walki, ale ma czas, żeby do tego doszło. I zdecydowanie wierzę w jego umiejętności. Będzie w TOP5.

– Czy Conor McGregor zawalczy w tym roku?
– Tak, zdecydowanie tak. Dawaj Conor! Nie pozwól, żebym tu źle wypadł!

– Czy Islam Machaczew straci pas wagi lekkiej?
– Na to nie mogę odpowiedzieć, bo jeśli powiem "nie”, będzie to za duże prorokowanie. Powiem tak: ktokolwiek się z nim zmierzy, nawet Beneil Dariush, będzie musiał zawalczyć idealnie, by wygrać – w przeciwieństwie do Islama, który do zwycięstwa nie będzie potrzebował perfekcyjnego występu.

– Czy Ilia Topuria awansuje do TOP5 wagi piórkowej?
– Tak.

– Czy mogę zadać pytanie o Bellatora?
– Tak, pewnie.

– Czy Yoel Romero zostanie mistrzem wagi półciężkiej?
– Nie.

– Czy zobaczymy w tym roku co najmniej trzy mistrzowskie walki wagi półciężkiej UFC? Jak wiesz, mieliśmy już jedną.
– Nie.

– Czy Weili Zhang zawalczy o pas wagi muszej?
– Miałem nadzieję, że tak się stanie, lecz teraz gdy pas zmienił właścicielkę, wydaje mi się, że jeśli Weili Zhang ruszy po drugi pas, to w 2024 roku lub później.

– Czy UFC zorganizuje co najmniej cztery gale w Europie?
Tak. Haha! Tak, z pewnością.

– Czy Szawkat Rachmonow awansuje do TOP5 wagi półśredniej?
– Nie wiem. Jego menadżer mówi mi, że Szawkat jest zdrowy, ale potrzebuje odpowiedniej walki. Musiałby to być ktoś z TOP5. Stawiałbym, że zawalczy w tym roku jeszcze tylko raz i to raczej z kimś spoza pierwszej „piątki”. Więc raczej nie.

– I ostatnie. To pytanie jest otwarte. Kto na koniec roku będzie numerem 1 rankingu pound-for-pound?
– Więc… kto jest obecnie numerem 1? Alexander Volkanovski?

– Oficjalnie? Tak… Nie, nie! Jon Jones jest chyba pierwszy.
– No to powiedziałbym, że Jon Jones. Nie sugeruję, że na pewno pokona Stipe Miocicia… lecz dlatego, że jest zdecydowanym faworytem tego zestawienia, stawiam, że pozostanie na tronie. Nazwisko Volkanovskiego miałem na końcu języka, podobnie jak Islama Machaczewa, lecz… Yair Rodriguez jest świetny i latem będzie miał coś do powiedzenia w starciu z Volkanovskim. Stawiam, że Jonny „Bones” Jones do końca roku zostanie na pierwszym miejscu.

– Ok, to wszystko. Jon, bardzo dziękuję za twój czas. Wiem, że przekroczyliśmy umówione 30 minut, więc przepraszam. Ale rozmawiało mi się świetnie – mam nadzieję, że tobie również.
– Mi również, stary. Zawsze świetnie się z tobą złapać.

Zobacz też
Dricus Du Plessis: Jeśli Chamzat mnie znieważy, doprowadzę go do łez [Punch Line]
Dricus Du Plessis: Jeśli Chamzat mnie znieważy, doprowadzę go do łez [Punch Line] (fot. TVP SPORT)

Dricus Du Plessis: Jeśli Chamzat mnie znieważy, doprowadzę go do łez [Punch Line]

| Sporty walki / MMA 
Arkadiusz Wrzosek gotowy na mistrza ksw? [WIDEO]
Arkadiusz Wrzosek (fot. TVP Sport)

Arkadiusz Wrzosek gotowy na mistrza ksw? [WIDEO]

| Sporty walki / MMA 
"Co to k... było?!" Kulisy XTB KSW 105
(fot. TVP)

"Co to k... było?!" Kulisy XTB KSW 105

| Sporty walki / MMA 
Najlepsza walka w historii KSW? "Wydawało mi się, że oglądam nadludzi" [KOMENTARZ WIDEO]
(fot. TVP SPORT)

Najlepsza walka w historii KSW? "Wydawało mi się, że oglądam nadludzi" [KOMENTARZ WIDEO]

| Sporty walki / MMA 
Szpilka wygrał na XTB KSW 105. "Za mną straszne tygodnie" [WIDEO]
Artur Szpilka po KSW 105

Szpilka wygrał na XTB KSW 105. "Za mną straszne tygodnie" [WIDEO]

| Sporty walki / MMA 
Najnowsze
Nie tylko Stoch. Kolejny słynny skoczek kończy karierę
Nie tylko Stoch. Kolejny słynny skoczek kończy karierę
| Skoki 
Manuel Fettner (drugi z prawej) zapowiedział zakończenie kariery (fot. Getty).
Wyliczono szanse Polek na triumf w ME. Te liczby są brutalne
Piłkarki reprezentacji Polski (fot. Getty Images)
Wyliczono szanse Polek na triumf w ME. Te liczby są brutalne
FOTO
Wojciech Papuga
Trener Tottenhamu dotrzymał słowa. Co za seria!
Trener Ange Postecoglou znowu wygrał trofeum w drugim sezonie pracy z danym klubem (fot. Getty).
Trener Tottenhamu dotrzymał słowa. Co za seria!
| Piłka nożna / Liga Europy 
Grzegorz Rasiak miał rację! Przewidział bohatera finału LE
Brennan Johnson okazał się bohaterem finału Ligi Europy. Tak przewidział Grzegorz Rasiak (fot. Getty Images)
Grzegorz Rasiak miał rację! Przewidział bohatera finału LE
| Piłka nożna / Liga Europy 
Wymagający przeciwnik Polaków w Lidze Mistrzów
Hokeiści GKS-u Tychy (fot. PAP)
Wymagający przeciwnik Polaków w Lidze Mistrzów
| Hokej 
Seria klęsk United! To pierwszy taki przypadek od 30 lat!
Manchester United w przyszłym sezonie znów nie zagra w Lidze Mistrzów (fot. Getty Images)
Seria klęsk United! To pierwszy taki przypadek od 30 lat!
FOTO
Wojciech Papuga
Deklaracja trenera Manchesteru! Wspomniał o... odprawie
Trener Ruben Amorim nie wywalczył z drużyną trofeum Ligi Europy (fot. Getty Images)
Deklaracja trenera Manchesteru! Wspomniał o... odprawie
| Piłka nożna / Liga Europy 
image