Był szanowanym piłkarzem, a w swoim ostatnim sezonie nawet kapitanem. Świat posypał mu się w lipcu 2021 roku. Został aresztowany przez policję. Był podejrzewany o... pedofilię. Medialnie przestał istnieć. Teraz został oczyszczony z zarzutów. Tych dwóch straconych lat nikt mu jednak nie odda...
Zawodnik Evertonu, reprezentant kraju i 31-latek. Greater Manchester Police podała te dane i... wywołała ogólnoświatowe poruszenie. Niby nieujawnionym był Gylfi Sigurdsson. Od razu stał się persona non grata futbolu, a przecież do niedawna był "magikiem", rozgrywającym i w dodatku przyjemnym do oglądania. Przemawiały za nim umiejętności techniczne, efektowne gole, rzuty wolne...
Wiódł sobie spokojne życie, z dala od skandali. Poznał Alexandrę Ivarsdottir i spotykał się z nią długo, bo od 2010 roku. Byłą miss Islandii poślubił dopiero w 2018 roku, a w grudniu 2020 poinformował z choinką w tle, że po raz pierwszy w życiu zostanie ojcem, ale... tym ojcostwem się za długo nie nacieszył.
Alexandra wróciła do rodziców na Islandię, ale nie komentowała kłopotów męża z prawem, nie zwróciła się przeciw niemu. Może dlatego, że to nie były pierwsze straszne chwile w jej życiu. Niecały rok wcześniej miała rodzinną tragedię. Jej 11-letni przyrodni brat, Maximilian Helgi Ivarsson, wyjął naładowaną broń z szafki i postrzelił się śmiertelnie. Spekulowano o samobójstwie, ale nie miało to znaczenia, bo straciła ukochanego brata. Szybko musiała zmierzyć się z kolejnym traumatycznym przeżyciem.
Istnieje niby domniemanie niewinności, ale tak to już jest w delikatnych sprawach, gdy pojawia się bardzo mocne słowo - pedofilia. Reprezentację Islandii akurat w tamtym czasie objął gigantyczny skandal. Ludzie "rzygali" kadrowiczami, mieli ich gdzieś, brzydzili się nimi i najchętniej by na nich napluli. Ale tu chodziło o "ich Beckhama", traktowanego zawsze inaczej. To był ich grzeczny Gylfi, a nie jakiś Sigthorsson z opinią buca, który miał na sumieniu awanturę po pijaku, bo szarpał się z ochroniarzem. Tak to już niestety jest, że zdecydowanie więcej osób usłyszało o tamtym aresztowaniu, niż o tym, że po dwóch latach śledztwo zostało zawieszone.
Piłkarz musiał się ukryć, inaczej ludzie nie daliby mu żyć i wytykali palcami. Początkowo faktycznie nie pojawiał się nigdzie publicznie, ale potem zaczął korzystać z ulic, komunikacji miejskiej. W jakimś stopniu dla niepoznaki zapuścił większą brodę, nieco zmienił wygląd - mówi nam zafiksowany na islandzkiej piłce Piotr Giedyk, prowadzący blog Piłkarska Islandia.
Portal "The Sun" donosił, że żona wiedziała, że piłkarz zostanie aresztowany i opuściła ich luksusowy apartament kilka dni wcześniej. Kiedy jej już tam nie było, to dokonano przeszukania i skonfiskowano kilka przedmiotów, w tym oczywiście laptopa i inne nośniki. Gylfi wpłacił kaucję i został szybko zwolniony przez policję. Razem z rodzicami i siostrą po prostu się ukrył. Żona nie wytrzymała ogromu wyzwisk i wiadomości, dlatego dezaktywowała konto na Instagramie, choć początkowo próbowała męża bronić. Nie chciała się jednak dłużej tłumaczyć. Zniknęła.
Zły trop
Lipiec 2021 roku, tzw. okres ogórkowy. To wtedy pojawia się ta sensacyjna informacja, że jeden z piłkarzy Premier League został aresztowany pod zarzutem przestępstw seksualnych i zwolniony za kaucją w oczekiwaniu na dalsze dochodzenie. Media nie mogą podać nazwiska z uwagi na tajemnicę sądową, ale kilka wskazówek pozwala na błyskawiczne zawężenie grona podejrzanych, chociaż... początkowo nie wszystko jest takie oczywiste. Opis Greater Manchester Police - zawodnik Evertonu, reprezentant kraju, 31-latek - pasuje do dwóch zawodników The Toffees. Internet rozpoczyna samosąd. Zły jest Fabian Delph, bo trop prowadzi też do niego. To też 31-latek, też reprezentant kraju i też piłkarz Evertonu. Otrzymuje pogróżki, w social mediach jest nazywany pedofilem i powinien zgnić w więzieniu albo najlepiej zdechnąć. Ma więc pretensje o zbyt mało klarowny komunikat. Klub odpowiada informacją o zawieszeniu podejrzanego, a Delph wstawia zdjęcie z treningu, pokazując – patrzcie, kopię piłkę, więc to nie mnie zawiesili.
Czuje się jednak rozczarowany, wręcz oszukany, bo został z tym sam. Pech chciał, że nie poleciał z drużyną na tournee, ponieważ miał kontakt z osobą z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa. Delph oczekiwał, że klub poda właściwe nazwisko. Przecież mógłby to zrobić, ogłaszając, że zawiesza kogoś ze względów dyscyplinarnych, a wtedy zadaniem dla idioty byłoby połączyć ze sobą kropkę z numerem jeden i kropkę z numerem dwa. Swoje pięć groszy, a właściwie to funta i siedemdziesiąt pensów, bo tyle kosztuje gazeta - dołożyło "The Sun", popisując się bardzo nieładnym zagraniem. Na okładkę dali... Fabiana Delpha i twierdzili, że są zniesmaczeni, że to jego nazwisko zostało powiązane z aresztowaniem, a tak naprawdę zawieszony jest ktoś inny. Wiadomo jak działa wzrok. Angielski gracz znalazł się na okładce obok słów "dziecko" i "śledztwo seksualne". Zamiast dać mu spokój, to wepchnęli go pod pociąg krzycząc, żeby uważał na torach. Pozostali przekonani, że ich kapcie są czyste.
Człowiek-widmo
A o co konkretnie został oskarżony ten właściwy podejrzany? Mowa była o krótkich wiadomościach z wyraźnym podtekstem seksualnym, które kierował do małoletniej. Takie esemesy miały się rzekomo powtarzać. Dlatego Gylfi Sigurdsson nie wstawia do sieci niczego od dwóch lat. Przepadł jak kamień w wodę. Jego ostatni wpis jest z 7 czerwca 2021 roku. To reklama duńskich napojów izotonicznych. Ta sama firma po miesiącu usunęła wszystkie reklamy z jego wizerunkiem, a na Islandii zniknęły też billboardy. U piłkarza zdjęcie pozostało, ale z social mediów zniknął. Zamieszkał w spokojnym miejscu, z dala od tego, w którym został zatrzymany. Tutaj należą się brawa Evertonowi, bo nie zostawił piłkarza na pastwę losu. Klub dobrze wiedział, że dziennikarze bulwarówek mogą węszyć po hotelach i podsuwać oko pod dziurkę od klucza. Gracz zamieszkał w wynajmowanym mieszkaniu, a funkcyjni pomogli mu w przeprowadzce i bezpiecznym ulokowaniu.
Everton musiał się błyskawicznie dopasować do nietypowych warunków działania. Piłkarze dowiedzieli się na specjalnym zebraniu, że jeden z kolegów nie pojawi się na treningu, ponieważ został aresztowany. Poznali też powód tego aresztowania i to musiał być szok, bo brakowało na treningu akurat tego gościa, po którym w życiu by się czegoś takiego nie spodziewali. Drugiego kapitana. Ice Mana. Faceta, który 12 razy w zakończonym sezonie wychodził z proporczykiem i opaską na ramieniu. Daniel Taylor z "The Athletic" pisał, że zwracano wtedy nawet uwagę, by nie publikować zdjęć, na których zawodnicy uśmiechają się na treningu. Tak, by zachować powagę sytuacji i nie dawać pożywki. Niby drobiazg, ale ktoś o tym pomyślał. Gylfi zamknął więc karierę po cichu. Rok po wybuchu afery skończył mu się bowiem kontrakt z Evertonem.
Ojciec obrońca
Milczał, ale wreszcie odezwał się jego tata, który też nie wytrzymał. Sigurdur Adalsteinsson, zawodowo rybak oraz wielokrotny mistrz Islandii w... darta, narzekał, że syn jest więziony w Anglii i nie może wrócić do swojego kraju. Ojciec Gylfiego wplątał w to rząd, chciał poruszyć sprawą samą górę. Kontaktował się z ministrem zagranicznym Islandii kilka miesięcy po wybuchu afery, ale zakaz był wielokrotnie przedłużany, a piłkarz nie chciał łamać prawa. Gylfi jest oczywiście obywatelem Islandii. Ma rodzinę, która została przeniesiona do domu. Utknął w Anglii, gdzie jest przetrzymywany. To jest naruszeniem praw człowieka. Z tego powodu Gylfi musi mieć dwa domy. Cała chwała została mu odebrana, jego reputacja i kariera zostały zniszczone - żalił się tata w islandzkich mediach po piętnastu miesiącach od aresztowania. Jego zdaniem, gdyby syn popełnił przestępstwo i byłyby na to twarde dowody, to zostałby skazany dawno temu, a tak kolejne kary przedłużano i marnowano czas.
Złożył wniosek o legalne przeniesienie miejsca zamieszkania w Krajowym Rejestrze, ale to było na nic. Paradoks polegał na tym, że sprawa dotyczyła Gylfiego, więc to on musiał przyjechać na miejsce i okazać dowód, a tego przecież zrobić nie mógł. Ojciec raz jeszcze zwrócił się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Problem był jednak inny. Osoba na tym stanowisku zmieniła się. Ministra Martina Eyjolfssona, który poświęcił sprawie dużo czasu, obiecywał pomoc i kazał dzwonić, gdy trzeba będzie coś załatwić, już na tym stanowisku nie było. Ojciec miał wielki żal, że nie skontaktowała się z synem ani Vanda Sigurgeirsdottir, nowa prezeska KSI, czyli Islandzkiej Federacji Piłkarskiej, ani selekcjoner Arnar Vidarsson.
A jak wyglądała ta historia oglądana oczami obywateli? - Islandczycy z początku nabrali wody w usta, nie wydawali wyroków i chyba jednak wierzyli, że Gylfi został w coś wrobiony. Z biegiem czasu sytuacja robiła się coraz bardziej podejrzana i brak konkretnych kroków ze strony sądu wywoływał nie tylko w rodzinie piłkarza, ale w dużej części narodu coraz większe rozczarowanie i zdenerwowanie. Mam wrażenie, że już na przełomie 2022/23 i na początku tego roku większość bardziej lub mniej "w temacie" była przekonana, że słynny reprezentant Islandii jest niewinny - dodaje Giedyk, wtórując słowom taty piłkarza.
Beckham z Islandii
Swansea zadbała o dobrą aurę, dlatego to tam chciał się pozbierać. Cały czas był gwiazdą w kraju, który zamieszkuje niecałe 400 tysięcy, czyli trochę mniej niż... Szczecin. Akurat z islandzkiej sceny zszedł Eidur Gudjohnsen, znany z występów w Barcelonie oraz Chelsea, więc potrzebny był następca. Tę lukę wypełnił Gylfi Sigurdsson. Dlaczego David Beckham? Podobieństwa są. Może nie miał nigdy tak idealnej fryzury i nie był nieziemsko przystojny, ale też reklamował napoje i też potrafił nieźle zakręcić piłką po rzutach wolnych. Uwielbia golfa i to rodzinne, bo brat jest nawet profesjonalistą. Tam, przy dołkach, potrzebne jest wyjątkowe skupienie, absolutna precyzja. Dokładnie tak, jak przy rzucie wolnym. Stąd pewnie dostał pseudonim Ice Man – skojarzenie z jego charakterem, chłodną głową i z miejscem, w którym się urodził. Nazywał go tak Brendan Rodgers. Gylfi ze sławą się nie obnosił, mimo że wszędzie wylewał się z billboardów.
Do dziś nie wie, czy rzucone przez wspaniałego golfistę, Rory'ego McIlroya "wszystkiego najlepszego" było wyrazem uprzejmości do drugiego człowieka, z którym zrobił jedno z miliona zdjęć, czy też ten rozpoznał w nim zawodnika, który właśnie upokorzył jego ukochany klub - Manchester United - bramką i asystą. Swansea wygrała 2:1 na Old Trafford. To był jego pierwszy mecz po powrocie. Wtedy właśnie, czekając na taksówkę w stronę lotniska, spotkał McIlroya. Jeszcze większym bohaterem stał się w 2016 roku. Islandzka reprezentacja zaimponowała Europie. Piłkarze wypracowali sobie status półbogów po tym samym turnieju, co Polska. Magiczne Euro 2016. Tam w 1/8 finału odprawili do domu Anglików. Europa przecierała oczy ze zdumienia, widząc jak kibice ubrani w granatowe koszulki i w hełmach Wikingów wykrzykują "hu" i klaszczą w dłonie. Islandczycy w 2016 roku pokochali kadrę i Gylfiego Sigurdssona jeszcze bardziej. Grając podczas Euro, wciąż był zawodnikiem Swansea. Dopiero rok później trafił do Evertonu.
Do dziś pozostaje rekordem transferowym klubu, który jeszcze kilka lat temu miał mocarstwowe plany. Ostro licytował na bazarze transferowym, wchodząc na kolejne stragany i biorąc kogo popadnie - dawaj tego, może będzie dobry, może się sprawdzi... Gylfi został sprowadzony za 45 milionów funtów, od razu przebijając poprzedni rekord o 20. - Wchodzę w najlepszy etap mojej kariery, kiedy będę grał swój najlepszy futbol - mówił. Na to potrzebował jednak mniej więcej roku grania. Występując u Marco Silvy, pomógł Evertonowi w zajęciu 8. miejsca w lidze. We wrześniu 2018 roku był nawet nominowany do nagrody najlepszego piłkarza miesiąca. Ta ostatecznie trafiła do Edena Hazarda, ale i tak Islandczyk został doceniony. Przypominał nadal tamtego wirtuoza ze Swansea i pracował na taki sam status w nowej drużynie. Mimo słabszej formy i już nie tak efektownych występów zyskał w kilka lat taką markę w zespole, że zakładał opaskę kapitana. A potem... no właśnie, sufit spadł mu na głowę, gdy do mieszkania zapukała policja.
Niekochani
Islandzka reprezentacja rozkochała w sobie kraj w 2016 roku, ale w 2021 kibice odwrócili się do niej plecami. To, co działo się wokół kadry było niesmaczne, obrzydliwe, nawet zawstydzające... Stadion w eliminacjach świecił pustkami. Reprezentacja była pogrążona w kryzysie na tle seksualnym. Złote pokolenie wdepnęło w łajno. Thorhildur Gyda Arnarsdottir poinformowała, że została wykorzystana seksualnie przez reprezentanta kraju w 2017. Chodziło o Kolbeinna Sigthorssona. Tego, który pokonał Joe Harta i dał Islandii awans do ćwierćfinału Euro. Ówczesny prezes federacji też wziął widły i zamieszał w tym gnoju, a potem zrezygnował ze stanowiska. Podobnie zrobiło 15 innych z zarządu. Kobieta nie skończyła medialnych występów. Mówiła, że zna więcej piłkarzy, którzy dopuścili się czegoś podobnego.
Było to pokłosie bardzo głośnego artykułu nauczycielki i dziennikarki Hanny Bjorg Vilhjalmsdottir, która w felietonie opisała między innymi gwałt zbiorowy, który miał miejsce w 2010 roku, a KSI, czyli Islandzka Federacja Piki Nożnej, choć wiedziała o sprawie zamiotła ją pod dywan. Prezes oczywiście zaprzeczał, że jakiekolwiek sygnały docierały do związku, ale właśnie wtedy Arnarsdottir wyznała, że została wykorzystana seksualnie w barze w Reykjaviku w 2017 roku. Prezes Bergsson się skompromitował. Za wygraną nie dawał też ojciec ofiary. Ruszyłby niebo, by rozwiązać tę sprawę. A kiedy zobaczył w reprezentacji posądzanego piłkarza, to się zagotował. Bergsson najpierw zawiesił zawodnika, ale potem uznał, że czas leczy rany i po kilku miesiącach o sprawie zapomniał. Sightorsson został znowu powołany. Ojciec ofiary wysłał więc maila do KSI. Bergsson oferował mu... odszkodowanie w zamian za zachowanie poufności. Gdy i to wyszło na jaw, to opuścił stołek prezesa.
A Sigthorsson? Myślał, że sprawa jest wyciszona. Po wielu latach milczenia zabrał głos i cóż... mówił, że żałuje. Przyznał się: - Moje zachowanie nie było jednak wzorowe, za co przeprosiłem. Żałowałem tego, przyjąłem odpowiedzialność i zaproponowałem rozwiązanie. Do gwałtu się jednak nie przyznał, tylko do "niewłaściwego zachowania". A wtedy, uwaga, nie wytrzymała... druga ofiara tego zajścia, czyli Johanna Helga Jensdottir. Obie skontaktowały się z prawnikiem Sightorssona i wynegocjowały około 15 tysięcy dolarów dla każdej. W ramach zadośćuczynienia przelano jeszcze 17 tysięcy funtów na organizację, która wspiera ofiary przemocy seksualnej. Ultrasi także stanęli w obronie ofiary. Sigthorsson został wyklęty, nie gra w piłkę od wtedy, co Sigurdsson. A od półtora roku jest bez klubu. Cała otoczka z kryciem czegoś tak obrzydliwego, zamiatania afer pod dywan i rezygnacjami ze stanowisk po ujawnieniu budziła i budzi w Islandczykach obrzydzenie. Reprezentacja przestała im się dobrze kojarzyć.
Myślicie, że to wszystkie afery? Nie, nie. Był jeszcze tajemniczy wpis na Instagramie… właściwie to od niego zaczęło się to brudne domino. Autorka posta napisała, że została zgwałcona przez dwóch znanych Islandczyków. Ale... była zastraszana, by nie wnosić skargi. Minęło aż 11 lat, a gwałt miał mieć miejsce w Kopenhadze. 7 września 2010 roku Islandia grała z Danią w eliminacjach do Euro 2012. Eggert Jonsson i Aaron Gunnarson grali w tamtym spotkaniu. Fakty się łączą. Wtedy Vilhjalmsdottir poprawiła artykułem, dodając, że zna autorkę posta. Sprawa sprzed lat wróciła na wokandę. Prawnik Gunnarsona zaprzeczył, ale też potwierdził, że w 2010 roku wpłynęło oskarżenie, jednak policja na tym poprzestała, nie znajdując wystarczających dowodów, by mieć punkt zaczepienia.
Uwolnienie
Co to ma wspólnego z Gylfim Sigurdssonem? On był w naprawdę trudnym położeniu, ale... nikt na niego nic nie miał. Nie było ani głośnego wywiadu, ani ujawnienia tego, co znaleziono w telefonie, kontynuacji sprawy, nikomu nie rozwiązał się język, nikt nie przedstawił wiarygodnej wersji, więc przez dwa lata nie dowiedzieliśmy się niczego. Sprawa stała w miejscu. Po prostu, ot tak sobie zgarnęła go policja. Za jakieś SMS-y. Jakie? Kto to potwierdził? Czy ktoś tego piłkarza wkręcił? Chciał być może coś udowodnić? Sprawa Gylfiego tym różniła się od tamtych... Została za to rozdmuchana bardziej niż pozostałe. Zarówno gwałt jak i pedofilia wywołują wstręt, ale to drugie większy, bo zarzuty o gwałt w środowisku piłkarskim pojawiają się jednak częściej. Pedofilia to już szok.
Prokuratura otrzymała akta od policji Greater Manchester 31 stycznia tego roku. Biuro Prokuratora Koronnego w Wielkiej Brytanii analizowało od tego momentu dowody i miało zdecydować, czy będzie ścigać byłego pomocnika Evertonu, czy też umorzy sprawę. Rzeczniczka nie rzucała deadline'ami mówiąc, że wtedy i wtedy będzie decyzja. Nie minęło wcale dużo czasu, a sprawa została umorzona i piłkarzowi nie grozi dalsze postępowanie. Koniec afery. Sigurdsson jest wolny, ma 33 lata i może latem szukać nowego klubu. Logika podpowiada, że najlepszym miejscem byłaby rodzinna Islandia. W końcu przez tyle miesięcy nie mógł postawić tam stopy, odwiedzić rodziny i ma sporo do nadrobienia. Nie widział też jak dorasta córka. Największe szanse na podpisanie umowy daje się drużynie Breidablik. Na Islandii gra się systemem wiosna-jesień, a to mistrz kraju z 2022, który weźmie udział w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Tam Gylfi mógłby znów poczuć smak europejskiej piłki, ale nie to jest teraz dla niego najważniejsze.
Po niemal dwóch latach świat futbolu przypomniał sobie o istnieniu Gylfiego Sigurdssona. Tyle czekania, woda w usta, ostrożność, życie z przypiętą łatką, zrujnowana kariera, izolacja od mediów, udawanie, że gość nie istnieje... Islandzki zawodnik nie zostanie oskarżony o przestępstwa seksualne, ale to już tak dobrze się nie klika. Stare artykuły są bowiem jak usunięty tatuaż – ślad pozostaje. Nie grał w piłkę nożną od 23 maja 2021 roku, od ostatniego meczu w sezonie z Manchesterem City. Czasu nikt nie cofnie. Kto jest odpowiedzialny za te bezpodstawne oskarżenie? – Podobnie jak Islandczycy – wierzę w jego niewinność. Trudno jest mi się wypowiadać, bo wciąż oficjalnie niewiele wiadomo, ale z pewnością skandalem jest to, że Gylfi był przez tyle czasu w "zawieszeniu", bez wyroku i nie mógł wrócić na Islandię - podsumowuje Piotr Giedyk.