Grał z Tonim Kroosem w środku pomocy Bayernu, potem występował między innymi w... Miedzi Legnica i Arce Gdynia. Yannick Sambea Kakoko w wieku 32 lat postanowił zostać trenerem i po roku ma już pierwsze sukcesy w lidze luksemburskiej. Jego drużyna sensacyjnie zajęła czwarte miejsce, a on – otrzymał nagrodę dla Trenera Roku. Jak sam przyznaje, największy wpływ na niego spośród byłych szkoleniowców miał... Wojciech Stawowy. Więcej w rozmowie TVPSPORT.PL.
Yannick Sambea Kakoko (ur. 1990) – były piłkarz drużyn młodzieżowych Bayernu, w których grał razem z Tonim Kroosem i Thomasem Muellerem. Po latach w niższych ligach niemieckich i epizodzie w szwajcarskim FC Wohlen zdecydował się na przenosiny do Polski. W 2014 roku dołączył do Miedzi Legnica, natomiast dwa lata później trafił do Arki Gdynia, z którą wywalczył Puchar i Superpuchar Polski. Potem wyjechał do Luksemburgu – grał w Dudelange i Titus Petange. I właśnie w drugim z klubów rok temu został trenerem. Jego drużyna zajęła czwarte miejsce w lidze, a Kakoko został wybrany najlepszym szkoleniowcem minionego sezonu.
***
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Na wstępie – gratuluję nagrody dla najlepszego trenera.
Yannick Sambea Kakoko, trener Union Titus Petange: – Dziękuję bardzo. Cieszę się z tego osiągnięcia, które pokazuje, że moja praca z drużyną jest doceniona. Zajęliśmy czwarte miejsce, co rok temu wydawało się niewiarygodne. Walczyliśmy wtedy o utrzymanie. Ale pracuję z młodymi i ambitnymi zawodnikami, którzy wiedzą, co robić z piłką. Moje wyróżnienie to sukces nas wszystkich.
– Na co zwracasz największą uwagę jako trener?
– Wyznaję zasadę, że najważniejsze jest kontrolowanie meczów i utrzymywanie się przy piłce. Oczywiście, czasem trzeba grać defensywnie – szczególnie, gdy przychodzą trudniejsze mecze i trzeba grać bez piłki. Ale najbardziej lubię drużyny, które chcą mieć jak największy wpływ na przebieg meczu. Tego też oczekuję od moich zawodników. Mamy mieszankę piłkarzy z Niemiec, Francji i Luksemburga. Część z nich trenowała w dużych klubach, co ma dobry wpływ na młodych, którzy od nich się uczą.
– Na przykład Marian Sarr, który zagrał parę spotkań w Borussii Dortmund Juergena Kloppa.
– Choć Marian ma 28 lat, to jest jednym z najstarszych zawodników w drużynie, ale także jest kluczowy w naszej grze obronnej. Są także inni piłkarze wychowani w BVB, Alexander Laukart oraz Kempes Tekiela – nasz najlepszy strzelec...
– Słyszałem, że ma polskie korzenie.
– To prawda, choć uważam, że mówię po polsku lepiej od niego! Ale to świetny piłkarz, bardzo elastyczny w grze, grający jako "fałszywa dziewiątka". Idealnie pasuje do mojej drużyny.
– Rozmawialiśmy o byłych piłkarzach Borussii w twojej drużynie. Sam jednak masz doświadczenie w dużym klubie – trenowałeś w juniorach Bayernu Monachium.
– Do pierwszej drużyny nie zdołałem dotrzeć, ale dzięki treningach w tym klubie mam szersze spojrzenie na piłkarską rzeczywistość oraz sposób gry. Wiesz, w Bayernie nie uczysz się tylko grać – tam od razu uczą cię wygrywać. Ważne jest przygotowanie mentalne – będąc piłkarzem takiego klubu musisz umieć radzić sobie z presją.
– Trenowałeś w Bayernie z piłkarskimi gwiazdami. Kto zrobił na tobie największe wrażenie?
– Raz trenowałem z Philippem Lahmem i do dziś pamiętam dobrze tamten dzień! Nie popełniał żadnych błędów, nie miał ani jednej straty. Był perfekcyjny we wszystkim – w przewidywaniu, grze z pierwszej piłki, w podaniach. Wzór piłkarza.
– W jednej kategorii wiekowej grałeś z Tonim Kroosem i Thomasem Muellerem. Już wtedy zapowiadali się na wielkich piłkarzy?
– Na pewno sądziłem, że są w stanie wejść na zawodowy poziom. Toni nie był ani szybki, ani zwinny, ani nawet dobrze zbudowany, ale miał niesamowitą wizję gry. Myślał szybciej niż każdy z nas. To niewiarygodny wrodzony talent! I wciąż uwielbiam jego sposób gry. A Thomas już jako nastolatek grał bardzo dojrzale i pracował najwięcej w drużynie. Świetny piłkarz, ze świetnym charakterem.
– Jak sądzisz, dlaczego nie zrobiłeś kariery w Niemczech?
– Kiedyś tłumaczyłem to kontuzjami – jest w tym trochę prawdy. Ale teraz uważam, że mogłem mieć nieco lepszą etykę pracy, więcej mogłem zasuwać. Nie wszedłem na poziom, na który mogłem wejść ze swoim talentem. Podjąłem też kilka złych decyzji. Z jednej strony jestem naprawdę dumny z tego, że utrzymałem się długo na profesjonalnym poziomie, ale z drugiej – mogłem osiągnąć więcej. Zawsze jednak walczyłem o siebie i bardzo dużo się nauczyłem. I cieszę się, że w odpowiednim momencie trafiłem do Polski.
– Co ci przychodzi jako pierwsze na myśl o Polsce?
– Wzrok ludzi, którzy byli zdziwieni, gdy mówiłem po polsku, w dodatku z niezłym akcentem. Bawiły mnie ich reakcje. Zawsze byłem jednak zdania, że jeśli chcę gdzieś zamieszkać – muszę od razu poznać kulturę tego kraju, język, mentalność ludzi. To nie tylko ułatwia komunikację, ale także mogę w ten sposób pokazać szacunek do ludzi, którzy dali mi szansę.– Co ci przychodzi jako pierwsze na myśl o Polsce?
– Podobało ci się w Legnicy?
– Zostałem bardzo miło przywitany. Trenerem był Janusz Kudyba, którego wspominam bardzo dobrze. Był uczciwy w stosunku do zawodników i zawsze podchodził do nas z szacunkiem. Ale jeszcze większy wpływ na mnie miał Wojciech Stawowy.
– Dlaczego?
– To trener, który lubi odważny futbol i sam jest odważnym człowiekiem. Gdy podejmował decyzje, był w nich konsekwentny. Spodobała mi się także jego filozofia gry. Jeśli ktoś mnie pyta, który trener zainspirował mnie najbardziej – jest to właśnie Stawowy. I uważam, że spośród moich byłych trenerów to właśnie on ma największy wpływ na to, jakim trenerem jestem.
– Trenera Ryszarda Tarasiewicza nie wspominałeś tak dobrze w rozmowie z mediami klubowymi Arki.
– Gdy przyszedł do Miedzi, przestałem grać. Ale nie mam do niego żalu ani pretensji. Miałem wtedy gorszy moment. Widocznie tak musiało być – potem podpisałem kontrakt z Arką.
– Gdynia jest niewątpliwie lepszym miejscem do życia niż Legnica.
– Zdecydowanie! Większe miasto, plaża, czuć bardziej pozytywną energię. I przede wszystkim, na mecze Arki przychodziło znacznie więcej kibiców niż na spotkania Miedzi. Zakochałem się w tym mieście oraz w tym klubie! Co jakiś czas, gdy mam wolne, lubię przyjechać do Gdyni z rodziną.
– Sportowo również zaliczyłeś awans. Choć wasza wygrana w Pucharze Polski była wtedy ogromną niespodzianką.
– Cieszę się, że mogłem być częścią tej drużyny. Szkoda tylko, że nie mogłem zagrać w finale. Trener Ojrzyński nawet mnie nie posadził na ławce i nie wiedziałem, dlaczego. Szczerze mówiąc, miałem wtedy trudny dzień. Ale mniejsza z tym – liczyło się wtedy zwycięstwo! Pamiętam powrót z Warszawy do Gdyni, jak kibice nas witali! To było fantastyczne przeżycie, do którego lubię wracać.
– Po tym triumfie zagraliście w eliminacjach Ligi Europy. Jakie były wasze oczekiwania?
– Nie myśleliśmy o awansie do fazy grupowej. Chcieliśmy w obu meczach dać z siebie wszystko i to zrobiliśmy. Daliśmy z siebie więcej niż sto procent. W obu meczach z Midtjylland zostawiliśmy nasze serca. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, tak samo nasi kibice, z którymi potem wiele razy rozmawiałem, nawet już po odejściu z klubu.
– Rok później byłeś już w Luksemburgu.
– Prezes Wojciech Pertkiewicz chciał, żebym został w Arce. Z powodów rodzinnych musiałem jednak wrócić i znaleźć klub bliżej domu. W ten sposób wylądowałem w Luksemburgu, w Dudelange.
– Czyli klubu, który w ciągu dziesięciu ostatnich lat zdobył sześć mistrzostw.
– To dość dziwny klub, patrząc na luksemburskie standardy. Może dlatego, że ma bogatego właściciela. Gdy trafiłem do Dudelange, w szatni pierwszej drużyny było aż 41 zawodników. Prowadził nas Dino Toppmoeller, który niedawno był asystentem Juliana Nagelsmanna w Bayernie.
– A jakim klubem jest Union Titus Petange, w którym pracujesz obecnie?
– Nasz klub jest prawie w pełni profesjonalny. Tylko dwie osoby w składzie poza grą w piłkę pracują też w innych miejscach. Jako trenerowi zależy mi jednak, żeby nasze podejście było w pełni zawodowe. Mamy treningi rano i po południu. Wiem, że nie we wszystkich klubach w Luksemburgu tak jest.
– Masz dopiero 33 lata. Jak to się stało, że w tak młodym wieku zdecydowałeś się rzucić karierę piłkarską i zostać trenerem?
– Zawsze chciałem być trenerem. Na boisku myślałem strategicznie i dokładnie słuchałem oraz obserwowałem wszystkich szkoleniowców, u których grałem. W pewnym momencie poczułem, że jest to odpowiedni czas na koniec kariery i zmiany.
– Jakie są twoje kolejne cele z Union Titus Petange?
– Staram się patrzeć krótkofalowo. Zachęcam moich zawodników do tego, żeby każdy mecz traktowali jak swój ostatni. Chcę im też przekazywać jak najwięcej wskazówek na treningach, żeby unikali błędów na boisko i poza nim.
– Nie myślisz o tym, co będzie za kilka lat?
– Gdy byłem dzieciakiem, nastolatkiem, żyłem tym co miało być za kilka lat. Marzyłem o wielkiej karierze i tym, co mogę osiągnąć ze swoim talentem. Przekonałem się jednak, że jeśli myślisz za dużo o przyszłości, zapominasz o teraźniejszości. Dlatego staram się być jak najlepszym trenerem teraz, w tym momencie, a nie za kilka lat. Oczywiście, chciałbym kiedyś pracować w silnej lidze. Ale nie myślę o tym.
– A gdybyś dostał ofertę z Polski?
– Mówię po polsku, znam ligę, znam tradycje piłkarskie. Wiem, jak się tutaj gra. Jeśli kiedyś będę miał okazję, chętnie do was wrócę!
1 - 0
Rumunia U21
1 - 2
Gruzja U21
0 - 0
Francja U21
2 - 3
Hiszpania U21
2 - 1
Polska
1 - 1
Albania
2 - 0
Cypr
0 - 4
Austria
3 - 0
Andora
8 - 0
Malta
13:00
KKS 1925 Kalisz
16:00
Dania U21
16:00
Świt Skolwin
19:00
Anglia U21
19:00
Holandia U21
19:00
Słowenia U21
16:00
Rumunia U21
19:00
Gruzja U21
19:00
Polska U21
19:00
Włochy U21