Reprezentacja Polski U17 pokonała w ćwierćfinale mistrzostw Europy Serbię 3:2. Kapitanem drużyny oraz jednym z jej czołowych zawodników jest Krzysztof Kolanko. Jak wyglądały jego początki? – Patrzę na zegarek: 18:30, Krzyśka nie ma. Chwilę później chłopak wchodzi z mamą do hali, szli przez środek. Miał na sobie buty zimowe z rozwiązanymi sznurówkami. Powiedział mi, że może w nich trenować. Ostatecznie musiał grać na bosaka – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL jego były trener Marek Adamiak, dyrektor sportowy akademii Beniaminka Krosno.
Niektóre źródła podają, że ma 163 centymetry wzrostu. Możliwe, że obecnie jest nieco wyższy, aczkolwiek wciąż bywa najniższy na boisku. Wzrost mu jednak nie przeszkadza. Jest mobilny, nie boi się wślizgów. Co więcej, wygrywa pojedynki z rywalami, którzy są od niego wyżsi o głowę. Ma dopiero szesnaście lat, a już miał okazję rozegrać cztery mecze w Ekstraklasie. A jako piętnastolatek pojechał na pierwszy obóz treningowy z dorosłą drużyną Górnika Zabrze.
Krzysztof Kolanko to jedna z najważniejszych postaci kadry U17, a także jej kapitan. Nie opuścił ani jednego spotkania drużyny pod wodzą Marcina Włodarskiego. Zadania w trakcie spotkań miał różne. Grał najczęściej jako prawy pomocnik, ale czasem schodził do środka, pojawiał się również na lewej stronie. I właściwie w większości spotkań trudno było przewidzieć, co nowego wymyśli. Można było się za to spodziewać jego ambitnej i walecznej postawy. A także tego, że nie będzie mu łatwo odebrać piłki.
Wnosił dużo zarówno na własnej połowie i pod bramką rywala. Czasem był rozgrywającym, a niekiedy rozpoczynał akcje wyprowadzając piłkę spod swojego pola karnego. I nikt raczej nie ma wątpliwości – to kluczowy piłkarz kadry U17 i jeden z jej największych talentów.
A jeszcze kilka lat temu nie było to takie oczywiste. Kolanko od dziecka, ze względu na słabsze warunki fizyczne, musiał walczyć o swoje. Wyszło mu to na dobre – teraz mało kto ma wątpliwości co do tego, że ma potencjał. Co go czeka? Tego na razie nikt nie wie. Tym bardziej, że jeszcze niedawno mało kto spodziewał się, że może zostać kapitanem kadry w mistrzostwach Europy, choć to na razie kategoria U17.
CZYTAJ RÓWNIEŻ O KADRZE U17:
– Selekcjoner wierzy w sukces na Euro. "Chcemy zdominować każdego"
– Gwiazda kadry U17. "Hiszpania, Włochy? Oni są tacy sami jak my"
– Mike Huras – urodził się w Stuttgarcie, ale w sercu ma Ruch Chorzów
– Nico Adamczyk grał dla Niemiec, ale wybrał Polskę. "W niemieckiej kadrze chciałem się tylko sprawdzić"
– Polak odkryciem Euro U17? "Presja nie doskwierała mu nigdy"
– To oni mogą być gwiazdami Euro. Talenty Barcy, Arsenalu i... Górnika Zabrze
Krzyś na pierwsze zajęcia piłkarskie przyszedł mając cztery lata. – Jego siostra Zuzia początkowo bardziej rokowała, a Krzysiu – wtedy czterolatek – był trochę naszą "maskotką". Potem był w naszych grupach rekreacyjnych – mówi prezes akademii Beniaminek Krosno, Grzegorz Raus. W trakcie wspomnianych zajęć chłopiec bardzo polubił piłkę nożną i dołączył do dziecięcych drużyn sześcio- i siedmioosobowych.
– Pamiętam jego pierwszy trening u mnie. Wcześniej trenował w grupie B czyli tej nieco słabszej. Jej trener powiedział mi: sprawdź tego Krzyśka. Wtedy była zima, mieliśmy zajęcia w hali szkolnej. Patrzę na zegarek: 18:30, Krzyśka nie ma. Chwilę później chłopak wchodzi z mamą do hali, szli przez środek. Miał na sobie buty zimowe z rozwiązanymi sznurówkami. Powiedział mi, że może w nich trenować. Ostatecznie musiał grać na bosaka – wspomina jego były trener, Marek Adamiak.
Początkowo miał jednak problemy z przystosowaniem się do zespołu pod względem sportowym. Od dziecka był jednak ambitny. Na moment, w którym mógłby się wykazać, musiał popracować i trochę poczekać na efekty. – W mocniejszej grupie potrzebował czasu, żeby się zaaklimatyzować. Trwało to miesiąc, może dwa. Trudno było mu pokazać potencjał. Aż do czasu turnieju w Krośnie, gdy w drużynie miałem parę infekcji i tak się złożyło, że Krzysiek zagrał. Odpalił niesamowicie, był naszym najlepszym zawodnikiem – przyznaje były szkoleniowiec reprezentanta U17.
Przełomem okazał się turniej PROFBUD Cup. Piłkarz miał wtedy około dziewięciu-dziesięciu lat i zwrócił na siebie uwagę. Gdyby jednak jego koledzy się nie rozchorowali, byłby jedynie rezerwowym. – Wszyscy wtedy mówili: taki mały, a sprawny i szybki. Wtedy okazał się naszym objawieniem i pierwszy raz pokazał, że ma potencjał – wspomina Raus.
Z czasem niepozorny Krzyś stał się jednym z liderów drużyny. Duży wpływ na to miała jego sprawność. Wolny czas spędzał niemal wyłącznie aktywnie. Trenerzy przyznają, że wiele razy widzieli chłopca na rowerze albo grającego rekreacyjnie na krośnieńskich boiskach. – Był bardzo sprawny, ale to dlatego, że także poza treningami dużo się ruszał. Jeździł na rowerze, pływał, grał w tenisa i koszykówkę. Wszędzie go było pełno w Krośnie. Znak rozpoznawczy? Żółta czapka. Zdarzało się, że późną jesienią jeździł po mieście na rowerze w krótkich spodenkach. W deszczu, w śniegu – nie było problemu – mówi Adamiak.
Pogodzenie sportu z nauką? W niektórych przypadkach bywa to trudne. Kolanko był jednak zawsze dobrze zorganizowany, co przekładało się na jego oceny w szkole. – Zawsze też dobrze się uczył i miał dobre oceny. Większość czasu zajmował mu sport, ale szkoła mu nie przeszkadzała – umiał wszystko pogodzić – podkreśla trener Adamiak.
Od najmłodszych lat cechuje go także dyscyplina, która wynikała nie tylko z podejścia trenerów, ale także jego samego. – Pamiętam sytuację na basenie. Kończyłem lekcję, nagle wchodzi Krzysiu, przebrany w kąpielówki, miał założone okulary i się kręcił. Zapytałem go: Krzysiu, co robisz? A on odpowiedział, że ma lekcję, ale jego grupa jest jeszcze w szatni. Wszedłem do szatni, a tam pusto – nauczyciela też jeszcze nie było. Patrzę przez okno, a tam pan dopiero liczył dzieci wychodzące z busa – dodaje trener akademii Beniaminka Krosno.
Nawet problemy zdrowotne nie były mu straszne. Nie opuszczał treningów, nawet jeśli był chory albo zmagał się martwicą. – Mimo martwicy, bodajże pięty albo kolana, pojechał z nami na obóz. Nie opuścił żadnego treningu. Gdy zaczęło go boleć, mówił że w takim razie – może stanąć na bramce – zdradza szkoleniowiec.
Choć zawsze był jednym z najniższych w drużynie, nie przejmował się tym. Wręcz przeciwnie – z czasem okazało się to jego atutem w rywalizacji z wyższymi i silniejszymi fizycznie chłopakami. – Im trudniejszego miał rywala, tym więcej dawał z siebie. Zawsze był ryzykantem, ale nie bał się pojedynków. Był niewielkiego wzrostu, ale nigdy mu to nie przeszkadzało. Wręcz potrafił to wykorzystywać w rywalizacji z przeciwnikiem. Potrafił się zastawić, wymusić faul – mówi trener Adamiak.
Czy już jako dziecko był kapitanem? Nie zawsze. Jako trzynastolatek był już jednak nie tylko liderem na boisku, ale także w szatni. – Miał w sobie coś, co wpływało na chłopaków. Ciągnęło go do liderowania. Zawsze mówił kolegom to, co myślał – w szatni i na boisku. Może nie zawsze miało to pozytywny wpływ – szczególnie na tych "delikatniejszych". Ale w drużynie był wodzirejem – dodaje szkoleniowiec Beniaminka.
Z czasem Kolanko zaczął zwracać uwagę dyrektorów i skautów większych akademii piłkarskich. Jednym z pierwszych zainteresowanych nim był Górnik Zabrze. Choć wyszło to trochę przypadkiem. – Łukasz Milik przyjechał do nas, żeby zobaczyć na żywo Patryka Szczurka z rocznika 2005. Przy okazji przyszedł na mecz o rok młodszego rocznika. Mały, szybki, zwinny, strzelił wszystkie gole – muszę go mieć. Od tej pory Łukasz stał się jego fanem – mówi Grzegorz Raus.
Niewiele jednak brakowało, a Kolanko wylądowałby nie w Zabrzu, a w Poznaniu. Prezes akademii przyznaje, że trochę się przyczynił do tego, że nastolatek ostatecznie dołączył do Górnika. – Był już przez długi czas w kontakcie z Górnikiem, ale na ostatniej prostej pojawił się Lech Poznań. Zadzwoniłem wtedy do Łukasza i powiedziałem: słuchaj, tyle się o Krzyśka starałeś i włożyłeś tyle serca, żeby go sprowadzić, ale przyszła propozycja z Lecha. Trzy godziny później był w Krośnie. Poszliśmy na obiad z Łukaszem i rodzicami Krzyśka. Dogadali się – zdradza.
Nie minęło dużo czasu, a Kolanko dostał szansę w pierwszej drużynie Górnika. – Któregoś dnia go spotkałem i się go zapytałem, co u niego. Odpowiedział mi: trenerze, wakacje są, ale muszę jechać na obóz. Myślałem, że juniorów. Nazajutrz poszedłem do dentysty – do gabinetu jego rodziców i mi powiedzieli, że jedzie z seniorami. To niesamowite, że jednego dnia chłopak siedzi nad rzeczką z kolegami i koleżankami, a już następnego dnia pojechał, żeby trenować w jednej drużynie z Podolskim – opowiada Raus.
Szesnastolatek zagrał już w kilku spotkaniach PKO Ekstraklasy. Wciąż pamięta o swoim byłym klubie i nadal odwiedza byłych szkoleniowców. A nawet trenuje na krośnieńskich obiektach. – Gdy przyjeżdża do domu z Zabrza, pisze do mnie: czy otworzy mi trener obiekt, bo chciałbym przyjść. Bez znaczenia czy była to ósma rano albo późny wieczór – mówi Adamiak.
Akademia także nie zapomina o byłym zawodniku. Prezes Raus i trener Adamiak w sobotę pojechali do Budapesztu, aby zobaczyć w akcji wychowanka. – Wiemy, że jest mało biletów, ale najwyżej będziemy oglądać mecz zza siatki – dodaje były trener kapitana kadry U17.
Raus przyznaje, że w piłkarzu wciąż dostrzega kilkuletniego chłopca, który trenował w Beniaminku. – Od dziecka lubił strzały ze wślizgu i do tej pory mu one zostały. Nawet w trakcie mistrzostw już próbował strzelać w ten sposób. Chyba podchwycił to u niego Mateusz Skoczylas, bo widziałem, że uderzał tak samo – zauważył prezes akademii.
– Widać w nim determinację, ale także entuzjazm. O wszystko musiał walczyć, ale wywalczył już sporo – podsumował Raus.