| Koszykówka / Rozgrywki ligowe
Koszykarze Kinga Szczecin po raz trzeci pokonali Stal Ostrów (79:76) i pierwszy raz w historii awansowali do finału ekstraklasy. – Cieszę się, że po tym bardzo słabym meczu w piątek, nie złożyliśmy broni – powiedział trener zwycięzców Arkadiusz Miłoszewski.
King odbudował się po piątkowym pogromie, kiedy to przegrał w Ostrowie aż 60:92. Trener Miłoszewski po trzecim spotkaniu nie ukrywał, że musi w końcu znaleźć sposób, by jego zespół lepiej wyglądał w pierwszej kwarcie. I najwyraźniej znalazł receptę, bo jego podopieczni wręcz rozbili gospodarzy na początku spotkania. Po celnym rzucie Zaca Cuthbertsona prowadzili już 18:2. Koszykarze Stali byli fatalnie dysponowani rzutowo, czasami nie trafiali nawet w obręcz, a w pierwszej kwarcie oddali jeden celny rzut z gry - za trzy punkty trafił Aigars Skele.
Goście nie zwalniali tempa i w imponujący sposób finalizowali kontrataki. Licznie zgromadzeni kibice w 3mk Arena Ostrów mogli odnieść wrażenie, że przyszli na konkurs wsadów, a nie ligowe spotkanie. Stal w końcu poprawiła celność z dystansu, ale przewaga szczecinian była wciąż wyraźna.
Po zmianie stron ostrowianie zaczęli grać nie tylko skutecznie, ale bardziej twardo w obronie. Nie popełniali też tylu strat, co w pierwszej połowie. Przewaga Kinga powoli, ale systematycznie zaczęła topnieć. Skrzydłowy Stali Nemanja Djurisić wziął ciężar gry na swoje barki, a bardzo nieskuteczny Michał Michalak w końcu trafił zza linii 6,75 m i było już tylko 67:64 dla Kinga. Szczecinianie nie potrafili zareagować i w 36. minucie podopieczni Andrzeja Urbana po rzutach wolnych Łotysza Skele po raz pierwszy w tym meczu objęli prowadzenie (70:69).
Kibice w Ostrowie przeżywali niemałe emocje w końcówce, prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Na 10 sekund przed końcem King wygrywał 78:75, lecz Andrzej Mazurczak niepotrzebnie faulował rzucającego za trzy punkty Michalaka. Rozgrywający Stali trafił tylko raz z linii rzutów wolnych i przyjezdni po chwili mogli się cieszyć ze zwycięstwa dającego im upragniony awans. Szczecinianie po raz pierwszy w historii wystąpią w finale.
Po meczu Arkadiusz Miłoszewski nie ukrywał, że najtrudniejszym zadaniem było odbudowanie drużyny po piątkowej porażce.
– Powiedziałem zawodnikom normalną rzecz. To czy przegrywamy 30 punktami, czy jednym – nie ma znaczenia w play-off. To jest taka sama porażka. Chciałem ich odbudować mentalnie, bo jak jednak przegrasz 30 punktami, to zaczynasz za dużo rozmyślać. Cieszę się, że po tym bardzo słabym meczu w piątek, nie złożyliśmy broni, tylko podnieśliśmy te nasze szabelki. Trochę tak na ułańskiej fantazji wygraliśmy to spotkanie. Zaczęliśmy super, agresywnie w obronie, wyprowadzaliśmy szybkie ataki, czyli to, z czego słyniemy. Mieliśmy też przestoje, ale to normalnie. Trudno wygrać na parkiecie rywala różnicą 20 punktów w meczu o taką stawkę – skomentował.
Trener Stali Andrzej Urban przyznał, że rywale w pełni zasłużenie dotarli do finału, choć dodał też, że jego podopieczni zasłużyli jeszcze na jedną szansę.
– Na przestrzeni całej tej serii zasłużyliśmy na to, by doszło do piątego meczu i jest mi bardzo przykro, że nam się nie udało tego zrobić. King gra bardzo dobrą koszykówkę przez cały sezon i nie jest to przypadek, że znaleźli się w finale. W naszej lidze utarło się w ostatnich latach, że w play-off można zaatakować z niższych pozycji, ale to są zwykle niespodzianki. Ten sezon kończy się bez niespodzianek, w finale spotka się pierwszy z drugim, a w meczu o trzecią lokatę trójka z czwórką – podsumował.