Mistrz olimpijski z Tokio ma za sobą bardzo trudny okres w życiu. Kontuzje i choroby pokrzyżowały mu wiele planów. Bywało, że miał kłopot, by wstać z łóżka. Teraz wraca i ponownie chce wspiąć się na szczyt. W rozmowie z TVPSPORT.PL przybliżył plany na przyszłość i opowiedział o ostatnich wydarzeniach.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Jak się czujesz po starcie w Chorzowie?
Dawid Tomala: – Oj, panie. To nie jest to, co chcę i na co mnie stać. Duże piętno wywarł na mnie covid. Nie będę się usprawiedliwiał. Brakuje mi czasu, by się rozpędzić. Chodziłem szybko w ubiegłym roku. Teraz inni zawodnicy pokazują, jak to się robi. Bieżnia weryfikuje. Jest mi przykro. Jestem ambitny. Będę walczył dalej. Przerwa w przygotowaniach trwała dwa miesiące. Nie jest to proste wrócić do najwyższego poziomu, gdy psychicznie jest się wyniszczonym. Nie jestem tym, kim chciałbym być w danym momencie.
– Możesz rozwinąć ostatnie zdanie?
– Ostatnio miałem w głowie myśli, że jadę na mistrzostwa kraju, rozwalam je i mam minimum na mistrzostwa świata. Niestety, w trakcie powrotu do domu ktoś mnie zaraził za granicą. Byłem chory w marcu, a dopiero powoli wracam do sił. Chciałbym mieć tak dużo energii fizycznej i psychicznej, tak jak to miało miejsce przed zakażeniem. Uwierzcie, że gdy całe życia i pasja się załamują to trudno udźwignąć taką chwilę. Pracuję z psychologiem. Mam wsparcie rodziny. Cieszę się, że ich mam.
– Co najbardziej dokuczało po koronawirusie?
– Do teraz mam kłopot z płucami. Nie oddycha mi się tak dobrze, jak przed chorobą. Idę na trening i czuję, jakby ktoś siedział mi na klatce piersiowej. Dzieje się to w trakcie intensywnych ćwiczeń. Czuję, że przygotowania są mocno zaburzone.
– To najtrudniejszy moment w karierze?
– W ubiegłym sezonie miałem uraz nogi, ale mogłem z nim startować. Rozwiązałem ten problem, kontuzja znikła. Z koronawirusem tak się nie da. Musiałem "odejść" od sportu na dwa kroki. Leczenie zajęło długo.
– Jesteś sfrustrowany?
– Okres przygotowawczy przepracowałem niemal idealnie. Byłem bardzo pozytywnie nakręcony. Kipiła ze mnie energia. Po powrocie z Afryki nie byłem w stanie wstać z łóżka. Wykonanie małych czynności mnie przerastało. Nie życzę tego nikomu. Życie bardzo mnie testuje. Nie jest to łatwy czas. Wiem, że stać mnie na kolejne sukcesy. Jak mówi pewien "poeta": los chce ze mną grać w pokera.
– Minimum olimpijskie siedzi w głowie? Chciałbyś kolejnych medali?
– Udowodniłem sobie, że mogę być w topie. Na nieszczęście, nie mogłem się po raz kolejny sprawdzić na dystansie 50 kilometrów. Teraz jest 35 kilometrów, ale w trakcie igrzysk zabraknie tego dystansu. Będzie sztafeta. Nie do końca wiem, jak będą wyglądały kwalifikacje. Panuje jeden wielki chaos. Organizatorzy się pogubili. Myślałem, że chodziarze będę rywalizować na dystansie maratonu. Na tę chwilę bez szans. Przygotuję się na dystans 20 kilometrów. Wynik nie będzie zależał już tylko ode mnie. Postaram się z Kasią Zdziebło albo z Olgą stworzyć znakomity duet. Mamy też innych zdolnych zawodników. Życzę nam wszystkim zdrowia.
– Niektórzy mówią, że złoto w Tokio było jednorazowym strzałem i już nie wrócisz na najwyższy poziom. Jak reagujesz na takie słowa?
– Ludzie mogą tak myśleć. Sam nałożyłem na siebie zbyt dużą presję. Momentami chcę przeskoczyć pewne etapy, na które trzeba więcej czasu. Mój organizm na innych prędkościach i przy skróconym dystansie nie czuje się komfortowo. Na złoto igrzysk pracowałem wiele lat. Teraz znowu muszę zaczynać historię na nowo. Chciałbym, żeby widzowie zrozumieli, iż zmiany dystansów nie są dla nas komfortowe. To, że mam o 15 kilometrów mniej do pokonania nie oznacza, że jest to dla mnie świetna wiadomość. Jest dużo niewiadomych. Musimy z nimi żyć.
– Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
– Nie wiem, czy pojawię się za granicą na dłuższych dystansach. Powoli kończą się zawody. Wezmę jeszcze udział w chodzie na 10 kilometrów w mistrzostwach Polski. Na mistrzostwa świata w Budapeszcie jadę po medal. Trzy kolejne miesiące będą bardzo napięte.
– Masz w głowie scenariusz, w którym nie jedziesz na mistrzostwa świata i kładziesz wszystkie siły na igrzyska w Paryżu?
– Był taki moment, w którym chciałem zrezygnować z sezonu w 2023 roku. Miałem rozmowy z psychologami. Mówili, żebym walczył, bo zakończyć mogę w każdej chwili. Nie brzmi to dobrze z moich ust, ale miałem ostatnio kłopot, by wykonać najprostsze treningi. Trudno było złapać oddech. Wydolnościowo byłem zajechały i przybity. Będę pracował bardzo ciężko, żeby wrócić na szczyt. Nie chcę jechać na Węgry na wycieczkę. Trzymajcie kciuki.