| Piłka nożna / Liga Konferencji
Czeka, czeka i nie może się doczekać. Właściciel Fiorentiny, Rocco Commisso, od czterech lat pragnie poprowadzić klub do wzniesienia trofeum. Jeśli ta sztuka uda mu się w środowy wieczór w Pradze przy okazji finału Ligi Konferencji z West Ham United, to zwieńczy proces, o którym chciał, żeby zrobiło się bardzo głośno.
Przez Milan do Fiorentiny
O biznesmenie zza oceanu świat włoskiej piłki mógł usłyszeć już w 2018 roku. Wtedy Milan wychodził z rąk Chińczyka Yonghonga Li i do końca nie było wiadomo, kto przejmie po nim władanie po czerwono-czarnej stronie Mediolanu. Włoch, który urodził się w Kalabrii, a już jako 12-latek wyemigrował z rodzicami do Stanów Zjednoczonych, zaczął rozpychać się łokciami.
Już na początku strzelił sobie jednak "samobója" podkreślając, że jako dziecko kibicował Juventusowi. Jego zdaniem nie miało to jednak żadnego znaczenia, skoro teraz chciał pomóc Milanowi. Ostatecznie z interesu nic nie wyszło, a mediolańczyków przejął fundusz inwestycyjny Elliott. Commisso nie porzucił jednak planów pojawienia się na piłkarskiej scenie Półwyspu Apenińskiego.
Kolejna okazja nadarzyła się już kilka miesięcy później. Zmęczeni fatalnymi wynikami i grą o utrzymanie bracia Della Valle zdecydowali się sprzedać Fiorentinę. Zaznaczali przy tym, że w sumie zrobiliby to dużo wcześniej, ale klubu nie chciał kupić "nawet wioskowy głupek".
Szefa Mediacomu, piątej co do wielkości sieci telewizyjnej w Stanach Zjednoczonych, tym mianem na pewno nazwać nie można. Commisso stwierdził jednak, że bliskość siedemdziesiątki i w pełni ustabilizowane życie to dobry czas, żeby nieco pobawić się w piłkę nożną. W swoje marzenie zainwestował 170 milionów euro.
Ma być głośno
Po jego ruchach od razu było widać, że chce wycisnąć okazję jak cytrynę. Do Fiorentiny, która cztery lata wcześniej desperacko walczyła o pozostanie w Serie A, nie mógł ściągnąć jednak największych gwiazd. Spróbował więc metody alternatywnej – przyciągnięcia głośnego nazwiska, które chwile chwały miało już za sobą.
Tak we Florencji zameldował się Franck Ribery. Wraz z nim podpisano kontrakt także z Kevinem-Princem Boatengiem, który był świeżo po półrocznej przygodzie w Barcelonie. Choć piłkarska jakość obu panów z jasnych pobudek była już dość wątpliwa, to Commisso piał z zachwytu. Podkreślał przy tym, że czego jak czego, ale pieniędzy jego klubowi nie brakuje.
– Otworzyłem kasę, a ludzie z klubu zaczęli z niej korzystać – zaznaczył biznesmen z charakterystycznym błyskiem w oku latem 2019 roku. I dodał: – Dziękuję wam za wszystkie emocje, jakie mi zapewniliście. Zauroczyliście mnie, kiedy wróciłem do Nowego Jorku.
Co ważne w przypadku szefa-Amerykanina – nawet jeśli wywodzącego się z Włoch – Commisso zaangażował się od razu. W życiu klubu uczestniczył od samego początku. Odkąd tylko przejął Fiorentinę, często pojawiał się w Toskanii, dbał o drużynę i kibiców. Jednocześnie rozpoczął krucjatę o jego zdaniem najważniejszą sprawę, której nie udało się rozwiązać do dziś...
– Stadion to pierwsza porażka w moim życiu. Ten obecny to nie jest żaden zbytek. Nie jest na poziomie waszej pięknej Florencji. W ogóle nam nie pomagają, żebyśmy zbudowali odpowiedni stadion za odpowiednie pieniądze. Biurokracja niszczy Włochy – wylewał swoje żale w niedawnej rozmowie z "La Nazione".
W istocie miał rację – lata upływają, drużyna ewoluuje, a jak trzeba było grać na starodawnym Stadio Artemio Franchi, tak trzeba grać nadal. Irytacja biznesmena przyzwyczajonego do konkretów i szybkiego podążania za obranym celem wylewa się z każdej wypowiedzi dotyczącej obiektu.
Przypadkowy strzał w dziesiątkę
Jeśli chodzi o samą drużynę, to – tak jak w przypadku stadionu – nie wszystko poszło po myśli Commisso. Jak można się było spodziewać, samo zatrudnienie Ribery’ego czy Boatenga nie sprawiło, że Fiorentina włączyła się do walki o najwyższe ligowe lokaty. Pierwszy sezon pod wodzą nowego właściciela – dziesiąte miejsce. Drugi – trzynaste.
Ciągłe zwolnienia trenerów nie mogły więc dziwić. Za współpracę podziękowano nawet Vincenzo Montelli, autorowi ostatnich większych sukcesów Violi, jakimi była walka w czołówce Serie A i półfinał Ligi Europy 2014/2015. Sytuację ratować musiał znany ligowy strażak Giuseppe Iachini, a pod koniec 2020 roku właściciel klubu postanowił ponownie uderzyć w sentymenty kibiców. Zatrudnił Cesare Prandellego, jednak ten szybko stwierdził, że bardziej niż do pracy nadaje się na emeryturę.
Przełom pod względem sportowym przyniosło lato 2021 roku. Wówczas Commisso zatrudnił Gennaro Gattuso, który dopiero co odszedł z Napoli. Zanim jednak rozpoczął się okres przygotowawczy do nowego sezonu, obaj panowie… już sobie podziękowali. Nie doszli do porozumienia w kwestii budowy drużyny. Gorąca krew obu Kalabryjczyków dała o sobie znać.
Biznesmen ratował się zatrudnieniem Vincenzo Italiano, który pokazał się z dobrej strony z debiutującą rok wcześniej w Serie A Spezią. Ten wybór – choć nieco przypadkowy – okazał się strzałem w dziesiątkę. Viola zanotowała udany sezon, a siódma lokata dała jej przepustkę do eliminacji Ligi Konferencji.
W przeciwieństwie do wielu innych klubów, florentczycy ani przez chwilę nie pomyśleli, by trzeci co do ważności europejski puchar potraktować po macoszemu. Wręcz przeciwnie – uznali go za doskonałą okazję do tego, by przeżyć znakomitą przygodę i przypomnieć sobie stare dobre czasy, kiedy Fiorentina znaczyła więcej na piłkarskiej mapie Europy.
Trener w obronę
I choć jesienią w Lidze Konferencji większych kłopotów nie mieli, to na krajowym podwórku wyglądało to inaczej. Jak mówił później Italiano, początkowo nie potrafił poradzić sobie z łączeniem gry na dwóch, a nawet trzech frontach, bo Viola robiła swoje także w Pucharze Włoch. Pierwszą rundę w lidze zakończyła na jedenastym miejscu, mając na koniec o dziewięć punktów mniej niż w analogicznym okresie poprzedniego sezonu.
Coraz bardziej wzmagały się głosy, że szkoleniowiec może stracić posadę. Commisso zdawał się ich jednak nie słyszeć. Wykazał się zimną krwią i wsparł szkoleniowca wtedy, gdy ten tego potrzebował. Potem, kiedy wyniki znacznie się poprawiły, mógł z satysfakcją odpowiadać na pytania dotyczące gorszego okresu.
– Italiano zostawcie w spokoju. Kiedy sprawy nie wyglądały dobrze to wziąłem winy na siebie i nadeszło przełamanie – wyznał podczas niedawnej rozmowy z mediami przy okazji finału Pucharu Włoch.
No właśnie, bo Fiorentina w tym sezonie to sukces nie tylko w Lidze Konferencji, ale i w Coppa Italia. Toskańczycy zaszli tam aż do finału. Wykorzystali nieco fakt przystępnej drabinki – w ćwierćfinale niespodziewanie zmierzyli się z Torino zamiast z Milanem, a w półfinale walczyli z Cremonese zamiast z Romą – ale nie umniejsza to ich zasług.
W finałowym starciu zbyt silny okazał się co prawda Inter Mediolan, który wygrał 2:1, ale z całą pewnością powrót do gry o trofea to coś, o czym Commisso marzył od samego początku. Dodatkowo udało się uspokoić sytuację w Serie A. Drużyna zakończyła zmagania na ósmym miejscu w tabeli – jedynie pozycje niżej niż rok wcześniej.
Najlepsi reprezentanci Polski w minionym sezonie. Oto nasze TOP 5!
Orlik w Afganistanie. "Gdy dzieci grały w piłkę, Talibowie nie strzelali"
Duma
Biznesmen zza oceanu dał się poznać jako osoba, która wierzy w swój produkt i zawsze broni go do utraty sił. Tak było w chwilach, kiedy zespołowi nie szło. Taką zależność pokazało także głośne odejście Dusana Vlahovicia. Gdy latem ubiegłego roku Serb zamienił Violę na Juventus za ponad 80 milionów euro, właściciel florentczyków podkreślał, że to on wyszedł na tym na plus. Arthur Cabral i Luka Jović okazali się bowiem godnymi następcami, a do klubu trafiła solidna gotówka.
Wiele wypowiedzi Kalabryjczyka można było uznać za przerysowane, czy nastawione na zwrócenie na siebie uwagi. Teraz jednak jego Fiorentina ma okazję, aby wreszcie coś wygrać i spełnić marzenie nie tylko fanów, ale i samego właściciela. Można się tylko spodziewać, jak dumny będzie biznesmen, jeśli po czterech latach prób i błędów wreszcie doprowadzi klub do dużego sukcesu.
Jedynym europejskim triumfem w historii Toskańczyków było jak dotąd sięgnięcie po Puchar Zdobywców Pucharów w 1961 roku. Wygranie Ligi Konferencji zapewniłoby nie tylko przepustkę do Ligi Europy 2023/2024, ale i do wielkiej fety.
W samym jej środku z pewnością stanąłby przedsiębiorca, który od samego początku swych rządów we Florencji marzył o takich chwilach jak te. Radosnych, satysfakcjonujących, skrojonych na miarę możliwości.
5 - 4
NK Celje
1 - 0
Lugano
2 - 0
Vikingur Reykjavik
0 - 2
NK Celje
0 - 0
Borac Banja Luka
19:00
NK Celje/Fiorentina
19:00
Djurgaarden/Rapid Wien
19:00
Real Betis/Jagiellonia Bialystok
19:00
Chelsea/Legia Warszawa
19:00
Zwycięzca SF 2