Ange Postecoglou to nazwisko, które jeszcze niedawno znaczyło niewiele w świecie futbolu. Mimo to, szansę postanowił mu dać Tottenham, który zatrudnił go w roli pierwszego trenera. Jak to się stało, że australijski szkoleniowiec wylądował w klubie walczącym o wysokie lokaty Premier League? Czy w A-League można się wypromować tak, żeby trafić do topowych lig? I przy okazji – czy jest to dobre miejsce dla polskich trenerów? Więcej powiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL Ian Pulczynski, australijski dziennikarz portalu FrontPageFootball, mający polskie korzenie.
Australijczyk w Premier League? Na myśl jako pierwsi przychodzą Tim Cahill, Harry Kewell, Mark Bosnich, Mark Schwarzer, Mark Viduka albo Aaron Mooy. Do tej pory jednak w angielskiej elicie nie pracował szkoleniowiec z antypodów. Aż do 2023 roku. Trenerem Tottenhamu został bowiem Ange Postecoglou, Australijczyk greckiego pochodzenia, który do tej pory prowadził Celtic. Zanim jednak trafił do tego klubu, musiał przejść długą drogę...
Postecoglou uchodził za ważną postać klubu South Melbourne FC. Miał się od kogo uczyć – jednym z jego trenerów w klubie był legendarny Ferenc Puskas. Australijczyk spędził całą karierę w jednym klubie i dwukrotnie zdobywał mistrzostwo kraju. W reprezentacji grał jednak niewiele – według dostępnych danych, wystąpił w niej cztery razy. Jego kariera zakończyła się przedwcześnie – w wieku 28 lat doznał poważnej kontuzji kolana. Choć starał się wrócić na boisko, to się już nie stało. Ale pozostał w klubie – najpierw był asystentem, a w 1996 roku samodzielnie zaczął prowadzić drużynę. Jako 33-latek zdobył pierwsze mistrzostwo i wybrano go najlepszym trenerem roku.
Po 2000 roku Postecoglou jednak trochę zniknął z radarów. Zajął się pracą z młodzieżowymi kadrami Australii (stracił pracę po kłótni z prezenterem telewizyjnym Craigiem Fosterem po braku awansu na mistrzostwa świata U20), greckim Panachaiki oraz Whittlesea Zebras. A potem nadszedł przełomowy moment, w 2009 roku.
– Przełomowym momentem w jego karierze było objęcie Brisbane Roar. Stworzył tam jedną z najlepszych drużyn w historii Australii, kibice mówili na nią "Roarcelona". Po swojemu poukładał zespół – pozbył się części zawodników, sprowadził własnych i poustawiał – mówi Ian Pulczynski.
Skoro ekipa z Brisbane to "Roarcelona", czy Postecoglou można było porównać do Pepa Guardioli? Według naszego rozmówcy – jak najbardziej, oczywiście zachowując wszystkie proporcje. – To taka australijska wersja Pepa Guardioli. Bardzo ofensywnie nastawiony, ale także przywiązany do swojej taktyki. Jeśli któryś z zawodników nie spełnia jego założeń – musi odejść z klubu – dodaje australijski dziennikarz.
Choć w Brisbane Postecoglou miał już pewne doświadczenie, to właśnie praca z tą drużyną stała się początkiem jego trenerskiej drogi i wyniosła go jeszcze wyżej. Został szkoleniowcem wówczas najbogatszego klubu A-League, Melbourne Victory.. – Tam nie osiągnął takich sukcesów. Ale pokazał, że jest konsekwentny w swojej pracy – mówi Pulczynski. A potem został selekcjonerem australijskiej kadry.
– Miał mniej niż rok, żeby dobrze przygotować drużynę do mistrzostw świata w Brazylii. Faza grupowa zakończyła się bez punktów, ale gra mogła się podobać. Cały czas chciał grać do przodu, nie ustawiał "autobusu w bramce" z czym rywale mieli problemy. Na przykład Holendrzy, którzy przez moment przegrywali – przypomina nasz rozmówca.
Z reprezentacją Postecoglou pracował cztery lata. Największym jego sukcesem był triumf w Pucharze Azji (2015) – Australia dokonała tego pierwszy raz w historii. W 2017 roku awansował z drużyną na mundial po barażach, jednak dwa tygodnie później... znów dał o sobie znać jego stanowczy i bezkompromisowy charakter. – Zdecydował się odejść, bo nie chciał pracować w toksycznej atmosferze – zauważa australijski dziennikarz.
Dwa miesiące później trener postanowił po raz drugi w karierze opuścić Australię. Został szkoleniowcem japońskiego Yokohama F. Marinos. Początki w nowym kraju miał jednak trudne. Jego drużyna uniknęła spadku mając tylko dwa punkty przewagi nad przedostatnim Kashima Reysol. Ale w kolejnym sezonie już osiągnął sukces.
– Nie znał języka, miał problemy z dogadaniem się, a jego drużyna cudem utrzymała się w lidze. Rok później już zdobył mistrzostwo. Ale to trener, który potrzebuje czasu, żeby sprawić, że drużyna grałaby w taki sposób, jaki by chciał. Kibice też go polubili – na każdym meczu były flagi Australii. Udowodnił, że jest dobrym trenerem – dodaje Pulczynski.
Gdy w 2021 roku został trenerem Celtiku, szkoccy dziennikarze oraz kibice byli w szoku. Postecoglou nie miał dużego doświadczenia w pracy w Europie, a oczekiwania w Glasgow były niewątpliwie większe niż u niektórych jego wcześniejszych pracodawców. – Gdy trafił do Celtiku, brytyjskie media pisały: kim on jest? Dlaczego Australijczyk? Przekręcali jego nazwisko... I początki miał trudne – odpadł w eliminacjach Ligi Mistrzów. Znów potrzebował czasu, ale w klubie w niego uwierzyli, mieli do niego cierpliwość. Pozyskał kilku Japończyków, co spotkało się z żartami i krytyką mediów. Ale Ange udowodnił, że wiedział, co robi – wspomina redaktor portalu FrontPageFootball.
Postecoglou w ciągu dwóch lat w Szkocji zdobył dwa mistrzostwa kraju, dwa Puchary Ligi oraz jeden Puchar Szkocji. Sukces został dostrzeżony – trener podpisał kontrakt z Tottenhamem. Stał się w ten sposób pierwszym Australijczykiem (a także, biorąc pod uwagę jego drugą narodowość, pierwszym Grekiem), który został szkoleniowcem klubu Premier League. To jego niewątpliwy sukces. Nasz rozmówca jednak się zastanawia czy 57-latek będzie miał komfort pracy w ekipie z Londynu.
– Obawiam się, że Tottenham nie będzie miał do niego cierpliwości. Jego projekt może być ciekawy, ale w Anglii może nie dostać tyle zaufania, co w Celtiku, Yokohamie i wcześniej w Australii – zwraca uwagę dziennikarz.
Rozwój kariery Postecoglou od 2009 roku może być przykładem dla innych trenerów. – Postecoglou może być motywacją dla innych. Na razie jest wyjątkiem w Premier League, ale mamy więcej trenerów, którzy mogą pokazać, że Australia nie jest piłkarskim trzecim światem i choć piłka nożna nie cieszy się tam największą popularnością – można spełniać marzenia – podkreśla Pulczynski.
Może także polscy trenerzy mogą wzorować się na Postecoglou? Dużo się u nas o tym mówi, dlaczego Polacy nie zostają trenerami w nawet średnich europejskich ligach. Główny argument? Szkoleniowcy z naszego kraju wcześniej nie zrobili wielkiej kariery w silnych ligach. Ale nowy trener Tottenhamu także nie podbił Europy, a swoją karierę oparł przede wszystkim na pracy w Australii i Japonii. Może prowadząc drużynę w Australii i zdobywając doświadczenie nie tylko sportowe, ale i językowe, polskim trenerom łatwiej byłoby się przebić i pójść śladami Postecoglou?
Inna sprawa – czy australijskie kluby byłyby skłonne zatrudnić Polaków. Zdaniem naszego rozmówcy, to mało prawdopodobne. – Myślę, że jest to niezbyt możliwe. Australijczycy nawet nie zwracają uwagi na polskich trenerów. Może jedynie na Skorżę, bo osiągnął sukces w Azjatyckiej Lidze Mistrzów. Ale gdyby któryś klub zdecydował się zatrudnić Michniewicza albo Brzęczka – kibice raczej byliby w szoku i nie wiedzieliby, kim oni są. Nawet gdyby został przedstawiony jako trener, który prowadził Polaków w wielkim turnieju, raczej nikogo by to nie przekonywało. Bo fani woleliby młodego trenera z Australii – ocenia australijski dziennikarz.
Pulczynski jednak nie wyklucza, że polscy trenerzy poradziliby sobie w australijskich klubach. Za problem nie uważa nawet bariery językowej. – Niewykluczone, że polscy trenerzy daliby sobie radę w Australii. Liga nie jest najmocniejsza, ale z drugiej strony – nie masz presji. Przegrasz dziesięć meczów – i tak nie spadniesz z A-League, bo nikt nie spada. Nawet jeśli nie mówisz dobrze po angielsku – wystarczą współpracownicy, którzy lepiej znają język. Można też pozyskać piłkarzy ze swojego kraju, którzy mogą pomóc – przyznaje redaktor portalu FrontPageFootball.
Nasz rozmówca uczula jednak trenerów na zarobki, które w lidze australijskiej nie są wysokie. – Australia nie byłaby złym wyborem dla polskich trenerów, którzy chcieliby się czegoś nauczyć i zrobić kolejny krok do przodu. Muszą się tylko liczyć z tym, że sporo nie zarobią. Po pandemii kluby nie są w stanie zaoferować tyle, co wcześniej – zwraca uwagę Pulczynski.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.